Poprzednie częściKiedyś zaświeci Słońce cz.1

Kiedyś zaświeci Słońce cz.2

29.10.2013r

 

Nie mogło być jeszcze normalnie... Rankiem weszłam do salonu. Mama mocno spała. Nie wydałoby mi się to dziwne, gdyby nie stojące na stoliku opakowanie po tabletkach nasennych. Sama kupowałam je kilka dni wcześniej. Niemożliwe, żeby było już puste. Podeszłam do mamy. Nie oddychała. Zadzwoniłam po pogotowie.

Jednak miałam serce... Gdy tylko lekarz stwierdził zgon rozpłakałam się, jak niemowlę. Łzy lały mi się po policzkach, niczym rwący potok. Moje nadzieje i plany zostały zastąpione smutkiem, żalem, rozpaczą i całkowitą bezsilnością...

Trafiliśmy z Michałem do ośrodka opiekuńczego. Cały dzień płakałam, trzymając Michała w objęciach i powtarzając mu, że wszystko się ułoży i dla nas kiedyś też zaświeci słońce. Problem w tym, że sama w to nie do końca wierzyłam. Wiedziałam jednak, że załamanie się to ostatnie,co mogę zrobić. Musiałam szybko się pozbierać i zacząć żyć.

 

02.01.2014r

 

Uczęszczałam do szkoły zawodowej i powiedzmy sobie szczerze, więcej czasu spędzałam w pracy niż w szkole. Pobyt Michała w ośrodku był mi na rękę, bo mogłam w spokoju pracować, jako kelnerka, nie martwiąc się o jego bezpieczeństwo. Praca w podrzędnym lokalu nie była szczytem moich marzeń, ale pozwalała co miesiąc odkładać kilka złotych na poczet przyszłego mieszkania. Dawało mi też realne szanse na zdobycie prawnej opieki nad Michałem. To liczyło się dla mnie najbardziej.

Moim szefem był około pięćdziesięcioletni facet. Niezbyt miły, ale nikt inny nie chciał mnie zatrudnić. No cóż... Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma...

Zostałam w lokalu po zamknięciu. Musiałam jeszcze posprzątać. Zamiatałam salę, gdy poczułam klepnięcie w tyłek. Szybko się odwróciłam. Za mną stał mój szef.

- Co pan robi? - zdziwiłam się.

- Ciężko masz prawda? Potrzebujesz kasy...

- Nic panu do tego.

- Dam ci podwyżkę, ale mi się nie sprzeciwiaj. – Złapał mnie za ramiona.

- Nie chcę żadnej podwyżki – warknęłam, próbując mu się wyrwać.

- Nie rzucaj się. Dobrze ci ze mną będzie. – Próbował włożyć rękę pod moją bluzkę.

- Puszczaj! - krzyknęłam, kopiąc go w krocze.

Upadł na ziemię wyjąc z bólu. Szybko wybiegłam z lokalu.

„Co jest ze mną nie tak? Czemu akurat ja muszę mieć tak pod górkę? Nie chcę tak żyć.”

Wiedziałam, że muszę znaleźć inną restaurację. Musiałam mieć pracę, by skończyć szkołę i odzyskać Michała. Wracając do ośrodka, minęłam nowo otwarty lokal mojego starego kolegi – Łukasza. Na oknie wisiała kartka: „Zatrudnię kelnera/kelnerkę.” „A może...”, przeszło mi przez myśl.

 

03.01.2014r

 

Zgłosiłam się do Łukasza tuż po otwarciu restauracji. Ja bardzo potrzebowałam pracy, on bardzo potrzebował pracownika... Pracę dostałam od ręki. Łukasz obiecał mi, że jak skończę szkołę, zatrudni mnie na stałe i dostanę więcej pieniędzy. Czułam, że on akurat mnie nie oszuka. Odnosiłam także wrażenie, że nie robił tego z czystej sympatii, czy moich kompetencji, lecz potrzeby wynagrodzenia mi obojętności jego rodziców, której doświadczyłam. Taka litość trochę. Nieważne... Liczy się to, że miałam gdzie pracować. Reszta to szczegół.

 

17.08.2014r

 

Michał był już „mój”. Sprawa o przyznanie mi praw do niego potoczyła się szybciej niż się spodziewałam. Razem mieszkaliśmy w naszym małym mieszkanku w starej kamienicy, która już dawno powinna się zawalić. To było tylko przejściowe mieszkanie. Rozglądałam się już za czymś lepszym, a na co byłoby mnie stać. Od Łukasza dostałam umowę o pracę i podwyżkę. W dalszym ciągu stawka nie robiła na mnie wrażenia, ale pracując po dziesięć - dwanaście godzin dziennie pozwalała na opłacenie mieszkania i codzienne zakupy. Michała uczyłam oszczędnego gospodarowania pieniędzmi i jakoś dawaliśmy sobie radę.

 

21.11.2014r

 

Tego dnia wprowadziliśmy się do „nowego” mieszkania. Kuchnia, łazienka, salon i dwa nieduże pokoje... Najważniejsze, że nie musiałam się już o nic martwić. W końcu mogłam spokojnie spać. Nie myślałam, czy wystarczy nam do kolejnej wypłaty, czy nie zabiorą mi Michała i czy sufit za chwilę nie spadnie nam na głowę... W końcu i dla nas zaświeciło słońce...

 

02.03.2015r

 

Zaraz z rana dostałam telefon od Łukasza. Powiedział, że jest w szpitalu i nie przyjdzie dzisiaj do restauracji. Prosił, żebym się wszystkim zajęła. Nie chciał jednak powiedzieć, co się stało. To nie było do niego podobne. Rzadko bywał aż tak tajemniczy. Nie chciałam za bardzo go dopytywać. "Jak wróci, to powie." Cała restauracja została na mojej głowie. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Dla mnie to nic nowego: zrobić zamówienie i przyjąć dostawię... Żaden problem.

 

04.03.2015r

 

Łukasz był w pracy przede mną i resztą dziewczyn pracujących w lokalu. Siedział przy stoliku razem z młodszą siostrą. Obydwoje byli ubrani na czarno. Zaskoczyło mnie to. Łukasz nie był zwolennikiem czarnych stylizacji. Podszedł do mnie. Weszliśmy do kuchni.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.

- Tak... Teraz muszę wyjść. Wrócę po południu. Ogarniesz to?

- Tak, pewnie.

Łukasz faktycznie wrócił razem z siostrą tuż po południu. Obydwoje mieli zaczerwienione oczy. Zamknęli się na chwilę w pokoju socjalnym. Później mój szef wrócił do swoich obowiązków. Mimo to myślami był nieobecny. Raczej się tak nie zachowywał.

Po zamknięciu, jak zawsze miałam zostać i posprzątać salę.

- Karola – zaczął Łukasz – idź już do domu.

- No, już kończę – rzuciłam pośpiesznie, zamiatając podłogę.

- Idź już! - warknął, podnosząc głos.

- Ok, ale wszystko jest ok?

- Idź!

Szybko się ewakuowałam.

W drodze do domu zauważyłam, że mój telefon został w lokalu. Musiałam wrócić. W restauracji było już ciemno. Miałam swoje klucze, więc weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam próg, gdy zatrzymał mnie Łukasz.

- Co ty tu robisz? - zapytał.

- Zostawiłam tu telefon – szepnęłam.

- Weź go i idź – warknął.

Nie wiedziałam jeszcze, czemu tak mnie potraktował... Wzięłam, co miałam wziąć i zeszłam mu z pola widzenia.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Anonim 22.04.2019
    Nadal w dobrym tempie prowadzisz akcję. Widać, że pisanie nie jest Ci obce.
    A teraz błędy:

    1). Nie jeszcze mogło być normalnie..
    Cos w tym zdaniu jest nie tak. Albo brak przecinka, albo szyk niewłaściwy.

    2). Nie możliwe, żeby było już puste.
    Niemożliwe - razem.

    3). No cóż... Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma...
    W całym tekście stosujesz zbyt dużo wielokropków. Nie można go nadużywać, bo traci swoja moc, poza tym pozostaje wrażenie, że czytelnik ma się zbyt dużo domyślać
    .
    4). Wracając do ośrodka minęłam nowo otwarty lokal mojego starego kolegi – Łukasza.
    To drobiazg, ale przecinek przed "minęłam".

    5). ale pracując po 10 – 12 godzin dziennie pozwalała na opłacenie mieszkania
    Liczby w większości zapisujemy słownie.

    Pozdrawiam
  • Nysia 22.04.2019
    Dzięki. Poprawiłam.
  • Bogumił 22.04.2019
    No, na razie czytam, głębszą refleksję wyrażę po przeczytaniu kilku części.
  • Nysia 22.04.2019
    Ok.Będę czekać.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania