Kurde, faktycznie Leśmianowo kapkę i podobno jak riggs. Sztywne 5+
Ja po prostu lubię takie klimaty.
Wiedziałem, czułem, że obserwowanie Cię to złoty pomysł
rubio , ja lubię, bo moja styczność jest raczej ograniczona. Lub, powiedzmy, była. Wiele rzeczy, tworów, które teoretycznie zna każdy, czytam pierwszy raz. Odkrywam na nowo. Nie jestem więc zmanierowany i jak mi coś leży, to głośno o tym mówię.
Jak nie leży, to w sumie też.
Canulas Hmm po raz drugi. Bo przyznam, chyba trochę nie zrozumiałem. Tzn. to, co napisałem, miało zabrzmieć w ten sposób, że od dawna raczej nie pisuję w takim stylu, a tutaj wrzuciłem dwa stare wiersze, nie podejrzewając, że to komuś podejdzie. Ale skoro podeszło, to postaram się wrzucić więcej. Ale klimaty takie wciąż są mi bliskie, jakieś dwa tygodnie temu w antykwariacie wygrzebałem i kupiłem tomik Micińskiego (jeśli nie znasz, polecam). Tak że, no... Pozdrawiam ;D
ps. ja zawsze mam problemy z dogadaniem się przez neta, może tu coś jest na rzeczy ;)
rubio , zapiszę sobie. Wiersze ogólnie, to średnio mój target. Najczęściej jedyne, co mogę zotawić w komentarzu, to odbiór stricte odczuciowy. Nie umiem ich wybebeszać, bo sam się raczej wywodzę z opowiadań. To, że mało wierszy czytałem, mało się na tym znam, i mam niewielką wiedzę, to same plusy dla mnie. Bo czasem poprzez to "nieskalanie" natykam się na różne rzeczy, które teoretycznie wyszły z mody, a mi wciąż podchodzą.
skojarzenia powędrowały w zgoła odmiennym kierunku,
Padlina
Charles Baudelaire
tłum. Mieczysław Jastrun
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na scieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożylo.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentch ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniowa,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości
A do tego se po prostu wróciłem. Bo niby, czemu nie.
Dobry Leśmian zawsze w cenie. Napisz coś w stylu jego: Dziewczyny, a masz wirtualny miesiąc moich ukłonów gratis.
Oferta do wyczerpania zapasów. Krępel łupie.
Idę dalej.
Komentarze (12)
Ja po prostu lubię takie klimaty.
Wiedziałem, czułem, że obserwowanie Cię to złoty pomysł
Jak nie leży, to w sumie też.
ps. ja zawsze mam problemy z dogadaniem się przez neta, może tu coś jest na rzeczy ;)
Padlina
Charles Baudelaire
tłum. Mieczysław Jastrun
Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na scieżce żwirem zasianej.
Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.
Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.
Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.
Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.
Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożylo.
Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.
Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.
A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.
A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!
Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentch ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniowa,
By gnić wśród kości bratnich.
Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości
Dobry Leśmian zawsze w cenie. Napisz coś w stylu jego: Dziewczyny, a masz wirtualny miesiąc moich ukłonów gratis.
Oferta do wyczerpania zapasów. Krępel łupie.
Idę dalej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania