Knajpiana rozmowa I

Usiadłem przy barze zamawiając piwo, chwilę potem usiadł obok mnie jakiś dziwnie wyglądający facet. Łysy, na twarzy miał kilka małych szram, ubrany w mocno już wytartą górę od dresu. Wyglądał na jakieś sześćdziesiąt, sześćdziesiąt parę lat. Również zamówił piwo i spojrzał na mnie z ukosa. Jakoś nie bardzo pasował mi ten facet, sprawiał wrażenie takiego, który ma na pierwsze, a potem będzie sępił.

- Pan nie stąd, prawda? – zapytał.

 

- Nie, nie stąd – odpowiedziałem lekko poirytowany.

 

- Przyjechał pan na galę bokserską?

 

- Tak, jestem dziennikarzem sportowym.

 

- Lubi pan boks?

 

- Tak – odpowiedziałem znudzonym głosem.

 

- Błażyński, mówi coś panu to nazwisko?

 

- Nie, to zapewne jakaś stara epoka, Stamm i jego mistrzowie?

 

- Nie, później.

 

- To pan? – zapytałem trochę od niechcenia.

 

- Wiesz… młody człowieku, kiedy zafascynujesz się boksem, poświęcasz dla niego wszystko, całą swoją młodość, zdrowie, często również zdrowy rozsądek. Wszystko po to by być najlepszym, ciężko trenujesz, obrywasz, oddajesz. Jak masz talent to idziesz dalej, wszyscy zaczynają patrzeć na ciebie z nadzieją. Jesteś coraz inteligentniejszy, coraz lepiej czujesz swych przeciwników. Narzucasz im swój rytm, coraz mniej się męczysz, czekasz na właściwy moment, bach i wygrałeś.

 

- Tak, nieźle pan to opowiedział. – Uśmiechnąłem się, teraz wydawał mi się o wiele bardziej sympatyczny. – Walka na pięści to sport dla prawdziwych twardzieli, prawda?

 

- Kojarzysz walkę Ali i Frazier, tę trzecią ostatnią?

 

- Coś tam słyszałem, ale to stare czasy i niespecjalnie się w to wgłębiałem.

 

- Byli już prawie martwi, Ali wspominał o ciosach Fraziera, które były tak mocne, że w dziesiątej rundzie przestał czuć nawet ból. W czternastej rundzie prosił, żeby go poddano, ale poddano Fraziera, który błagał, żeby tego nie robić, jednak wypowiadanie tych słów przychodziło mu z wielkim trudem. Żyła w nim już tylko nienawiść, nie licząca się z nikim i niczym. Na całe szczęście, tam zawsze stoi ktoś z boku i się temu przygląda.

 

- Tak, w życiu często kogoś takiego brakuje. – Byłem już lekko rozbawiony jego długim wywodem. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się i zapytał.

 

- Walczyłeś na ringu?

 

- Nie, dawno temu w szkole średniej, trenowałem jakieś półtora roku karate. Raz porządnie oberwałem w splot słoneczny i stwierdziłem, że to nie dla mnie.

 

- Ha…ha…ha… no cóż, nie każdy się do tego nadaje. Kiedy walczy się na ringu, to… to ma w sobie coś z teatru. Dużo gry, kunktatorstwa, tylko ból jest prawdziwy, a i tak trzeba udawać, że on nie istnieje. Walka ze złamaną szczęką to prawdziwe wyzwanie. Można przetrwać do końca, nawet wygrać, pod warunkiem, że przeciwnik o tym nie wie. Złamany palec, zwichnięty nadgarstek, rozcięty łuk brwiowy, same cielesne atrakcje, każda inaczej boli. Niemniej wszystko to jest jak najbardziej do zniesienia.

 

W życiu zadawanie bólu jest o wiele bardziej wyrafinowane. Kiedy uderzy cię czyjeś słowo, zazwyczaj nie masz pojęcia jak z nim walczyć. Często bywa tak, że nikt ci go w twarz nie rzucił, obiło się o uszy i doszło do ciebie przypadkiem. Zaczyna coraz bardziej boleć, kładziesz się z nim spać, wstajesz rano. Zaczyna coraz bardziej rozrywać od środka, chce ci się wyć, ale jesteś twardziel i dusisz w sobie cały ten ból. Coraz bardziej tracąc nadzieję, że w końcu przejdzie, jak po każdym ciężkim ciosie.

 

Patrzyłem na niego i nie wiedziałem co powiedzieć. Jego słowa poruszyły we mnie coś, możliwe że głębszego niż "dziennikarska żyłka".

 

- Jesteś żonaty? – zapytał wyrywając mnie z chwilowego paraliżu.

 

- Nie i jakoś się nie zapowiada.

 

- Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ludzie myślą dzisiaj zupełnie inaczej. Ja jestem starej daty i potrzebowałem kogoś bliskiego. Ludziom nie zawsze się udaje kogoś takiego znaleźć. Mnie się udało, przez dwadzieścia pięć lat byliśmy szczęśliwym małżeństwem.

 

- Wie pan, dzisiaj nie trzeba się żenić. Ludzie żyją bez ślubu, potem się rozchodzą bez większych problemów, znowu kogoś poznają i tak to leci.

 

- Tak… ja byłem z kimś do końca, na dobre i na złe. Było warto i moim zdaniem po to człowiek się rodzi by stworzyć z kimś takie bardzo głębokie uczucie, które będzie trwało do ostatniego tchnienia. Wierzę również, że i potem coś z niego zostaje. Cała reszta, boks, kariera taka czy inna, to takie dodatki nic więcej.

 

- Trudno się z panem nie zgodzić… – głos mi się urywał. – Pana żona dawno…

 

- Rok temu, wyskoczyła przez okno – powiedział drżącym głosem, przechylił szklankę, zrobił dużego łyka. – Trzy lata temu mieliśmy wypadek, wracaliśmy samochodem od znajomych. Jakiś wariat wymusił pierwszeństwo i wjechał w nas. Mnie nic się nie stało, a żona paraliż od pasa w dół. Wizja poruszania się na wózku inwalidzkim do końca życia. Do tej rzeczywistości nie mogła się przystosować, świat stał się dla niej za ciasny. Codzienne sztuczne uśmiechy, które dla mnie też były wyzwaniem. Udawanie nam nie wychodziło. Jakoś tak, zawsze wydawało mi się, że to ona mnie przeżyje i będzie wnukom opowiadać o swoim dziadku, ale życie napisało inny scenariusz. – Poklepał mnie po ramieniu i zaczął iść w kierunku drzwi.

 

- Miałem przyjemność z panem Błażyńskim, prawda? – zapytałem jeszcze raz, bo wcześniej mi nie odpowiedział.

 

Odwrócił się, spojrzał na mnie. – Dużych emocji na gali życzę.

 

Dwa miesiące później telewizja podała, że Leszek Błażyński popełnił samobójstwo. Z krótkiego reportażu dowiedziałem się, że nie mógł już znieść plotek o wyrzuceniu żony przez balkon.

 

– Cholera!!! – Walnąłem pięścią w stół. Czułem, jak odrętwiał mi mięsień zwany sercem. Zbyt nagle i boleśnie dotarło to do mnie. Najbrutalniej zabija się słowami.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • betti 22.01.2020
    Fajny tekst. Ciekawy.
  • Lotos 22.01.2020
    Dzięki.
  • Shogun 22.01.2020
    Bardzo ciekawy tekst, a i puenta nad wyraz prawdziwa.
  • Lotos 22.01.2020
    Dzięki.
  • Lotos 22.01.2020
    Dzięki za komentarze, ta historia w dużej mierze jest prawdziwa, ten bokser pasjonował się poezją i muzyką. Bardzo ciekawa postać
  • DEMONul1234 22.01.2020
    Wow, czegoś tak dobrego się nie spodziewałem, zaiste interesujące... leci 5 ;-()
  • Lotos 22.01.2020
    Dzięki.
  • Bajkopisarz 22.01.2020
    „Ali i Freizer, tę trzecią ostatnią?”
    Jeśli to kompletna fikcja to ok., jeśli nie, to powinno być Frazier

    Podoba mi się. Taka niby zwykła, przypadkowa rozmowa, jakich w barach pewnie toczy się setki każdego wieczoru, ale bardzo dobrze napisana, żywa i realistyczna. I ciekawa, nie jakieś melancholijne wspomnienia o drugiej żonie, która miała dość męża pijaka, których wysłuchać musiałem ostatnio w pewnym pubie na głównej ulicy :)
  • Lotos 22.01.2020
    Masz rację, Frazier, nie wiem czemu mi się tak napisało, ale nie wiem jak tutaj edytować?
  • Dekaos Dondi 22.01.2020
    Lotos→Bardzo ciekawy tekst →i w sensie dialogów też. Takie niewymuszone:)→Pozdrawiam:)→5
    P.S→Edycja→na profil→publikacje→na prawo ''ołówek"":)
  • Lotos 22.01.2020
    Dzięki za komentarz i pomoc.
  • Ozar 27.01.2020
    Dobry i mocny tekst. Niby taka zwykła rozmowa przy piwku, ale tutaj w kilku zdaniach dowiadujemy się o wielu sprawach, cierpieniach nie tylko związanych z boksem. Kiedyś byłem fanem boksu i dlatego kojarzę tego gościa. On był chyba nawet medalistą olimpijskim a na pewno Polski. O ile pamiętam rzeczywiście popełnił samobójstwo chyba w latach 80-tych. Fajnie się czytało i na pewno przeczytam kolejne odcinki. Pozdrawiam 5
  • Lotos 27.01.2020
    Był dwukrotnym medalistą olimpijskim i mistrzem Europy. Poza tym miłośnikiem muzyki i poezji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania