Poprzednie częściKolekcjoner Dusz - Cz.1

Kolekcjoner Dusz - cz.12

Stałem na środku sali tronowej. Król-Bohater patrzył na mnie groźnie, a gwardziści celowali we mnie swym orężem. Zazgrzytałem zębami zirytowany.

- Jakże jesteś naiwny, Felicjanie de Rel. Jakże jesteś ślepy. Miałem nadzieję… JA… Ja miałem nadzieję. Ja, parszywe monstrum, że rozumiesz sytuację w jakiej znalazł się twój świat – pokręciłem głową. – Jednak widocznie jedynie traciłem czas. Nie ma dla ciebie nadziei. Dożyjesz czasu kiedy stracisz tytuł „Bohatera” i staniesz się „Złoczyńcą” – oznajmiłem zażenowany. – Naprawdę. Miałem w swej kolekcji dusze najemników, rycerzy, bandytów, złodziei, dobrych i złych. Nie każda z nich była wiele warta, jednakże Wszystkie były warte więcej niż twoja dusza. Ponieważ żadna z nich nie była tak przepełniona naiwnością.

Zaklikałem szczękami. Patrząc na tego „Bohatera” straciłem już chyba wszystkie połączenia z człowieczeństwem. Naprawdę, jak żałośnie wygląda gatunek do którego niedawno należałem. Spojrzałem na jego syna. Postąpiłem kilka kroków, lecz nie w celu ataku, a jedynie przyjrzenia się.

- Jak ma na imię? – Zapytałem spoglądając na niewielkie dzieciątko.

- Artur – odpowiedział król.

Pokiwałem głową. Nie wiem czemu, ale poczułem żal. Zarówno do dziecka jak i do jego matki.

- To smutne – oznajmiłem. – To smutne że twój sen się nie ziści Królu-Bohaterze. Szkoda że twoja żona i dziecko, również będą tymi którzy poczują ten cios. Tu spojrzałem na Mariannę – królową.

- A Ty? Wierzysz że sny twego ukochanego się spełnią?

Milczała przez moment, krótki, ale wystarczająco długi bym zrozumiał.

- A, rozumiem… - ponownie poczułem smutek. – Felicjan de Rel nie jest miłością twego życia, przynajmniej nie pierwszą.

Król patrzył zaskoczony raz to na mnie, raz to na swą żonę.

- Szkoda mi cię, jednak me pytanie się nie zmienia. Wierzysz że sen twego męża się spełni?

Fiołkowe oczy przeszyły mnie na wskroś.

- Mam Wiarę.

Zaklikałem szczękami w swoistym chichocie.

- Wiara jeszcze nikogo nie uratowała – ponownie zwróciłem wzrok na Artura. – Cóż. Obecni goście dali już swe prezenty dziedzicowi. Ja również powinienem coś wręczyć, dziecku które stanie się częścią przyszłości.

Wyciągnąłem spod płytek dwie perły, jedną czarną, przeszytą żyłami srebra oraz białą, przeszytą żyłami złota.

- Oto dwie najbardziej skrajne dusze jakie posiadłem. Dzielnego rycerza Draciana, oraz mordercy Tyranusa. Drecian był wiernym rycerzem. Broni słabych i nigdy nie nadużywał gościnności, ani miłości kobiet. Prawdziwy przykład rycerza. Tyranus natomiast był złamanym człowiekiem… możliwe że przypominał mnie bardziej niż chcielibyście uwierzyć. Zabijał i mordował dla przyjemności. Był równie chciwy co rozrzutny oraz nieostrożny – uniosłem je by wszyscy mogli im się przyjrzeć. – Wiecie jednak co ich łączy? – Wszyscy milczeli. – Oboje byli ludźmi.

Złożyłem dłonie i połączyłem obie perły w jedną.

 

Nowopowstała perła wyglądała niczym trójwymiarowa wersja Yin i Yang. Wyciągnąłem rękę i złożyłem perłę obok dzieciątka. Następnie odsunąłem się.

- Jest to okrutny dar, ponieważ uświadamia, jak zbudowany jest świat, ale jest on konieczny, by mógł on dokonać tego czego Ty nie byłeś w stanie. Królu-Bohaterze.

Odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia. Drogę zastąpili mi gwardziści. Zaklikałem szczekami.

 

- Pozwólcie mi odejść w pokoju, a nikomu nie stanie się krzywda. Jeśli jednak będziecie mnie powstrzymywali, użyję siły by wyjść – oznajmiłem spokojnie i powoli.

Król-Bohater dobył Sacratusa.

- Potwór który niszczy dusze umarłych. Istota taka jak Ty nie powinna istnieć.

 

Zaklikałem szczękami w chichocie.

- Najpewniej masz rację, ale JEDNAK ISTNIEJĘ.

Odwróciłem się w jego stronę i zapytałem.

- Co masz zamiar zrobić? Błogosławiona moc nic mi nie zrobi.

- MYLISZ SIĘ! – Zakrzyknął królewski kleryk, którego imienia nie znałem. – Moc Boga cię pokona!

Wyciągnął w moją stronę symbol słońca, chyba w nadziei że się zlęknę lub rozpadnę się na małe kawałeczki. Ja zamiast tego zbliżyłem się i chwyciłem jego dłoń wraz z świętym symbolem. Dokładnie tak samo jak zrobiłem to w czasie masakry miasteczka.

- Głupcze. Twój Bóg milczał kiedy zabierałem dla siebie dusze które do niego należały – rozwarłem paszczę. – I będzie on milczał kiedy wezmę twoją…

 

Jedno kłapnięcie szczęk i świętoszek zniknął w mojej paszczy. Gwardziści rzucili się na mnie. Odrzuciłem ich i wybijając okno uciekłem z pałacu, a po chwili ze stolicy.

 

Ruszyłem na północ, ku dawnym ziemiom Lorda Zła. Szukając szansy na ocalenie tego świata.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Kapelusznik 29.09.2018
    Czytano: 1 raz
    Oceny: 2
    ...
    ...
    ok?
    ...
    Czemu tak niskie jeśli można wiedzieć?
  • krajew34 29.09.2018
    Ja tam daję 4, jak dla mnie można było trochę przyspieszyć z akcją. To tylko moje zdanie. Wciąż czyta się to dobrze i chce się więcej
  • Kapelusznik 29.09.2018
    Spokojnie
    Za niedługo się rozpędzę
    Teraz miałem krótką przerwę, ale nie martw się. Będzie więcej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania