Poprzednie częściKomisar - 1

Komisar - 36

Tumany kurzu wywołały u mnie kilka kaszlnięć, kiedy przeszedłem obok kolumny pojazdów pancernych. Jechały w pośpiechu i trudno się dziwić. Żołnierze biegli tuż obok, próbując utrzymać równe tempo i szyk. Część była ranna, inni nie mieli hełmów, czy broni. Obrazy z mojej przeszłości, z Kijowa, stanęły mi przed oczami. Pomyśleć, że minęło dwadzieścia lat od tamtej wojny, a odwrót wygląda dokładnie tak samo, co wcześniej. Wkroczyłem do przydrożnego bunkra. Zamrugałem i przetarłem oczy. Znajomy głos odezwał się z pesymistycznym tonem.

– Przybywacie nie w czasie, towarzyszu majorze – pułkownik Lin, zerknął na mnie przez ramię. – Jesteśmy w środku odwrotu.

W bunkrze było głośno, na szybko rozstawiony stół z mapami, radia oraz głośna obsługa, próbująca opanować chaos. Już raz widziałem jak odwrót wygląda, z perspektywy sztabu polowego. W Korei widziałem te same wyrazy twarzy, ten sam pot, słyszałem bliźniacze napięcie w głosie i strach, że sami nie zdołają się ewakuować, zanim wróg nie dotrze na ich pozycje.

– Przybywał dokładnie wtedy, kiedy powinienem – oznajmiłem, pewnie stając obok niego. – Jak sytuacja?

Pułkownik westchnął.

– Jankesi przełamali oblężenie Las Vegas pół doby temu. Trzy godziny temu, przełamali pierwszą linię obrony, a sztab zarządził odwrót na linie „Wyzwolenia” – Lin odpowiedział metodycznie. – Nasze siły są zmęczone. Jankesi nie przerwali ofensywy i nie zwolnili ani na moment. Komunikacja z częścią jednostek została przerwana. Lotnictwo wroga desperacko próbuje przebić się przez naszą osłonę lotniczą, na szczęście, jak na razie nie osiągnęli sukcesu. Zakładamy, że przynajmniej trzy bataliony piechoty i jeden pancerny, utknął za liniami wroga i nie mają prostej drogi odwrotu. Na razie straty oceniamy blisko dziesięciu tysięcy i to tylko potwierdzonych.

Zazgrzytałem zębami. Nie były to dobre wieści. Pułkownik spojrzał na mnie wyczekująco.

– Przybyliście tu w jakimś celu, czy…?

Kiwnąłem głową.

– Tak. Z lekkim opóźnieniem, ale mina jest na pozycji i uzbrojona – oznajmiłem, zwracając powszechną uwagę. – Czekają na mój rozkaz.

Wszyscy oficerowie w bunkrze, obrócili się w moją stronę, w całkowitym szoku.

– Mina? Czy nie straciliśmy jej we wrogim nalocie? – Zapytał Lin zdezorientowany. – Dostałem raporty, że transport został zlikwidowany. Region został odcięty, a czujniki wykryły skażenie radioaktywne.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

– To była dezinformacja – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. – Trochę nam zajęło rozstawienie odpadów nuklearnych i transport prawdziwej miny, jednakże dzięki temu wróg jest przekonany, że nic nie stoi na drodze jego ofensywy. Piętnaście minut temu dostałem raport o jej gotowości. Drużyna inżynierów opuszcza właśnie strefę rażenia helikopterem. Całą operację utrzymywano w tajemnicy, ponieważ obawialiśmy się kolejnego nalotu jankesów. Teraz, jesteśmy gotowi. Za pańskim pozwoleniem wysadzę ładunek, dając naszym siłom czas potrzebny na zreorganizowanie linii obrony.

Nadzieja pojawiła się na twarzy Chińczyka. Pułkownik momentalnie podszedł do stołu z mapą i zadał oczywiste pytanie.

– Gdzie?

– W Primm. W połowie drogi stąd, do Las Vegas.

– Jaka moc?

Przełknąłem ślinę. Cóż… tutaj z pewnością go lekko zaskoczę.

– Pięćset kiloton.

Lin skamieniał. Zmrożony do szpiku wzrok, zatrzymał się na mojej spokojnej twarzy. Było to dziwne uczucie. Na głos wypowiedzieć te słowa. Poinformować inną żywą istotę, jaką moc zniszczenia trzyma się w dłoni.

– Pół… pół tysiąca? – Głos Lina załamał się z niedowierzania.

Pokiwałem głową z niemałą satysfakcją.

– Przynajmniej to przekazali mi inżynierowie. Mina będzie miała około dwadzieścia pięć razy więcej mocy rażenia, niż bomba, która spadła na Nagasaki. Eksplozja, całkowicie zniszczy Primm. Nie zostanie kamień na kamieniu. A główna fala uderzeniowa zniszczy wszystko w odległości ponad pięciu. Gdyby bomba o takiej samej mocy spadła na Las Vegas, miasto przemieniłoby się w ruinę.

Pułkownik był blady jak śnieg. Drżał, przerażony do szpiku kości. Nie oceniałem go. Sam byłem przerażony. Jednak ekscytacja zakryła strach. Jeszcze nie miałem okazji zobaczyć bomby atomowej w akcji.

– Część naszych sił będzie w zasięgu wybuchu – stwierdził. – Wiele innych jednostek nie zdoła się wycofać. Według części raportów tylna straż okopała się właśnie w tym mieście!

– Każcie więc im się natychmiast wycofać – odpowiedziałem. – Pozwólcie jankesom wejść na ich miejsce i wtedy wszystko wysadzimy. Primm stoi na głównej drodze do Las Vegas w regonie. Wraz z jej zniszczeniem, będziemy mogli przeprowadzić stabilny odwrót – tutaj uśmiechnąłem się lekko. – Zresztą to nie jedyna niespodzianka, jaka spotka jankesów – widząc wyraz miny Lina, machnąłem ręką uspokajająco. – Spokojnie, nie mówię o minie. Sztab Główny na rozkaz marszałka Rokossowskiego zarządził wprowadzenie polityki Spalonej Ziemi. Pewnie jeszcze nie dostaliście informacji, przez chaos na froncie. Nasze siły wycofują się kawałek na południe. Tama Hoovera i Daviesa już została obłożona ładunkami wybuchowymi. Wraz z jej zniszczeniem, zabezpieczymy nasz odwrót tysiące kilometrów na południe, gdzie dojdzie do powodzi.

Wyraz twarzy Lina się zmienił, ze strachu, przeszedł w furię. Uderzył pięścią w stół.

– Chcecie dokonać tego samego, co dokonali nacjonaliści!? – Krzyknął na cały głos.

Uniosłem dłonie uspokajająco.

– Jest to wymagane dla naszego zwycięstwa.

– To samo powiedzieli Chińscy nacjonaliści, kiedy wysadzili tamy na Żółtej Rzece – warknął. – Pół miliona straciło życia przez tę decyzję.

– A tu straty będą podobne – odpowiedziałem chłodno. – Nie tylko sama woda, ale brak elektryczności, zapasów słodkiej wody i wody do nawadniania pól, sprowadzi całkowite zdewastowanie regionu – odpowiedziałem, zapalając papierosa. – Patrząc statystycznie, wysadzenie tej tamy sprowadzi więcej śmierci, niż mina, leżąca pod Primm.

Chińczyk przełknął ślinę i spojrzał na mnie, mrużąc brwi.

– Po co to porównanie?

– A tam… prosta statystyka. Bomba pod Primm zabije około dziesięciu tysięcy cywili. Pewnie drugie tyle żołnierzy, o ile jankesi wejdą dam całą masą. Razem, będzie to około dwudziestu tysięcy. Wysadzenie tamy Hoovera, natomiast zabije znacznie więcej. Proszę więc się nie obawiać dania mi pozwolenia na wysadzenie miny.

Lin zacisnął dłonie i opuścił wzrok. Podszedłem do niego powoli i położyłem dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie pustym wzrokiem.

– Czas nam ucieka.

Pułkownik milczał przez dłuższą chwilę, po czym przez zaciśnięte zęby odpowiedział.

– Dwadzieścia minut. Dajcie czas na ewakuację naszym ludziom. Muszę rozesłać rozkazy.

– Oczywiście pułkowniku – odpowiedziałem ze spokojnym uśmiechem. – Jest godzina siedemnasta zero osiem. Za dokładnie dwadzieścia minut wysadzimy minę – strzeliłem obcasami i zasalutowałem. – Dziękuję pułkowniku.

Lekkim krokiem wyszedłem z bunkra i uśmiechnąłem się do stojącego przy wyjściu Iwanowa.

– Ile mamy czasu?

– Dwadzieścia minut.

– Sporo czasu.

– Tak – rozejrzałem się. – Szkoda, że tutaj tak płasko. Wolałbym usiąść sobie na jakimś wzgórzu i stamtąd pooglądać – ruszyłem do samochodu. – Ale trudno, nie można mieć wszystkiego.

– Wyglądacie na podekscytowanych towarzyszu.

– Trudno mi nie być. Jeszcze nie widziałem wybuchu bomby atomowej na żywo – uśmiechnąłem się do niego serdecznie. Znajdźmy jakieś odosobnione miejsce i zobaczmy, jak to będzie wyglądać.

 

***

 

Staliśmy we dwójkę, czarne okulary na twarzy i zatyczki w uszach. Kiedy wskazówka zatrzymała się na wymaganym miejscu, przez moment, nic się nie działo. Następnie, ponad górami dało się zobaczyć rozbłysk światła, mimo że słońce zachodziło za naszymi plecami. Światło zgasło, a po dłuższej chwili doszedł do nas ryk eksplozji, rozbity i wyciszony, przez odległość i stojące na drodze wzgórza. Następnie zza tych samych wzgórz, wyłonił się charakterystyczny grzyb, informujący wszystkich, do czego jest zdolny gatunek ludzki. Na sam koniec, ziemia zatrzęsła się pod moimi nogami przez krótką chwilę.

Staliśmy tak chwilę w milczeniu, po czym wyjęliśmy zatyczki do uszu i okulary. Posmakowałem scenę w ustach.

– Cóż… nie wyglądało to tak imponująco, jak zakładałem – oznajmiłem lekko zawiedzionym głosem. – Spodziewałem się więcej.

– Do wybuchu doszło jakieś trzydzieści kilometrów stąd – Iwanow wzruszył ramionami. – Trudno się dziwić – zerknął na mnie przez ramię. – Czy sami nie powiedzieliście, że bomba ta pod względem zniszczeń nie będzie zbyt imponująca?

– Mówiłem o stratach w ludzkim życiu, nie samym widowisku – odpowiedziałem oburzony. – Spodziewałem się, że będzie to lepiej wyglądać. Jak na filmach!

– I co? Zawiedliście się?

– Eee… nie całkowicie, nie – odpowiedziałem, chwytając się za brodę. – Powiem nawet, że przedstawienie dopiero się zaczyna.

– Czemu tak sądzicie?

– Ponieważ, teraz – uśmiechnąłem się. – Zobaczymy reakcję jankesów i naszych kolegów z partyzantki – zarechotałem. – Ile bym dał, by zobaczyć ich miny, kiedy dowiedzą się o tej eksplozji – nie mogłem powstrzymać śmiechu. – Oh! – Uniosłem ręce do nieba. – Jak rozpaczać będą, że pozwolili mi żyć!

Następne częściKomisar - 37 Komisar - 38 Komisar - 39

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • TheRebelliousOne 22.09.2020
    Czyli jednak do tego... no kurwa mać... XD Ale coś czuję, że szalony czyn Czerwonego nie przejdzie bez echa i jeszcze będzie miał swoje konsekwencje. A przynajmniej taką mam nadzieje... Zostawiam 5 i jebać Paraszenkę.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • KuroKurama 22.09.2020
    Popieram Paraszenke, też chciałbym zobaczyć reakcję jankesów kiedy się dowiedzą kto jest odpowiedzialny za minę.
    Ode mnie 5.
    Pozdrawiam.
  • Pontàrú 27.09.2020
    Krótki tekst, błędów niet więc i 5 leci. Fajnie skonstruowana scena. Podoba mi się ten zabieg jak piszesz, że pooglądaliby sobie widok z górki ale teren wszędzie płaski. Lubię takie fragmenty, które nie kreują całego świata tylko pod zachcianki bohaterów.
  • Nefer 18.11.2020
    Mimo wszystko nie spodziewałem się tej eksplozji. Paraszenko jest w końcu profesjonalistą i powinien zdawać sobie sprawę, co oznacza wybuch nuklearny. Konsekwencje pojawią się nie tylko w skali lokalnej, ale i na wyższym, bardziej ogólnym poziomie. Czego zdaje się nie dostrzegać. Cóż, pozostaje tylko cieszyć się, że uniknęliśmy realizacji podobnego scenariusza w Polsce. A był on przewidywany jako sposób działania w planach militarnych doby zimnej wojny. Literacko bardzo dobrze (napięcie, dialogi), gorzej z korektą.
    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 24.01.2021
    Zdecydowałeś, że Paraszenko zrobi odważny krok. 20 000 ludzi. Spoko. Tylko tyle... Masakra.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania