Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 11

//Od Autora.

No to jedziemy dalej. :)))))

Miłego czytania!//

 

****

 

Podążając coraz głębiej w mroczne odmęty Sanktuarium Ashel czujnym wzrokiem śledziła prowadzącą ich postać, jakby czekała tylko, aż w pewnym momencie Rosher odwróci się i rzuci na nich z łapami, żądny krwi. Diablokrwisty natomiast wydawał się kompletnie zrelaksowany, maszerując pewnym, sprężystym krokiem. Rozglądał się co jakiś czas, gdy natrafiali na rozwidlenie. Po kilku minutach marszu zagwizdał kilkukrotnie, najwyraźniej nucąc na poczekaniu jakąś melodię. W końcu odezwał się. Nie odwrócił jednak głowy, najwidoczniej tracąc zainteresowanie reakcją kogokolwiek z obecnych.

— Jak wam się podoba Sanktuarium, gołąbeczki?

— Daruj sobie podobne pytania, Rosher. To nie czas na tego rodzaju dysputy — odezwała się Strażniczka, chcąc jak najszybciej zgasić chęć Roshera do zagajenia tej bezsensownej w jej oczach rozmowy. — Skup się na portalu.

— Chciałem tylko rozluźnić nieco atmosferę. Twoi mnisi wyglądają na bardzo spiętych.

— Nie spodziewałam się po tobie podobnej troski — mruknęła cicho, ledwie dosłyszalnie, lecz z wyraźnie sarkastycznym wydźwiękiem. Chciała uciąć tym samym rozmowę, jednak zbyt dobrze znała Roshera, by sądzić, iż tak szybko odpuści. Nie myliła się. Diablokrwisty dłuższą chwilę nie odpowiadał, gdy chrapliwy głos na nowo poniósł się wzdłuż wilgotnych murów.

— Mówiłem ci. Zmieniłem się.

Arella milczała. Umyślnie nie ciągnęła tematu, chcąc uniknąć dalszej dyskusji o przemianach zaszłych w Rosherze od ich ostatniego spotkania. Skręcili w kolejny wąski korytarz, a ona uważnie przyglądnęła się kolejnym oznaczeniom, które nadała murom miesiące temu, jeszcze przed przesunięciem się ścian. Spowodowana milczeniem Strażniczki cisza najwyraźniej nie przypadła Rosherowi do gustu, bowiem przebyli ledwie parę kroków, jak znów się odezwał.

— Co wy, mnisi, w ogóle wiecie o Sanktuarium?

Arella nie zareagowała. Nie uciszała diablokrwistego, posyłając jedynie krótkie spojrzenie w stronę swojej Kapłanki. Ashel skinęła lekko głową, nawiązując ze Strażniczką krótką nić porozumienia.

— Znacie historię jego stworzenia? Bajeczkę o złej Kapłance, która postanowiła rozdzielić czarnomagów i białomagów na Azarath? — rzucił to pytanie w eter, bowiem, zgodnie z oczekiwaniem, nikt mu nie odpowiedział. — Oczywiście, że znacie. Każdy ją zna. Można ją znaleźć w niejednym księgozbiorze większości domostw i bibliotek na wymiarze. Ta bajeczka siedzi głęboko w sercu każdego Azaratha, przekazywana z ust do ust, z matki na córkę, z ojca na syna od setek lat. Oni chcą, żebyście żyli w kłamstwie, bo prawda była i nadal jest zbyt okrutna.

Mnisi milczeli, nie ważąc się odezwać. Szli, słuchając słów Roshera, odbijających się echem od ścian ciemnego labiryntu. Znali genezę tego miejsca. Czytali ją nawet tutaj — w bibliotece Świętej Wieży, podczas studiowania historii wymiaru. Wzmianka o przyczynach powstania podziemnego miasta była dość lakoniczna, lecz nie wzbudzało to do tej pory niczyich podejrzeń.

— Azarath, wasza święta bogini, nigdy nie chciała, by czarnomagowie zamieszkiwali to piękne miasto. Mieli odejść kilkadziesiąt lat po jego założeniu... — Rosher miał mówić dalej, jednak przerwała mu Ashel. Kapłanka nie potrafiła powstrzymać oburzona wywołanego ów słowami, godziły bowiem w osobę bogini, niszcząc ideały o równości między czarnomagami a białomagami.

Już od młodych lat Ashel wierzyła, że jedyne, co różni Azarathów, to moc, a wygnanie czarnomagów do Sanktuarium przed setkami lat wynikało tylko i wyłącznie z błędu popełnionego przez jedną z jej poprzedniczek. Powodem było źle zinterpretowane prawo, które wyszło spod ręki samej bogini.

— Twoje słowa to bluźnierstwo wobec bogini — rzuciła ostrym tonem Kapłanka, jasno dając do zrozumienia, iż nie pozwoli Rosherowi na więcej wycelowanych w świętą postać słów. — Każę ci w tej chwili zamilknąć.

— Dlaczego, Ashel? Boisz się usłyszeć prawdy?

Wystarczyło tylko kilka zdań z ust diablokrwistego, by wyprowadzić z równowagi młodą Kapłankę. Arella doskonale wiedziała, jak Rosher potrafi namącić w głowach osób z dobrym i otwartym sercem. W jego naturze leży podsycanie do kłótni, wzbudzanie wątpliwości, zasiewanie niepokoju. Właśnie przed tym ostrzegała mnichów i tego chciała uniknąć, wprowadzając zakazy rozmów z przybyłym. Teraz oglądała przykład przemawiający za słusznością jej podejrzeń. Milczała, chcąc najwidoczniej, by Kapłanka sama doszła do odpowiednich wniosków.

— Każde z twych słów to łgarstwo!

Rosher nawet nie spojrzał za siebie, ciągnąc wcześniejszy temat, jakby Ashel nigdy mu nie przerwała.

— Od samego początku planowała, że w jej idealnym mieście będą żyli tylko białomagowie. Azarath wierzyła, że czarna magia pobudza negatywne emocje, prowokuje je do wyjścia na zewnątrz, podczas gdy biała dba o spokój ducha i czystość serca. Uważała, że każdy czarnomag jest z góry zepsuty i by uniknąć „skażenia” rasy czarną plagą, zakazała swym ludziom parować się z posiadaczami czarnej magii. W końcu potrzebni jej byli tylko na samym początku. Każdy ze sprowadzonych czarnomagów zgodził się własnowolnie oddać wielką część dzierżonej w źródle mocy. Chcieli pomóc stworzyć wymiar wraz ze znaną wam dobrze, życiodajną aurą energii i ustabilizować ją w przestrzeni. Jednakże… Szybko okazało się, że nagrodzeni za to zostaną tylko białomagowie. Azarath nakazała czarnomagom opuścić wymiar w dniu, gdy ostatni z pierwotnych 'stworzycieli' dokończy żywota. Oszukała i skazała na wygnanie setki niewinnych ludzi.

Wszyscy zebrani prócz Roshera poczuli nagłe wzburzenie mocy i przyspieszony krok Ashel. Kapłanka z otoczonymi białą mocą rękoma wyminęła Strażniczkę, zmierzając prosto na niespodziewającego się niczego diablokrwistego. Arella pochwyciła ją w ostatniej chwili, zaciskając mocno palce na przedramieniu. Przytrzymała kobietę w miejscu, samej również się zatrzymując.

— Ashel. On cię prowokuje.

Białe otoczki na dłoniach Kapłanki prysnęły jak mydlane bańki, a energia rozproszyła się, uciekając bezpowrotnie.

— Dałam mu nakaz, Strażniczko — rzuciła, uważając, że to wszystko wyjaśnia. Była zirytowana przez to nagłe zatrzymanie, jednakże jako Kapłanka, stała w hierarchii pod Strażniczką, zatem nie śmiała okazać wprost swego niezadowolenia. — Dałam mu rozkaz, a on nie usłuchał. Należy go ukarać za zniewagę!

— Powinnaś być mądrzejsza, ignorując ową zniewagę — wytłumaczyła ciszej, puszczając ją. Po chwili Kapłanka poczuła, jak subtelna wiązka mocy dostaje się do jej umysłu, tworząc między nią a Strażniczką nikłą więź na poziomie myśli.

<Ostrzegałam was.>

Usłyszała głos Arelli przemawiający dźwięcznym echem w umyśle.

<Podobną agresją tylko podsycasz jego zachowanie. On tylko na to czeka. Nie możesz pozwolić, by wygrał tę małą sprzeczkę, bo będzie sięgał po więcej.>

Ashel zmarszczyła brwi i spuścił wzrok, chcąc dać sobie chwilę na przemyślenie słów. Diablokrwisty jednak, jakby to wyczuwając, znów się odezwał.

— Lubisz stosować przemoc, młoda Kapłanko?

Ashel z niepokojem stwierdziła, że głos dochodzi z bardzo bliska. Rosher stał niemalże zaraz za jej plecami. Mogłaby przysiąc, że czuła na szyi nienaturalnie gorący oddech. Odeszła szybko i zwróciła się do diablokrwistego twarzą.

— Znałem jedną Kapłankę, dla której przemoc również stanowiła narzędzie. Wasza Strażniczka może coś na ten temat powiedzieć. — Uśmiechnął się szeroko, obnażając długie kły w bladym świetle stworzonej przez Arellę kuli mocy. Jego twarz, pokryta szarymi bruzdami, przypominającymi nieco zmarszczki, przynosiła na myśl potwora z koszmarów.

Arella puściła Ashel i robiąc krok w stronę diablokrwistego, stanęła między rozmówcami, tym samym ich rozdzielając. Spojrzała na Roshera przenikliwie, dając mu do zrozumienia, by się odsunął.

— Wystarczy. Nie przyszliśmy tu, by słuchać twych historii, ale by zniszczyć portal, do którego miałeś nas zaprowadzić. Prowadź zatem — mówiła spokojnie, nie spuszczając z niego swych fioletowych oczu. Diablokrwisty cofnął się pół kroku, zwinnie i lekko, niczym tancerz usuwający się w tył, by zrobić miejsce dla tancerki.

— Czyżbyś już zapomniała, kto tak brutalnie pociął ci skrzydła? Kto splamił sobie ręce twą słodką krwią?

— Doskonale pamiętam swoją posługę w Starej Radzie i nikt nie będzie pamiętał jej lepiej, więc proszę, daruj sobie dalsze wywody i prowadź. — odparła nadal tym samym, spokojnym tonem, wskazując mu dłonią korytarz przed sobą. Tym niezachwianym zachowaniem imponowała niezwykle członkom Świętej Rady, jednak na Rosherze zdawała się robić nieco mniejsze wrażenie.

Patrzenie na tę dwójkę, tak skrajnie do siebie niepodobną, przywodziło na myśl obserwację zaciętej rywalizacji dwóch pojedynkujących się magów w wymagającej, pełnym emocji bitwie. Każdy gest absorbował wszystkie zmysły do rejestrowania ich przedziwnej, napiętej relacji, gdzie wzajemna zgoda wydawała się abstrakcją, a dotyk — zapowiedzią nieuchronnej katastrofy. Niczym obserwacja igrających na granicy dwóch żywiołów — wody i ognia.

— Tędy, Strażniczko. — Rosher uśmiechnął się, odwrócił gwałtownie i ku uldze mnichów, ruszył dalej korytarzem. Strażniczka za nim, rzucając najpierw jedno uważne spojrzenie na członków Rady. Zatrzymała wzrok na Ashel, która zdawała się powoli uspokajać.

Kapłanka najwyraźniej przyjęła sobie do serca lekcję pokory, bo na jej smukłej, twarzy spowitej przy policzkach krótkimi, prostymi włosami, malowała się śmiertelna powaga. Mariel, wciąż niepewna, szła za nią, trzymając się znacznie bliżej Tariusha niż Kapłanki. Mnich, jak zwykle małomówny i niezbyt wylewny, szedł, obserwując całą sytuację w całkowitym milczeniu. Zachowując czujność, śledził każdy krok Strażniczki i diablokrwistego, zaglądając czasem w przyboczne korytarze.

Maszerowali pół godziny, nie zwalniając ani razu, a Rosher bez wahania prowadził ich w labiryncie korytarzy, jakby znał na pamięć drogę do portalu. Stąd zdziwienie na twarzach mnichów, gdy nagle, bez ostrzeżenia zatrzymał się i to tak gwałtownie, jakby nie korytarz rozciągał się przed nim, a bezdenna przepaść. Odwrócił się ku reszcie, która idąc za przykładem, również przystanęła.

Arella, stojąca najbliżej mężczyzny, ściągnęła delikatnie brwi, kalając gładkie niczym alabaster oblicze drobną zmarszczką na czole. Po ponad półgodzinnej ciszy jej głos na nowo rozbrzmiał niewyraźnym echem pośród ciemnych, wilgotnych ścian.

— Coś się stało?

Rosher spuścił wzrok i zamarł na dłuższą chwilę, jakby nasłuchiwał czegoś w skupieniu. Jednak oprócz słów Arelli magowie nie słyszeli żadnego dźwięku.

— Coś jest nie tak…

— Co konkretnie?

— Nie potrafię wyczuć już energii portalu.

Rosher uniósł wielką dłoń i przyłożył palce do skroni, krzywiąc się, jakby do jego uszu dobiegał głośny pisk, niesłyszalny dla białomagów. Arella obserwowała go z uwagą, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się o przyczynie wynikłych problemów. Czekała, próbując jednocześnie wyczytać coś z twarzy mężczyzny. Niejasne uczucie niepokoju owładnęło jej umysłem.

— Mam wrażenie, że czarna energia narasta wszędzie dookoła. Teraz. Znikąd. —Spojrzał na Arellę niepewnie, po czym tknięty jakimś impulsem, rozejrzał się nerwowo. Jego bystry wzrok nie dostrzegł jednak nic poza ciągnącym się z dwóch stron korytarzem. — Nad nami, pod nami, w ścianach…

— Gdyby to było mocne źródło, wyczułabym je… — zaczęła, starając się wychwycić delikatne zmiany w energii otoczenia. Nie była czarnomagiem. Nie rejestrowała ich mocy, jednak przy dostatecznie dobrym skupieniu mogła zaobserwować pewne subtelne anomalie. Rozglądając się dookoła, jej uwagę przykuł ledwie widoczny zapis na murze, naniesiony dobrze znanym charakterem pisma. Pisma nienależącego do niej. Było to oznaczenie sektora, który kończył się zaraz pod stopami diablokrwistego. Wzrok Arelli powiódł po linii łączącej mury i nim zorientowała się, na co się zanosi, było już za późno. Bez żadnego ostrzeżenia wielkie kamienne mury zaczęły się przesuwać. W miejscu, w którym stał diablokrwisty nagle znikąd wyrosła ściana i Rosher, by uniknąć zmiażdżenia, odskoczył do tyłu, znikając im z oczu. Rozległo się donośne chrobotanie, a potem głuchy trzask, gdy zwierające się kamienne segmenty zmieniły swoje położenie i zatrzymały, zderzając ze sobą. Nie minęło parę sekund, jak było już po wszystkim. Droga, którą zmierzali, zmieniła się teraz w ślepy zaułek.

 

****

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Karawan 12.05.2018
    Czepialski poniżej. Ja zaś dziękuję za opowieści następny fragment i czekam na CD. Piątunia jak dzwon !
    by wprowadzić z równowagi - literówka; brak "y"
    ignorując ów zniewagę - ową nie ów, bo zniewaga rodzaju żeńskiego
  • Kim 12.05.2018
    Dzięki, Panie Wozie. Cieszy, że Wielki Brat czuwa. Robaki wyplewione!
  • Pasja 12.05.2018
    Dobry dzień
    Akcja wartka i zaciekawia rozwirozwiązłość języka Roshera. Czyżby prawdziwa? Jeśli tak, to podzielenie ludzi i wygnanie tych złych nie przynosi chwały.
    Strasznie podobało mi się odznaczenie murów.
    A koniec to już wbija czytelnika.Rosher znikł z oczu.
    Pozdrawiam i miłego

    Arella pochwyciła ja w ostatniej chwili... brak ogonka ją
  • Kim 12.05.2018
    Dzięki ci, o Dobra Pani Pasjo, za miłe jak zawsze odwiedzinki. Z uśmiechem goszczę cię w swych skromnych progach. Co do oznaczenia murów... Arella musiała sobie jakoś poradzić. Podróż po korytarzach, które złośliwie się przesuwają nie jest najprostsza. :)
    Chwasta wyrwałam.
    Również pozdrowionka.
  • Zaciekawiony 12.05.2018
    "ona uważnie przyglądnęła się " - raczej przyjrzała się, ewentualnie przyglądała się (forma niedokonana). Teraz brzmi to trochę zbyt potocznie.

    "Kapłanka nie potrafiła powstrzymać oburzona" - albo "potrafiła powstrzymać się[przecinek] oburzona" albo "nie potrafiła powstrzymać oburzenia", prędzej to drugie.

    "wywołanego ów słowami" - tymi albo owymi, zła odmiana.

    "Ashel zmarszczyła brwi i spuścił wzrok" - na chwilę zmieniając płeć

    Ładny kawałek.
  • Kim 12.05.2018
    Dzięki, zacny waściu Zaciekawiony. Twe porady cenie niezmiernie, a twe komplementy głęboko w sercu mym pozostają. Zmiany wniosę jeszcze dzis.
    Pozdrówka.
  • Ozar 17.05.2018
    Hm zawsze jakoś kapłanki, czy kapłani zaraz się wkurzają, jak ktoś mówi coś złego o ich bóstwach. Niby to zrozumiałe, ale jak wiemy bogowie zachowują się podobnie do ludzi, można powiedzieć, że reprezentują całą gamę zachowań od miłych i uśmiechniętych, po fanatyków walczących o władzę z innymi. Jeśli diablo mówi prawdę, to Mariel będzie musiała zrewidować swoje uwielbienie dla bogini i pewnie jej świat porządnie zachwieje się w posadach. Ta opowieść diablo to dobry pomysł, bo sytuacja zaczyna się porządnie gmatwać. Superek. Tak powoli dawkujesz nowości, wprowadzające większy lub mniejszy zamęt wśród bohaterów. Końcówka możliwa do przewidzenia, bo wszelkie labirynty mają skłonność to przestawiania się, co oczywiście nie jest zarzutem. Czekam na c.d. 5 + A już nie jestem tak pewien, czy Mariel ma rację teraz tak 50/50 hahahaha.
  • Kim 17.05.2018
    Haha :) Cieszę, że zainteresowały Cię wątki tej historii i bardzo dziękuję za komentarze. Już niebawem wrzucę kolejną część Konfliktu! Pozdrawiam!
  • Agnieszka Gu 18.05.2018
    Witam :)
    Łoł, żeś zakończyła... Lecem dalej...
  • Elorence 09.07.2018
    O kurcze, lecę dalej!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania