Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 13

ROZDZIAŁ SZÓSTY

 

Odkąd Core odwiedził ojca, nie był w stanie pozbierać się po rozmowie, którą odbyli. Cała sprawa dotycząca spojrzenia na diablokrwistego oraz wizerunek Starej Rady, jaki dotąd miał, uległ radykalnej zmianie. Nigdy nie śmiałby przypuszczać, że mnisi pod służbą Edeline von Broth żyli ze sobą w tak wielkim konflikcie. Mieszkańcy Azarath trwają po dziś dzień w przekonaniu, iż była to niezwykle silna, zgrana i oddana sprawie grupa wybitnych magów. Ludzi bez reszty poświęconych sprawie. Owszem, zdarzały się czasem kłótnie, czy nawet zdrady, lecz dotyczyło to pojedynczych jednostek. Anomalii, takich jak Rosher, którzy od początku nie mieli dobrych zamiarów i w trakcie sprawowania urzędu zostali odsiani od zdrowego ziarna. Odrzuceni jako pomyłka. Pojedynczy błąd. Teraz okazuje się, że tych błędów było znacznie więcej, a konsekwencje ich wystąpienia znane są tylko nielicznym.

Core w ostatnich dniach spędził długie godziny na rozmyślaniach. Jaki to problem zbagatelizowano lata temu, który tylko jego matka dostrzegła w porę? Czym takim Arella poróżniła byłych członków, czego ojciec nie chciał chłopakowi wyjawić? „Nie będę oczerniać Strażniczki. Należy się jej teraz szacunek”. Owszem! Ale cóż aż tak strasznego się stało, skoro nie można teraz o tym mówić?

Sprawa spędzała mu sen z powiek, a po nieudanej wyprawie mnichów i Roshera do Sanktuarium było tylko gorzej. Ten mężczyzna niegdyś zdradził! Chciał zabić samą Kapłankę, a mimo to, zamiast wtrącić go do lochu, Arella przyjmuje pomoc i to w dodatku na przecudacznych warunkach. „Nie wolno wam z nim rozmawiać.” A niby dlaczego? Co takiego może się stać? Czego boi się Arella? Że Rosher wyjawi brudne fakty sprzed lat? Że „oczerni” Strażniczkę, obecną ostoję i gwarancję bezpieczeństwa mieszkańców? Lecz nawet jeśli, to kto by mu uwierzył? Jemu–zdrajcy wymiaru, mieszańcowi, plugawemu nasieniu diabelskiej krwi? Wszyscy kochają Arellę. Nie pozwolą zhańbić swej Strażniczki, zwłaszcza komuś tak przebiegłemu i złemu, jak on.

A jednak. Kiedyś był mnichem. Służył miastu przez wiele, wiele lat. Był najstarszym członkiem Starej Rady. Ufano mu, lecz pewne sprawy spowodowały jakąś zmianę. Zmianę, której nie dało się zatrzymać. Czy Rosher miał powód, by zdradzić? A jeśli tak, to jaki?

Core podejrzewał, że nigdy nie dowie się prawdy ani od Skryby, ani z żadnej stojącej na półkach Wieży księgi. Mimo to głupio szukał, krążąc bez celu po alejkach utworzonych przez biblioteczne regały. Szukał informacji dotyczących Wyludnienia, byłych członków, Kapłanek, czegokolwiek. Nie znalazł niczego. W bibliotece, jednej z największych na Quadium. W miejscu z milionem dzieł, milionem tytułów, tysiącami półek sięgających po same sklepienia, nie znalazł NIC! Co najmocniej go przerażało – bardzo powierzchownie zostały potraktowane również tematy dawniejszych zamieszek, „gorszych dni” na Azarath. Choćby stworzenie Sanktuarium. Miejsce zbudowane w zamierzchłych czasach przez czarnomagów dla czarnomagów z powodu konfliktu między mieszkańcami, często w literaturze było ujęte mianem „ciemnego podziemia”. A ksiąg wspominających o tym tworze, jak również o okolicznościach jego powstania, praktycznie nie było. Żadnej, która choć raz wspomniałyby o Podziemnym Mieście, nie sugerując przy tym złowrogich czy niszczycielskich skutków jego istnienia. Jakby w całej Wielkiej Bibliotece usunięto wszelkie czarnomagiczne księgi i ocenzurowano te, które na temat Sanktuarium mówiły więcej, niż trzy zdania. Nawet lektury o dziejach wymiaru pomijały ten wątek, jak i okres powstania. Zdawało się, że wszystkie niechlubne karty historii Azarath zostały zmarginalizowane i wybielone. Jak gdyby w tak wspaniałym miejscu, z tak wspaniałymi ludźmi, nie było miejsca na tego typu błędy, co wojna domowa, czy kryzysy w wierze. A przecież miasto, jak i on sam, byli świadkami podobnego kryzysu zaledwie kilka lat temu. Tak. To było już dla Core'a jasne jak mury Wieży w blasku słońca, że Azarath'ci nie przyznawali się do błędów, a zaistniałe zamiatali pod dywan i zbywali milczeniem przez długie lata. No bo w końcu któreś pokolenie z kolei o wszystkim zapomni, czyż nie?

Tego dnia w bibliotece było pusto i cicho. Core krążył bez celu między wysokimi regałami, uginającymi się pod ciężarem tysiąca opasłych tomisk.

Mnich pilnujący dziś Roshera miał dyżur w bibliotece. Nie przestrzegał jednak ściśle ustalonych reguł i porzucił diablokrwistego przy jednym ze stolików w kącie pomieszczenia, zaszywając się między półkami. Core, zmierzając w kierunku półdiabła, sam nie był do końca świadom własnych kroków. Nogi wiodły go bezwiednie wzdłuż rzędów książek do upatrzonego celu, podczas gdy w głowie dudniło pustką. Co tak właściwie zamierzał zrobić? Już miał odpowiedzieć na to pytanie, lecz w tym momencie zdał sobie sprawę, że stoi nieopodal i bezczelnie gapi się na czarnomaga znad trzymanej w rękach sterty zebranych książek. Zamarł, dostrzegając, iż diablokrwisty podnosi na niego wzrok.

Ich spojrzenia spotkały się, a lśniące szkarłatem oczy Roshera przebiły młodego maga, badając go dokładnie. Trwali tak zmrożeni przez dłuższą chwilę, a Core nie mógł się pozbyć wrażenia, jakoby diablokrwisty bez żadnego wysiłku potrafił odczytać wszystkie jego myśli i pragnienia. Nagle coś się zmieniło i spostrzegł, że w wrogo wyglądających ślepiach roztliła się iskierka zrozumienia.

— Nad czym tak dumasz, młody?

Milczał długo, nie wiedząc, co ma właściwie odpowiedzieć. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie był w stanie zebrać myśli.

— Szukam... Nowej lektury — wybąkał w końcu, udając pewnego siebie. Wyprostował się i zerknął machinalnie na opasłe tomisko spoczywające przed diablokrwistym na stoliku.

— Lektury... A na jakiż to temat, jeśli wolno zapytać?

Chłopak zawahał się. Spojrzał na trzymane przez siebie książki.

— Na temat historii. — odrzekł, po czym zerknął nerwowo w stronę wyjścia z biblioteki. — Ale to chyba nie jest istotne... Nie możemy ze sobą rozmawiać.

— Na temat książek? — Rosher uśmiechnął się. Nie ironicznie, lecz z czymś na kształt rozbawienia. Wyglądał dziwnie i Core pomyślał, że gdyby nie rogi, szara, ziemista cera i czerwone oczy, można by go z powodzeniem uznać za zwykłego Azarath'ckiego mężczyznę. — Myślę, że Arella nie będzie miała nic przeciwko.

— A jednak zabroniła nam wszelkich rozmów. Temat chyba nie ma najmniejszego znaczenia.

— Nie ma w tym nic dziwnego. Na jej miejscu również zachowałbym wszelkie środki ostrożności, jednakże teraz sytuacja wygląda inaczej. Dałem dowód mojej... hm, nazwijmy to "wierności", w Sanktuarium. Prawdę powiedziawszy żywiłem nadzieję, iż Strażniczka złagodzi nieco zakazy. Cóż… — Uniósł lekko zakute w kajdany ręce. — Niestety, moja nadzieja okazała się płonna. Na całym Quadium nie ma nic trudniejszego do zdobycia od zaufania samej Strażniczki. Ale ty zapewne nie słyszałeś ani słowa na temat mojego małego aktu wierności, czyż nie, Core?

Pokręcił jedynie głową, po czym przebiegł nerwowo wzrokiem po bibliotece, nim na nowo spoczął na twarzy diablokrwistego. Zacisnął mocniej palce na oprawie trzymanej książki, czując, jak zjadają go nerwy. Nie powinien rozmawiać z tym mężczyzną, lecz pokusa otrzymania nowych informacji była zbyt duża. Rosher mruknął coś pod nosem, zniecierpliwiony przeciągającym się milczeniem. Przesunął palcami po papierze leżącej na stole księgi. Objął wielka łapą róg stronnicy i przewrócił ją powoli, na powrót pochylając się nad tomiskiem.

Core odłożył wszystkie zebrane książki na jedna z półek, posługując się do tego mocą, po czym wolnym krokiem zbliżył się do stolika diablokrwistego. Odsunął krzesło i ostrożnie zasiadł, jakby się bał, że siedzisko go poparzy. Wyprostował się sztywno i w końcu zapytał:

— Co takiego zatem zrobiłeś?

— Mieliśmy mały wypadek, gdy zmierzaliśmy w kierunku portalu. Gdzieś w jednej czwartej drogi ściany Sanktuarium przesunęły się. Zazwyczaj zdarza się to dość rzadko, jednak bywają okresy, że korytarze zmieniają się nawet dwa razy w ciągu tygodnia. — Podniósł szkarłatne oczy na młodego Azaratha. Widząc, że pochwycił jego zainteresowanie bez żadnego trudu, pociągnął dalej spokojnym, równym tonem. — Zostaliśmy rozdzieleni. Ściana podzieliła korytarz między mną a pozostałą częścią grupy.

— Gdzie w tym wszystkim twój dowód lojalności?

— Jest wiele miejsc w Sanktuarium, do których mogłem się udać. Znajdują się tam dziesiątki artefaktów czy potężnych magicznych przedmiotów, do których użycia nie jest potrzebna moc. Jednakże... — Zamknął księgę i przyjrzał się uważnie obitej w skóropodobny materiał oprawie, na której nie widać było żadnego tytułu. — Ja nie zrobiłem nic i właśnie to jest wyrazem mojej wierności. Wróciłem do miejsca, w którym zaczęła się nasza podróż i czekałem tam, aż Arella z mnichami odnajdą drogę powrotną. Strażniczka ma wiele asów w rękawie i jak zawsze poradziła sobie doskonale.

Core spoglądał na Roshera z pewną dozą podejrzliwości. Oparł łokcie o blat stołu i po kolejnej kontroli najbliższego otoczenia, zwrócił się ponownie do diablokrwistego.

— Dlaczego jej pomagasz?

Przez dłuższą chwilę Rosher nie odpowiadał, jakby się zastanawiał. Na jego twarzy pojawił się wyraz głębokiej konsternacji. Odsunął księgę na bok i podniósł wzrok na chłopaka. Zawahał się jeszcze moment po czym przemówił, lecz każde słowo wypływało z ust powoli, niepewnie, jakby cały czas walczył z wątpliwością, czy powinien ciągnąć dalej.

— To, co stało się z twoją matką, Core. To była nasza wina. Odeszliśmy z Azarath, mimo że nie powinniśmy byli. Dlatego teraz, po wielu latach, przybyłem odpokutować za błąd, który popełniłem. Niestety nie jestem w stanie w żaden sposób uratować Livet, ale nadal mogę przyczynić się dla dobra wymiaru poprzez pomoc Strażniczce.

Core zesztywniał. Przełknął z trudem ślinę na wspomnienie o matce, której tak naprawdę w ogóle nie pamiętał. Spodziewał się usłyszeć zupełnie coś innego, a to, co ostatecznie padło z ust Roshera, przerosło go. Zbity z tropu przestał pilnować własnych słów.

— Ale... Mój ojciec powiedział...

— Że jestem zdrajcą. Tak też zostało napisane, bo czyż nie najprościej zamieścić w starych woluminach informację, że to właśnie diablokrwisty zdradził? Pomyśl o tym, Core.

— Skoro nie jesteś zdrajcą, to dlaczego Strażniczka ci nie ufa? Nie rozumiem tego — mówił przyciszonym tonem, gorączkując się coraz bardziej.

— Nigdy nie zaprzeczyłem, że jestem zdrajcą. Odejście z Azarath podczas służby jest uważane za zdradę. Ja jedynie sugeruję, że nie odszedłem w pojedynkę, a jako jedyny zostałem opisany w księgach, jako zdrajca. Nie licząc tu Rasheel, która jakiś czas wcześniej zdradziła, pomagając Izeakowi w ucieczce.

— To nie jest sprawiedliwe. Byłeś w Radzie najdłużej.

— Byłem, ale nie miało to znaczenia wtedy, tak samo, jak nie ma znaczenia teraz. Ważniejsze jest, czy zaspokoiłem dostatecznie twoją ciekawość?

— Nie — przyznał szczerze, zerkając w alejki stworzone przez regały pełne ksiąg.

— Więc co jeszcze pragniesz wiedzieć, młody Netherseenie? — mruknął Rosher, podążając za wzrokiem Core'a. Między regałami dostrzegł postać Mariel, unoszącą się wysoko nad ziemią z twarzą zwróconą ku poukładanym alfabetycznie szeregom ksiąg. Wyciągała właśnie dłoń, by pochwycić jedną z nich, lecz nagle, jakby wyczuwając na plecach czyiś wzrok, zamarła. Trwało to jednie sekundę, po której mniszka, nie odwracając się w ich kierunku, oddaliła się między dalsze regały, znikając z oczu.

Core wahał się. Miał w głowie mnóstwo pytań, lecz nie było wystarczająco dużo czasu, by zadać je wszystkie. Czuł jedynie, iż wie mniej niż przed paroma minutami.

— Wszystko. Chcę wiedzieć wszystko. Każdy tu ze mną pogrywa. Nikt nie mówi prawdy. Nawet księgi. Zamiatacie porażki i błędy pod dywan, a potem zamykacie usta na kłódkę. Wyludnienie, powstanie Sanktuarium, zdrady w Radzie... — urwał, kręcąc głową z niezrozumieniem i rezygnacją. Gdy znów spojrzał na Roshera, w oczach płonęła iskra młodzieńczego zapału. — Nie rozumiem. Dlaczego wszyscy opuściliście moją matkę? Co tam zaszło? Dlaczego tylko czarnomagów ze Starej Rady opisano jako zdrajców? Co wy wszyscy ukrywacie?

Rosher zmarszczył brwi, a jego twarz wykrzywił gniewny grymas. Mimo to, gdy przemówił, głos miał spokojny i równy, choć nie dało się nie usłyszeć pobrzmiewającej w nim nuty zniesmaczenia.

— Nawet jeśli ci wszystko powiem, co z tym zrobisz, chłopcze? Zbuntujesz się i będziesz walczył w imieniu czarnomagów, czy swojej matki? A może skulisz się i czmychniesz do ciemności, jak wystraszona mysz?

Core milczał. Nie wiedział dokładnie, co zamierzał zrobić z tymi informacjami. Prawdopodobnie nic. Chciał po prostu znać prawdę.

— Obie drogi prowadzą donikąd, Core. Czarnomagowie na Azarath zawsze byli i będą na straconej pozycji, to się nie zmieni. — Rozległo się głuche szurnięcie krzesła i diablokrwisty podniósł się na nogi, chwytając w dłoń czytaną chwilę temu księgę. — Zamiast marnować czas i energię na roztrząsanie nic nie znaczącej przeszłości, zacznij pracować nad swoim źródłem mocy, zanim byle wiatr zdmuchnie cię z powierzchni wymiaru.

Silnym ruchem zasunął za sobą krzesło i odwrócił się, udając między regały pełne ksiąg. Długi ogon poruszał się przy każdym kroku, bujając raz na prawą, raz lewą stronę. Core drgnął niespokojnie, widząc, jak diablokrwisty zbiera się do odejścia. Z lekką dezorientacją rozglądnął się nerwowo po pobliskich alejkach i ruszył w ślad za Rosherem. Jakby w połowie kroku rozmyślił się i zwolnił, zatrzymując kilka metrów za stolikiem.

— Ale... — zaczął, lecz równie szybko umilkł. Widząc brak dalszego zainteresowania rozmową ze strony mężczyzny, nie zdobył się na kolejne słowa. Widząc kątem oka kręcącą się nieopodal Mariel, odpuścił. Zmieszany, odwrócił się na pięcie, w duchu błagając Azarath, by mniszka go do siebie nie przywołała.

— Core...? — Kobieta, jednakże ruszyła w jego stronę, a jej głos zadrżał lekko, jakby coś niepokojącego zdusiło go wewnątrz i nie pozwoliło się uwolnić. — Widziałeś może czy Rosher gdzieś się oddalił?

Chłopak zesztywniał, zerkając w kierunku Zastępczyni. Uśmiechnął się niemrawo, co wyglądało bardziej jak tik nerwowy niż naturalny gest.

— Gdzieś się kręcił. Nie wiem — mówił dość szybko, chcąc jak najprędzej opuścić bibliotekę.

— Wszystko w porządku?

— Tak, tak... w porządku — mruknął, posyłając następny, urywany uśmiech, po czym ruszył na nowo w stronę wyjścia. Dla Mariel ta odpowiedź nie była wystarczająca, mimo tego postanowiła nie dążyć tematu i pozostawić Core’a samego. Miała teraz inne rzeczy na głowie, choć jakieś wewnętrzne, niezbyt zrozumiałe przeczucie alarmowało, że powinna z chłopakiem porozmawiać. Odsunęła je jednak i z cichym westchnieniem udała się na powrót między biblioteczne regały.

Core opuścił bibliotekę z niemiłym przeczuciem. W głowie zaczęły kiełkować nowe myśli, zasiane przez kilka słów Roshera, co za niedługi czas miało ponownie nakłonić chłopaka do złamania zasad narzuconych przez Arellę Ruth.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Ozar 31.05.2018
    Jestem. Coś tam rozświetliło nieco mgłę tajemnicy. Wygląda na to, że Diablo wie cos bardzo ważnego o matce Cora i szkoda że mu tego nie powiedział. To pewnie jakiaś tajemnica tak wielka, że nikt młodzieńcowi nie chce nic powiedzieć, nawet ojciec. Kurde ciekawie sie robi hahahahaha. Wychodzi na to, że ten zły Diablo nie jest wcale taki zły a szanowana strażniczka coś tam ma na sumieniu. Coż czekam na dalsze części na razie 5 +
  • Kim 31.05.2018
    Dziękuję, Ozarro za wizytę i komentarz :) Noooo, tyle tajemnic! Trza czytać dalej, by je odkryć, haha :)
  • Pasja 31.05.2018
    Dobry wieczór Kim
    Core ponownie powrócił do tajemnicy Rady. Ze słów Roshera można wysnuć wątek miłosny pomiędzy nim, a Azarath? A może też Livet? Jednak diablokrwisty nie jest taki zły. Tylko dalej nie wiemy co się zastało tymi kryje. Czy kiedykolwiek zarzucił kajdany?

    Niestety nie jestem w stanie w żaden sposób uratować Livet, ale nadal mogę przyczynić się dla dobra wymiaru poprzez pomoc Strażniczce... przykre słowa dla syna. Ojciec też ukrywa tajemnicę.

    Zamiast marnować czas i energię na roztrząsanie nic nie znaczącej przeszłości, zacznij pracować nad swoim źródłem mocy, zanim byle wiatr zdmuchnie cię z powierzchni wymiaru... Bardzo mądre słowa dla młodego człowieka.
    Teraz czekamy... co Mariel ma na myśli.
    Pozdrawiam i miłego wieczoru życzę
  • Kim 31.05.2018
    Witam, Pasjo! Jak zawsze, dziękuję za komentarz. Zobaczymy, czy dobrze główkujesz :) Pozdrawiam ciepło!
  • Karawan 01.06.2018
    Wpadłem, wypadłem lżejszy o pięć ;)
  • Kim 01.06.2018
    Dzięki, Woziku :)
  • Agnieszka Gu 08.06.2018
    Witam,
    drobiazg:
    "— Na temat historii. — odrzekł, po czym zerknął nerwowo w stronę wyjścia z biblioteki. — Ale to chyba nie jest istotne... Nie możemy ze sobą rozmawiać." po "historii" bez kropki mi się widzi
    "Objął wielka łapą róg stronnicy i przewrócił ją powoli, na powrót pochylając się nad tomiskiem." — wielką
    "Core odłożył wszystkie zebrane książki na jedna z półek," — jedną

    No proszę, ach ten diablokrwisty i te jego tajemnice... Fajna część.
    Pozdrowionka :)
  • Kim 09.06.2018
    Dziękuję, Aguuuuu <3
  • Elorence 09.07.2018
    I już po tej rozmowie mogę stwierdzić, że Rosher chce dobrze, że wie więcej i jego historia, którą mógłby wreszcie opowiedzieć, będzie najbardziej prawdopodobna.
    Kurde, wkurza mnie to całe dzielenie na czarnych i białych magów. Mam dziwne wrażenie, że to białomagom coś odwaliło, bo uważali się za takich cudownych, perfekcyjnych i chcieli mieć władzę.
    Coś tak czuję :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania