Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 14

ROZDZIAŁ SIÓDMY

 

Po korytarzu poniósł się miękki, kobiecy śmiech. Mariel siedziała po turecku zawieszona metr nad ziemią, zakrywając dłonią usta. Razem z Sylvanis pełniły dziś nocną wartę i podobne „wybuchy” były niewskazane przez wzgląd na bardzo późną porę. Cisza nocna obowiązywała na wymiarze już od dobrych czterech godzin, a Wieża nie była w tej kwestii miejscem odmiennym. Nie przeszkadzało to jednak mniszkom w zachowaniu dobrego nastroju. Na co dzień nie miały wystarczająco wolnego czasu, by spędzić go ze sobą na długich, przyjacielskich rozmowach, stąd Mariel była podwójnie wdzięczna Tariushowi, że przystał na drobną zmianę w dzisiejszym grafiku, zamieniając się na nocnej warcie z Sylvanis. Zresztą… kto byłby w stanie odmówić dwóm uprzejmie proszącym mniszkom? Z całą pewnością nie Tariush Noxtraine.

Sylvanis również stłumiła śmiech, odgarniając proste, ciemnobrązowe włosy za ucho. Była piękną kobietą, lecz na Azarath uchodziła jedynie za przeciętną. Skierowała piwne oczy na swą przyjaciółkę, powstrzymując ostatnie podrygi rozbawienia, które wstrząsały jej ramionami.

— Och, tak — westchnęła. — Po powrocie z Sanktuarium byłaś niezwykle sztywna i małomówna. Ten diablokrwisty musiał zrobić na tobie naprawdę złe wrażenie. Dziwię się, że Strażniczka potrafi przy nim tak opanować wszelkie inne emocje. Jakby w ogóle się go nie bała.

— Też to czujesz, gdy jest blisko, prawda? To uczucie niepokoju, wrażenie, że zaraz wydarzy się coś złego. I strach...

Mariel spoważniała w ułamku sekundy. Rozmowa o diablokrwistym, przyniosła przykre wspomnienia z Sanktuarium. To tam trwoga doszczętnie ją zdominowała, pchając do utraty kontroli nad własnymi czynami. Była pewna, że gdyby nie obecność Tariusha i Strażniczki, wyprawa w towarzystwie Roshera skończyłaby się dla niej o wiele, wiele gorzej.

— Wzbudza złe emocje, to prawda. Paraliżuje wzrokiem. Nie potrafię wyobrazić sobie półdiabła w białych szatach na stanowisku mnicha — mruknęła Sylvanis zatapiając się we własnych myślach. Skrzyżowała ręce na piersi, marszcząc brwi, jakby usiłowała sobie zwizualizować to, co przed chwilą powiedziała. — Skoro zdradził, widocznie nigdy się tu nie nadawał. To nie jego miejsce.

Mariel pokręciła głową, nie chcąc dalej ciągnąć tematu diablokrwistego.

— Core sporo o niego ostatnio pytał, zauważyłaś może?

— Zauważyłam. Mam nadzieję, że nie wpadnie w żadne kłopoty. Jest czarnomagiem. Myślisz, że Rosher może mu w jakiś sposób imponować albo go fascynować? —Zapytała Sylvanis, jakby nagle przyszło jej to do głowy.

— Zdaje mi się, że jest zaintrygowany i lekko wystraszony zarazem. Trzy dni temu miałam z nim trening. Poprosił, żebyśmy skończyli wcześniej, bo... Nigdy nie zgadniesz! Chciał udać się do Skryby. Wypytać go o Roshera! — Mariel spojrzała na Sylvanis z uśmiechem, w napięciu obserwując reakcję na niesamowitą wieść. Ta uniosła wysoko brwi, długo milcząc, jakby nie była w stanie powiedzieć nic sensownego.

— Do Skryby? I puściłaś go? Przecież Danvelder nie może podawać informacji osobom postronnym.

— Pomyślałam, że najlepiej będzie, jeśli Core sam się o tym przekona. Mam nadzieję, że nie potraktował go zbyt ostro.

— Z reguły jest łagodny, ale... Zapewne także bardzo zajęty. — Mruknęła Sylvanis, rozmyślając.

— Muszę przyznać, że Core wykazał się odwagą. Nie wiem, czy sama zdecydowałabym się przerwać spokój Danveldera sprawą aż tak błahą. Zapewne nie. — Mariel uśmiechnęła się porozumiewawczo, wyobrażając sobie Core'a stojącego na wiecznie pustym korytarzu trzeciego pietra, pukającego do pokoju Skryby.

— Jest jeszcze młody i buzuje w nim pewność siebie. Wiesz, jak jest.

— Ależ to też nie jest zasada. Olivier wcale nie jest młody, a przecież pewność siebie aż z niego kipi. — Rzekła Mariel przesadnie poważnym tonem, choć wciąż się uśmiechała. Sylvanis prychnęła, rozbawiona.

— Pewność siebie z przebłyskami nonszalancji. Czy to tylko moje wrażenie, czy Olivier naprawdę cię podrywa?

— Ty też to zauważyłaś?

— Już jakiś czas temu.

Uśmiech spełzł z twarzy Mariel, zastąpiony przez strapiony wyraz. Kobieta spuściła wzrok zniżając lekko głowę. Gęste loczki zawijające się w ciasne serpentyny wokół twarzy aż podskoczyły, pod wpływem tego ruchu.

— Prawdę mówiąc nie wiem, co z tym zrobić.

Sylvanis wzruszyła ramionami.

— Pytanie brzmi: co chcesz z tym zrobić.

— Jest bardzo przystojny, ale chyba... nie w moim typie.

Sylvanis uśmiechnęła się pod nosem. Nigdy nie kłamała, a we wszelkich sprawach lubiła jasno i wyraźnie wyrażać własne zdanie. Nawet w tak, zdawałoby się, błahych jak dzisiejsza.

— Cóż. Wygląd to nie wszystko, prawda? Wiem o czym mówisz. Oliver po prostu do ciebie nie pasuje. Poza tym, zbyt pewnie podchodzi do sprawy. Nie przepadam za takim zachowaniem i szczerze odradzałabym ci wciągania waszej znajomości na inną drogę. — Skrzywiła się, świadoma słów, które lada moment z głowy przeniosą się na usta. — Powiedz wprost. Olivier jest bucem.

Mariel zrobiła wielkie oczy, gdy Sylvanis wypowiedziała ostatnie zdanie. Mimo woli jednak uśmiechnęła się, zakrywając dłonią twarz.

— Sylvanis, nie mów tak. On jest jednym z nas!

— Co z tego? — zdziwiła się, kompletnie niewzruszona. — Mam prawo do własnego zdania, a przecież kłamać nie będę. Obowiązują mnie śluby — dodała poważnie, przykładając dłoń do piersi.

— Musimy być zgodni. Rada jest jednością. Nie możesz nazywać go 'bucem' —wyjaśniła Mariel, wciąż mocno poruszona. Sylvanis się zaśmiała.

— To widać, że nie słyszałaś, jak Olivier wypowiada się o Tariushu albo Arkadi.

Mariel spojrzała na nią zdziwiona, unosząc wysoko cieniutkie brwi. Gładkie czoło kobiety, otoczone zewsząd ciasnymi spiralkami włosów, zmarszczyło się lekko.

— Co takiego mówił?

— Ach… — Sylvanis machnęła ręką w powietrzu, jakby to była błahostka. — O Arkadi. Wypowiadał się na temat jej wieku. Twierdził, że jest jeszcze młoda i głupia, i że nie powinno się brać zdania kogoś takiego pod uwagę. A Tariusha nazywał dziwakiem i mrukiem, źle prezentującym się w mnisich szatach. Zapewne o mnie też coś kiedyś powiedział, ale nie przywiązywałam do tego zbytniej uwagi.

— Można przebaczyć komuś cięty język, ale te słowa to stanowczo przesada. Porozmawiam z nim w najbliższym czasie. Może uda się sprowadzić go do pionu.

— Myślę, że dla Tariusha podobne gadanie nie stanowi problemu, ale Arkadi mocno przeżywa każdą krytykę. Jest mało pewna siebie i to faktycznie może jej w jakiś sposób zaszkodzić. — Znów zamyśliła się na krótką chwilę, lecz nim zdążyła coś opowiedzieć, poczuła silny wzrost energii w otoczeniu. Zamarła, posyłając Mariel porozumiewawcze spojrzenie.

Ona też to poczuła, bo przecież nawet gdyby chciała, podobnego źródła energii nie szło zignorować. Znała tylko jedną osobę, dysponującą tak wielką ilością mocy, że pozostawała wyczuwalna nawet ze sporych odległości. Każdy jej ruch był dla mnichów, niczym przemieszczanie jasno płonącej latarni po ciemnym pomieszczeniu. Wyczuwali zmiany aury dookoła, nawet zajęci wykonywaniem własnych obowiązków lub gdy ich zmysły pozostawały nieco otępiałe ze zmęczenia, czy uśpione podczas medytacji.

— To Strażniczka — szepnęła Mariel. Sama nie wiedziała, dlaczego zniżyła głos. Arella z całą pewnością znajdowała się jeszcze zbyt daleko, by usłyszeć ich rozmowę. Coś jednak nakazywało jej szeptać. Była niczym dziewczynka przyłapana przez matkę na plotkowaniu, podczas gdy powinna odrabiać lekcje.

— Chyba schodzi na dół — zauważyła Sylvanis, również zniżając głos o pół tonu. Po chwili niemego nasłuchiwania, dodała: — Zwróciłaś uwagę, że Strażniczka nie wychodzi za dnia, tylko nocą? Jakby nigdy nie spała. Raz zostałam dłużej w bibliotece, żeby nadgonić naukę ze zwoi. Krążyła w środku nocy pośród regałów, szukając jakichś książek.

Mariel skinęła głową. Również sądziła, że Arella sypia bardzo rzadko lub wcale. Jej samej nie raz zdarzyło się na nią natrafić czy też wyczuć potężne źródło mocy, przemieszczające się po bibliotece lub w okolicy archiwów.

Nastała cisza, podczas której obie kobiety nasłuchiwały. Gdy zdawało się, że nikt już nie nadejdzie, źródło zaczęło przybierać na sile. Po chwili usłyszały znajomy głos. Nie należał on jednak do Strażniczki.

— Jesteś pewna, że dobrze przemyślałaś naszą wyprawę, moja droga pani? Co takiego pomyślą sobie twoje laleczki, gdy zobaczą nas brnących razem w ciemność Sanktuarium?

Mariel spojrzała przerażona na Sylvanis, zrywając się na równe nogi. Druga mniszka również natychmiast się podniosła, nie spuszczając wzroku ze schodów prowadzących na wyższe piętra. Bała się cokolwiek powiedzieć, w napięciu oczekując nadejścia Strażniczki w towarzystwie diablokrwistego. Po ścianach odbił się bezemocjonalny głos, należący do Arelli.

— Nie jesteś tu po to, by roztrząsać takie sprawy.

— To prawda, jednak pytam z troski o twoje dobro. Dwie słodkie ptaszyny zapewne już nas słyszą i wymieniają między sobą przerażone spojrzenia. „Dlaczego Strażniczka idzie do Sanktuarium sama...? Czyżby nam nie ufała...? Czy nie obawia się niebezpieczeństw...?” — niosły się po korytarzu słowa, wymawiane z ust diablokrwistego. Mariel zmarszczyła brwi słysząc Roshera, który, jak się zdawało, nieudolnie próbował naśladować kobiecy głos.

— Bawi cię to?

Kroki ustały. Sylvanis drgnęła nerwowo.

— „Bawi”? Skąd. Uważam ich strach za iście... fascynujący.

— Więc go dłużej nie podsycaj — powiedziała ciszej, tak że mniszki ledwie zrozumiały znaczenie słów. — To nie teatr, ani nie twoja scena. Jesteś tu na moich warunkach, nie zapominaj o tym.

Po słowach Arelli na korytarzu zaległa cisza, oznaczająca, że Rosher albo nie odpowiedział, albo odpowiedział tak cicho, że kobiety nie mogły nic usłyszeć. Po chwili na nowo rozległy się kroki. Na schodach zamajaczyła biała szata Strażniczki, za którą, jak cień. wlokła się czarna postać. Łańcuchy pobrzękiwały cicho, potęgując ponury wygląd mężczyzny. Można pomyśleć, że za Arellą kroczy jej mroczny doradca, gotowy w każdej chwili podszepnąć złe słowo. Rosher uśmiechnął się, gdy tylko mniszki na niego spojrzały. Szkarłatne oko błysnęło, a Mariel natychmiast odwróciła wzrok, kłaniając się nisko przed Strażniczką. Sylvanis postąpiła podobnie. Arella skinęła delikatnie głową w ich kierunku, po czym dochodząc do obu mniszek, zatrzymała się.

— Czy wszystko w porządku?

— Tak, Strażniczko — odrzekła Mariel, pozostając w pokłonie. Jako Zastępczyni Kapłanki, była wyższa rangą od Sylvanis, zatem to ona została upoważniona by, pierwsza się odezwać. — Noc jest spokojna.

— Dlaczego Sylvanis zastąpiła dzisiaj Tariusha?

Mariel podniosła wzrok na Arellę i otworzyła lekko usta, zaskoczona tym pytaniem. Strażniczka nigdy nie wnikała w grafik ich prac i fakt, że z jakiegoś powodu spodziewała się dziś zastać na warcie Tariusha, był czymś niezwykłym.

— To... — zająknęła się, nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć. — To z mojej inicjatywy, Strażniczko.

Arella zerknęła na oniemiałą Sylvanis, po chwili wracając wzrokiem do Mariel.

— Rozumiem. Proszę następnym razem byście wcześniej konsultowały podobne zmiany z Ashel.

— Prosimy o wybaczenie, Strażniczko — odrzekła szybko Mariel, zła na siebie za całą tę sytuację. Nie dało się ukryć, że ona i Sylvanis dopuściły się złamania zasad panujących w Wieży, a Arella ich na tym przyłapała. I choć z ust Strażniczki nie padł w ich kierunku ani jeden zarzut, Mariel nie potrafiła znieść miana oszustki ani przez chwilę, nawet, jeśli sama je sobie nałożyła. — To nie miało tak wyglądać. Nie miałyśmy złych zamiarów.

Diablokrwisty wyszczerzył kły w pełnym uśmiechu.

— Jakież to urocze. Jest zupełnie jak brat.

Mariel uniosła podbródek i zaskoczona spojrzała na stojącego za ramieniem Strażniczki diablokrwistego.

— Milcz, Rosher. Nie wtrącaj się do rozmowy — skarciła go natychmiast Arella, nawet na niego nie spojrzawszy, po czym kontynuowała: — Spokojnie, Mariel. Nie mam ci tego za złe. Proszę jedynie, byście konsultowały następnym razem zmiany w grafiku z Ashel. Czy to jest jasne? — zapytała nadal swym spokojnym, beznamiętnym tonem. Mariel spojrzała na Strażniczkę i skinęła lekko głową aż jej gęste loczki podskoczyły wokół głowy.

— Tak. Tak, jest jasne.

Arella już nie odpowiedziała. Oddaliła się miękkim krokiem od mniszek, zerkając przelotnie na idącego za nią Roshera. Diablokrwisty podążał w ślad za nią, brzęcząc miarowo łańcuchem. Ich wcześniejsza rozmowa i krótka „utarczka” Arelli z mnichami musiały przyprawić go o fantastyczny humor, bowiem krok miał sprężysty a długi ogon bujał się wesoło na prawo i lewo po bokach jego szaty. Kły lśniły wciąż obnażone, a oczy sypały iskrami zadowolenia.

— Przestań się tak puszyć, bo obrośniesz w pióra i odlecisz — wyrecytowała gładko częste powiedzenie aasimarów, chcąc go tym samy sprowadzić na ziemię i stłamsić wszelkie zapędy do dalszych uszczypliwych uwag, radujących jego diablokwistą stronę umysłu.

— Ach...

Rosher skrzywił się, a uśmiech mu zrzedł. Ogon zniknął z powrotem pod połą długiej szaty, niczym wąż, który chowa się do swojej kryjówki, gdy wie, że orzeł ma go na oku.

— Dlaczego karzesz mnie podobnymi słowami? Kłują jak igły nawet, gdy nie są wymawiane w dialekcie aasimarów.

— Bo nie panujesz nad sobą — odparła, nawet na niego nie patrząc. — Ukryłeś dyscyplinę gdzieś w odmętach własnej natury już wiele lat temu, a teraz straszysz moich mnichów. Przybyłeś tu doskonale przygotowany, jednak nadal widzę, że próbujesz wciągnąć mnie w grę, w której nie będę uczestniczyć.

— Grę? Nazywasz płynącą w swych żyłach krew, „grą”?

— Doskonale wiesz o czym mówię.

Przeszła przez okrągły hol, zatrzymując się przed wrotami do Sanktuarium. Nie zaczęła jednak ściągać zabezpieczeń. Odwróciła się przodem do półdiabła i zrobiła coś, czego zwykle unikała i wcale nie czyniła tak ze względu na strach. Oboje widzieli jaka jest prawdziwa przyczyna. Spojrzała mu prosto w oczy i chwilę milczała, nim znów podjęła:

— Przyszedłeś tu w konkretnym celu, lecz starasz się go ukryć. Sprawdzasz, jak daleko możesz się posunąć. Na ile ci pozwolę. Testujesz mnie.

Rosher drgnął niespokojnie. Spojrzenie Arelli zdawało się parzyć go od środka, powodując ból. Te beznamiętne, fioletowe oczy, których uwagi tak bardzo łaknął, związały go, trawiąc żywcem. Odwrócił się, z niemałym trudem zmuszając zastygłe mięśnie do posłuszeństwa. Nie mógł sobie pozwolić, by spłonąć pod wpływem tego wzroku.

— Moim obowiązkiem jest, jako zdrajcę, zamknąć cię w lochu — kontynuowała Strażniczka, obserwując go z uwagą, jakby pierwszy raz, odkąd tu przyszedł, miała ku temu dogodną okazję. — Ale w związku z tym, iż oboje wiemy, co tak naprawdę wówczas miało miejsce, nie zrobię tego. Jestem ci to winna.

— Spójrz tylko na siebie — szepnął, ruszając wolnym krokiem by obejść Arellę dookoła. Choć głowę wciąż miał spuszczoną, kątem oka zerkał na nią. Czuła to tak, jak czuje się na twarzy ciepłe promienie słońca. — Jesteś idealna.

Arella stała w miejscu, przekierowując mętny, wzrok na wrota. Milczała długo, czekając, aż mężczyzna się zatrzyma. Nastała długa cisza, podczas której umysł Strażniczki błądził wokół własnych myśli. W końcu zapytała cicho.

— Dlaczego wróciłeś?

Diablokrwisty zatrzymał się za jej plecami i odetchnął, jakby to pytanie było dlań wyjątkowo meczące.

— Dla ciebie.

Arella spuściła głowę, w oczekiwaniu na dalsze słowa półdiabła. Chodź go nie widziała, czuła, że na nią patrzy, tak jak ona przed chwilą patrzyła na niego, śledząc najdrobniejszy ruch.

— To wszystko, co tu robię, robię dla ciebie.

Zdawało się, że zbliża się jeszcze o krok, bo nienaturalne ciepło bijące z jego ciała stało się bardziej wyczuwalne. Był zaraz za plecami. Na pewno czuł już zapach jej włosów mogąc w każdej chwili dotknąć ich policzkiem.

— Jak do tej pory tylko ty wróciłeś — powiedziała nadal chłodnym i opanowanym tonem, jakby bliskość półdiabła nie robiła na niej wrażenia. Nie poruszyła się nawet o centymetr, stojąc z lekko pochyloną głową. Zamknęła oczy, chcąc opanować budzące się powoli emocje. Rosher miał rację, mówiąc, iż ich krew krążąca w żyłach, to nie gra. Jej aasimarska domieszka uparcie chciała zmusić umysł do strachu, lecz Arella dobrze potrafiła ją stłumić.

— Czy bycie najlepszym z grona najgorszych zdrajców jest powodem do chluby?

— Nie potrafię ocenić, co twoim zdaniem jest chlubne, a co niedopuszczalne. Zapewne nie masz jasnego osądu w tej kwestii posiadając własny system wartości, narzucany ci niejako przez twoją naturę — odpowiedziała Strażniczka, podnosząc powieki. Po tych słowach odsunęła się od niego, zbliżając do wrót. Złożyła delikatną dłoń na zimnym metalu. — Zakryj uszy, bo będzie to dla ciebie nieprzyjemne.

Rosher oddalił się parę kroków odwracając plecami do wielkich wrót. Uniósł łapy i przyłożył otwarte dłonie po obu stronach głowy. Arella szepcząc słowa zaklęć, ściągnęła wszystkie nałożone na wrota zwoje, a następnie nacisnęła metalową klamkę, otwierając uprzednio mechanizm kluczem. Zerknęła na Roshera, posyłając mu subtelną wiadomość do wnętrza umysłu.

<Otwarte.>

Diablokrwisty opuścił dłonie i szeleszcząc ciężką szatą podszedł do Arelli. Ta przestąpiła próg i wkroczyła wraz z nim do ciemnych odmętów Sanktuarium.

 

****

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Pasja 07.06.2018
    Dobry wieczór
    Proszę, wątek miłosny i ploteczki kobiet na tematy męsko-damskie. Miałam nosa, że Rosher zakochany w Aurelli.

    Jak do tej pory tylko ty wróciłeś... czyli ktoś jeszcze?

    Ta przestąpiła próg i wkroczyła wraz z nim do ciemnych odmętów Sanktuarium... ach co tam ich czeka?
    Miłego wieczoru
  • Kim 07.06.2018
    Dobry wieczór, Pasja!
    Dziękuję za odwiedziny i komentarz :) Pozdrawiam również!
  • Karawan 07.06.2018
    naukę ze zwoi - mam wątpia; język uczniowski w stu procentach, sam tak mówiłem, ale czy... a może naukę o zwojach? I tu walka; czy mowa bohatera, a więc stylizacja i odejście od poprawności czy też... A, co tam, niech się Autor martwi! ;)
    Pięć oczywiste.
  • Kim 07.06.2018
    Chodzi o to, że uczą się ze zwoi.. Zaklęć i takich tam różniastych, ale może istotnie źle to ujęłam. Dzięki za wizytę i pozdrawiam! :)
  • Ozar 07.06.2018
    Hm... Czyli wychodzi na to, że diablo ma jakiś uczuciowy deal do strażniczki. Pytanie czy to jest coś osobistego, czy tylko gra. Moim zdaniem to raczej gra w której diablo chce zauroczyć strażniczkę w jakimś celu. Kurde fajnie to pociągnęłaś, az nie wiem co będzie dalej. Jakoś nie wierzę w to co mówi diablo. To jakaś gra która on rozwija według swoich reguł. Kurde sam nie wiem jak to pójdzie dalej. Czekam 5+
  • Kim 09.06.2018
    Zobaczysz, zobaczysz :D Dzięki, ze wpadłeś :D
  • Elorence 09.07.2018
    O, jakieś romantico się tu wkradło! Pięknie!
    Rosher to jest gość. Uwielbiam go <3
  • Kim 26.08.2018
    :D Rosher <3
  • Agnieszka Gu 12.09.2018
    Podleciałam i tu po nadrabiać nieco zaległości :)

    "Była piękną kobietą, lecz na Azarath uchodziła jedynie za przeciętną. " — opis dający sporo wiedzy na temat urody tamtejszych niewiast :)
    Ok, no to się teraz zacznie... Rosher to podstępna żmija - przynajmniej tak się wydaje :) Genialnie utrzymujesz napięcie...
    lecim dalej...
  • Kim 15.09.2018
    Utrzymuję napięcie? Super, że je czujesz! :D Ciesze się <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania