Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 4

****

 

Archiwum Skryby znajdowało się na trzecim piętrze Świętej Wieży i zajmowało praktycznie całą jego powierzchnię. Nikt, oprócz Kapłanki oraz Strażniczki, nie miał tam prawa wstępu, a i one mogły skorzystać ze starożytnych woluminów jedynie na określonych warunkach. Danvelder z kolei spędzał większość życia na spisywaniu historii wymiaru i bardzo rzadko zapuszczał się w głąb swego tajemniczego azylu. Zresztą... Według tego, co Core słyszał od mnichów, nigdy nie było takiej potrzeby. Podobno Skryba miał doskonałą pamięć z której potrafił w każdej chwili przywołać nie tylko własne zapiski, ale i te pozostawione w spadku po poprzednikach. Wszystko to dzięki prastaremu artefaktowi, który przekazywano z pokolenia na pokolenie. Core nigdy nie widział na oczy owego artefaktu, a Danveldera miał okazję ujrzeć spacerującego korytarzami ledwie kilka razy i to przez kompletny przypadek. Nie miał pojęcia w co się pakuje, podejmując decyzję o wizycie w pracowni Skryby. Pchnięty poczuciem obowiązku oraz wielką wdzięcznością wobec Arelli, nie zważał na gryzący po karku stres.

Z łomoczącym sercem stanął przed drzwiami, prowadzącymi do pracowni. Aby dostać się do archiwum, należało najpierw przez nią przejść. Core jednakże nie miał dziś zamiaru prosić o wstęp do archiwum. Chciał jedynie zadać Skrybie kilka pytań dotyczących Roshera, a że należał do gatunku tych bardziej upartych, szybko zwalczył zawahanie i zapukał.

Trzy razy.

Odpowiedziała głucha cisza. Zza drzwi nie wydobył się żaden dźwięk. Nikt też nie pociągnął z drugiej strony za klamkę. Gdy Core ponowił próbę, znów nie doczekał się odzewu. Po kilku beznadziejnych chwilach postanowił samemu rozwiązać problem zamkniętych drzwi. Zebrał w sobie odwagę i złożył dłoń na metalowym uchwycie. Nacisnął. Klamka opadła powoli, nie stawiając niemal żadnego oporu. Core pchnął lekko drzwi i pochyliwszy się, zajrzał przez szczelinę.

W niewielkim, acz bardzo wysokim pomieszczeniu znajdowało się typowo ascetyczne wnętrze. Kątem oka chłopak zarejestrował prostą pryczę, ogromny regał w rogu z mnóstwem pergaminów i przedziwnych przyrządów introligatorskich. Na środku, na niewielkim podwyższeniu, stało sporej wielkości biurko, wykonane z solidnego ciemnego drewna, które z pewnością nie pochodziło z Azarath. A przy nim siedział on.

Szczupły, wysoki mężczyzna pochylał się nad ogromną, opasłą księgą. Włosy białe niczym ściany Świętej Wieży zaczesane miał schludnie na prawy bok. Pisał, chrobocząc piórem po szorstkim pergaminie, a pusty wzrok spoczywał utkwiony w tekście. Nie wodził oczami za kreślącą litery dłonią, lecz niczym w transie utrzymywał go stale w jednym punkcie, nie pozwalając sobie nawet na jedno mrugnięcie. Nienagannie prowadzona ręka ani nie drgnęła pod wpływem skrzypnięcia zawiasów.

Core wszedł powoli do środka i odchrząknął cicho. Czuł się niezręcznie przy mężczyźnie, który ani na moment nie odrywał się od pracy, jakby w ogóle go nie dostrzegał.

— Skrybo... Wybacz, że przeszkadzam...

Skryba zapisał kolejne dwie linijki i dopiero stawiając finalną kropkę, zamrugał dwukrotnie. Lekko rozszerzone źrenice powróciły do normalnego stanu. Odłożył ostrożnie pióro na specjalną podkładkę z miękkiego, brązowego materiału, po czym odwrócił głowę, spoglądając z góry na chłopaka. Ruchy miał nieco spowolnione, jakby nie zdołał jeszcze wyjść z transu. Patrząc na przybysza, zdawał się dopiero orientować, gdzie tak na dobrą sprawę się znajduje. Milczał. Core zmusił się do przybrania na usta lekkiego uśmiechu, a nie było to łatwe w obliczu tak dziwnego widoku.

— Skrybo, przepraszam, że przeszkodziłem w pracy, ale przebywam w pilnej sprawie.

Skryba nadal się nie odzywał. Do dalszego mówienia zachęcało jedynie pytające uniesienie brwi. Core zaczął się zastanawiać, czy Danvelder potrafi w ogóle mówić. Naprędce przytoczył w umyśle wspomnienia maga i z przerażeniem odkrył, iż nigdy nie widział go rozmawiającego. Nawet witając się mijanymi na korytarzu osobami, jedynie kiwał głową. Znów odchrząknął, spuszczając wzrok i przestępując z nogi na nogę. Miał wrażenie, że Skryba swoimi jasnymi jak śnieg oczami potrafi wwiercić się w głąb świadomości.

— Chodzi o czarnomaga, który niedawno przybył do Świętej Wieży. Nazywa się Rosher Crestfallow i jest diablokrwisty. Chcę... Muszę poznać jego historię.

Po chwili Core’a zalała kolejna fala zaskoczenia, dostrzegł bowiem, iż Skryba nabiera powietrza, by się odezwać. Zważywszy na fakt, iż człowiek ten zdawał się wcale nie oddychać, nawet tak prozaiczna czynność przyprawiała o dreszczyk emocji.

— Obawiam się, iż spełnienie twej prośby jest niemożliwe — odpowiedział głosem spokojnym i wyważonym. O dziwo był to stosunkowo normalny ton. Nic nadzwyczajnego, jak można by się spodziewać po postaci liczącej sobie niemal dwieście lat. Core poczuł, że stres powoli znika, zastąpiony przez stanowczą chęć działania. Ostrzeżony przez Mariel, spodziewał się odmowy i wiedział, że prędzej czy później przyjdzie zawalczyć o swoje.

— Skrybo, muszę otrzymać tę informację. Od niej zależy bezpieczeństwo mnichów i Strażniczki! — stwierdził z powagą Core i zaraz dodał gwoli wyjaśnienia. — Strażniczka chce udać się do Sanktuarium pod przewodnictwem tego diablokrwistego. Musimy być pewni, że można mu zaufać!

— Przykro mi, jednak informacje, o które prosisz, z pochodzą z ostatniego pięćdziesięciolecia i znajdują się w księdze właśnie przeze mnie wypełnianej. Prawo ustalone wieki temu, zabrania ujawniania zapisków z jeszcze nieskończonego tomu — odparł spokojnie, niewzruszony ani trochę niepokojem chłopaka oraz troską o dobro przywódczyni.

— Ale, Skrybo... Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji. Bezpieczeństwo Strażniczki, a nawet jej życie są zagrożone. Potrzebuję tych informacji! — rzekł młody mag, wzburzony przez obojętność Danveldera wobec sprawy tak ważnej.

— Przykro mi — odparł spokojnie. — Ale nawet gdybym mógł odczytać to, czego szukasz, potrzebowałbyś zgody Kapłanki, bądź Strażniczki, a takowej nie posiadasz. — to mówiąc, spojrzał mu na ręce, jakby spodziewał się tam zastać pisemny nakaz wydania informacji o diablokrwistym. W dłoniach młodego posłańca niczego jednak nie było. Skryba znów skierował wzrok jasnych oczu na twarz Core’a. — Nie mnie decydować, jakie postępki są słuszne, a jakie niedopuszczalne. Nie jestem tu, by zasądzać nad dobrem i złem. Wyznaczono mnie do spisania historii tego wymiaru dla potomnych. Bym stał na straży prawdy i pamięci o istotnych dziejach Azarath. Nie mogę ci pomóc. Nie oceniam i nie oskarżam. Obserwuję i piszę. To moje zadanie.

— I nie obchodzi cię to, że Strażniczka może zginąć? Że pieczęć zniknie i czarnomagowie napadną na nasz wymiar? Że wszystkich zabiją? — pytał z niedowierzaniem Core.

— Jeśli tak się stanie i będzie mi dane dożyć podobnego dnia, spiszę wszystko, jak nakazuje prawo i poczucie obowiązku. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić, to odesłać do Strażniczki na rozmowę. Musisz zdać się na siebie, chłopcze. — odparł tonem bez cienia sarkazmu czy zniecierpliwienia. Nie miał do niego pretensji o złość i niedowierzanie. Nie szukał też poklasku czy krytyki dla własnego postępowania. Po prostu robił to, co nakazywał mu Kodeks Skryby.

— Ale co komukolwiek po księgach, skoro na wymiarze nie zostanie nikt, kto mógłby je przeczytać? — brnął w zaparte Core.

— Nie mnie to oceniać — odparł znów i odwrócił wzrok od chłopaka, jakby uznał ich rozmowę za zakończoną. Spojrzał na rozpostartą przed sobą księgę i przeczytał ostatnie zdanie. Nie pamiętał kompletnie niczego ze spisywanych przed kilkoma chwilami słów. Wiedział jednak, że wszystko ulegnie zmianie, gdy tylko dotknie złożonego po prawicy pióra.

— Nie wierzę, że jest ci to obojętne. — podsumował, obserwując uważnie reakcje starego Azaratha.

— Być może nie jest, jednak moje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia.

Core westchnął. Było dla niego jasne, że ta rozmowa zaprowadzi co najwyżej w ślepy zaułek i ciągnięcie jej nie miało dłużej sensu.

— Rozumiem.... Dziękuję za poświęcony czas.

— Życzę ci powodzenia, Core’u Netherseenie — rzekł cicho, chwyciwszy za pióro.

W pierwszej chwili Core niemało się zdziwił, słysząc nazwisko z ust mężczyzny, z którym rozmawiał pierwszy raz w życiu. Analizując sprawę raz jeszcze, szybko zmienił zdanie. W końcu Danvelder był Skrybą i znał historie każdego mieszkańca na wymiarze. Miejsce w opasłych tomach znajdzie się nawet dla kogoś takiego jak on, Core, młody posłaniec ze Świętej Wieży.

Chłopak obserwował przez kilka chwil, jak stary Azarath, na nowo pogrążony w transie, zapełnia stronice wielkiej księgi, po czym opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

W ostatnim zdaniu Skryba zapisał:

"Nie otrzymując informacji od Skryby, młody posłaniec udaje się po pomoc do własnego ojca — Gastera Netherseena. (...)"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Karawan 16.02.2018
    A jak jesteście tu przez przypadek, to sio do pierwszej części :)// "I susznie!!" niech qrde czytajom od początku anie ze sierodka!
    "na gryzący po karku stres." - Zanimalizowałaś czy spersonifikowałaś emocję - nie wiem czy to dobry (od strony literackiej) zabieg. Mnie zaintrygowało takie podejście ;)
    "...stało sporej wielkości biurko... A nad nim siedział on." - zwykle piszemy "siedział przy biurku" i tak bym to zrobił, bo inaczej wprowadzasz niezamierzony efekt magiczny lewitacji nad biurkiem.
    "Do dalszego mówienia zachęcało jedynie pytające uniesienie brwi." - Dziękuję! BDB!
    "Nie pamiętał kompletnie niczego ze spisywał przed kilkoma chwilami słów." - ze spisywanych ;)

    "...istnieje domniemanie graniczące z pewnością...", iż Ciąg Dalszy być może nastąpi czego sobie i innym, wraz z Autorem, życzę płacąc kolejną piatunię ;))
  • Kim 16.02.2018
    Dzięki Panie Wozie zmiany obadam a ciąg dalszy nastąpi na pewno :)
    Dzięki bardzo za odwiedzinki i do zobaczenia :)
  • Canulas 17.02.2018
    Helloł córeczko królowej i pastuszka.

    " Wszystko to dzięki prastaremu artefaktowi, który przekazywano z pokolenia na pokolenie." - być może bez "to" (Pewnie i tak się nie zgodzisz)

    "Zebrał w sobie odwagę i złożył dłoń na metalowym uchwycie. Nacisnął." - zawsze lubiłem jednowyrazowe zdania. Masz plusa, pół-księżniczko.

    "Core pchnął lekko drzwi i pochyliwszy się w przód, zajrzał przez szczelinę." - "w przód" bym wyjebał na kopach.

    "Pisał chrobocząc piórem po szorstkim pergaminie, a pusty wzrok spoczywał utkwiony tekście." - literka "w"

    "Po chwili Core’a zalała kolejna fala zaskoczenia, dostrzegł bowiem, iż Skryba nabiera powietrza, by się odezwać. Zważywszy na fakt, iż człowiek ten zdawał się wcale nie oddychać, nawet tak prozaiczna czynność przyprawiała o dreszczyk emocji." - bardzo ładne.

    "Nie mogę ci pomóc. Nie oceniam i nie oskarżam. Obserwuję i piszę. To moje zadanie." - i to cudne. Spoko ten Skryba zrobiony. Nie jest nadbudowany. Bardzo ok postać.

    Ja pierdolę, ale końcówkę, to wykminiłaś przekozacką. Bajka. W ogóle, spoko część. Prawie nic nie zgrzytało.
    Bardzo na tak, pół-księżniczko. Bardzom na tak.
  • Kim 18.02.2018
    Dzięki, Can. :) Błędy już ogarnięte. Git że sie podoba. Pozdrowionka.
  • Canulas 18.02.2018
    odpozdrawiam
  • Elorence 22.02.2018
    Dotarłam też tutaj :D
    Podoba mi się Twój świat, nawet bardzo bardzo! Imiona zapadają w pamięć, a ta magia... kurczę, czuję się tak, jakbym cofnęła się w czasie do momentu, kiedy cały czas czytałam fantasy o magach.
    Intrygująca fabuła i masa niewiadomych, więc czekam na rozwinięcie.

    Skąd pomysł na własny świat? Dlaczego akurat taki rok? To przyszłość czy świat alternatywny?
    Tak wiele pytań :D
    Pozdrawiam ciepło! :)
  • Kim 22.02.2018
    Ojojoj ileż pytań :) Fajnie że dotarłaś aż tutaj, Elo. Wielkie dzięki za kropki oraz miły komentarz.
    Pomysł na własny świat jest bardzo stary, pierwsze zarysy powstawały ponad 10 lat temu. Teraz to już moloch, więc ciężko jednoznacznie stwierdzić skąd się wziął pomysł.
    Rok... to nieco skomplikowana sprawa. Jeśli pytasz przez pryzmat opowiadania o Clarise to muszę cię lekko rozczarować, bo dzieje się w zupełnie innym czasie, niż Konflikt. Ale i w tej materii wszystko się wyjaśni z czasem.
    W odpowiedzi na trzecie pytanie... jest to świat alternatywny, który nie ma zbyt wiele wspólnego z 'naszym'. A podobieństwa do świata związanego tym ukazanym w częściach z Clarise również wkrótce się wyjaśnią. Cierpliwości. Wszystko się ładnie poukłada.
    Jeszcze raz dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;)
  • Pasja 24.02.2018
    Skryba jest nieugiętyy i bardzo pracowity. Core'a natomiast jest zawzięty i pewnie dalej będzie drążył.
    Ciekawe zajęcie Skryby, jednak ma bardzo krótką pamięć.
    Pozdrawiam
  • Kim 27.02.2018
    Tak to bywa przy pracy z magicznymi artefaktami. Mieszają w głowach ;) Dzięki za wizytę, pasjo.
  • Ozar 25.02.2018
    Tu muszę zacząć od ostatniego zdania, które wręcz zaprasza do dalszego czytania - nie ma to, jak dobrze skończyć. A co do skryby to opisałaś go dokładnie tak, jak powinien wyglądać i jak traktować swoja pracę. W dalszej części Zakonu tez będzie skryba, ale przedstawiony nieco inaczej. Tworzysz własny świat a to już bardzo wysoka półka. lecę dalej 5+
  • Kim 27.02.2018
    Dzięki za całą, zbiorową we wszystkich częściach wizytę, Ozarze. Rzeczywiście część kończy się zaproszeniem do dalszego czytania. Cieszę się, że zabieg wyszedł. Zakon na pewno obadam, bo mi podszedł bardzo.
    Pozdrówka.
  • Agnieszka Gu 26.02.2018
    Witam,
    Nadrabiam zaległości, ciekawa część i ... lecę dalej
  • Kim 27.02.2018
    dzięki Agu. Śmigasz jak błyskawica :)
  • Enchanteuse 18.05.2018
    Hej!
    Najpierw, standardowo, to co wyłapałam.

    "Pchnięty poczuciem obowiązku oraz wielką wdzięcznością wobec Arelli nie zważał na gryzący po karku stres."

    - "po karku" źle mi brzmi. Sugeruję :
    "(...)nie zważał na gryzący go w kark stres". Ewentualnie "kąsający".

    "Core, jednakże nie miał dziś zamiaru prosić o wstęp do archiwum. " -
    Bez przecinka.

    "Włosy białe niczym ściany Świętej Wieży, zaczesane miał schludnie na prawy bok."
    Jak wyżej.

    "Nienagannie prowadzona ręka ani nie drgnęła, pod wpływem skrzypnięcia zawiasów drzwi wejściowych."
    Tak samo.

    "Core zmusił się do przybrania na usta lekkiego uśmiechu, a nie było to łatwe w obliczu jak dziwnego widoku."
    - literówka - "tak dziwnego widoku".

    No to teraz do treści. Postać Skryby to taki już wypracowany typ w kanonie fantasy (nie żebym Ci to zarzucała, broń Boże!), gdzie typ tajemniczo milczy i wie wszystko. Każda wioska ma takiego skrybę, a w tym przypadku Azarath ma go również(nw czy dobrze napisałam).
    Chłopak natomiast to póki co taka zwyczajna postać, ale znając życie i znając autorów, to się pewnie niedługo zmieni.

    Pozdrawiam :)
  • Kim 23.06.2018
    Dziękuję za wnikliwe prześledzenie tektu pod kątem błędów. I bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że odpisuję dopiero teraz. Żeby nie było, czytałam Twój komentarz, jak się pojawił, ale nie wiem z jakichże to powodów nie odpisałam Ci od razu. Błędy oczywiście poprawię, bo robiłam tu już w oryginalnym pliku, nie skopiowałam tego tutaj. Pozdrawiam, Ench!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania