Poprzednie częściKonflikt czerni i bieli cz. 1

Konflikt czerni i bieli cz. 5

ROZDZIAŁ CZWARTY

 

Azarath było niewielkim wymiarem stanowiącym w zasadzie tylko jedno miasto. Mieściło się na zachodnim krańcu największego z czterech Quadiów. Core, jako posłaniec, zwiedził sporo miejsc, jednak od urodzenia mieszkał właśnie tutaj. Urokliwe, schludne oraz nieskazitelnie czyste Azarath posiadało historię i kulturę tak niezwykłą, że dla wielu stanowiło nierealną legendę, godną najbardziej abstrakcyjnych opowieści. No bo któż uwierzyłby w świat bez pieniędzy i karczm? Świat bez pastwisk, hodowlanych zwierząt, sklepów czy targowisk? Świat bez ubóstwa, korupcji, kradzieży… Gdzie każdy rdzenny mieszkaniec nigdy nie głodował, a do śmierci zachowywał młody, nieskalany najmniejszą zmarszczką wygląd?

Brzmi abstrakcyjnie, lecz jest w pełni prawdziwe.

Na Azarath nie posługiwano się pieniądzem. Był całkowicie zbędny, a według ich bogini, stanowił tylko źródło wszelkiego nieszczęścia i sporów. Każdy miał zatem darmowy dostęp do potrzebnych dóbr, samemu wykonując w zamian nieodpłatną pracę dla dobra ogółu. Zawody nigdy nie były ciężkie, a zważywszy na fakt, iż wszyscy mieszkańcy posiadali moc, życie stawało się jeszcze prostsze. Niemal wszystkie materialne zasoby wykonywano z energii przy pomocy specjalnych zwoi ze spisanymi nań formułami. Wymagało to sporego skupienia oraz wyuczonych umiejętności, nie wspominając o odpowiednich pokładach energii. Tworzono przeróżne surowce, które potem przerabiano ręcznie, uzyskując dobra przydzielane każdemu z mieszkańców według potrzeb. Istniało wiele dziedzin. Krawiectwo, snycerstwo, stolarstwo, introligatorstwo, ogrodnictwo, rzemiosło… Na wysokim poziomie stała medycyna. Bardzo wiele poświęcano muzyce i aktorstwu. Nie zajmowano się jednak przerobem żywności, bowiem nikt mieszkający na Azarath nie odczuwał głodu. Ogromne, życiodajne pokłady energii w ziemiach wymiaru odżywiały organizm każdego maga, który postawił na niej stopę. Usprawniały leczenie się ran, umożliwiały ciału szybszą regenerację i zwiększały naturalny zasób posiadanej w mocy. Jedyne, o czym mieszkańcy musieli pamiętać to woda, którą pili nagminnie na przemian z lokalną herbatą lub okazyjnie winem, sprowadzanym z sojuszniczych wymiarów. I właśnie owo importowane w niewielkich ilościach wino było przyczyną zamieszkania Core’a w Świętej Wieży Azarath.

Chłopak, tak na dobrą sprawę, nie mieszkał z ojcem już od dobrych kilkunastu lat. Gdy był jeszcze maleńki, został zabrany z rodzinnego domu, przez co niemalże całe dzieciństwo spędził z mnichami w Wieży. Tam go wychowano i tam go również kształcono. Nie miał zbyt dobrych kontaktów ze swym rodzicielem, zwłaszcza że cotygodniowe spotkania często odwoływano z uwagi na zły stan „zdrowia” Gastera Netherseena.

Gaster był alkoholikiem. Wykonywanie najprostszych, codziennych czynności stanowiło dla niego wyzwanie nie do przejścia. Nie mogąc pogodzić się z nagłym, niewyjaśnionym po dziś dzień zaginięciem swojej żony, odurzał się winem niemal każdego dnia.

Livet Netherseen pełniła niegdyś funkcję mnicha w Świętej Wieży, należąc do szeregów Rady Azarath. Ponoć była cudowną, ciepłą i opiekuńczą kobietą, jednak Core jej nie pamiętał. Był zbyt młody, gdy jego matka przepadła jak kamień w wodę po próbie sprowadzenia pomocy na Azarath w trakcie Wyludnienia.

Niewiele o niej wiedział. Każda rozmowa z ojcem na ten temat okazywała się bezcelowa, a czasami nawet opłakana w skutkach. Zdecydowanie więcej usłyszał z ust samej Strażniczki, czy choćby Mariel, której świętej pamięci brat służył w Starej Radzie kilkanaście lat temu. Lecz ile młoda mniszka mogła spamiętać z opowieści zasłyszanych jeszcze w wieku dziecięcym? Niewiele więcej niż sam Core. Strażniczki natomiast nie śmiał nękać zbyt dużą ilością pytań. Widział, że było to dla niej trudne. Co wówczas musiało zajść w Wieży i jak straszny obraz przyniósł ze sobą czas Wyludnienia, skoro wszyscy tak fatalnie go wspominają? Tego chłopak mógł się jedynie domyślać, jednak teraz nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Na chwilę obecną miał inny cel. Skoro zarówno Strażniczka, jak i jego matka należały do szeregów poprzedniej Rady wraz z Rosherem, to ojciec powinien go doskonale pamiętać. Nie uzyskawszy żadnej informacji od Skryby, Gaster Netherseen pozostawał dla Core’a jedyną deską ratunku, której chłopak postanowił się chwycić.

Idąc żwawym krokiem ulicami Azarath, próbował przypomnieć sobie, ile czasu minęło, odkąd ostatni raz odwiedził ojca. Z szybkich kalkulacji wywnioskował, iż nie przekraczał progu swego rodzinnego domu już od ponad dwóch miesięcy. Mnisi regularnie kontrolowali jego stan, lecz nigdy nie mogli spodziewać się długotrwałej poprawy. Mógł jedynie modlić się do Azarath o jeden z tych „dobrych” dla ojca dni.

Mieszkanie zajmowane przez Gastera było stosunkowo niewielkie (jak zresztą wszystkie na wymiarze) i mieściło się na parterze wielopiętrowego budynku, co stanowiło podstawę zabudowy w mieście. Posiadało osobne wejście od ulicy, to też bez zbędnych ceregieli chłopak zastukał w drewniane drzwi, po czym nie czekając na odpowiedź, przekroczył próg.

Chociaż był środek dnia, wewnątrz panował zaduch i mrok. To nie zapowiadało dobrego przywitania. Już po kilku sekundach Core domyślił się, iż jego ojciec nie otwierał i nie odsłaniał okien od dobrych kilku dni. Wokół wisiała gęsta, grobowa cisza. Powietrze można było kroić nożem, a po podłodze walało się kilka szpargałów, przepowiadających bałagan również w reszcie mieszkania.

— Ojcze?

Core pochylił się i podniósł książkę, leżącą na podłodze okładką do góry. Gdy się wyprostował, zamarł, próbując wyłapać jakikolwiek dźwięk pośród niemego szumu. Nie usłyszał odpowiedzi. Nie usłyszał nawet najdrobniejszego szelestu, przepowiadającego ruch. Źródło czarnej energii, które odziedziczył po ojcu, wyczuł na wprost, gdzie znajdowało się wejście do salonu.

— Ojcze? Odpoczywasz? Drzwi od domu były otwarte...

Wszedł do środka próbując przebić wzrokiem ciemność w poszukiwaniu znajomej sylwetki Gastera. Gdy tylko przekroczył próg, poczuł smród starego potu, rozlanego alkoholu i potworny zaduch stęchłego powietrza. Na kanapie zajmującej honorowe miejsce na środku pomieszczenia, leżał mężczyzna. Ubrany był w czarne, proste szaty i jedną skarpetkę. Rozłożony na wypoczynku niczym nieboszczyk, twarz wciśniętą miał między obicie a podłokietnik. W ręku zwisającej swobodnie nad starym, startym parkietem, trzymał do połowy opróżnioną butelkę wina. Cudem utrzymywała się w jego opuszkach, wsparta dnem o drewniane deski podłogi. Oprócz Gastera na kanapie leżała sterta brudnych ubrań i jakaś książka. Stolik kawowy niemal w całości zastawiono przez lepiące się od kurzu szklanki. Okna były zakryte przez grube, bordowe zasłony. Po podłodze walały się pogniecione zwoje i rozmaite części garderoby w tym brakująca do pary skarpetka, której siostra zakrywała lewą stopę czarnomaga.

— Oh, tato.... — Podszedł do Gastera i wyjął mu z dłoni butelkę z winem. Odstawił ją na stolik razem z książką, którą podniósł w przedsionku. Podchodząc po kolei do okien w salonie, zaczął najpierw rozsuwać przymocowane do nich zasłony, a później otwierać je na oścież, wpuszczając do mieszkania falę czystego, porannego powietrza. Gaster jednak nie reagował. Core był przyzwyczajony do tego, że jego ojciec jest niczym trup w swych najgorszych dniach, nie mogąc zmusić się nawet do kiwnięcia palcem. Dziś zanosiło się na podobny scenariusz, jednak w chwili, w której ostre światło poranka padło na twarz mężczyzny, drgnął i mozolnie schował głowę jeszcze głębiej w obicie sofy. Gdy Core uporał się z okiennicami, zaczął uprzątać rzeczy ze stołu. Brudne kubki wyniósł do kuchni, puste butelki wyrzucił do śmietnika, te niepełne pozostawił na blacie obok zlewu ustawione jedna obok drugiej, etykietami w stronę wejścia. Nie był pedantyczny, po prostu mieszkając tyle czasu w Wieży, zostało mu wpojone, że jeśli wszystko zostanie wykonane wedle jakiegoś porządku, poustawiane zgodnie ze znanymi wszystkim zasadami, nic nie ma prawa się zgubić. Chłopak szczerze ufał owym zasadom, zatem zastosował je również teraz. Choć zdecydowanie bardziej wolał, by butelek z alkoholem ojciec nigdy już nie znalazł. Westchnął cicho i wrócił do salonu.

— Ojcze, wstawaj. Przybyłem do ciebie w odwiedziny. Chciałem porozmawiać.

— Nie dam dzisiaj rady... — usłyszał ochrypły, przytłumiony przez poduszki głos. Gaster nadal się nie poruszał.

— Jeszcze nie ma południa. Nie możesz tak leżeć cały dzień.

Pochylił się i położył dłoń na ramieniu ojca. Zacisnął palce w duchu licząc, że cudzy dotyk go ocuci. Szaty lepiły się od potu i prawdopodobnie wylanego wcześniej wina. Ten stan musiał ciągnąć się już od co najmniej trzech dni. Ciało Gastera zadrżało, gdy mężczyzna zaniósł się żałosnym, przypominającym szloch śmiechem. Nie powiedział nic.

— Co z pracą, ojcze? — spytał, Core, czując, jak gorycz ściska mu gardło. Każdy Azarath był zobowiązany, by w jakiś sposób przyczyniać się dla dobra wymiaru i Rada bardzo tego pilnowała. Otrzymując mieszkanie na własność, miało się wobec miasta jakiś obowiązki. Oczywiście bywały liczne wyjątki od tej reguły, jednak samotni czarnomagiczni mężczyźni na pewno do nich nie należeli.

— Przyszedłeś z siostrą? — wychrypiał, ignorując jego pytanie.

— Nie... Nie widziałem Tashii od ponad roku. Odkąd poszła szukać matki, przepadła jak kamień w wodę.

— Uparta dziewucha... Uparta wiedźma... — jęczał, dysząc ciężko. Ruszył ramionami, którymi wsparł się o kanapę, a następnie dźwignął z trudem do pozycji siedzącej. Zasłonił twarz dłońmi, chroniąc wzrok od wpadającego do pokoju światła. Był bardzo wysokim, niegdyś postawnym mężczyzną. Dziś wszystkie szaty wisiały na szczupłych ramionach. Twarz miał napuchniętą od alkoholu i gdyby nie był pełnej krwi rodowitym mieszkańcem tego wymiaru, z pewnością nosiłby już gęsty, kilkudniowy zarost. Na szczęście jako Azarath go nie posiadał, więc jego żuchwa pozostawała stale gładka.

— To prawda, jest bardzo uparta. — skwitował Core bardziej do siebie niż do ojca, po czym dodał głośniej — przyniosę ci wody, co?

— Tak... Wody. — odparł niemrawo, nie patrząc na syna. Chłopak bez słowa udał się do kuchni i przyniósł szklankę z przeźroczystą cieczą. Ta krótka chwila spędzona w samotności dobrze mu zrobiła. Pozwoliła bowiem ochłonąć po irytacji, jaką wywołała uwaga Gastera na temat jego siostry, Tashii. 'Uparta wiedźma', a więc tak ją teraz nazywał. Nigdy nie pałał do córki nadmiernym uczuciem, bowiem jako mała dziewczynka Tashia była butna, lubiła się kłócić i zawsze stawiała na swoim. Po zaginięciu ich matki, ojciec i siostra Core'a znienawidzili się do reszty.

— To jak w końcu z tą pracą? — spytał i usiadł na fotelu, przyglądając się, jak ojciec opróżnia szklankę wody.

— Nic. Daję sobie radę. — mruknął wymijająco, jak zwykle kłamiąc. Zapewne nie chciał się przyznać, iż nie robił nic od tygodnia, bądź lepiej. Odstawił szklankę na blat, po czym, zgarbiony, podwinął rękawy szaty. Na prawym przedramieniu zamajaczył Core'owi bardzo słabo widoczny tatuaż małżeński pojawiający się u każdego Azarath’ckiego nowożeńca. Symbole bledły w sytuacji, gdy parze się nie powodziło, gdy uczucie słabło, bądź zamieniało w nienawiść. Po śmierci jednej ze stron symbol ulegał redukcji, ograniczając swoją wielkość tylko do jednej, prostej runy. Co dziwne, tatuaż Gastera nigdy się nie zmienił. Jakby Livet wciąż żyła, lecz porzuciła swą rodzinę, zaszywając się na jakimś odległym wymiarze. Ojciec dawno stwierdził, iż coś z runami musiało pójść nie tak, że tatuaż był wadliwy. Tashia jednak nigdy w to nie uwierzyła i między innymi dlatego tak zaciekle poszukiwała matki. Nie było jej już ponad rok. Nigdy nie znikała na tak długo i zarówno Core, jak i jego ojciec mogli mieć podstawy do zmartwień.

— Nie bądź taki dociekliwy. Wystarczy, że jedno dziecko dawało mi wycisk.

Core po tych słowach nie miał pewności, które z wielu butnych zachowań siostry jego ojciec miał na myśli, więc postanowił przemilczeć tę kwestię. Zamiast tego poruszył temat, który był jednym z kilku powodów, by akurat dziś odwiedzić Gastera.

— Napisali na ciebie skargę do Rady.

— Nie dbam o niczyje skargi... — odparł cicho, choć widocznie się przejął. Uciekł wzrokiem w posadzkę, przeczesując brudne włosy ręką.

— Dbasz czy nie, musisz odpracować minimum godzin, jakie jest wymagane od każdego mieszkańca. I przez 'odpracować' mam na myśli faktyczne wykonywanie pracy, ojcze. — rzekł poważnym tonem Core. Gaster umilkł, zastygając w bezruchu, ze wspartą na dłoni głową.

— Wiem, że jest ci ciężko i wiem, że powtarzałem to już setki razy, ale nie możesz przychodzić pijany do pracy.

— Nie bylem pijany... — mruknął cicho, nadal nie patrząc na syna, jakby czuł się upokarzany.

— Więc co się stało? — spytał zdziwiony. Tym razem nie zgrywał swojej niewiedzy jak w wypadku wcześniejszych pytań o pracę. Mnisi nie powiedzieli mu, co było powodem skargi, więc Core z góry założył, że chodziło o alkohol.

— Nie poszedłem... Z raz... Może dwa.

— I to wszystko? — spytał z lekkim niedowierzaniem.

— Och, nie drążmy już tematu. — burknął, lekko poirytowany, robiąc przy tym gest, jakby odganiał upierdliwą muchę sprzed nosa. — To przecież głupoty. Daję sobie radę. — Zapewnił go, choć to nie mogła być prawda.

— Ojcze, cierpliwość mnichów i dobroć Kapłanki są ograniczone. Jeśli nie będziesz pracował i wypełniał swoich obowiązków, zabiorą ci to mieszkanie. Gdzie wtedy pójdziesz? — pytał, próżnie wierząc, że jego słowa coś wskórają. Owszem, zdarzało się, może dzięki reprymendom ze strony syna, może z innych powodów, że stan Gastera się polepszał, lecz na bardzo krótko. A jednak za każdym razem Core miał nadzieję, że owo polepszenie pociągnie ojca na drogę ku całkowitemu ozdrowieniu. Że w końcu zaakceptuje fakt, iż Livet, jego żona, a matka Core'a, nie żyje, a świat dookoła niego nieodwracalnie się zmienił. Gaster się zaśmiał, ale znów jego śmiech przypominał raczej żałosny lament, jakby był zupełnie obłąkany.

— Wyrzucą? Core, o czym ty mówisz? Wyrzucą? — Wypowiadał owo słowo z przesadną wyraźnością, jakby jego syn był lekko przygłuchy i to wymagało od Gastera podniesionego tonu. — Twoja matka służyła w Radzie przez ponad trzydzieści lat! Była najwierniejsza z całej tej bandy błaznów i co? NIKT nie kiwnął nawet palcem, by ją odnaleźć! Tylko Arella czegokolwiek próbowała, ale widocznie nieskutecznie i zbyt późno! A teraz ONA będzie miała czelność wyrzucić mnie z mieszkania? — Stracił cierpliwość. Z każdym zdaniem nakręcał się coraz bardziej, jednocześnie podnosząc ton i wzmagając nerwowe ruchy. — ONA, dla której MOJA żona jako jedyna pozostała na Azarath, by nie porzucać umierającej dziewczyny na pastwę losu! — To mówiąc, stanowczo trzasnął pustą szklanką po wodzie o blat stołu, z takim impetem, iż pękła, a huk poniósł się po całym pomieszczeniu, jeszcze dobrych kilka sekund dźwięcząc w uszach.

Core nie odpowiedział, żałując w duchu, że w ogóle poruszył ten temat. Wiedział, że Strażniczka za nic nie wyrzuciłaby Gastera z mieszkania właśnie z powodu matki. Zasłonił twarz dłonią, gdy cienkie szkło rozprysnęło się po pokoju.

— Edeline nie chciała nawet na mnie patrzeć, gdy przyszedłem prosić o pomoc. Nie chciała nawet słuchać... — mówił już spokojniejszym tonem, jak w amoku zgarniając dłonią potłuczone szkło z blatu na jedną kupkę. Gdy padło imię byłej Kapłanki, Core podejrzewał, że historia ojca prędko się nie skończy. Wiele razy słyszał owe skargi, przy których Gaster nie szczędził ostrych słów. Dziś jednak chyba nie miał siły na gniew. Nie zwracał nawet uwagi na fakt, iż szkło pokaleczyło mu dłoń.

— Cała była Rada po Wyludnieniu… po odejściu z Azarath na rozkaz Kapłanki, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Gdy przyszedłem prosić o pomoc, nagle przestali mnie dostrzegać. Przestałem dla nich istnieć, tak samo, jak Arella czy... — Głos mu się załamał. Umilkł na chwilę, gdy gardło zacisnęła mu gorycz. Kiedy w końcu udało się mężczyźnie ponownie odezwać, niemal jęczał. — Ona też u nich była... Prosiła, prosiła, żeby wrócili. Mówiła, że Arella żyje, że potrzebna jest pomoc.... Ale nikt... zupełnie nikt nie... — Nie dokończył. Pokręcił głową z rezygnacją, po czym zwiesił ją, chowając twarz w dłoniach. Ramiona mu zadrżały, gdy zapłakał cicho. Core poczuł, jak ogarnia go wielki smutek na widok zdjętego żalem ojca, kompletnie załamanego po utracie żony. Tak naprawdę nigdy nie potrafił go zrozumieć. Gdy matka zaginęła, był jeszcze bardzo mały. Dziś, po przeszło dwudziestu latach, nie pamiętał Livet ani trochę. Widniała dla niego jako mityczna opowieść, postać z legend. Dla Core'a w realnej rzeczywistości od zawsze istniał tylko Gaster. Usiadł obok ojca i objął go ramieniem.

— Ojcze, to wszystko przeszłość.

Mężczyzna milczał, chcąc ukryć się jakoś ze swoim płaczem. Kurczył w sobie, czując wstyd. Nie chciał rozklejać się w podobny sposób przed niemal dorosłym już synem. Ponadto śmierdział i lepił się od potu. Nie brał prysznica co najmniej od kilku dni, wegetując na kanapie niczym roślina. W tej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemię lub osunąć ponownie na tapczan i zalać alkoholem do utraty świadomości.

— Matka nie chciała, byś żył w ten sposób. — powiedział Core po chwili. Pragnął jakoś pocieszyć ojca i przekonać go, by wziął się w garść, a nic lepszego od tych słów nie przychodziło mu do głowy. Zalewający się łzami ojciec był dla niego szokującym widokiem. Chciał być dla niego podparciem. Dobrym synem, żyjącym wedle zasad panujących w Świętej Wieży, jednak w Świętej Wieży nikt nigdy nie uczył, jak powinien się zachować w sytuacji takiej, jak ta. Core nie miał pojęcia, jak pocieszyć trawionego żalem ojca.

Gaster pokręcił jeszcze raz głową i po dłuższej chwili zmusił się do odsłonięcia twarzy. Hamował łzy, ocierając niedbale nos wierzchem dłoni. Wsparty ramionami o kolana, zgarbiony, wpatrywał się tępo w swoje stopy.

— Chodź, tato. — Poklepał go po ramieniu, chcąc odsunąć nieco jego myśli od zaginionej matki. — Umyjesz się, ja w tym czasie posprzątam trochę mieszkanie. Potem siądziemy i pogadamy.

Gaster pokiwał tylko głową, ale wyraźnie nie potrafił odnaleźć w sobie siły na to, żeby choćby się podnieść. Długo zbierał wolę do wyprostowania kolan, podpierając dłoń na synowskim ramieniu. Zachwiał się, stając niepewnie na nogach. Pod stopami leżało rozbite szkło ze szklanki. Dłoń Core'a zabłysła i ciemna wiązka mocy zgarnęła porozbijane odłamki pod stolik kawowy, by ojciec przez przypadek na żaden nie nadepnął. Podniósł się i idąc powoli przy boku Gastera, odprowadził go do łazienki. Zaraz po tym zabrał się za sprzątanie.

W przeciwieństwie do białomagów, czarnomagowie nie posiadali żadnych zaklęć ułatwiających utrzymanie czystości. Mogli jedynie z użyciem mocy prostować wygięty materiał czy zgarniać brud, zamiast używać mioteł. W efekcie białomagom sprzątanie zawsze szło o wiele łatwiej, co nie raz irytowało Core'a. Choć uważał to za dość uciążliwe zajęcie i w Wieży bardzo nie lubił tego robić, dziś nie narzekał. Ogarnął względnie cale mieszkanie, pozbywając się wszystkich śmieci, ścierając kurze mokrą szmatką i zbierając brudy z podłóg.

Gaster nie wychodził z łazienki przez bardzo długi czas. Core zdążył posprzątać całe mieszkanie, wpuszczając przy okazji masę świeżego powietrza. Czekał na ojca w salonie z gorącą herbatą, która parowała leniwie z kubków.

 

****

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (28)

  • Elorence 23.02.2018
    Piąteczka ode mnie. Dobrze Ci wychodzi to fantasy :)
    I skłoniłaś mnie do myślenia o opowiadaniu fantasy, które mam w głowie. Zastanawiałam się nad światem i postanowiłam stworzyć coś swojego :)

    Czekam na więcej magii :D
    Pozdro!
  • Kim 23.02.2018
    Super! Czekam na Twoje fantasy. Dzięki za odwiedziny, Elo.
    Pozdrawiam :)
  • Pasja 24.02.2018
    Magia i miłość i tęsknota po stracie ukochanej kobiety. Powolne staczanie się. Dobrze, że Core odwiedza ojca. Fajnie potrafisz przenieść czytelnika w świat Fantasy, chociaż tak naprawdę twoja opowieść ma wiele wspólnego z rzeczywistością naszą. Podoba mi się tatuaż, niczym naszą obrączka. Chociaż obrączkę można zdjąć w każdej chwili. Tatuaż znika, kiedy druga osoba umiera. Wtedy jesteś wolny.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Kim 24.02.2018
    Dzięki bardzo za komentarz, Pasjo. Rzeczywiście problemy Gastera to temat, który zdarza się również i w świecie 'realnym'. Fajnie poruszyć coś takiego nawet w serii fantasy, bo jest to nam znane i możemy lepiej wczuć się w sytuację. Zrozumieć naturę problemu, który spowodował życiowy upadek ukazanej postaci. Tatuaże zakrawają o pewien rodzaj zniewolenie, ale to wszystko w dobrej wierze, czyż nie? W imię małżeństwa, jako związku. A zasady działania są bardzo proste. Każdy wie, na co się pisze i nie ma 'drogi na skróty' jak w wypadku naszych obrączek ;)
    Pozdrawiam
  • Aisak 24.02.2018
    Kim,
    bo mam takie pytanie.
    Cześć.
    co z końcem świata?
    czy nasze dobre stare rakotwórcze Słońce zastąpi coś nowego (podobno tak)
    kiedy zamieszkamy na Księżycu?
    czy będzie można kupić rakietę na OLXsie?
    czy istnieje UFO?
    jeśli tak, to w jaki sposób porozumiewają się z nami?
    jeśli nie, to dlaczego słyszę głosy w mojej głowie?
    czy czarna dziura kiedyś wypluje, to co pożarła?
    co z równoległą rzeczywistością?
    czy poznamy kiedyś nasze inne osobliwe osobowości?
    co z czarną materią? czy jak czarna dziura wessie czarną materię, to przestanie istnieć?
    ile jest czarnych dziur?
    ile jest światów?
    czy my w ogóle ustniejemy?

    ...
    uprzejmie proszę o odpowiedzi na ww pytania. Dziękuję :)
  • Kim 24.02.2018
    Nie czaje skąd myśl żeby zadać te pytania akurat mi xd
  • Aisak 24.02.2018
    bo jesteś fizykiem?
    nie znasz się na Kosmosie?
    why?!

    :(
  • Nuncjusz 24.02.2018
    1. Gówno
    2. Nie
    3. Jutro w grudniu popołudniu
    4. Nie
    5. Tak i nie, ja UFO widziałem
    6. W żaden, mają nas w dupie
    7. Bo masz schizofrenię
    8. Wypluwa non stop pod postacią Białej Dziury
    9. a co ma być? Po prostu sobie jest, tak jak nasza
    10. Nie
    11. O Czarnej Materii na razie gówno wiemy
    12. W chuj i ciut ciut, więcej niż Galaktyk, których jest w chuj i ciut ciut
    13. Jak wyżej
    14. Na dwoje babka wróżyła
  • Kim 24.02.2018
    Nuncjusz dzięki za wyręczenie :P
  • Nuncjusz 24.02.2018
    Kim do usług :)
  • refluks 24.02.2018
    Kim Wzięłabyś założyła wątek, w którym zadawalibyśmy ci pytania, a ty byś nam wyjasniała różne rzeczy.
  • Kim 24.02.2018
    refluks jak ludzie beda tam zadawac takie pytania to podziekuje XD
  • Nuncjusz 24.02.2018
    Kim zawsze mogę Cię wyręczyć :) ja lubię głupie pytania
  • Kim 24.02.2018
    Nuncjusz dzięki, Bede wszystkich odsylac do ciebie :>
  • Aisak 24.02.2018
    no, niezłe cyrki.
    pawian w żywiole, na żywopłocie, Kim macha uchem, jest w samolocie. pawian na drzewie, Kim na kominie, tutaj to norma, jak w każdej rodzinie.

    :]
  • Kim 24.02.2018
    Aisak idź plz pitolić na pitoleniu nie w komentarzach. Pozdrawiam.
  • Truta 24.02.2018
    Poza tym, że Azarath za bardzo przypomina nazwą Azeroth z WW to opowiadania są naprawdę dobre. Azarath=Azeroth
  • Kim 24.02.2018
    Nieco podobne, faktycznie. Aczkolwiek geneza nazwy nie ma nic wspólnego ze światem WoWa/Warcrafta. Dzięki za wizytę :)
  • Ozar 25.02.2018
    Tu po raz kolejny dajesz przykład szerokiego podejścia do tematu. Ojciec alkoholik staczający się coraz bardziej i syn, który próbuje mu pomóc ale nie potrafi. Może magia by pomogła? jednak najpierw trzeba by usunąć źródło jego podejścia do życia. Fajnie opisałaś świat Azarath jako taką magiczną komunę w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Fantasy czy nie, ale taki uczuciowy odnośnik nadaje tekstowi całkiem innego, bardziej życiowego klimatu. 5+ Ale to chyba nie ostatni odcinek ?
  • Kim 25.02.2018
    Noo magiczna komuna to zatrważająco trafne określenie. Staram się podejść do sprawy szeroko, i to często bywa problematyczne bo rozdzialy rozrastają się do niebotycznych rozmiarow. Odpowiadając na pytanie: Nie, to nie jest ostatni odcinek. Konflikt jest bardzo długą serią także spokojnie, będzie jeszcze co czytać. Pozdrowionka :)
  • Agnieszka Gu 26.02.2018
    Zatem jestem,
    Dobrze, że wspomniałaś iż piją i jedzą, bo już się zaczęłam zastanawiać, po co im przewód pokarmowy ;))
    Fajna część... I też mam sentyment do energii ;)) Pozdr
  • Kim 26.02.2018
    Luźno, Agu. U mnie brak sensu będzie czymś, z czym się nie spotkasz. Chyba, że celowo :P
  • Canulas 28.02.2018
    "Każdy miał zatem darmowy dostęp do potrzebnych dóbr, samemu wykonując w zamian nieodpłatną pracę dla dobra ogółu." - jakasz kurwa utopia.

    Zastanawia mnie coś. Każdy miał wszystko, co chciał. Zakładam, że w dowolnej ilości, bo według potrzeb, a potrzeba moze być definiowalna cechami osobistymi. W zasadzie, to jest. Pazerność np. Czy chodzi o to, że społeczeństwo było nieskalane również pod względem cech? Czy, że dostęp do wszystkiego w dowolnej ilosci, takie postawy w człowieczeństwie wytłumił? Roztłumacz, że mię to.

    Generalnie szanuję za to, ż nie poszłaś na łatwiznę. Nie opierasz świata na wzorcu. Czerpiesz, bo czerpać trza, ale budujesz od podstaw, a nie (hop elfa za uszy, krasnoluda za brodę i mata, se hasajta)

    "Jedyne, o czym mieszkańcy musieli pamiętać to woda, którą pili nagminnie na przemian z lokalną herbatą lub okazyjnie z winem, sprowadzanym z sojuszniczych wymiarów." - 3x z - może chociaż z przed "winem" wyciąć?

    "Idąc żwawym krokiem ulicami Azarath, próbował przypomnieć sobie, jak dawno u ojca nie zawitał." - się gryzie. Może: Jak dawno ojca odwiedził lub jak dawno temu u ojca zawitał?

    "Wokół wisiała gęsta, grobowa cisza." - ładne.

    (Kurde, takie czepialskie pytanie: Oni tam nie chorowali. Umierali w zasadzie bez zmarczek, itd. Jeśli przyjąć, że alkoholizm, to poniekąd choroba, wyłamuje się to ze schematu)

    "Miał na sobie czarne, proste szaty i jedną skarpetkę. Rozłożony na wypoczynku niczym nieboszczyk, twarz wciśniętą miał między obicie a podłokietnik." 2x miał. Któreś by jakoś zastąpić może?

    "— Oh, tato.... — westchnął pod nosem chłopak." - i znów pod nosem, hmmm :)

    Ładnie opisałaś chałupę. Zaznaczam to, bo sam kuleję opisowo.

    "— Nie dam dzisiaj rady... — Usłyszał ochrypły, przytłumiony przez poduszki głos. Gaster nadal się nie poruszał." - głowy nie dam, ale usłyszał być może z małej. Pod analizę, Kim.

    "Pochylił się i położył dłoń na ramieniu ojca. Ścisnął je, licząc na to, że cudzy dotyk nieco ojca ocuci." - 2x ojca i dwa zdania wyżej, też ojca. Któregoś ojca... Ty już wisz co.

    Czyli tak nie idealnie tam jednak. Praca, to zobowiązanie w sumie.

    "— Nie... Nie widziałem Tashii od ponad roku. Odkąd poszła szukać matki, zniknęła jak kamień w wodę." - w porzekadle jest: Przepaść jak kamień w wodę.

    "— To prawda, jest bardzo uparta. — mruknął Core bardziej do siebie niż do ojca, po czym dodał głośniej. — Przyniosę ci wody, co?" - nie wiem czy jeśli nie kończysz w stylu "dodał głośniej, to czy zamiast kropki nie powinno być dwukropka. ALe być może się mylę.

    "Symbole bledły w sytuacji, gdy parze się nie powodziło, gdy uczucie słabło, bądź zamieniało w nienawiść." - lepsze niż obrączki

    "— Nie bądź taki dociekliwy jak ona. Wystarczy, że jedno dziecko dawało mi wycisk. — Mruknął." - nie leży mi zapis. Albo samo: "nie bądź taki dociekliwy" albo: " nie bądź dociekliwy jak ona. No i mruknął z małej.

    "— Och, nie drążmy już tematu. — mruknął lekko poirytowany" - drugą wypowiedź z rzędu ojciec "mruczy". Może mu zmień na: palnął, skwitował, wyznał, zełgał, szepnął, burknął czy co.


    Ładna opowieść ojca. Emocje rozłożone cud-miód - kupuję ten fragment.

    "Pod stopami leżało rozbite szkło ze szklanki" - wiadomo, że ze szklanki

    No i kuniec.
    Ładne, jak było - tak jest.
    Niespieszne, jak było - tak jest
    Przyjebać sięnie ma o co.

    A jednak, nie wiem, ja nie mam tutaj więzi emocjonalnej zbyt głębokiej. Nie odczuwam jej.
    U Clarise i maga, a i owszem. Bardzo, bardzo owszem.
    Tutaj, nie powiem, że nic, ale dużo mniej. W sensie, w tej części.
    Ot, dygresyja taka.
    Sam tekst, jak to u Ciebie, dobrze napisany z ogromną dbałością o szczegóły.
    Chuj wie. Może marudzę z zimna.
    Pozdrawiam ClaKimrise
  • Kim 28.02.2018
    Hej, Can.
    Błędy oczywiście obadam.
    A teraz w odpowiedzi na poruszone kwestie...
    Wolałabym nie roztłumaczać ci, jak działa Azarath, bo to trochę spoiler. Jedną z domen Konfliktu jest wymiar, którego zasady działania, kulturę etc. czytelnik poznaje z czasem, wraz z kolejnymi rozdziałami. Powiem tylko, że mentalność ludu ma tu duże znaczenie. W normalnym społeczeństwie takie coś by nie przeszło.
    Wiem, że jesteś bardziej związany z historią Clarise, zauważam to już jakiś czas temu i nie potrafię zrozumieć fenomenu. Historia Clarise od samego początku była pisana z myślą 'dodatku do Konfiktu' a widzę, że ma większe branie, niż Konflikt. Nad konfliktem siedzę i siedzę, rzeźbię, pocę się, dumam godzinami... A Clarise, która wychodzi praktycznie od ręki ma większe powodzenie. Nie rozumiem, nie rozumiem...
    Może powodem jest to, że Konflikt jest taki poważny i ma nieco cięższy klimat.
  • Kim 01.03.2018
    Canulardo, dzięki raz jeszcze. Błędy już poprawione. Nie będę wypunktowywać, bo zastosowałam się do wszystkiego. W sumie większość to powtórzenia. Trochę wstyd.
    Pozdro ;)
  • Enchanteuse 21.05.2018
    "Core, jako posłaniec, zwiedził sporo miejsc, jednak od urodzenia mieszkał właśnie tutaj."

    Wydaje mi się, że dwa pierwsze przecinki niepotrzebne.

    "Na kanapie zajmującej honorowe miejsce na środku pomieszczenia, leżał mężczyzna. "

    Nie wiem, jakoś dziwnie mi to brzmi. Może lepiej byłoby odwrócić to zdanie?
    O tak:

    Na środku pomieszczenia, na kanapie zajmującej honorowe miejsce, leżał mężczyzna.

    "Oh, tato."

    Strasznie drażni mnie taka pisownia. Abstrahując już od tego, mimo wszystko w Polsce przyjęła się pisownia przez "ch". Poza tym, dalej w swoim tekście masz tą drugą formę.


    "(...)spytał, Core, czując, jak gorycz ściska mu gardło. "

    Pierwszy przecinek zbędny.

    "Dobrym synem, żyjącym wedle zasad panujących w Świętej Wieży, jednak w Świętej Wieży nikt nigdy nie uczył, jak powinien się zachować w sytuacji takiej, jak ta. "

    Tutaj są dwie niejako sprzeczne myśli w jednym zdaniu. Ono oczywiście jest poprawne, ale lekko sugeruję rozdzielenie go na dwie części. Zobacz:

    Dobrym synem, żyjącym wedle zasad panujących w Świętej Wieży. Jednak w Świętej Wieży nikt nigdy nie uczył, jak powinien się zachować w sytuacji takiej jak ta.

    No ok. Czytnięte. Najpierw chciałabym powiedzieć, ( pfe, napisać) , że zaczynasz intrygować. Zaginiona matka, najprawdopodobniej w innym wymiarze? To brzmi wcale nieźle!
    No i spodobały mi się tatuaże jako obowiązujący zwyczaj. Ostatecznie pierścionki da się zgubić, a tatuażu - nigdy. Poza tym to bardzo pierwotny zwyczaj, a zarazem bardzo... ujmujący, w taki niepierwotny, romantyczny sposób.

    Pozdrawiam :)
  • Kim 24.05.2018
    Hejo, Ench. Dzięki zza wnikliwe oko, czuwające nad Konfliktem. Błędy poprawię dziś wieczorem albo jutro :)
    Cieszę się bardzo, że tekst zaczyna intrygować. Fajnie, że pomysł z tatuażem przemówił. No, jest w nim coś romantycznego.
    Pozdrówka ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania