Koniec i początek cz.10 ost.
Podniósł oczy. Wolf leżał na ziemi trzymając się za brzuch. Z nim stała Anika z pistoletem w dłoniach. Ben wstał. Szedł powoli w stronę nastolatki, która cały czas celowała w Wolfa.
- Anika – powiedział spokojnie – opuść broń, proszę.
- On zabił mi rodziców, spalił mi dom, zniszczył całe moje życie. Przyjaźnił się z tatą, ale wtedy nazywał się Adam Muller. Potem wyjechał i słuch o nim zaginął – wymieniała.
- Nie rób nic głupiego. On nie jest tego wart. Twoi rodzice na pewno nie chcieliby, żebyś go zabiła – mówił powoli podchodząc do niej.
- Zabił mi rodziców, powinien umrzeć tak jak oni – cedziła przez zęby.
Po policzkach spłynęły jej zły. Trzęsły się jej ręce. Ben wiedział, że jak zaraz nie odwiedzie dziewczyny od tego pomysłu, może się to skończyć tragicznie.
- Słyszysz? Koledzy przyjechali – zwrócił uwagę na dźwięk syren policyjnych. - Oni go zamknął w więzieniu na długie lata. To gorsze niż śmierć. Oddaj mi broń.
- On zabił mi rodziców! – powtarzała jak mantrę. - Nie zawahał się ich zabić – mówił z coraz większą złością i rozpaczą.
- I trafi do więzienia, obiecuję, tylko oddaj mi broń.
- On zabił mi rodziców.
- Spokojnie, spokojnie, już będzie dobrze – powtarzał coraz ciszej podchodząc powoli do nastolatki.
- On zabił mi rodziców – szepnęła już bez sił.
Wyciągnął rękę, ostrożnie wyjął pistolet z jej rąk, cały czas na nią patrząc. Z ulgą mocno ją przytulił.
- Nie płacz, już po wszystkim, już dobrze – uspokajał roztrzęsioną dziewczynę.
Usłyszał dwa strzały: jeden po drugim. Odwrócił się w stronę Wolfa, który już leżał martwy z pistoletem w ręce. Za nim stał Semir, który wystrzelił drugi pocisk. Ben popatrzył na Anikę. Była blada, słaba, ledwo przytomna. Na jej klatce piersiowej pojawiła się czerwona plama.
- Nie – szepnął z przerażeniem.
Osunęła się na jego ręce. Położył ją na ziemi, przytrzymując wyżej głowę i uciskając ranę.
- Lekarza! - krzyknął. - Nie umieraj, słyszysz? - po raz pierwszy łza zakręciła się w jego oku.
Patrzyła na niego w połowie zamkniętymi oczami i delikatnym uśmiechem.
- Co z Wolfem? - zapytała cicho.
- Chyba nie żyje. Jesteś bezpieczna, teraz będziesz mogła spokojnie żyć.
- W końcu – ucieszyła się. Przymknęła oczy.
-Anika? Anika? Popatrz na mnie! Obudź się! Anika! - rozpaczliwie próbował ją dobudzić. - Anika! Nie umieraj! Musisz żyć! Anika!
Ben stał oparty o samochód Semira i patrzył jak lekarze zabierali dziewczynę do karetki.
- Jest w stanie krytycznym – stwierdził Semir wracając z rozmowy z lekarzem. - Powiedzieli, że musi szybko trafić na blok operacyjny, inaczej nie przeżyje.
- Wolf miał rację – stwierdził.
- O czym ty mówisz?
- Nawaliłam. Popełniłem podstawowy błąd: zająłem się Aniką, zamiast upewnić się, że Wolf nie ma broni w zasięgu ręki.
- Była w takim stanie, że mogła zabić Wolfa lub ciebie. Nie popełniłeś błędu.
- Ale ona prawie zginęła przeze mnie. W ogóle nie powinno jej tu być.
- Jesteś jednym z najlepszych policjantów jakich znam i wiem, że zrobiłeś wszystko...
- A jeśli mogłem zrobić więcej? - wtrącił. - Miałem jedno zadanie: pilnować, żeby jej się nic nie stało i zawaliłem, i teraz umiera. Zawiodłem ją. Wierzyła, że ją ochronię, że będę jej bronił. Nie zrobiłem nic, żeby była bezpieczna.
- Mieszkała u ciebie, choć nie musiała, uratowałeś ją przed samobójstwem, pilnowałeś w dzień i w nocy, powstrzymałeś przed zabójstwem – wyliczał. - Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. A teraz trzymaj – powiedział dając koledze kluczyki do samochodu. - Jedź do niej, będzie cię potrzebować.
Kilkanaście tygodni później Ben, Semir i dwóch policjantów czekali na kogoś koło samochodu. Zobaczyli, jak szła: pewna siebie, uśmiechnięta i niedużą blizną poniżej obojczyka.
- Cześć, Anika – przywitał się Ben.
- Cześć, panowie.
- To twoje nowe dokumenty. Od teraz nie nazywasz się Anika Szulc, tylko Klaudia Engel, urodzona 12 lipca 2015 roku, zamieszkała w Monachium. Tak jak prosiłaś – powiedział Semir podając jej dokumenty.
- Dzięki – uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Możesz zacząć nowe życie – dodał Ben.
- Mam nadzieję, że będzie spokojniejsze.
- A ja mam nadzieję, że jak wydasz płytę to zrobi się o tobie głośno.
- To byłoby fajne – rozmarzyła się. - Dziękuję, za wszystko – dodała wsiadając do samochodu.
- Jeszcze jedno – powiedział szybko Ben. - To, że wybrałaś imię Klaudia to się nie dziwię, ale dlaczego 12 lipca?
- To dzień, w którym Klaudia* uratowała mi życie.
* Klaudia - imię żeńskie pochodzenia łacińskiego. Ma głęboką skłonność do poświęcenia i oddania, byłaby nieszczęśliwa, gdyby przepuściła okazję, by komuś pomóc. Postać ku pamięci tych, którzy tak wiele dla nas poświęcili, a my tak nie wiele o nich wiemy.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania