Poprzednie częściKoniec i początek cz.1

Koniec i początek cz.7

- Anika! - zawołał.

Wziął ją na ręce i posadził pod ścianą.

- Popatrz na mnie! Anika! - sprawdzał stan zdrowia dziewczyny klepiąc ją delikatnie po twarzy.

- Zostaw mnie – szepnęła.

Ben szybko przyniósł bandaż i owinął nim przeciętny nadgarstek Aniki.

- Zwariowałaś? Chciałaś się zabić?

- Zostaw. Tak będzie lepiej.

Ochładzał jej rozgrzane ciało zimnymi okładami, aż poczuła się lepiej. Przyniósł torbę z ubraniami i położył ją na ziemi.

- Tu masz rzeczy. Weź prysznic, ochłoń trochę i potem pogadamy – zaczął. - Dwadzieścia minut ci wystarczy?

- Tak.

- Ja będę czekał za drzwiami.

- Po co?

- Dla pewności, że nie wymyślisz nic głupiego.

Wyszedł z łazienki i stanął za drzwiami. Słyszał dźwięk płynącej wody, jednak po kilku minutach nastała cisza.

- Masz pięć minut! - poinformował. - Dwie! Jedną! - dodawał co chwilę.

Wyszła z łazienki. Bez słowa usiedli w salonie.

- Co ci strzeliło do głowy? - zapytał srogo.

- Odczep się – warknęła.

- Dlaczego chciałaś się zabić?

- A co? Nie mogę? Zabronisz mi?

- Tak – stwierdził stanowczo.

- Powodzenia – zaśmiała się ironicznie.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale...

- Nic nie wiesz! - wtrąciła. - Nie masz pojęcia, jak się czuję. W ciągu kilkunastu godzin strzelano do mnie dwa razy, miałam lufę przyłożoną do czoła, mój dom spłoną, widziałam spalone ciała rodziców, przenosiła się dwa razy, twój kolega ma mnie za obiekt, a nie człowieka i zginęło mnóstwo ludzi, którzy nie byli niczemu winni. Klaudia dopiero zaczynała pracę w policji, miała chłopaka, plany na przyszłość i całe życie przed sobą! A ja? - ciągnęła nerwowo. - Ja nie mam nic: domu, rodziny, nawet z przyjaciółmi nie mogę słowa zamienić! Siedzę w mieszkaniu policjanta, nawet nie wiem, kiedy będę mogła z niego wyjść, bo za drzwiami mogą czekać ludzie, którzy chcą mnie zabić. Mam dość! Boję się! - wykrzyczała z płaczem.

Ben przytulił ją bez słowa. Zrozumiał, że dziewczyna potrzebuje pomocy i wsparcia. Nigdy wcześniej nie czuł się tak bezsilny.

Jakby mimowolnie Anika zbliżyła usta do ust policjanta: coraz bliżej i bliżej. Delikatnie musnęła jego usta. Odsunął się od niej. Zobaczył jej wystraszone, trochę zawstydzone i zapłakane oczy. Zmieszała się.

- Przepraszam – szepnęła. - Ja nie chciałam...

- Już dobrze – powiedział jakby nic się nie stało ponownie ją przytulając.

Długo nie mogła zasnąć. Kręciła się na łóżku, przewracała się z boku na bok. Natłok myśli i dziwny niepokój nie dawały jej spać.

Późno w nocy Ben chciał sprawdzić, czy z Aniką jest wszystko w porządku. Obawiał się bowiem, że mogłaby ponownie targnąć się na swoje życie.

Drzwi sypialni były otwarte. Wszedł do środka. Nie było jej.

- Anika! - zawołał z niepokojem.

- Tutaj jestem – powiedziała spokojnie.

Siedziała przy oszklonej ścianie. Patrzyła zamyślona przez szybę. Usiadł na podłodze tuż obok niej.

- Co robisz? - zapytał marszcząc brwi.

- Patrzę w gwiazdy.

- I co ? Widzisz w nich coś?

- Nie, niestety – westchnęła.

- Chcesz się wygadać?

Spojrzała na niego zaskoczona.

- Słucham – dodał.

- Gdy byłam mała, często nocowałam u babci, na wsi. Chodziłyśmy za jej dom i patrzyłyśmy w niebo. Mówiła, że jedna gwiazda odpowiada jednej zmarłej osobie. Jeśli umrze ktoś mi bliski, to jedna z nich zacznie świecić jaśniej niż pozostałe – rozmarzyła się. - Miałam osiem lat, gdy babcia odeszła. Po jej śmierci znalazłam jedną jaśniejszą gwiazdę. Teraz, chociaż wiem, że to tylko babcina bajka, gdy jest mi ciężko, lubię patrzeć w niebo i szukać gwiazdy – babci. Teraz też chciałam znaleźć jakąś jaśniejszą gwiazdę, ale żadnej nie widzę – posmutniała.

Policjant uważnie się jej przyglądał i wsłuchiwał w każde słowo.

- Nie chciałaś się zabić – stwierdził. - Chciałaś pokazać, że psychicznie sobie nie radzisz. Mam rację?

- Studiowałeś psychologię?

- Nie, to tylko doświadczenie.

- Sama nie wiem, co chciałam.

- Niemniej jednak, wystraszyłaś mnie.

- Wiem, przepraszam – spuściła głowę.

- Rano jadę na komendę. Wrócę wieczorem, więc cały dzień będziesz sama. W związku z tym – poszedł do pokoju i wrócił po chwili – tu masz telefon. Są na min tylko trzy numery: mój, Semira i naszej szefowej.

- No, cud techniki to to nie jest – stwierdziła patrząc na mały, czarny telefon.

- Nie ma wyglądać, ma działać. Gdyby ktoś tu wszedł, dzwonisz do mnie. Gdyby coś było nie tak, dzwonisz do mnie. Gdyby ktoś tu wszedł, albo uciekasz, albo się chowasz i co robisz?

- Dzwonię do ciebie.

- Dokładnie – uśmiechnął się. - Ja cię obudzę, jak będę wychodził. A teraz chodź, pokarze ci coś.

Złapał ją za rękę i zaprowadził do salonu. Stanęli przy oknie.

- Zobacz – pokazał na niebo – trzy gwiazdy.

- Babcia, mama i tata – ucieszyła się.

W jej oczach znów zapaliły się iskry, które zgasły wraz ze śmiercią bliskich. Poczuła wracającą wiarę, nadzieję i siłę.

- W końcu się uśmiechnęłaś.

Spojrzała na niego z radością w oczach.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania