Poprzednie częściKoniec i początek cz.1

Koniec i początek cz.8

Rankiem Ben wszedł do pokoju Aniki. Siedziała na łóżku oparta o ścianę.

- Nie spisz już? - zdziwił się.

- Jeszcze nie śpię – podkreśliła pierwsze słowo.

- Muszę iść. Jak wrócę, zrobię naleśniki na kolację. Na razie zostajesz sama. W kuchni są kanapki, lodówka jest pełna, więc bierz, jedz i się nie krępuj. Poradzisz sobie?

- Tak. Znajdź tych ludzi, którzy zabili mi rodziców.

- Zrobię wszystko, żeby zamknąć ich w więzieniu.

Anika większość dnia leżała skulona na łóżku. Płakała, długo płakała próbując poukładać sobie w głowie wszystkie myśli i ostatnie wydarzenia.

Ben wieczorem wrócił do domu. Zobaczył nastolatkę krzątającą się po kuchni.

- Mówiłem, że zrobię kolację – powiedział.

- Wiem, ale stwierdziłam, że muszę zająć czymś myśli.

- Semir powiedział, że jak jego dzieci są smutne to kupuje im coś słodkiego, więc ja, żeby poprawić ci humor, kupiłem krem czekoladowy i truskawki do tych naleśników. Lubisz?

- No, pewnie – ucieszyła się. - To miłe z twojej strony.

Siedzieli razem przy stoliku, jedli kolację i rozmawiali o postępach w śledztwie:

- Przesłuchaliśmy tych zatrzymanych gości – zaczął.

- Co powiedzieli? - zapytała przełykając truskawkę.

- To są tylko płotki. Ledwo wiedzą dla kogo pracują. Znasz kogoś takiego jak Wolf?

- Nie, chyba nie.

- Może to jakiś kolega taty, albo współpracownik?

- Nie wiem, na prawdę.

- No, trudno.

- Wiem, że cały czas liczysz na to, że coś sobie przypomnę lub skojarzę, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Przepraszam.

- Nie zadręczaj się. Jakoś złapiemy tych mafiozów.

Nagle zauważyła, że policjant patrzy na nią z głupim uśmieszkiem.

- Co jest? - zapytała.

- Nic, masz czekoladę na brodzie.

Anika również się uśmiechnęła i szybko starła czekoladę.

- Lepiej?

- Tak.

Po skończonej kolacji Ben zmywał naczynia, a Anika układała je na suszarce. W pewnym momencie jej wzrok utkwił na broni policjanta schowanej w futerale i leżącej na kuchennym blacie.

- H&K SFP9 kaliber 9 milimetrów – powiedział z uśmiechem patrząc na dziewczynę.

- Mogę obejrzeć? - zapytała niepewnie.

Wytarł ręce. Wyciągnął broń, wyjął magazynek i upewnił się, że w lufie nie ma pocisku.

- Teraz tak, tylko ostrożnie.

Wzięła ją do rąk i oglądała z każdej strony.

- Waga: 710 gramów, długość lufy: 104 milimetry, pojemność magazynka: 15 naboi – opisywał. - Stań tutaj – pokazał. - Nogi na szerokość barków, ręce prosto. Prawa ręka trzyma broń, a lewa tylko podtrzymuje. Kładąc palec na spuście wyłączasz zabezpieczenie, potem mocno ciągniesz i ładujesz. Celujesz, najlepiej patrząc obydwoma oczami i strzelasz. W momencie, gdy puszczasz spust, pistolet się blokuje – instruował dokładnie.

- Bardzo szarpie przy strzelaniu?

- Nie, to znaczy – zawahał się – jak pierwszy raz byś strzelała, no to pewnie odczułabyś to bardziej niż ja.

- Widziałam, że ostatnio czytałeś jakąś książkę z cała masą dziwnych liczb.

- Za miesiąc mamy testy policyjne. Te liczby to kody policyjne, na przykład 10-56A to kod próby samobójczej – spojrzał na nią - 10-71 to strzelanina, natomiast 5.0.9. to kod na wzięcie zakładnika.

- I ty to wszystko musisz umieć na pamięć?

- Nie wszystko, na szczęście.

Noc minęła spokojnie. Nawet Anika po zażyciu tabletek nasennych spała do białego rana.

Tego dnia miał odbyć się pogrzeb jej rodziców. Ubrała się na czarno, założyła również kamizelkę kuloodporną, i pomimo sprzeciwu Bena i Semira, pod eskortą kilku policjantów udała się na uroczystość.

Na cmentarzu stała tuż koło trumien. Patrzyła, jak były opuszczane do grobu. Kilka dużych łez spłynęło jej po policzkach. Duże zielone oczy z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zaczerwienione i opuchnięte.

- Jedźmy już – szepnęła do Bena jakby resztką sił.

Widział, że była wykończona. Mimo przespanej nocy, ledwo stała na nogach. Chciała jak najszybciej stamtąd odejść. Myślami chodziła po ścieżkach tylko sobie znanych.

Zgodnie z prośbą, policjant odwiózł ją do mieszkania.

Ben zrobił jej herbatą i usiedli przy stoliku.

- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała z lekkim niepokojem wpatrzonego w nią Bena.

- Zastanawiam się, dlaczego nic się nie wydarzyło.

- Może było za dużo policjantów.

- Nie, przecież jakby chcieli cie zabić, wystarczyłby jeden dobry strzał nawet z dużej odległości. Nie dalibyśmy rady cię ochronić, a oni się nawet nie pokazali.

Przełknęła ślinę uświadamiając sobie w jakim była niebezpieczeństwie.

- To znaczy, że nie chcą mnie zabić? - zapytała zaskoczona.

- Jest taka możliwość. Najwidoczniej jesteś im potrzebna żywa. Musisz coś wiedzieć lub mieć coś wyjątkowego – zastanawiał się.

- Tylko co?

- Jeszcze nie wiem, ale się dowiem.

Nagle usłyszeli dziwny szmer dobiegający zza drzwi.

- Schowaj się w pokoju – szepnął Ben sięgając po broń.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania