Koniec i Początek prolog

Mężczyzna spojrzał w górę, zobaczył to co zawsze jest o tej porze, szare brudne niebo od chmur. Westchnął głęboko, i ruszył w dalszą drogę, miał do przejścia jeszcze około pięćdziesięciu kilometrów. Co mogę robić przez ten czas, pomyślał. Zaczął wspominać zasłyszane historię o początku „TEGO” świata. Pamiętał, że jakieś pięćset lat temu świat się skończył w jednej chwili, wszystko, samochody, komputery, lekarz, szkoła, wszystko to brzmiało abstrakcyjnie dla człowieka który urodził się trzysta lat po tym wszystkim. Niektórzy mówią, że świat się skończył przez ludzką niegodziwość, to byli sekciarze, niektórzy, że to kosmici inni bomby atomowe. Człowieka to trochę dużo powiedziane, dziecko atomu, tak go nazywano. Według niego powinno być dziecko pierdolonego eksperymentu. Nie chciał o tym myśleć jednak wspomnienia jego matki spłynęły na niego jak woda wodospadu. Przed jego urodzeniem „naukowcy” jeśli można tak nazwać ludzi którzy wstrzykiwali wszystko kobietom w ciąży co powstało na tym dziwnym świecie, zwabiono je tam wizją spokojnego porodu i życia. Było około tysiąca kobiet żadna nie przeżyła porodu, dzieci przeżyło około trzydziestu. Polowa nie przeżyła dnia, naukowcy robili selekcję, zniekształcone były zabijane. Pięć lat po tym wszystkim okoliczni ludzie zostali oszukani przez naukowców i zaczął się szturm na placówkę ulokowaną we wnętrzu góry, zaczęła się masakra. Dzieci cudem uciekły. Każdy poszedł swoją drogą w swoją stronę, teraz jeżeli się spotkają głównie sobie pomagają lecz są wyjątki jednym z nich jest…. On był jednym z nich.

Otworzył oczy, było ciemno, coś go obwąchiwało spojrzał to był pies, zwykły pies. To nie był zwyczajny widok, rozejrzał się nie widział nikogo, było ciemna bezksiężycowa pochmurna noc, jemu to nie przeszkadzało, dzięki braku źrenicy widział wszędzie tak samo, pies nie zaatakował go nieprzytomnego od wspomnień przez jego zdolność która sprawiała, że zwierzęta nie sprowokowane nie atakują go, dzięki wyczulonym zmysłom słyszał go zbliżał się od północy. Właściciel psa zbliżał się lekko tanecznie można by powiedzieć, zbyt lekko na człowieka. Wstał i powiedział:

- Nie bój się Różyczko, to ja Cain.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania