Poprzednie częściKoroner Hawk (1)

Koroner Hawk (2)

Mr. Sandman, bring me a dream

Make her the cutest that I've ever seen

Give her two lips like roses and clover

And tell her that her lonely nights are over

 

***

 

– Koronerze, możemy jeszcze porozmawiać? – kobieta zatrzymała mężczyznę przy drzwiach.

– Oczywiście – odparł krótko, uśmiechając się do niej. – Tutaj?

– Nie… Zapraszam na górę, na taras.

Hawk przepuścił Margot, a ta ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów. Koroner uznał tę sytuację za doskonałą okazję do przyjrzenia się zachowaniu madame, a przy odrobinie szczęścia i skutecznej obserwacji był w stanie wyciągnąć jakieś wskazówki.

Weszli na taras. Ot, nic ciekawego, kilka białych stolików z wielkimi parasolami i przysunięte do nich krzesła. Dech w piersiach zapierał widok – Londyn z tej perspektywy wyglądał pięknie, powietrze było rześkie i chłodne, a słońce było niedaleko ponad horyzontem.

– Wiesz, kto mógł to zrobić? – spytał, gdy już usiedli. Bezceremonialnie położył ręce na stole, trzymając notatnik i długopis.

– Nie. Żadna z dziewczyn nie odważyłaby się podnieść ręki na drugą. Jesteśmy rodziną. Pewnie któryś z klientów, ale dlaczego? Nie mam pojęcia. Była świetna, nigdy nie musiałam jej uczyć dyscypliny.

– Masz jakąś księgę, w której zapisują się klienci?

– Tak. Każdy klient ma w obowiązku wcześniej się umówić, potwierdzić wizytę, a gdy przychodzi – zamieszcza podpis w księdze. Jeżeli był to któryś z nich, musiał się wpisać.

Słowa Margot dały mu nieco do myślenia. Zabójstwo sprawiało wrażenie zaplanowanego i idealnie ulokowanego w czasie. Nie było świadków, a przynajmniej do tej pory nikt się nie przyznał. Morderca musiał więc przemyśleć fakt, że będzie zmuszony do zapisania swojego imienia i nazwiska w księdze gości. Fałszywki nie wchodziły w grę, każdy klient był dokładnie sprawdzany. Albo było to wyjątkowo dopracowane włamanie i nazwisko jakimś cudem nie widnieje w księdze, albo przestępca postarał się, żeby do perfekcji zatuszować ślady.

– Możesz mi ją przynieść?

Skinęła głową i opuściła taras. Wróciła dosłownie po pięciu minutach, z rozwiązaną koszulą nocną i strachem w oczach.

– Zniknęła.

– Tak myślałem. Spokojnie, usiądź. Morderca ukradł księgę, bo widniała tam jego godność. To ułatwia sprawę. Musiał wejść tak, jak każdy klient. Nie dokonał włamania, ktoś musiał go widzieć. Wrócę tu jutro, poinformuj dziewczyny o przesłuchaniu. Niech nikt nie odważy się opuścić tego miejsca, dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana.

Koroner ucałował dłoń Rossignol na pożegnanie i odszedł.

Przygnębiona Margot zeszła z powrotem do pokoju, gdzie nad ranem znalazła martwą Crecerellę. Bez zmasakrowanego ciała dziewczęcia pomieszczenie wyglądało do bólu zwyczajnie, jednak kobieta wyczuwała w nim odór śmierci. Poczuła dotyk delikatnej, zimnej dłoni na swoim ramieniu.

– Philomela – odwróciła się i odetchnęła z ulgą, widząc jedną ze swoich dziewczyn.

– Och, madame… Cressie na to nie zasłużyła.

– Widziałaś jej ciało?

– Nie, ktoś mi powiedział… Podobno została uduszona, wiesz o tym?

Margot puściła słowa Philomeli mimo uszu, chociaż brzmiały dziwnie. W pokoju i na korytarzu nie było nikogo prócz niej, koronera i jego wspólnika. Skąd niby miałaby podejrzenia, że to morderstwo? Nawet Rossignol na pierwszy rzut oka była pewna, że Crecerella popełniła samobójstwo. Margot była jednak zbyt smutna, żeby dokładać sobie cierpień i podejrzewać o cokolwiek Philomelę. Dziewczyna była wierna i wykonywała każde polecenie, ale była też bardzo wścibska i przebiegła, za co wiele razy oberwała. Margot nie zdziwiłaby się, gdyby blondynka znalazła jakiś sposób na podsłuchanie rozmowy, która miała miejsce w pokoju Cressie. Zanim Phil trafiła do domu uciech madame Rossignol, prowadziła przestępcze życie. Kradła, rabowała mieszkania, hotele i sklepy, brała nawet udział w jednym z największych napadów ostatnich lat, gdy z narodowego banku skradziono ponad dwieście tysięcy funtów. Pracowała pod pseudonimem Szpili – żaden funkcjonariusz nie był w stanie jej znaleźć. Zawsze ulatniała się w odpowiednim momencie. Złapała ją dopiero Rossignol, w swoim własnym pokoju, gdy złodziejka próbowała zwinąć antyczny zegar. Była gotowa oddać ją w ręce policji, zyskałaby na tym. Ale zaproponowała Philomeli współpracę, dostrzegła w niej potencjał. Zauważyła też, że były do siebie pod pewnym względem podobne. Obie potrafiły w obliczu zagrożenia, w mgnieniu oka, zmienić priorytety. I obie miały w sobie ogromną wolę przetrwania za wszelką cenę. Margot jednak nie miała pojęcia, że Philomela nienawidziła Crecerelli. I że miała doskonały motyw, aby pozbawić jej życia.

– Nie mogę w to uwierzyć, Phil. Nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś mógł chcieć ją zabić. Naszą małą Cressie. Była mądra, kreatywna…

– I każdy ją uwielbiał. Wiem, zawsze to powtarzałaś – Philomela uśmiechnęła się nerwowo. – Chodź, odprowadzę cię do pokoju. Powinnaś odpocząć. Jeśli chcesz, to wszystkim się zajmę, zrób sobie dzień wolnego.

– Może masz rację… Przekaż dziewczynom, że jutro koroner Hawk będzie każdą z nich przesłuchiwał. Musimy współpracować i odkryć, kto zamordował Cressie.

– Oczywiście, powiem. Śpij, madame, o wszystko zadbam.

– Jesteś kochana, Phil, naprawdę. Dziękuję.

Philomela zakręciła biodrami, powodując tym uśmiech na twarzy zmęczonej Rossignol. Zamknęła za sobą drzwi i poszła do siebie. Była wściekła, ale za nic nie mogła dać tego po sobie poznać.

 

***

 

Philomela, tak jak obiecała madame, zaopiekowała się „siostrzyczkami” i całym dobytkiem, poinformowała również o wizycie koronera i każdej szepnęła słowo oparcia. Starała się, żeby wszystko było tak, jak wyobrażałyby to sobie ich szefowa. Zawsze mówiła, że każdy musi widzieć udział kobiecej ręki – silnej, z charakterem, ale też pieczołowitością i troską. To właśnie próbowała osiągnąć Phil. Oprócz całej posiadłości, do stanu istnej boskości doprowadziła również samą siebie. Misternie ułożone loki spływały złotymi kaskadami na jej nagie plecy, czerwona skromna suknia odsłaniała tylko to, co powinna – dekolt. A uwagę do krągłości jasnowłosej prostytutki przyciągał jeszcze jeden, przemyślany element – złota kolia.

– Zapraszam, proszę pana – posłała koronerowi jeden ze swoich magicznych uśmiechów, których nie powstydziłaby się Marylin Monroe. Czerwona szminka podkreślała pełne usta i sprawiała, że człowiek naturalnie spoglądał niżej. Na głęboki dekolt, idealną talię i biodra. Dziewczyna wyglądała jak tajna broń, i dlatego też Hawk postanowił na nią uważać.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • bogumil1 02.04.2020
    Od rana zrobiłem już trzy podejścia, a teraz nareszcie przeczytałem w całości. Bardzo poprawnie napisane, pod względem stylistycznym, starannie dopracowane co do szczegółów. Ogólnie bardzo interesujące i wciągające, więc z zainteresowaniem czekam na rozwój dalszych zdarzeń, choć jestem umiarkowanym fanem kryminałów. Bardzo solidny tekst.
  • Pasja 02.04.2020
    I zaczynają się schody. Ukradziona książka meldunkowa i intrygi pośród dziewczyn. Philomela wcale nie jest taka grzeczna jak się wydaje. Pewnie ma plany. W każdej grupie jest lider.
    Przesłuchania co ujawnią?
    Pozdrawiam
  • Kocwiaczek 04.04.2020
    Powtórzenie "było" przy rześko i niedaleko
    Pozbawić ją życia

    No, no Phil to zaiste cwana bestyjka. Lecę czytać dalej:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania