Koroner Hawk (1)

Kręgosłupy ulic łamią się pod boskim gniewem, gdy człowiek człowiekowi już nie wilkiem, lecz człowiekiem...

 

Ciało pracownicy domu publicznego wisiało pod sufitem, ale pokój sprawiał wrażenie aż nadto wysprzątanego – jakby zarówno cały wystrój jak i martwa prostytutka stanowiły element podłej farsy. W progu stała zapłakana bajzel-mama, lamentując coś o młodości i wolnościowych ideałach, i, rzecz jasna, o pieniądzach. Bo to nie był zwykły burdel. Ba, to był burdel najlepszy w całej Anglii, i nie ulegało wątpliwości, że śmierć jednej z panienek rozejdzie się jak tłum po porannej egzekucji. Bajzel-mama zarabiała krocie, dziewczyny traktowała jak córki i obdarowywała je wszystkim, co najlepsze – drogą perfumerią, kosmetykami, sukniami, najdroższą biżuterią, i wreszcie – szacunkiem. Sympatia i poczucie bezpieczeństwa były czymś, czego przed pracą u madame te kobiety nie zaznały, więc oprócz ogromnych pieniędzy, interesów i znajomości, łączyło je jeszcze jedno – silna więź. Co prawda, oparta głównie na potrzebach materialnych, sentymencie, czy wdzięczności do ich wybawicielki, ale w dalszym ciągu były w stanie skoczyć za sobą w ogień. Taka zawodowa solidarność. Madame, choć bazując na pozorach była kobietą miłosierną i litościwą, to respekt wobec niej opierał się na czymś całkiem innym. Nienawidziła, gdy ktoś pomniejszał jej zyski, a zdarzało się tak, gdy jakaś dziewczyna zawaliła robotę. Wtedy madame zapominała o wszystkich dobrociach, a za przewinienia wyznaczała rozmaite kary. Pracę przez tydzień, gdzie sto procent zysku szło w jej kieszeń, czy stanie nago kilka godzin na mrozie.

Jednak nie miała powodów, by zamordować którąś ze swoich pracownic. Straciłaby zbyt wiele z własnej kieszeni, a poza tym ryzykowała utratą klienteli. Niektórzy mieli swoje ulubione kochanki, płacili z góry nawet za całe miesiące. Madame Rossignol nie miała motywu, nie była też na tyle głupia, by wbijać sobie samej nóż w plecy. Poza tym, śmierć Crecerelli naprawdę nią wstrząsnęła.

– Może i nie była najpiękniejsza, ale jaką miała wyobraźnię! – ryczała Rossignol, ocierając łzy rękawem koszuli nocnej. – Wszyscy ją uwielbiali! Hrabia, grododzierżca, królewski łowczy! I od was też się czasem ktoś przypałętał. Biedna dziewczyna, biedna Cressie…

Próba ignorowania zrozpaczonej kobiety za każdym razem kończyła się fiaskiem. Utrudniała pracę, a odpędzenie jej graniczyło z cudem. Nikt też nie odważył się jej dotknąć. Dopiero po dotarciu na miejsce koronera Hawk’a, problem zniknął.

– Madame – Hawk ucałował pomarszczoną dłoń bajzel-mamy. Spojrzała na niego zapłakana i nieco zdziwiona. Nie widzieli się od dwudziestu sześciu lat, ale pamiętali się doskonale. Ona sprzedawała pomarańcze na targu zimową porą, latem zaś jeździła oblegać jarmarki – była świetną atletką, jej sztuczki i figury były znane po całym hrabstwie. Miała za sobą karierę w cyrku i dzięki temu zarobiła w końcu na własny biznes. Hawk spotkał ją pierwszy raz w kawiarni „Murderous Cup”, gdy zrywała zaręczyny. Pracował wtedy jako pośledni funkcjonariusz, spisywał mandaty, gonił pijaną młodzież po londyńskich zaułkach i zarabiał śmieszne pieniądze. Z madame Rossignol, znaną wtedy jeszcze jako Margot, połączyła go wielka miłość do pieniędzy, a raczej wówczas do chęci ich zdobycia. Margot nawet wtedy mogła poszczycić się już niezłym kręgiem znajomych spod ciemnej gwiazdy, zaś Hawk, co tu dużo mówić, miał aspiracje, aby zostać kimś więcej, niż zwykłym łapaczem osiedlowych złodziejaszków. Obojgu coś brakowało, ale szybko zaczęli się dopełniać. Przyszła burdel-mama załatwiała robotę, Hawk rozwiązywał sprawy, aż w końcu został detektywem. Wkrótce zaproponowano mu posadę koronera. Margot żyła nadzieją, że wreszcie odpuszczą nieuczciwościom, zamieszkają gdzieś na przedmieściach i będą prowadzić idealne życie. Hawk, owszem, zaprzestał wykonywania roboty załatwionej przez Margot, tak samo jak skończył ich znajomość. Poznał, jego zdaniem, uczciwą kobietę, a biedna Margot poszła w odstawkę. Wtedy zaczęła się jej kariera od latarni do latarni, bowiem wraz z odejściem mężczyzny, straciła nie tylko wspólnika ale i cały zapał do pracy. Potem przyszedł cyrk, kolejne znajomości, aż wreszcie dopięła swego i zaczęła zarządzać własnym biznesem. Nie myślała, że kiedyś jeszcze przyjdzie jej zobaczyć dawną miłość.

– Koronerze – odparła, próbując ukryć swój płaczliwy ton. Uniosła dumnie głowę i wbiła wzrok w mężczyznę. Patrząc na nią wtedy, Hawk zdał sobie sprawę z tego, że mimo upływu lat, niespełna pięćdziesięcioletnia Margot prezentowała się przerażająco świetnie. Była tak samo szczupła i bardziej zadbana, a co najważniejsze – nie straciła dawnego pazura.

– Madame Rossignol, pozwoli pani, że będziemy kontynuować pracę. Muszę stwierdzić zgon i ustalić jego przyczynę.

Skinęła głową. Nie wycofała się z pomieszczenia, ale nie weszła też do środka. Jakby bała się, że miejsce zbrodni pochłonie ją i pożre bez opamiętania.

Koroner rozejrzał się po całym pokoju. Tak jak cała rezydencja, był urządzony z gustem i ozdobiony bogato, aczkolwiek nie przesadnie. Na ścianach wisiały reprodukcje obrazów znanych artystów, na największej ścianie – trofea z polowań. Nie mógł sobie wyobrazić, jak można było uprawiać seks w tak zabójczym otoczeniu. Wówczas zapisał w notatniku pierwsze słowo, dotyczące sprawy, które ciążyło mu w podświadomości przez całe późniejsze śledztwo. Groteska.

Na szafce nocnej leżał złoty zegarek i pusty flakonik po perfumach. Hawk naciągnął na dłonie rękawiczki i podniósł szklaną, fikuśną buteleczkę. Powąchał ostrożnie jej zawartość.

– Milvus – zawołał do współpracownika, podając mu buteleczkę. Zegarkowi postanowił jeszcze się przyjrzeć. Tarcza wskazywała piętnaście po północy. Zanotował. – Tyle mi wystarczy. Weź go.

Rossignol dyskretnie obserwowała koronera, starała się wyłapać jego stare gesty i nawyki. Dalej zaciskał usta, gdy się skupiał. I drapał się po lewym nadgarstku. Wciąż był przystojny, chociaż wiek dodał coś od siebie – głębsze i liczniejsze zmarszczki i początki siwizny.

Koroner zbliżył się do wisielca. Tylko niedoświadczony śledczy uznałby to za samobójstwo. Na szyi dziewczyny widniały siniaki, a brzuch był głęboko pocięty, jakby we wściekłości. Więcej informacji na ten moment nie potrzebował. Resztę wykaże autopsja.

– Młoda kobieta, lat dwadzieścia siedem, po wstępnych oględzinach stwierdzam, że przyczyną zgonu jest morderstwo. Zgon stwierdzony o ósmej dziesięć. Wszczęte śledztwo w sprawie nienaturalnej przyczyny śmierci. Ciało przekazane do autopsji.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • bogumil1 01.04.2020
    To wygląda na pierwszą część? Nawet interesujące.
  • Drżączka 01.04.2020
    Owszem, pierwsza. I dziękuję:)
  • Pasja 02.04.2020
    Zapowiada się dobrze. Fajnie napisane, akcja nie nudzi wręcz przeciwnie zaciekawia. Morderstwo w domu publicznym i stara miłość?
    Znakomicie oddałaś logistykę tego przybytku.

    Pozdrawiam
  • Kocwiaczek 03.04.2020
    Krągiem
    Czegoś brakowało
    Patrząc wtedy na nią

    Ciekawa historia, będę czytać dalej w miarę możliwości:)
  • Drżączka 03.04.2020
    To błędy? Postaram się je odnaleźć i poprawić, dziekuje bardzo.
    I cieszę się, że przypadła Ci do gustu:)
  • Kocwiaczek 03.04.2020
    Drżączka tak, pierwszy raz u Ciebie komentuję. Mam taki nawyk, że na górze wypisuję co wyłapię błędnego (idę po kolei z tekstem), a na dole moją opinię o utworze. Czyta się lekko i przyjemnie więc zdecydowanie mi się podoba :)
  • Drżączka 03.04.2020
    Kocwiaczek O, nie ma sprawy, fajnie, jak ktoś wyłapie błędy. Ja sama rzadko przeglądam uważniej tekst przed dodaniem:)
  • cos_ci_opowiem 11.04.2020
    Ciekawe, zajrzę dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania