Kosmos OG-4
Statek kosmiczny Deep Hole przemierzał kosmos w poszukiwaniu życia i planety w kształcie banana. Tym razem tę ważną misję przerwała wiadomość od premiera Zjednoczonych Emiratów Niemieckich.
- Komunikat jest prosty i czytelny. Dotrzeć na planetę Harrrrharrrrwgar i spotkać się z przywódcą Zjednocznonych Światów, panem HarrrHarrrrrkwzupe. Over!
Niestety załodze nie udało się zapamiętać żadnej z tych dziwnie brzmiących nazw, więc sprawdzili w Spejsonecie.
- Znalazłem! – wykrzyknął Kurk. – Ta planeta leży w galaktyce Yayuwa w Gwizdozbiorze PPPCCCICHUJ.
Polecieli, nie mając żadnej nadziei na jej odnalezienie w morzu gówna, które wypełniało galaktykę. Na szczęście tym razem los okazał się łaskawy i bardzo szybko (dokładnie w cztery lata i dwa dni) odszukali planetę o dziwnej nazwie. Toczyły się na niej ciągłe walki, a osoba, którą mieli znaleźć zginęła parę dni wcześniej. Przywitał więc ich fantomowy odpowiednik pana Harrr (i tak dalej) wytworzony przez komputer o sztucznej inteligencji na poziomie świstaka.
- Jeśli oglądacie to nagranie – mówiło widmo - najpewniej uciekłem z jakąś dziwką do innej galaktyki. Waszym zadaniem jest zabrać na pokład kosmitę o
imieniu Cholera-Zapomniałem i przetransportować go do międzygalaktycznego więzienia dla trucicieli i obcieraczy autobusowych w celu szybkiego zneutralizowania zagrożenia.
Po chwili nastąpił koniec transmisji. Kapitan Magusta zmarszczył brwi i wydał rozkazy.
- Kurk i Chcewbaka! Udajcie się na tę planetę i przytransportujcie tu tego więźnia.
- Tak jest, sir, ale może to nam chwilę zająć.
Wrócili po czternastu miesiącach. Magusta spędził większość tego czasu na wpatrywaniu się w gwiazdy i rozmowie z robotem Srutituti, który przypominał kapitanowi żonę.
- Zostaliśmy sami, kapitanie – powiedział pewnego dnia Srutituti. Magusta aż wzdrygnął się, słysząc ten głos, podobny do pierdzenia orangutana, stukającego widelcem w dach z azbestu.
- Na to wygląda – odparł.
– Czemu tak dziwnie na mnie patrzysz?
- Przecież stoję tyłem.
- Aha.
- Muszę coś panu wyznać.
- Ja już mam żonę.
- Nie o to chodzi. Wcale nie jestem robotem, tylko człowiekiem w przebraniu.
- Co takiego?
- Naprawdę. Założyłem ten kostium, bo inaczej nie wpuściliby mnie na pokład Deep Hole. Mój wygląd jest dziwaczny. Przypominam faceta, ale jestem kobietą.
- Nie rozumiem.
- Mam kobiecy mózg, przeszczepiony w ramach nielegalnych eksperymentów. W kostiumie robota czuję się przynajmniej bezosobowo.
- To traumatyczne przeżycie. Wiem, co czujesz.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że nie, ty popaprańcu.
Robot wyglądał jakby miał ochotę urwać komuś coś, więc kapitan szybko powiedział:
- No dobra, mianuję cię na admirała.
- Super! Dziękuję, kapitanie. Pędzę o tym powiedzieć mojemu odbiciu w lustrze.
Wkrótce po tym zdarzeniu przybyli Kurk, Chcewbaka, razem ze starymi znajomymi, Hanem Multi i Spocksem oraz więźniem o imieniu Cholera-Zapomniałem.
Komentarze (4)
Co do poziomu absurdu, to raczej tak se, miewałeś już bardziej absurdalne rzeczy, kolejny zbiorowy fanfik gwiezdnych wojen i star treka.
Ok, może być, ale jak już drążysz temat, to daj tego więcej i więcej absurdu, ale takiego absurdu, który ma ręce i nogi :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania