Koszmarne znaki

Wiał lekki wiosenny wiatr, który muskał zielone liście drzew unosząc je w tylko jemu znanym rytmie. Blask zachodzącego słońca oświetlał polanę znajdującą się pomiędzy górami. Miejscowo spowijała ją krew. Leżały na niej martwe ciała wielkich gadów. Ich różnych kolorów łuski w niektórych miejscach połyskiwały na czerwono. Błony na masywnych skrzydłach u niektórych stworzeń były porozrywane i poszarpane. Ich ślepia pokryte mgłą odbijały lekkie światło słońca. Nie było ich dużo, ledwie dziesiątka. Owe gady były smokami po świeżo stoczonej i przegranej bitwie z wrogim klanem.

 

Z jaskini pod zaśnieżoną górą wyłonił się średniej wielkości smok o nakrapianych pomarańczowo-brązowych łuskach i błękitnych jak lodowce oczach. W pysku trzymał wór z ziołami, który odłożył na wilgotną od niedawno padającego deszczu ziemię. Podniósł głowę i rozejrzał się po polanie. Zaczęli zlatywać się smoczy uczniowie szkolący się przez kilka lat na smoczych wojowników pod nadzorem wybranego do danej grupy nauczyciela. Podobnie jak w ludzkiej szkole. Gady uczące się nie mogą brać udziału w bitwach, ale mają obowiązek zanosić ciała do jaskini, gdzie reszta po raz ostatni się z nimi żegna.

 

Smok zmarszczył nos, powąchał powietrze, w którym widniał kręcący w nosie zapach krwi. Opuścił łeb, skrzywił pysk w grymasie, po czym podniósł wór z ziołami i ruszył do rannych, ale żywych gadów, znajdujących się w przeciwległej jaskini; legowisku smoczego uzdrowiciela. Przed chwilą wyszedł on z magazynu, bo skończyły się zioła lecznicze. Smok jak najszybciej dobiegł do wejścia i wparował tam, ledwo zatrzymując się, zostawiając wyryte pazurami ślady na kamiennym podłożu. Puścił worek i wyjął trochę jego zawartości. Podszedł do pierwszego smoka, zmielił w pysku zielsko, wypluł je na łapę i przyłożył do najbardziej krwawiącej rany. Ranny smok skrzywił się z piekącego bólu, ale pozwolił rozmasować stworzoną przed chwilą przez uzdrowiciela maść.

 

Rozległ się szum skrzydeł. Pomarańczowo-brązowy gad odwrócił głowę, nadal nie odrywając się od pracy. Przy wejściu wylądował całkiem czarny, masywny, nawet dużej wielkości o złotych oczach smok. Na jego karku widniała głęboka, mocno krwawiąca rana. Stworzenie zachwiało się, jakby miało upaść. W ostatniej chwili smoczy uzdrowiciel podtrzymał go i wprowadził do jaskini. Czarny gad usiadł ze stęknięciem.

 

-Druksie, nie mamy z nimi szans. Za każdym razem nas pokonują! – warknął złotooki smok – Atakują w najmniej oczekiwanej chwili!

 

Wysunął mocniej czarne, zlewające się z łuskami pazury.

 

Druks jednymruchem ogona dorzucił kłodę do przygasającego ogniska.

 

-Nic na to nie poradzę, ja tylko leczę. – mruknął niechętnie.

 

Bardzo chciał, aby wojna pomiędzy ich klanem – Klanem Smoczego Ognia, a Klanem Smoczych Łusek się zakończyła. Westchnął i spojrzał na swoje łapy. Nic nie mógł zrobić.

 

Chyba, że…

 

Rozszerzył oczy.

 

Nie. Nie mogę tego zrobić - pomyślał uzdrowiciel.

 

-Dlaczego Klan Smoczych Łusek nie ma dla nas litości! – ryknął czarny gad.

 

Druks podskoczył pod wpływem tonu głosu przywódcy Klanu Smoczego Ognia.

 

-Ja nawet nie wiem do czego może doprowadzić wygrana tamtego klanu. – powiedział nakrapiany smok.

 

Przywódca spiorunował go wzrokiem, ale natychmiast się uspokoił.

 

Przecież Druksowi nikt nie chciał tego powiedzieć - przypomniało sobie czarne storzenie.

 

-Kiedy wygrają zniszczą Smoczy Artefakt, który znajduje się na naszym terenie, a to doprowadzi do śmierci wszystkich żyjących stworzeń na całym świecie, nawet do najmniejszej bakterii. Nic wtedy niezostanie. – wydyszał gad. Potrząsnął głową strząsając spływającą z karku krew. Słabł coraz bardziej. – Straciliśmy dziesięciu wojowników. To na nasz klan dużo. Musimy to zrobić.

 

Zaskomlał z bólu.

 

-O tym samym myślałem, ale to może doprowadzić do odkrycia naszego gatunku przez ludzi! Oni nas wybiją! Czy zdajesz sobie z tego sprawę?! – warknął na niego Druks.

 

-Tak… Tak, wiem. – stęknął – Nie mamy wyboru.

 

Pomarańczowo-brązowy smok z wściekłością przejechał szponami po podłożu, żłobiąc w nich ślady.

 

-Nie zrobię tego! Nie ma opcji!

 

Syknął i wypuścił dym nosem.

 

-Też… nie chcę tego robić. Tylko uzdrowiciele… mogą wysyłać te znaki… w świat. – nabrał kilkukrotnie powietrza w płuca. – Nie możemy przejść… przez Smoczy… Smoczy Portal, to doprowadzi nas… do śmierci. To nas… zabije, ale nie… członków… Klanu Smoczych Łusek… Oni mają… własny, nie… nie zabijający portal… do lasu... Zrób proszę co mówię. Zdaję sobie z tego sprawę. Tylko… one… nas uratują… Wyślij im… znaki, proszę.

 

Gad upadł na ziemię. Jednak uzdrowiciel był kompletnie sparaliżowany wiarą w dziewczyny przez smoka, aby mu pomóc.

 

-One mają… one mają smocze dusze… i to… jest… najpotężniejszą… bronią… na… całym… świecie… - smok jęknął. Jego umysł zaczęła spowijać ciemność.

 

Zamknął oczy.

 

-Svarcie! – ryknął Druks – Svarcie, proszę nie!

 

Jednak przywódca leżał już nieprzytomny. Uzdrowiciel jednym susem znalazł się przy nim. Ogonem przysunął wór, przeżuł zioła i przyłożył do rany na karku smoka. Nachylił się nad jego małym, dobrze ukrytym uchem, znajdującego się pod jego ciemnoszarym rogiem. Miał nadzieję, że to usłyszy.

 

-Zrobię to. Wyślę im znaki, obiecuję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kononowycz 05.05.2018
    Jeden
  • Agnieszka Gu 06.05.2018
    Witam,

    "Blask zachodzącego słońca oświetlał polanę znajdującą się pomiędzy górami." — zwizualizowałam to sobie, nakreśliłaś ładny krajobraz, po czym wrzucasz kontrast: "Miejscowo spowijała ją krew. Leżały na niej martwe ciała wielkich gadów." — świetne ;)

    "Ich różnych kolorów łuski w niektórych miejscach połyskiwały na czerwono. Błony na masywnych skrzydłach u niektórych stworzeń były porozrywane i poszarpane." — powtórzenie "niektórych" rzuca się w oczy, wiec trzeba by tak przebudować zdania, aby choć jedno ominąć. Podobnie w kolejnym zdaniu powtarzasz "Ich"...

    "Smok zmarszczył nos, powąchał powietrze, w którym widniał kręcący w nosie zapach krwi." — słowo "widniał" zastąpiłabym np. słowem "pojawił się" Brzmi to bardziej sensownie.

    "Rozległ się szum skrzydeł." — zwrot rozbudzający wyobraźnię. Bardzo pasuje do nakreślonej atmosfery :)

    "Czarny gad usiadł ze stęknięciem." — może lepiej brzmiałoby "stękając" (?)

    "-Druksie, nie mamy z nimi szans. " — spacja po myślniku i jeszcze z kilku innych miejscach
    "-Nic na to nie poradzę, ja tylko leczę. – mruknął niechętnie." — spacja po myślniku plus zlikwidować kropkę po "leczę"

    "-Też… nie chcę tego robić. Tylko uzdrowiciele… mogą wysyłać te znaki… w świat. ... itd..." — troszkę... bez... sensu... te... wielokropki... ;)) Tylko utrudniają czytanie a nic nie wnoszą.

    "Jednak uzdrowiciel był kompletnie sparaliżowany wiarą w dziewczyny przez smoka, aby mu pomóc." — tego zdania nie rozumiem. Jest nie logiczne (?)

    Opowiadanie nie jest złe. Miałaś ciekawy zamysł. Odrobinę gorzej z wykonaniem. Ale tylko pisząc, pisząc, i jeszcze raz pisząc można doszlifowywać warsztat :)
    Powodzenia i pozdrawiam :)

    PS. Korekty można wprowadzić w tekst tutaj na opowi, edytując publikacje w swoim profilu.
  • Hania952 10.05.2018
    Dziękuję, na pewno skorzystam. Mam lekki problem z ortografią, ale staram się nie popełniać błędów. Staram się jak najbardziej mogę, jednak to nie jest łatwe. Jak zauważysz jakieś błędy to proszę mi to napisać.
    Jeszcze raz bardzo dziękuję.
    Pozdrawiam.
    PS. Jak edytować opowiadanie skoro pisałam je jako niezalogowana osoba? A jak się nie da czy mogę napisać to samo opowiadanie podpisując się, że jest mojego autorstwa?
    Bardzo proszę o szybką odpowiedź.
    Hania952
  • Hania952 10.05.2018
    Zapomniałam dodać: Te trzy kropki oznaczają, że smok zacina się w wypowiedzi, ponieważ jest już słaby

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania