Poprzednie częściKrąg - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krąg - Rozdział 11 (Część Druga) - Preludium

Krew spływała powoli po ostrzu mojego miecza. Ciemnozielone szaty Kristoffa, stały się jeszcze bardziej ciemne w okolicach brzucha. Wiatr ruszył się. Dźwięk liści szumiących w oddali powoli się do mnie zbliżał. Chmury zaczęły przysłaniać słońce.

Siedziałem oparty o białą ścianę rezydencji Kristoffa. Miałem piękny widok na ogród, którego różnorakość kolorów zapierała dech w piersiach.

Na chwilę odpłynąłem z tego świata. Zapomniałem o wszystkich problemach. Wyobraziłem sobie samotnego rybaka na spokojnym morzu. Łódka, na której znajdował się poławiacz miała schowane żagle, wiosła natomiast były lekko zanurzone w wodzie. Dębowa łódź powoli sunęła po tafli wody. Jej ruch był bardzo płynny, niczym nie zakłócony. Na horyzoncie widać było czapę lodową Wiecznego Lodowca, będącego łącznikiem pomiędzy trzema kontynentami.

Rybak założył kaptur, który był wypełniony ciepłym puchem. Wiatr zaczął wiać w drugą stronę. Łódź zaczęła się cofać. Rybak musiał przytrzymywać kaptur rękoma. Mężczyzna obejrzał się po swojej łódce, na której znajdowała się kobieta oraz dziad. Kobieta była bardzo mocno skulona, tuliła się wręcz do swoich kolan, natomiast dziadek siedział spokojnie, nie mając problemu z wiatrem, który dmuchał mu prosto w twarz. Na jego siwej brodzie zaczął osiadać lód. Nagle, łódź się przewróciła. Dokładnie w tym samym momencie otworzyłem oczy.

Po mojej prawej stronie siedziała Aleksandra, wtulona w moje ramię patrzyła się na ogród. Chwyciłem jej gładką dłoń, która leżała na moim udzie. Aleksandra spojrzała na mnie. Poprawiłem jej włosy delikatnym ruchem ręką.

- Chyba nadszedł ten czas. – powiedziałem cicho.

Ola lekko przygryzła swoją dolną wargę.

- Od jakiego czasu się tak czujesz? – zapytała, odwracając lekko swoją głowę. Mój wzrok wędrował od jej wielkich ust do jej pięknych oczu.

- Czy to ma znaczenie?

Pocałowałem ją czule. Jej zwilżone usta smakowały borówką.

- Kocham cię. – szepnąłem w przerwie pomiędzy kolejnymi pocałunkami.

- Ja ciebie też kocham. – odpowiedziała. Pojedyncza łza zaczęła jej leniwie spływać po policzku.

***

- Trzeba zatem znaleźć inny sposób pozyskiwania tego surowca. Jeżeli już chcesz iść w wojnę handlową, to nie rób tego półśrodkami. Bądź zdecydowany, pokaż ludziom oraz Hundii czego chcesz. – opowiadał zawzięcie Fotyn.

- Tylko, że kopalnie przy granicy były najlepszym sposobem. Złoża metalu morytu są bardzo ograniczone, tym bardziej na kontynencie Ambria. – odpowiedział spokojnie Benedykt. – Poza tym, to jedyna przepustka umożliwiająca prowadzenie polityki Wolnego Kupca w Hundii. – dodał zmieszany.

- Jedyna, ale również za droga. Materiały odsprzedają ci po zawyżonej cenie. Tracimy na tym o wiele więcej, niż zyskujemy. – oznajmiłem pewny siebie, po chwili nieodzywania się.

- Patrząc się na to, ile moglibyśmy zaoszczędzić na imporcie morytu z dajmy na to Fawrii…

- Ale to jest inny kontynent. – przerwał gwałtownie król.

- Ale jest taniej… Poza tym, z danych wywiadowczych wynika, że Fawria ma dużo morytu na zbyciu…

- To dalej nie zmienia faktu, że jest to inny kontynent. – poparł monarchę Fotyn. – Koszt transportu oraz co gorsza jego warunki…

- Dają i tak lepsze wyniki, niż otworzenie kopalni w Yornem. – dokończyłem zdanie. Zapadła cisza. Zacząłem oglądać się po sali, w której siedzieliśmy. Bogaty wystrój tego pomieszczenia idealnie wpasowywał się w całokształt wystroju pałacu. Ciemne światło oświetlało jedynie centralną część komnaty, natomiast jej reszta była spowita w ciemnościach.

- Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem, jak na razie, będzie bierne obserwowanie sytuacji. – podjął rozmowę król. Jego lekko spocone czoło zaczęło odbijać promienie światła.

- Z całym szacunkiem, jednak gra na zwłokę nie da żadnych wymiernych rezultatów. – odpowiedział Fotyn.

- Ceny będą jedynie rosnąć, natomiast jakość wydobycia oraz jego szybkość będą maleć. – dodałem zdesperowany.

- Wiele takich incydentów miało już miejsce… Żaden nie był destruktywny w skutkach… Sytuacja zawsze się normowała.

- Cyrkumstancje jednak były inne. – odpowiedziałem chłodno.

- Co wy chcecie w ten sposób pokazać? Co chcecie udowodnić? Lub komu chcecie coś udowodnić? – indagował lekko poirytowany król.

- Chcemy pokazać ludowi, że rządzimy twardą ręką. – oznajmiłem spokojnie.

Fotyn przyglądał się nam uważnie.

- Ludu nie obchodzi cena morytu. Ich obchodzi jedynie cena jedzenia oraz dostęp do wody. Pospólstwo jest zapatrzone jedynie w swoje problemy. Jeżeli zarabiają, mają co pić i co jeść, to wtedy są zadowoleni. – odparł lodowato król.

- W takim razie…

- W takim razie nie macie żadnego sensownego wytłumaczenia, bo jeżeli chcecie wprowadzać restrykcje, to w ten sposób niszczycie rynek dla znacznej części kupców. – dodał równie lodowato.

- I otwieramy okno z nowymi możliwościami. – powiedziałem spokojnie. – Gospodarczo stoimy w miejscu od kilku lat. Jeżeli chcemy by sytuacja się zmieniła to musimy działać natychmiast. Musimy dać impuls rynkowi.

- W ten sposób ryzykujemy spadkiem wartości pieniądza, zaliczymy regres.

- Za to będziemy inwestować w nowe obszary gospodarki, których wymierne zyski są o wiele większe. Tu chodzi również o rozwój. Możemy stać się pionierami importu morytu z innego kontynentu. Materiał jakościowo jest czystszy…

- Czas transportu… - odparł znudzony Fotyn.

- W takim razie trzeba znaleźć inny, nowy sposób. Stacjonarne portale są jedną z opcji…

- Znowu o tym…

- Jeżeli chcecie…

- Przemyślę to. – oznajmił stanowczo król, kończąc moją dyskusję z Fotynem.

Benedykt gwałtownie wstał z fotela i szybko udał się ku wyjściu. Szuranie, leniwie zamykających się drzwi o podłogę wypełniło komnatę. Przez wielkie, strzeliste okno można było zobaczyć słońce chowające się za horyzont.

- Co u Aleksandry? – zapytał zaciekawiony Fotyn, ubierając swój biały płaszcz.

- Jeżeli zda swój egzamin, niedługo się z nią zobaczysz w Kręgu. – odparłem życzliwie.

- Dobrze wam się żyje w Vende? – indagował mistrz magii, w tym samym czasie utrzymując ze mną kontakt wzrokowy.

- Wspaniale.

- Anter… Jeżeli będziesz czegoś potrzebował… - kontynuował przejętym głosem siwowłosy.

- Nie będę potrzebował od ciebie niczego… Te czasy dawno się skończyły. – odparłem lodowato.

- Rozumiem.

Fotyn poprawił kołnierz swojego płaszcza i wyszedł z sali. Jedyne co później słyszałem to dźwięk odjeżdżającej karocy. Po chwili zamysłu, wstałem z wygodnego, skórzanego fotela. Ubrałem swój ciemnoszary płaszcz i udałem się ku drzwiom. Gdy już miałem chwytać za klamkę, w przejściu pojawił się Benedykt.

- O! Ty jeszcze tutaj? – spytał zaskoczony.

- Właśnie wychodziłem. – odparłem równie zaskoczony.

- Pozwolisz, że cię odprowadzę?

- Nie będzie z tym problemu.

Wyszliśmy do korytarza oświetlonego ciepłym światłem świec. Marmurowa podłoga przybrała kolor jasno pomarańczowy. Przejście było ozdobione licznymi obrazami oraz roślinami. Co jakiś czas można było się natknąć na wystawową zbroję. Wiele z nich było reliktami poprzednich wojen, kilka z nich stanowiły starsze, mnie zaawansowane modele pancerzy. Wszystkie były utrzymywane w kolorach jasnego cyjanu. Na niektórych z nich bitwy odcisnęły swoje piętno, co tylko dodawało im uroku.

W korytarzu nikogo nie było.

- Aleksandra ma się dobrze? – podjął rozmowę król.

- Wszystko w porządku, przed nią ostatni egzamin. – odparłem beznamiętnie.

- Gdzie się później wybiera? Do Kręgu jeżeli dobrze pamiętam, tak?

- Tak… Będzie doradczynią Fotyna, o ile mnie pamięć nie myli.

- Pogratulować w takim razie.

Zapadła cisza. Weszliśmy do prawego skrzydła pałacu, gdzie znajdował się portal, którym miałem wrócić do domu. Wystrój korytarza pozostawał bez zmian.

- Pomysł z Fawrią nie jest głupi Anterze, to chciałbym zaznaczyć. – zaczął pieczołowicie wyjaśniać Benedykt.

- Uwierz mi królu, jednak nie jest za wcześnie na takie postępowanie… - przerwałem chłodno.

- Ty jak zawsze do przodu… Anterze, tutaj musi zadziałać jeszcze wiele mechanizmów, żeby ten plan mógł się w ogóle powieść. – odparł z uśmiechem monarcha.

- Jeżeli chcemy zatem żeby się powiódł, to trzeba działać natychmiastowo. Możemy to zrobić nawet pod przykrywką. Można wysłać odpowiednich ludzi, by zajęli się infrastrukturą. Jedynym problemem będą zakłócenia między kontynentalne.

- Musiałbyś to w takim razie omówić z Fotynem.

- To ja mam wywierać presję na Fotynie? – zapytałem z niedowierzaniem.

- Tak.

- Benedykcie… Chcesz tego samego co ja…

- Chcę byś się wykazał… Pokaż, że jestem w stanie na tobie polegać…

- Pokazałem to zabijając Kristoffa rok temu…

- Nie, dopóki ja tak nie sądzę.

Król chwycił mnie mocno za ramię. Staliśmy już pod portalem, wystarczyło go jedynie odpalić.

- Zrób to. – oznajmił lodowato, po czym odszedł.

Wykonałem szybki ruch rękoma. Wszedłem w nicość.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania