Poprzednie częściKrawawa Księżniczka, Rozdział 1

Krawawa księżnika rozdział 2

Po Antonim przyszli sąsiedzi i najbliżsi znajomi. Rose zamówiła nawet grajków, którzy umilali nielicznym gościom czas grając wesołe melodie.

Przyjęcie odbywało się w niewielkim ogródku za domem. Rose rozstawiła tam mały stolik z przekąskami i tortem, który upiekła razem z Anabel. Atmosfera była cudowna, wszyscy świetnie się bawili.

Gdy zapadł zmrok rozpoczęły się tańce. Anabel szybko wpadła w wir tancerzy, tak rzadko miała czas na porządną zabawę. Tańczyła co chwila z kimś innych, każdy chciał porwać jubilatkę do tańca. Nagle muzyka ucichła a tańczący zatrzymali się, wszystkie oczy wpatrywały się w Anabel. Dziewczyna podczas tańca przez przypadkowy ruch strącił z głowy kaptur, a czerwone włosy rozlały się jej na ramiona.

Anabel stała pośrodku ogrodu i patrzyła na zebranych przerażonym wzrokiem.

-To jest potwór!-Krzyknął ktoś z tłumu. Za nim potoczył się potok wyzwisk, które spadały na dziewczynę niczym skalna lawina. Anabel znała głos, który jako pierwszy ją oskarżył, był to głos Antoniego-osoby, którą uważała za przyjaciela, to zabolało ją najbardziej.

Nagle nie wiadomo skąd przy Anabel pojawiło się dwóch Venefitów. Venefici pełnili funkcję strażników, osób dbających o porządek, w całym kraju. Byli bezwzględni, nie mieli uczuć. Wszyscy ubrani w żelazne zbroje z maskami zasłaniającymi twarze spod których patrzyły oczy żądne krwi.

Chwycili Anabel za nadgarstki. Dziewczyna próbowała się wyrywać, jednak trzymali ją w żelaznych uściskach.

-Kto jest jej opiekunem?!-Zagrzmiał jeden z nich. Z tłumu wyłoniła się blada jak ściana Rose.

-Ja.-Odpowiedziała cicho.

-Pójdziesz z nami.-Warknął drugi i złapał Rose za przedramię.

-Umiem sama chodzić.-Syknęła kobieta i z łatwością, o którą na pewno nikt by jej nie osądzał, wyrwała się Veneficie. Ten obrzucił ją zdziwionym wzrokiem.

-Umiem sama chodzić, nie jestem jeszcze taka stara.-Powiedziała i wyprostowała się dumnie.-Ją też zostawcie.-Rose wskazała podbródkiem przerażoną Anabel.

Venefita, który trzymał jubilatkę uśmiechną się złośliwie i mocniej ścisną ramie dziewczyny.

-Rozejść się!-Rykną Venefita do gości. Wszyscy ruszyli do wyjścia, na czele tego przestraszonego tłumu szedł nie kto inny jak Antonii. Anabel patrzyła na niego z nienawiścią. Uważała go za przyjaciela, a tymczasem to on pierwszy rzucił kamień w jej stronę.

Gdy tłumek się rozszedł Venefici skuli Anabel i Rose kajdankami.

-Ciociu, co się dzieje?-zapytała osiemnastolatka.

-Mówiłam ci, ludzie nie lubią odmienności, a ty jesteś inna.-odpowiedziała Rose.

-Nie gadać, tylko iść!-krzyknął Venefita i zaczął prowadzić obie kobiety w stronę Azylu.

Azyl był wielkim zamkiem, który wznosił się na obrzeżach miasta. Wokół niego były wielkie wały obronne. O tym budynku wśród mieszczan, krążyły legendy. Podobno gdy ktoś tam poszedł, już nie wrócił, a jeśli wrócił to jako szaleniec. Ci, którzy wrócili stamtąd żywi opowiadali o świecących pudłach, a także o takich, które wydawały z siebie dźwięki i o czarodziejach, przez których byli torturowani. Zwykle taki ktoś zostawał wysiedlany ze społeczeństwa lub opowiadał swoje bajki dzieciom. Anabel też słuchała tych bajek jako mała dziewczynka, ale nie wierzyła w nie.

Kiedy dotarli już na miejsce jeden z Venefitów mocno załomotał w drewnianą bramę wejściową. Po chwili w małym okienku pojawiła się głowa jakiegoś mężczyzny.

-Hasło?-powiedział wysokim głosem.

-Głupiec! Czy nie widzisz kim jestem?!-wykrzyknął Venefita, który prowadził Anabel. Chuderlak z okna obrzucił strażników przestraszonym wzrokiem i zniknął. Po chwili ciężka brama otworzyła się.

Anabel nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek zobaczy Azyl od środka. Był to dla niej po prostu budynek na obrzeżach miasta. Sprawowano tam władzę, niektórzy trafiali tam za karę i najczęściej nie wracali. Teraz kiedy znalazła się w środku nie mogła się powstrzymać przed dokładnym oglądaniem.

Dziedziniec był ogromny. Na środku wznosiła się kamienna fontanna, na jej szycie stała rzeźba przedstawiająca zakapturzoną postać. Czarodzieja? Dookoła fontanny rosła trawa, a w równych odstępach od siebie otaczały ją dęby, świerki i wierzby.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania