Poprzednie częściKres Bogów

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kres Bogów: Jack

Pod celą Elix stało trzech uzbrojonych mężczyzny. Byli zdenerwowani. Pewnie już cała baza wie o tym że wróg jest wewnątrz budynku. Jack uniósł broń gotowy oddać strzał, ale Red powstrzymał go. W strzał mógłby sprowadzić większą ilość przeciwników, a tego nie chciał żaden z nich. Pierwszym innym pomysłem było zaatakowanie ich super szybkością Red Speeda, ale za to, to mogło skończyć się pojmaniem ich obu. Ci goście wyglądali na naprawdę dobrze przygotowanych na takie akcje wojowników. Jeden mały błąd, jedno złe postawienie stopy i obaj byli by pojmani, lub martwi. Mimo to ta opcja wydawała się najbardziej sensowna. Red przygotował się do biegu. W mgnieniu oka powalił przeciwników. Wyglądało to jakby strącał luźno stojące pachołki. Jack spojrzał na speedstera. Ten rzucił mu klucz który wcześniej zabrał kapitanowi. Jack podszedł do żelaznych drzwi i otworzył je. W środku leżała Elix. Jej ciało było całe w sińcach, twarz zakrwawiona i zniszczona przez ciężkie tortury. Wciąż leżała nie przykuta do ściany. Jack uklęknął na jedno kolana tuż przy pani kapitan.

 

- Wróciłem Elix. Jest zemną Red. Jesteśmy bezpieczni. - Kobieta otworzyła oczy. Były zalane łzami.

 

Jej wygląd mówił sam za siebie. Przeszła więcej niż Jack. Mężczyzna podniósł ją powoli i wyniósł na rękach z celi. Coe spojrzał na w pół martwą kobietę. Pod maską zakręciła się łza. Teraz tym bardziej nienawidził ruchu oporu.

 

- Red może mógłbyś pobiec znaleźć Aresa i Crocka? Było by znacznie szybciej, a ja już naprawdę chce stąd spadać.- Jack skierował wzrok na dowódcę. Kobieta tylko jąknęła z bólu.

 

- To zbyt ryzykowne. Żołnierze ZRM'u będą tu lada moment, a ty sam nie dasz im rady. Nie ma mowy żebym was teraz opuścił. - Coe był stanowczy. Nie było czasu na dłuższą pogawędkę więc mężczyźni ruszyli korytarzem dalej. Jack wciąż trzymał Elix na rękach. Żołnierze ZRM'u byli tuż przed nimi. Jack przypomniał sobie o składziku na szczotki który mijał poprzednio. Wszyscy weszli tam jak najszybciej. Teraz naprawdę było tam ciasno. Gdy rebelianci ich minęli Jack odetchnął z ulgą. Siedzenie w ciasnym pomieszczeniu ze zmutowanym kolesiem i na wpół martwą kobietą nie było szczytem jego marzeń.

 

***

 

Po około trzech minutach naleźli schody na niższe piętro. Powoli i ostrożnie sprawdzili czy nikt ich nie widzi i udali się w dół. Było tam ciemniej niż na górze. Jednak tu było jakby bezpieczniej. Korytarz na którym się znaleźli był długi bez żadnych zakrętów. Same cele. Red przebiegł się w jedną i drugą stronę otwierając wszystkie drzwi. Z dwóch wyszli Ares i Crock. Wyglądali jakby cały czas byli na wolności wcale nie torturowani. Poznać było można ich tylko po tym że mieli siniaki i rozcięte wargi.

 

- Red, Jack, w końcu już myślałem że... - Ares zawiesił się widząc stan Elix. Crock nawet się nie odezwał. Podszedł tylko podał rękę Coemu i spojrzał na panią kapitan. Zabrał ją od Jack'a. Czuł że lepiej będzie jak to on będzie ją niósł. Był od nich silniejszy, i nie lubił strzelać ze zwykłego karabinka. Zawsze pudłował. Gdy już mieli wchodzić na górę, Red ich zatrzymał.

 

- Zapomniałem że mam wasze rękawice. - powiedział, i wyciągnął je zza pleców. Przez całą drogę Jack nie zauważył że je Red je ma. Speedster podał je kolegą. Ci od razu je nałożyli i uaktywnili zbroje. W końcu Jack mógł użyć pancerza. Czekał na to odkąd go dostał. Nadal lśniący czarno-złoty pancerz robił na nim wrażenie. Teraz byli przygotowani do walki.

 

***

 

Na górnym piętrze natrafili na kilku zbrojnych, ale szybko sobie poradzili bez użycia broni. Ares Wziął karabin, sprawdził zawartość magazynka i położył go sobie na ramieniu. Jack zrobił to samo. Poprzedni musiał zostawić by nieść Elix, ale teraz niósł ją Crock. Swoją drogą mięśniak wyglądał w nim śmiesznie. Jakby ktoś chciał na siłę ubrać go tak jak resztę ekipy. Na korytarzu było cicho. Powoli zbliżali się do miejsca gdzie Jack był torturowany. Pojawili się tam w nie odpowiednim momencie.

 

Przed nimi stał Profesor. Trzymał w ręku pistolet i celował nim w ekipę.

 

- Jack chyba nie spodziewałeś się że tak szybko ci odpuszczę? - Na twarzy Profesora pojawił się uśmiech szeroki od ucha do ucha. - Ty kim jesteś? Czerwonym obrońcom uciśnionych? HAHAHA-śmiech Kristiana był przerażający. Brzmiał niczym Joker. Po chwili Profesor wyprostował się, poprawił chwyt ręki na pistolecie i wycelował konkretnie w Reda.

 

- Jestem Red Speed. - po tych słowach Kristian wybuchł kolejną salwą przeraźliwego śmiechu. - Coś ci nie pasuje, doktorku? - odgryzł się Coe.

 

- Nie po prostu pierwszy raz słyszę tak zły pseudonim. AAAA UCIEKAJCIE RED SPEED ATAKUJE!!! AAAA!!! Boże jak źle to brzmi - Teraz przegiął. Coe nienawidzi jak żartuje się z niego, a tym bardziej z Red Speeda. Mężczyzna podbiegł do Profesora i przebił go wibrującą ręką. W ciągu krótkiej przez ciało profesora przeszło coś co rzuciło speedsterem o kilka metrów do tyłu. Coe padł na plecy, przeturlał się po podłodze i wylądował na twarzy w bezruchu. Było to dla wszystkich wielkie zaskoczenie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania