Poprzednie częściKres Bogów

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kres Bogów: Red Speed

Coe kończył wycierać krew z twarzy Elix. Ares i Jack siedzieli przy rozpalonym ognisku i grzali ręce, a Crock bawił się rękawicą. Od kilku godzin nie mogli skontaktować się z Syndykatem, a Red był wyczerpany po walce w bunkrze.

- Crock znalazłeś w tym ustrojstwie coś co może na pomóc? - spytał Ares.

- Nie. Jedyne co może być aktualnie przydatne to działko plazmowe - odrzekł mięśniak.

- Do czego?- Jack zdziwił się wypowiedzią kolegi.

- Żebyśmy strzelili sobie w łeb. Jesteśmy na środku cholernej pustyni! Red czemu tu nas zaciągnąłeś?- warknął oburzony Crock.

- Na pustynie nie ma szans żeby znaleźli nas rebelianci. Choć w sumie to nikt nas tu nie znajdzie.- Red spojrzał na Elix która leżała mu na kolanach. Wciąż była nieprzytomna.

- Ej Crock nie narzekaj zawsze mówiłeś że chcesz zwiedzić Brooklyn. -odezwał się Ares,

- Tak ale przed zbombardowaniem go atomówkami.- Chłopaki zaczęli się śmiać. Nie było to normalne bo podczas masakry w Brooklynie zginęło około trzech tysięcy ludzi i mutantów, a w pustynie zmieniło się cztery-piąte powierzchni.

- Dobra, żarty żartami ale jak nas nie znajdą to skorzystam z pomysłu Crocka. - Ares przetarł ręce i zaczął nerwowo stukać w ekranik na rękawicy.

- Chłopaki jak to jest, walczymy razem, a ja nawet nie wiem jakie macie imiona. - odezwał się Jack.

- A ty naprawdę nazywasz się Jack, czy to twój pseudonim? -

- Naprawdę. Jestem Jack Vaness, rodowity Amerykanin, służę w armii Syndykatu od czterech i pół roku. Teraz wy.- rzekł mężczyzna.

- Dobra ja zacznę -powiedział Crock. - Nazywam się Tobias Prey, pochodzę z Kanady, do Syndykatu zaciągnąłem się pięć lat temu po tym jak jeden mutant zabił mi brata. - Crock spuścił głowę w dół. Chyba przywołał niechciane wspomnienia.

- Ok, to jestem Connor Miva Jackson. Tak moje drugie imię jest damskie, ale nawet nie próbujcie się wygadać bo zabije. Pochodzę z San Francisco i służę w armii również od pięciu lat. Nie ważne czemu się zaciągnąłem. - Ares spojrzał na Reda. Jack i Crock również.

- Co? Ja też mam się zwierzać? - Coe zrobił duże oczy.

- Tak! - odezwali się chórem.

- No dobra. Jestem Coe Worclout, ale to już wiecie. Pochodzę z małej wioski w Meksyku. Moce dostałem podczas eksperymentu. Chciałem tak jak wy dołączyć do armii Syndykatu, ale nie miałem skończonej szkoły. Jednak pan Nayer powiedział że ma dla mnie inną robotę. Miałem zostać królikiem doświadczalnym. Niestety moduł super żołnierza nie zadziałał po ich myśli i dostałem piorunem. No dokładniej poraził mnie prąd z wyrwanego kabla, ale piorun lepiej brzmi. Po kilku tygodniach obudziłem się ze śpiączki, i miałem super szybkość. - Wszyscy parzyli na Coego jak na debila. - Przecież mówiłem że jestem mutate nie mutantem. - Zdziwił się chłopak.

- Spoko, ale czemu nie skończyłeś szkoły? - spytał Ares.

- Powiedzmy że nie lubię się uczyć. Całe dnie spędzałem przed kompem grając w gry, a do szkoły chodziłem tylko jak matka powiedziała że wywali kompa przez okno. Po osiemnastce przestałem chodzić całkowicie więc wyleciałem z domu. Błąkałem się aż natrafiłem na grupę żołnierzy którzy zabierali przymusowo chłopaków do woja. Tak trafiłem na Nayera.

- Ciekawa historia.- cichutki głos odezwał się z dołu. Elix odzyskała przytomność.

- Elix! Już się bałem że nie żyjesz. -powiedział wesoło Jack.

- Heh, chciałbyś mielibyście więcej wolnego - kobieta zakaszlała. Red pomógł jej usiąść na ziemi. Ta podziękowała skinieniem głowy. - A teraz mi wytłumaczcie gdzie my do diabła jesteśmy.

***

Noc minęła im szybko. Prawię cały czas rozmawiali i śmiali się z wygłupów Aresa. Gdzieś około siódmej rano odezwał się komunikator Elix. Syndykat w końcu zdołał się z nimi połączyć. Po około dziesięciu minutach byli juz w głównej siedzibie organizacji. Pierwsze co to zabrali Elix do skrzydła szpitalnego. Coe był lekko zdenerwowany tą sytuacją, ale koledzy uspokoili go tym że mają najlepszych lekarzy na świecie. Nie mylili się. Do reszty drużyny podszedł Slade.

- Witajcie, jestem Slade Bannett, wasz nowy dowódca - powiedział mężczyzna. Miał stanowczy, mocny głos, zupełnie jak Nayer.

- Tak słyszałem. Jeden z rebeliantów powiedział mi zaraz przed tym jak zaczął mnie torturować. - powiedział Jack.

- Wybacz chłopcze, ale niestety pan NAyer nie zostawił żadnych informacji o waszej misji. Zorientowaliśmy sie dopiero jak nasz wywiad doniósł nam o dwóch zniszczonych bazach ZRM'u w Brooklynie. - Slade wydawał się być dobrym przywódcą. Red nawet zaczął mu wierzyć.

- Nikt nie zauważył braku jedynego mutate i czterech wyszkolonych żołnierzy? -

- Nie, nikt. -odezwał się głos zza Coego. Był to Serge. - O waszej misji wiedziałem tylko ja Coe.

- Czemu nikomu nie powiedziałeś?- Coe był wściekły. Spojrzał na Serga i zacisnął pięść.

- Zawsze dawałeś sobie radę, a teraz pomagała ci grupa najlepszych z najlepszych. - zbrojny stał wyprostowany na wprost speedstera. Widać było że go szanuje, ale się go nie boi.

- Omal nie zginęła Elix i reszta drużyny. Nawet ja byłem zagrożony. - Red krzyczał coraz głośniej. Serge złapał go za rękę i ścisnął mocno.

- Chodź musimy pogadać. - Red wyrwał się. był gotowy mu przywalić. Nie chciał jednak tego robić na środku bazy.

Resta drużyny również została oddelegowana do skrzydła szpitalnego żeby sprawdzić czy na pewno są cali. Red Speed, Serge i Dyrektor Bennett stali w pomieszczeniu w którym wcześniej Elix opowiadała o misji w Brooklynie. Minęło już cztery dni odkąd wyruszyli.

- Słucham, co masz mi do powiedzenia? - warknął Coe i złożył ręce na klatce piersiowej.

- Wiesz już że dyrektor Nayer nie żyje. - rzekł Serge

- Owszem.

- Zostawił on jednak niedokończone rozkazy, i pewnie wiesz że z powodu prawa ostatniego rozkazu muszę je pociągnąć dalej i zakończyć, prawda? - spytał Slade.

- Tak. Co to za rozkazy. - Coe był już zniecierpliwiony.

- Nayer kazał wprowadzić w życie dwie operację.

- No dobra, ale jakie?

- Nie rób z siebie idioty. Przecież wiesz -powiedział Sarge

- Rozpoczęte zostały projekty pod kryptonimami "Kres Bogów" oraz "Bóg". - Bennett usiadł w fotelu w koncie pokoju.

- I ja mam pewnie w nich uczestniczyć? - Coe spojrzał na Serga i Bennetta.

- Nie ty masz je poprowadzić.

Następne częściKres Bogów: Jean

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania