Poprzednie częściKrew na rękach- rozdział 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krew na rękach- rozdział 2

– Powodzenia w szkole!

Maddie słabo kiwnęła głową bratu na pożegnanie i ruszyła ku drzwiom do jej nowego liceum. Od razu widać było, że liceum w Midnight City nie  umywało się do New York Academy, do której uczęszczała od niemal dwóch lat. Nie ma to, jak zmieniać szkołę w październiku...

 

Maddie weszła do środka i rozejrzała się dookoła. Na korytarzu stali w grupkach uczniowie. Dziewczyna uważnie przyjrzała się każdej grupie. Od razu widać było, kto był kim i jaką pozycję zajmował w szkole. Nerdy, kujony, podrywacze, bogaci i tak dalej i tak dalej. Zwykła, niczym nie wyróżniająca się szkoła średnia w USA.

 

Maddie zerknęła na plan lekcji, który poprzedniego dnia dała jej dyrektorka razem z książkami. Wychodziło na to, że teraz miała mieć chemię. Rozległ się dzwonek i uczniowie zaczęli rozchodzić się na zajęcia. Podniosła głowę znad kartki, rozglądając się bezradnie. Nie miała pojecia, gdzie jest ta cholerna sala od chemii.

Drgnęła gwałtownie, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.

 

– Nowa? – zapytał wysoki chłopak z brązowymi włosami i piegami na twarzy.

Maddie pokiwała głową. Chłopak uśmiechnął się współczująco i zerknął jej przez ramię na tygodniowy plan.

– Masz teraz chemię! Ja też. Chodź, zaprowadzę cię.

 

Maddie podążyła za chłopakiem głównym korytarzem. Okazało się, że sala chemiczna jest tuż za rogiem. Chłopak mruknął do Maddie porozumiewawczo i otworzył drzwi.

– Panie przodem! – szepnął.

Maddie, chcąc nie chcąc, przekroczyła próg klasy. Poczuła się jak na wielkiej scenie, w blasku światła, bo spojrzenia wszystkich uczniów zwróciły się w jej stronę.

– Panie Roth, co ja panu mówiłem na temat spóźniania się na moją lekcje? – zapytał niski mężczyzna w okularach, stojący przy tablicy. – Jest pięć minut po dzwonku.

– Zapewniam, że tym razem nie jest to wina mojego lenistwa lub spóźnialstwa – oznajmił piegowaty, uśmiechając się szeroko. – Prowadziłem zbłąkaną owieczkę do klasy.

 

Spojrzenie nauczyciela nieco złagodniało.

– Oh, to ty musisz być tą nową uczennicą. Madison Walker, zgadza się?

– Maddie – poprawiła go odruchowo Maddie. –Tak, to ja. Nie wiedziałem, gdzie jest sala, więc... on mi pokazał. – Maddie zorientowała się, że nie wie, jak jej wybawca ma na imię.

– Dobrze, dobrze. Siadajcie i słuchajcie.

Maddie zajęła jedno z wolnych miejsc przy oknie. Starała się nie zwracać uwagi na szepty i spojrzenia innych osób, co wcale nie było łatwe. Całe szczęście, kiedy nauczyciel zaczął mówić, wszystkie głowy odwróciły się w jego stronę.

 

Lekcje były dość ciekawe i przyjemne, nie licząc historii, na której nauczycielka zaczęła krzyczeć na Maddie za to, że nie potrafiła powiedzieć o czym była poprzednia lekcja. Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę na lunch, Maddie z radością poszła na stołówkę. Weszła do pomieszczenia i zobaczyła, że wszystkie stoliki były już zajęte. Nagle usłyszała czyjś głos:

 

– Ej nowa! Nowa!

Kiedy się odwróciła, zobaczyła tego samego piegowatego chłopaka, z którym miała chemię. Siedział przy stoliku w kącie, machając do niej ręką. Maddie ruszyła w jego stronę, lawirując między stolikami i uczniami.

 

– Samotna jesteś? –zapytał chłopak i nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do siedzącej obok niego dziewczyny z brązowym warkoczem – Przygarniemy ją, nie?

 

Dziewczyna uśmiechnęła się do Maddie i pokiwała głową. Maddie zmusiła się do bladego uśmiechu i usiadła na wolnym miejscu, obok nich.

 

– Jakoś się nie zdążyliśmy poznać. –powiedział chłopak, podając Maddie rękę. – Alexander Roth. A to jest Sky Lopez.

– Maddie Walker.

Alex i Sky wymienili spojrzenia.

– Czyli to ty jesteś siostrą Felixa Walkera? – zapytała Sky.

– Tak. Znacie go?

– Tu wszyscy się znają. –oparł Alex, wzruszając ramionami. – Teraz jesteś  atrakcją, Maddie.

– To znaczy? –zdziwiła się Maddie.

–Chodzi o to, że w tej dziurze nic się nie dzieje. -wyjaśniła Sky. – Korzystamy z każdej atrakcji. Nawet, jeśli jest to tylko ktoś nowy. Zawsze może okazać się seryjnym mordercą, czy ukrywającym się przed światem bogaczem z przerażającą przeszłością... -Sky zamyśliła się i ciągnęła do torby, wyciągając z niej jakiś zeszyt. Otworzyła go i w ekspresowym tempie zaczęła coś pisać.

 

Maddie uniosła brwi i spojrzała pytająco na Alexa. Chłopak roześmiał się.

– Sky to prawdziwa artystka. –powiedział. –Ciągle przychodzą jej nowe pomysły do książki, którą pisze.

 

– Tajemniczy bogacz, który musi ukrywać się przed światem... –mruczała Sky, notując zawzięcie. – Samotny, opuszczony i przerażony... Jak dać mu na imię? – Spojrzała na Maddie.

– Nie mam pojęcia. Czy to nie wszystko jedno?

 

Sky aż się zapowietrzyła.

– Wszystko jedno?! Wszystko jedno? Nie znacie się. To są moje dzieci, moje ukochane skarbeńka. Czy wy dalibyście swojemu dziecku obojętnie jakie imię?

– Ja swoje dzieci nazwę Mielony i Schabowy. – oznajmił Alex. –A sam zmienię nazwisko na Kotlet. Ale jestem głodny. Idę coś wziąć. Chcecie coś?

– Sałatkę wegetariańską. –powiedziała Sky, znowu pochylając się nad zeszytem.

– Dla mnie naleśniki. –poprosiła Maddie.

 

Alex zasalutował i odszedł. Maddie odprowadziła go wzrokiem, po czym znów spojrzała na Sky. Szatynka zsunęła się lekko z krzesełka, tak że nad blatem widać było tylko jej głowę. Z wystawionym językiem mazała długopisem po zeszycie.

 

– Myślisz, że lepsze imię to Ben, czy Damian? – zapytała, nie odrywając wzroku od zeszytu.

– Eee... – Maddie powiodła wokół wzrokiem, zastanawiając się, która odpowiedz będzie lepsza. – Damian. Chyba.

– Też tak uważam! Mamy taki sam gust. – Ucieszyła się Sky.

 

Od odpowiedzi wyratował Maddie Alex, który wrócił, niosąc trzy talerze. Dwa w rękach, jeden na głowie.

Uczniowie szybko schodzili mu z drogi, nie chcąc mięć sałatki na włosach.

 

– Proszę bardzo! – Alex położył na stół talerze. – Smacznego, drogie panie!

 

Naleśniki nie były ósmym cudem świata, ale dało się je zjeść. Podczas, gdy jedli Alex opowiadał Maddie o mieście.

– To dziura zabita dechami. – mówił, wymachujac widelcem. – Nic się tu nie dzieje. Poważnie. Jak tylko skończę osiemnastkę, to stąd wybędę i tyle mnie zobaczycie. – Machnął ręką, niemal uderzając jakiegoś chłopaka w brzuch. – Sorry, kolego!

– Ja tu mieszkam od zawsze. – powiedziała Sky. – I rzeczywiście, niewiele znajdziesz tu atrakcji. Najwyżej jak krowa komuś ucieknie z łąki...

– Raczej z rzeźni. – parsknął Alex.

Maddie spojrzała na niego ze zdziwniem.

– Z rzeźni?

– No. – Alex odłożył widelec i przybrał inteligentny, w jego przekonaniu, wyraz twarzy. – Kiedyś to miasteczko słynęło z największej rzeźni w okolicy. To był wielki kompleks budynków, nie tylko ubijali zwierzeta ale też robili z nich skóry i tak dalej. Tylko, że teraz ludzie wolą sztuczne futerka i skóry i jakoś to wszystko  podupadło. Rzeźnia jest dalej, ale tylko w jednym małym budynku, a reszta stoi pusta. Byłem tam nie raz. Nic specjalnego.

– Całe szczęście, że to zamknęli. – mruknęła Sky, krzywiąc się. – To barbarzyństwo. Mordować zwierzęta, żeby mieć pełny brzuch. Powinni tego zakazać.

– Ty nie jest lepsza. Myślisz, że te pomidorki nie cierpiały, jak wyciągali je z ziemi? Hmm? – Alex oskarżycielskim gestem wycelował w Sky widelec.

Sky uniosła brwi.

– Pomidory nie rosną w ziemi. Rosną na krzaczkach.

– Wszystko jedno. Ej, mam genialny pomysł! Chodźmy po szkole do tych budynków i pokażmy Maddie, jak to wygląda!

– O nie, nie, nie. -Sky potrzasnęła głową. – Nie wejdę tam.

– Oh daj spokój. Przecież tam nie ma zdechłych zwierzątek. A może znajdziesz jakiś fajny pomysł do książki. Wchodzisz w to, Mad?

 

Maddie zamyśliła się. W sumie nie miała nic lepszego do roboty, a przecież taka wycieczka w niczym nie zaszkodzi.

– No dobra, czemu nie.

Alex wzniósł widelec z kotletem w geście zwycięstwa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Mex 01.06.2020
    Te spacje pomiędzy wypowiedziami są serio niepotrzebne ;-; Ten rozdział też jest spoko 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania