Poprzednie częściKról – prolog

Król – rozdział 3

Lonan miał o wiele silniejszy organizm, niż spodziewał się Darren. Rana brzucha dzięki nowym opatrunkom z ziół szybko się zagoiła, a noga również wróciła do formy – znikła cała opuchlizna. Co prawda jeszcze przez kilka tygodni niekiedy odczuwał ból, ale radził sobie z nim, aż całkiem przestał go dręczyć.

Sprawy miały się jednak zupełnie inaczej w wypadku pamięci chłopaka. Nie przypominał sobie żadnych wydarzeń z przeszłości od czasu nieszczęśliwego wypadku lub, możliwe, ataku czy pogoni. Darren od razu znalazł dla niego najnowsze mapy i dokładnie przedstawił wszystkie części geografii ich świata. Uświadomił, w jakich królestwach kto rządzi, jak mu się w tym powodzi, objaśniał większość aspektów politycznych i streszczał kulturę kraju, co wydawało się nadzwyczaj interesować nastolatka.

Obaj zauważyli także, że Lonan nie zapomniał całkiem wszystkiego, nie kończyło się bowiem na imieniu. Pamiętało jego ciało. Życiowe czynności wiążące się z ruchem jak taniec, oskórowanie zwierząt, podstawy szycia, strzelanie z łuku i z kuszy oraz szczególnie, ku uciesze Darrena, posługiwanie się mieczem.

Były żołnierz nie miał co zrobić z młodym albinosem. Nie pomoże mu, skoro niczego nie pamiętał ze swojego życia, i nigdzie go nie wyśle. Postanowił zatrzymać go w swojej pustelniczej chacie. Nie przymuszał się do tego – po niedługim czasie przyzwyczaił się do jego obecności i polubił spędzanie z nim czasu każdego dnia. Z Tergoranu przywiózł mu od antykwariusza mnóstwo książek na wiele tematów, by Lonan, ewidentnie wcześniej kształcony, mógł uzupełniać luki w wiedzy. Zauważył jego zainteresowanie polityką, geografią, fechtunkiem i starożytnymi legendami. Sporo przeczytał także o roślinach i wszelkich bestiach zamieszkujących świat i wykuł to wszystko na pamięć bez większego problemu. Lonan porównał te nauki do przypominania sobie dawno zasłyszanych informacji, a nie uczenie się ich zupełnie na nowo, co rzucało nieco inne światło na jego amnezję. Największy problem tkwił w zapomnieniu wszystkich wydarzeń z życia.

Gdy wrócił do formy i wszystkie rany się zagoiły, Darren miał pewność, że przyda mu się jako pomocnik w wielu pracach w chacie oraz poza nią. Na początku wysyłał go do lasu po różne zioła i przyprawy potrzebne mu do utrzymania swojego alchemicznego interesu. Chłopak sumiennie i dokładnie wykonywał powierzone mu zadania, nigdy nie pomylił roślin, ucinał ich odpowiednie części, miał dobrą pamięć do zapachów. Następnie nauczył go sprawniej obsługiwać myśliwski łuk i zaczął zabierać na polowania. Lonan dobrze sobie radził i szybko się uczył, więc Darren odstąpił mu, nie bez ulgi, wykonywanie większości prac fizycznych, czując u siebie pierwsze uciążliwe oznaki starości. Podopieczny okazał się dzielnym, krzepkim młodzieńcem, który nie cofał się przed żadnym postawionym mu zadaniem, chociaż czasem narzekał na ich nadmiar. Darren bacznie obserwował także jego szermiercze zdolności. W fechtunku radził sobie nadzwyczajnie, szczególnie patrząc na jego młody wiek. W środku lasu nie miał jednak żadnych godnych przeciwników, więc zrobił sobie kukłę ze starych ubrań wypchanych słomą i postawił ją przed chatą. Walczył z nią każdego dnia, między jednym a drugim zajęciem zleconym przez Darrena. Zrobił przerwę, gdy całkiem ją zniszczył. Zechciał też walczyć z drzewami: lawirował między nimi i ciął krótkim, stalowym mieczem otrzymanym na własność w prezencie od starszego mężczyzny.

Lonan nie zdawał sobie z tego sprawy przez długi czas, ale Darren lubił obserwować go podczas treningów. Czuł swoistą dumę, widząc silnego młodzieńca o niezwykłej urodzie jak wymachuje zręcznie mieczem i kontroluję dynamikę swojego ciała. Był niesamowicie zwinny, gibki, zapewne bez problemu poradziłby sobie z prawdziwym przeciwnikiem. Darren z początku chciał się z nim równać, rozpamiętując lata młodości, ale w końcu i tak stwierdził, że nie będzie dla niego odpowiednim konkurentem.

Mężczyzna od czasu do czasu zabierał go także do Tergoranu oraz do wsi Dornwit, gdzie pokazywał się tylko w interesach lub z potrzebą kupna niezbędnych rzeczy i jedzenia na targowiskach. Lonan wydawał się nie przepadać za tymi wyjazdami, może poza krótkimi wypadami do Dornwit, gdzie zdarzało mu się porywać na tyły stodół najładniejsze dziewczyny. Miał powodzenie, choć niektóre uciekały wystraszone kolorem jego oczu. W Tergoranie co wizytę spotykał się z wścibskimi i pogardliwymi spojrzeniami. Gdyby nie chodził w towarzystwie mężczyzny ubranego w wojskowy pancerz i charakterystyczną czapkę, pewnie wiele osób nie wstydziłoby się zaczepianiem go, przepychaniem. Z początku chłopak reagował spuszczaniem ze wstydem wzroku, potem robił się coraz bardziej agresywny. Zdarzało mu się odpowiadać ciętymi, niecenzuralnymi słowami, jednak Darren zawsze od razu go za to karcił. Nie uważał bulwersowania się za dobrą opcję odgryzania się, zwłaszcza gdy jest się jeszcze dzieciakiem.

Pewnego wiosennego poranka Darren kazał mu osiodłać oba konie i znowu wyjechali do Dornwit i później do Tergoranu. Od wsi dzieliło ich ledwie kilka minut stępa wąską dróżką środkiem lasu. Mężczyzna prowadził, a Lonan jechał za nim na nieokrzesanym, choć starym wałachu, Lotusie. Pogrążył się we własnych myślach. Przyzwyczaił się już do narowistego usposobienia wierzchowca, gwałtownych ruchów łbem i sztywnego stawiania kopyt, aż przestało robić to na nim wrażenie.

Wioska, do której dotarli, miała swój przyjemny klimat. Została położona blisko posterunku granicznego, ale jednak na łonie nienaruszonej natury. Było tam kilkanaście niewielkich domków, widniało też dużo zagród dla kur, świń i krów. Darren podjechał do chaty najlepszego, według niego, handlarza skórami i tkaninami, zostawiając Lonana samego.

Chłopak przywiązał konia obok klaczy Darrena przy pustym wodopoju i pędem pobiegł między domami. Przy jednym z nich na skraju wioski zobaczył młodą dziewczynę nachylającą się nad misą z wodą. Jej ramiona pracowały przy tarce do ubrań, a on nawet z daleka widział jej piersi, gdy się pochylała. Uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna od razu zwróciła na niego uwagę, wypuściła ubrania do misy i pobiegła w jego stronę, by rzucić mu się na szyję. Lonan objął ją w pasie i schował twarz w długich, złotych włosach, czując przyjemny kwiatowy zapach. Alina, choć była przeciętnie urodzoną wiejską dziewczyną, zdecydowanie grzeszyła urodą mimo zaledwie minionych piętnastu wiosen. Miała piękną figurę i krągłości, wydatne piersi, włosy do pasa i uroczą, dziewczęcą twarz.

Gdy odkleiła się od niego, chłopak delikatnie musnął wargami jej usta.

– Mam niewiele czasu. Darren nie lubi czekać – powiedział, spoglądając w jej ciepłe, piwne oczy. Znowu wpił się w jej usta, a ręce powędrowały ku sznurkom jej koszuli. Kilkoma ruchami je rozwiązał i skierował wzrok w dół, rozłączając ich wargi, by móc zobaczyć, co chciał.

Pociągnął ją ze sobą do jej rodzinnego domu, naiwnie pewny, że nikt im nie będzie przeszkadzał, choć nie mógł takiej pewności mieć. Bez żadnych gier wstępnych oddali się rozkoszy na pierwszym sienniku, jaki pojawił się w zasięgu wzroku Lonana. Robili to nie pierwszy raz, a każdy kolejny był coraz przyjemniejszy. Dziewczyna nie niepokoiła się jak poprzednio.

W pewnym momencie, gdy podniecenie już powoli opadało, Lonan swoim nienagannym słuchem dosłyszał kroki przy wejściu. Wracał ojciec dziewczyny lub, co gorsza, brat. Alina pisnęła z przerażeniem i odepchnęła go od siebie, a on w pośpiechu zawiązał spodnie i wyskoczył przez okno w drugim końcu chaty, by na pewno nie napotkać na swojej drodze żadnego członka rodziny lubej. Nie bał się żadnego z nich, ale nie był na tyle głupi, by nie wiedzieć, że w bezpośrednim starciu mógłby wyjść nie bez szwanku. Zresztą nie zależało mu na złotowłosej tak bardzo, by nadstawiać karku, zwłaszcza przeciwko jej rodzinie.

Wydostawszy się z chaty, udał się z powrotem tam, gdzie przywiązał konia Darrena i swojego. Miał nadzieję, że mężczyzna jeszcze nie zdążył załatwić interesów i uniknie zgryźliwych uwag. Mylił się jednak, a były żołnierz czekał na niego przy swoim wierzchowcu. Ujrzawszy go, uśmiechnął się złośliwie.

– Co tam, młody? Chędożenia się zachciało? – zarechotał.

– Żartujesz? Jestem dżentelmenem – udał, że nie wie, o co chodzi, jednak czerwone jak burak rumieńce na jego twarzy mówiły swoje.

– Taki z ciebie dżentelmen jak ze mnie królowa Rafarta.

Darrena nie dało się oszukać. Całe szczęście, że nie brakowało mu dystansu i poczucia humoru. Mężczyzna znał Lonana tak dobrze jak tylko to możliwe. Uważnie obserwował jego zachowania i dogłębnie je analizował. I mimo że tak wiele się o chłopaku dowiedział, bardzo dobrze się z nim dogadywał i traktował jak swojego syna. Z początku widział w nim głównie pomocnika, potem dopiero podopiecznego i wychowanka. Zaczął po czasie zwracać na niego więcej uwagi, a nie jedynie zlecać zadania do wykonywania i czekać, aż je wypełni. Wcześniej Darren nie przywiązywał dużej wagi do stosunków rodzinnych, nie rozumiał więzi rodzica z dzieckiem i nigdy nie dorobił się własnych potomków, ale Lonan wniósł bardzo wiele nowych doświadczeń do jego życia. W dodatku zaczęło mu odpuszczać poczucie samotności.

 

 

Lonan przypominał niekiedy kota. Niepilnowany przez Darrena lubił chadzać własnymi ścieżkami, zwłaszcza w Tergoranie. Po zaledwie dwóch wizytach znał całą dzielnicę handlową jak własną kieszeń. Co wizytę przechadzał się uliczkami, patrzył, co słychać u poznanych handlarzy i urodziwych zielarek. Czasami kupował coś, co może przydać się Darrenowi przy alchemii. Jeżeli natomiast przebywał ciągle ze starszym mężczyzną, pojawiali się zawsze w karczmach. Lonanowi nigdy nie pozwalano chodzić tam samemu, w szczególności wieczorami – wtedy nawet zaprzyjaźniony karczmarz wyrzucił go za drzwi i kazał wracać do opiekuna.

Wieczorami w gospodach, a nawet i w całych dzielnicach, działy się złe rzeczy. Ludzie pili, awanturowali się, urządzali walki, a właściciele przybytków często nawet nie miał słowa do powiedzenia. Zdarzały się nawet brutalne morderstwa.

O tym, co działo się nocą poza dzielnica handlową, Lonan wiedział tylko z opowieści napotkanych i poznanych bliżej ludzi, w tym Darrena, który niewątpliwie miał talent do znajdowania się tam, gdzie akurat działo się coś niepokojącego i miał wiele do opowiadania. Najgorsze sytuacje miały miejsce w dokach. Tam odbywał się handel nielegalnymi środkami i miał się bardzo dobrze. Podobno powstawały tam już całe pilnie strzeżone magazyny pełne najróżniejszych magicznych receptur na wszelkie substancje, bronie nieznane nawet królewskim sprzedawcom. O większości Lonan nawet nie śnił. Morderstwa i bitki na ulicach najbiedniejszej dzielnicy wydawały się należeć do codzienności. Ranem zbieracze zwłok przychodzili po trupy.

Gdy po południu Darren z Lonanem przeszli przez bramy miasta, obaj wiedzieli, że zostaną tam co najmniej do rana następnego dnia. Zostawili konie w pobliskiej stajni dla podróżnych i ruszyli w głąb Tergoranu, gdzie o tej porze tętniło życie. Handlarze walczyli o klientów, wykrzykując do tłumów wyświechtane hasła, kobiety głośno plotkowały zebrane razem w kółeczkach. Mężczyźni zazwyczaj żywo ze sobą dyskutowali, nierzadko przy wszelkich trunkach, natomiast dzieci biegały po ulicach, razem się bawiąc.

Do zmierzchu obaj głównie chodzili po ulicach, oglądając grajków i akrobatów. Czasami Lonan aż dziwił się, czego ludzie by nie wymyślili, aby zwrócić na siebie uwagę przechodniów i zgarnąć parę monet. Darren, widząc podróżnych klaunów i aktorów, zasugerował chłopakowi, aby znalazł sobie jakąś sensowną pracę, inaczej skończy jak oni, zwłaszcza ze swoim nietypowym wyglądem. Lonana na samą wizję takiej przyszłości przeszedł dreszcz. Podejrzewał, że jego życie mogło się potoczyć nawet gorzej, ale starał się o tym nie myśleć.

Darren po pewnym czasie zostawił go samego w dzielnicy handlowej, a sam ruszył w swoje strony. Zapewne chciał odwiedzić znajomych. Lonan tylko na to czekał. Wiedział, że mężczyzna mu ufa i się o niego nie martwi, więc powinien chociaż czasem słuchać jego nakazów, by upewnić go w słuszności takiego podejścia, jednak ciekawość brała nad nim górę. Od kiedy dzielnica handlowa przestała przed nim cokolwiek skrywać, zaczął zagłębiać się w nowe miejsca. Za każdym razem wychodził coraz dalej. Większość ulic nie miało jednak w sobie nic nadzwyczajnego.

Postanowił odwiedzić doki. Nie podejrzewał z początku, że Tergoran może mieć tak paskudne strony. Zdał sobie jednak sprawę, że to jedynie miasto-państwo i nie ma imponujących sum w skarbcu. Ot, przeciętna miejscowość naruszona przez ostatnią wojnę.

O podobnych miejscach wiedział tyle, że porządnemu człowiekowi nie ma po co się tam zapuszczać, dlatego tym bardziej ciekawiła go ta część. Od razu poczuł się tam nie na miejscu, niepokoił się. Dzielnica w niczym nie przypominała znanych mu rejonów. Domy były małe, ciasne, w większości naznaczone upływem czasu, zaniedbane: niektórym brakowało nawet dachów, nie wspominając o użytecznych drzwiach czy okiennicach.. Wszędzie walały się śmieci, w powietrzu roznosił się smród zgnilizny i moczu. Bez wątpienia nieczystości wylewano bezpośrednio na ulice, nawet nie do rynsztoków. Ludzie, ubrani w brudne i zniszczone łachmany, pałętali się jakby bez celu między domami, inni siedzieli pod nimi, wyciągali ręce do tych zamożniej wyglądających przechodniów mogących mieć przy sobie trochę pieniędzy. Lonan założył na głowę kaptur od czarnego płaszcza. Uniknie w ten sposób zwracania na siebie uwagi, a nienaturalny kolor oczu zniknie w cieniu.

Przeszedłszy przez kilka brudnych, wąskich ulic powolnym krokiem, znalazł się w wyjątkowo nieprzyjaźnie wyglądającej alejce. Uderzył go jeszcze gorszy niż wcześniej odór. Wiele domów miało okna i drzwi zabite dechami. Wytężał słuch, bacznie obserwował okolicę, jednak nie widział żywej duszy. Słyszał za to odległe i stłumione, zachrypnięte od alkoholu męskie głosy. Cały czas uważał, a wtedy szczególnie.

Po kilku sekundach poczuł za sobą czyjąś obecność, czyjś wzrok, za moment także nieudolnie przyciszany oddech, chrapliwy. Ciężkie kroki wskazywały na mężczyznę, zresztą zdziwiłby się, gdyby kobiety chodziły same w takich okolicach. Zwolnił nieco kroku i zmienił jego rytm, dopasowując się do tempa „towarzysza”. Wsunął rękę pod płaszcz i przesunął nieco na zewnątrz uchwyt swojego sztyletu. W tym samym momencie czuł już na karku oddech, potem uścisk dłoni na ramieniu. Gwałtownie się odwrócił, udając zaskoczenie.

– Co tu robisz, dzieciaku? – zapytał go starszy mężczyzna, wielki jak góra, łysy, ubrany w brudne i śmierdzące nogawice. Z daleka czuł jego kwaśny oddech.

Nie odpowiedział mu na zadane pytanie, strząsnął tylko wielkie łapsko ze swojego ramienia.

– Wypierdalaj stąd, to nie twoje tereny! – oprych zacharczał na niego groźnie, opluwając kropelkami śliny.

Lonan błyskawicznie wyciągnął zza pazuchy swój niewielki sztylet i trzymając za trzon, uderzył głowicą mężczyznę z całej siły w skroń. Opryszek wydał z siebie zduszony krzyk, złapał się za głowę i zatoczył do tyłu. W tym czasie Lonan zdążył już schować broń i uciec za najbliższy róg. Biegł przez chwilę niespiesznym truchtem, nasłuchując kroków, by się upewnić, czy go nie goni.

– Dorwę cię, jebany kurwisynu! – usłyszał z dali, ale nie rozległy się po raz kolejny jego ciężkie kroki.

Zwolnił i szedł w ciemno przed siebie. Tym razem szybciej niż poprzednio, by nie tworzyć pozorów, że jest tu pierwszy raz i szuka guza. Po niedługim czasie znalazł się na małym placyku, gdzie biegał w kółko tylko chudy kundel. Za rogiem zobaczył większy niż większość budynek z drewnianą tabliczką nad drzwiami: „Pod zapchlonym kundlem”.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania