Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Kroniki absurdu - Miłosierdzie
– Życzę wam wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. – Nauczycielka matematyki, wypowiedziała zwyczajową formułkę, usłyszała chóralne „Nawzajem!”, po czym uczniowie trzeciej klasy liceum ogólnokształcącego opuścili salę. Jako że była to ostatnia lekcja przed przerwą świąteczno-noworoczną, panowała wesoła atmosfera i rozluźnienie. Tylko jedna z uczennic, Agnieszka Woźniacka, wyszła z gmachu szkoły smutna i zasępiona.
Dziewczyny zupełnie nic nie cieszyło. Szła w kierunku domu zatopiona w ponurych myślach. W szkole ponownie miała problemy z nauką, zwłaszcza fizyką i geografią, a w domu panowała wyjątkowo ciężka atmosfera. Ojciec Agnieszki, Wiesław – choleryk, tyran i despota – codziennie urządzał awantury. Zazwyczaj chodziło mu tylko o pretekst, aby odgonić córkę od komputera i samemu zasiąść do gry w ulubionego "Starcrafta". Zajęcie to pochłaniało go bez reszty. Zwykle w środku nocy można było usłyszeć jak śmieje się na całe gardło, albo wznosi różne okrzyki bojowe. Najczęściej jednak miotał straszliwe przekleństwa, albo ciskał krzesłem o ścianę, zwłaszcza po tym, gdy przeciwnik zniszczył mu budowlę Protoss Forge. Krzykiem swym nieustannie budził rodzinę, w związku z czym żona i córka chodziły niewyspane i rozdrażnione. Wszelkie próby nawiązania rozmowy z Wiesławem kończyły się niepowodzeniem. Mężczyzna w najlepszym razie nie reagował, a najgorszym posuwał się do rękoczynów.
Spokój panował w mieszkaniu tylko między 18:30 a 19:00. Zawsze wtedy, każdego dnia oprócz niedziel, Wiesław pauzował grę, odchodził od komputera, brał telefon i dzwonił do swej matki. Zamieniał się wówczas w anioła dobroci, mówił ciepłym, serdecznym głosem, był czuły i troskliwy. Zapewniał rodzicielkę, że wszystko jest w najlepszym porządku, wypytywał jak minął jej dzień i umawiał się na niedzielny obiad, uzgadniając co ma być na pierwsze i drugie danie oraz jakie ciasto chciałby na deser.
Trzydzieści minut względnej ciszy i spokoju nie wystarczało jednak Agnieszce, by odrobić wszystkie prace domowe oraz nauczyć się zadanych lekcji. O 19:00 Wiesław kończył rozmowę o wracał do wrzasków przed komputerem. Sytuacja w domu fatalnie odbijała się zarówno na żonie, jak i córce, która z tego powodu miała kłopoty w szkole. Nic dziwnego, że narastała jej niechęć do ojca.
Dziewczyna dotarła wreszcie do domu, dwupokojowego mieszkania na trzecim piętrze wieżowca. Od razu zorientowała się, że rodzice są już obecni. Tata, jak zwykle, grał w "Starcrafta".
– Wbij sobie w głowę kawałek azbestu, to może zaczniesz lepiej myśleć! Hahaha! – Dobiegł ją głos zza monitora. – Frajerzyno!
Agnieszka poszła do kuchni, po której krzątała się mama, Danusia. Kobieta miała czerwone, zapuchnięte oczy.
– Znów się kłóciłaś z tatą? – zapytała cicho córka.
– Nie mam już siły – załkała Danuta. – Prosiłam, żeby wyniósł śmieci i wytrzepał dywan, ale on tylko kazał mi włożyć głowę do mikrofalówki i nastawić na cztery minuty.
– Pomóc ci coś?
– Obierz jajka, zaraz będzie zupa.
– Jaka dziś?
– Ogórkowa.
Kilka minut później talerze z parującą zupą i wkrojonymi jajkami stały na stole. Wiesław, mimo nawoływania, nie wstał od komputera. Agnieszka poszła po niego.
– Tato, obiad.
– Idź do łazienki, włóż głowę do kibla, spuść wodę, jebnij się deską dziesięć razy i nie zawracaj mi dupy! – Usłyszała w odpowiedzi.
Odwróciła się ze łzami w oczach.
Punktualnie o 18:29 Wiesław spauzował grę i wziął telefon. Zasiadł przy stole, na którym wciąż czekał na niego talerz z zimną już zupą. Mężczyzna wybrał numer do matki i czekał na połączenie. Jednak zamiast głosu rodzicielki usłyszał niespodziewanie: „Abonent czasowo wyłączony”. Zaskoczony Wiesław straszliwie się zdenerwował, gdyż zdarzenie to całkowicie rozbijało jego uporządkowany rytm dnia.
– Włóż sobie głowę w dupę i pierdnij! – ryknął do telefonu. – Co to ma znaczyć!? Wy…
Zakrztusił się. Kasłał przez chwilę, bulgocąc i miotając niewyraźne przekleństwa. Oczy niemal wyszły mu z orbit. Zrobił się czerwony. Dostał ślinotoku, wpadł twarzą do talerza z zimną zupą ogórkową i znieruchomiał.
Żona, wyjrzawszy z kuchni popatrzyła na małżonką obojętnie.
– Doigrał się – mruknęła.
– Tato? – zapytała niepewnie Agnieszka.
– Ma, na co zasłużył – rzuciła Danuta i już miała wrócić do zmywania naczyń, lecz córka ją powstrzymała.
– Ale mamo... W święta? Ja już mam dla taty prezent. I co z nim zrobię?
Kobieta westchnęła, wytarła dłonie o ścierkę, zamknęła oczy i zamyśliła się.
"Pogotowie, policja, zakład pogrzebowy... masa formalności. Urzędy w święta nie pracują... Sklepy zamknięte, nie będę miała gdzie kupić sobie ciuchów na pogrzeb. I jak ja lokal na stypę znajdę? Przecież wszyscy na zabawy sylwestrowe się szykują. Gości na Wigilię trzeba by odwoływać. Ech... A jeszcze Monika ze szwagrem wyjeżdżają w góry. Nie wybaczyliby nam, że im Boże Narodzenie w Zakopanem zepsuliśmy."
– No, trudno – odezwała się po chwili i z bólem serca zdecydowała. – Wyciągamy. Podeszła do męża, chwyciła za włosy, wyjęła z talerza i przełożyła na suchy blat stołu.
Agnieszkę i jej matkę za dobre serca spotkała nagroda. Od czasu wypadku z zupą Wiesław bardzo się zmienił, wyciszył. Przestał grać w "Starcrafta", a zaczął układać pasjanse. Przy nich zachowywał się dalece spokojniej, nie wrzeszczał, nie przeklinał i nikogo nie budził.
Komentarze (23)
świąteczno–noworoczną/ powinien być dywiz
–zapytała/ spacja uciekła pomiędzy półpauzą
Pomóc ci coś/ w czymś?
parująca/ ą
wyłączony” Zaskoczony/ kropka po wyłączony"
zdecydowała – Wyciągamy/ kropka po zdecydowała albo mała litera jeśli kontynuacja.
chwyciła go / go zbędne
//
Absurdalne, ale życiowe:D Historia o tym, jak talerz ogórkowej ratuje życie. No i ta chłodna kalkulacja żony... perełka, hihi:) Ciekawe czemu mamusia była niedostępna. Może już lukrem przesłodzona zawalczyła o dzień przerwy... albo nie chciało jej się gotować w niedzielę. Ale by było, gdyby ogórkowa wjechała na stół...
Miał chłop szczęście, że "wpadł" do talerza w świątecznym okresie. Dzięki temu żona wydała dla niego łaskawy "wyrok".
Cóż, jak widać ogórkowa i bliskość śmierci ma ogromny wpływ na zmianę człowieka :D
Dawno, dawno temu, żył sobie pewien Król, który chciał poznać, co to jest szczęście. W tym celu udał się w podróż, licząc na to, że gdzieś po drodze znajdzie to czego szuka. Wędrowal tak przez trzy lata, aż wreszcie powrócił do zamku Kazał zwołać poddanych i oznajmił im, że znalazł szczęście. Gdy ludzie się zebrali, Król zaczął opowieść.
Pewnego razu, gdy wędrował zakurzonym gościńcem uszkodził mu się trzewik. Król poranił sobie stopę i nie mógł kontynuować podróży. Wszedł więc do pierwszej napotkanej chatki i spotkał tam dziewczynę olśniewającej urody. Nie umiała ona naprawić buta, ale w nocy dała Królowi szczęście. Niestety, gdy rankiem się obudził, szczęście zniknęło wraz ze wszystkimi pieniędzmi jakie miał. Rozzłoszczony ruszył w dalszą drogę. Poraniona stopa bolała, a na dodatek Królowi bardzo chciało się pić. Nagle spotkał na swej drodze kupca. Kupiec nie umiał naprawić trzewika, ani nie miał nowych na sprzedaż, ale dał Królowi kubek wody. Ten wypił i już, już wydawało mu się, że znalazł szczęście, ale prysło ono gdy tylko ruszył w dalszą drogę. Poraniona noga bolała coraz bardziej, a iśc było trzeba. I wtedy spotkal pewnego człowieka, zwykłego, albo i nie. Człowiek ten był fachowcem, który umiał nareperować dziurawy trzewik. I zawrócił Król do zamku, bo nie musiał już niczego więcej szukać. Zrozumiał, że prawdziwym szczęściem w życiu jest spotkać fachowca. A jeszcze lepiej dwóch.
Jakież to banalne w swej prostocie, a jakie życiowe :)
Cóż, dzięki temu teraz już wiem, jakiej żony szukać, aby odnaleźć szczęście, albo kogo szukać ;)
Reasumując z gry wpadł w pasjansa i zapanował wreszcie spokój w domu.
Pozdrawiam
Literówkę wychwyciłem.
"... kończył rozmowę o wracał do wrzasków przed komputerem." zamiast "o" raczej "i"
Sorry za marudzenie.
Szkoła była potrzebna, żeby pokazać Agnieszkę jako uczennicę, której zależy. Bez tego, byłaby trochę jak patologia, ma problem z ojcem i tyle. Czy opis rękoczynów by coś wniósł? Może, ale to brutalizuje. Dlatego wolałem postawić na jego monotematyczne krzyki, co można zrobić z głową i gdzie ją wsadzić.
A osoby nie były ze sobą połączone, w tym rzecz. Żyli razem, lecz całkiem osobno.
A to mam jeszcze jedno pytanie. Jak dzielisz wypowiedź i kończy się ona teoretycznie przed miejscem, gdzie powinien być przecinek, np.
– Nie wiedziałem – odparł, marszcząc czoło –, że to dla ciebie takie istotne.
To czy powinien być przecinek przed "że", czy nie?
Antoni Grycuk 4 min. temu
Nie
Tjeri 3 min. temu
Ano, jak mówi Antła
Kocwiaczek 2 min. temu
Are you siur? :) Czy zatem to wtrącenie o marszczeniu czoła zastępuje przecinek i idzie całkiem do wywalenia? Czy może powinien być postawiony na końcu pierwszej części zdania?
Tjeri 2 min. temu
W końcu w przecinkach chodzi o wydzielenie. A tu jest już to zrobione.
:) to tak na przyszłość:D
Absurd jest tutaj o wiele delikatniejszy niż w poprzednich częściach, a wręcz mamy tutaj tragikomedię, która jeżeli głębiej się zastanowimy, wcale nie jest aż taka, niestety, nierealna. I to chyba najbardziej uderzyło mnie w tym opowiadaniu, że nie jest nastawione tak jak poprzednie na naprawdę ekstremalny humor, tylko na przekazanie pod płaszczykiem absurdu pewnej wiadomości. Szkoda tylko, że nieważne ile by się o tym mówiło, agresorzy domowi wiedzą zawsze najlepiej, zupełnie jak Wiesław tutaj. Najwidoczniej każdemu takiemu musi przytrafić się zupa ogórkowa (z jajkiem! Nigdy o takiej nie słyszałam!) i nieodebrany telefon przez mamusię, a także odpowiedni czas w ciągu roku w którym śmierć byłaby nie na rękę wszystkim wokoło, by coś się zmieniło. Niby absurdalne, a jakie rzeczywiście smutne.
Pięć.
Przywiązanie ofiar do swoich prześladowców może zdumiewać, ale po prostu czasem nie ma żadnego wyjścia. Albo chęci.
Cieszę się, ze wywołałem jakąś emocję ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania