Kroniki Człowieka Samotnego - Cały ten twój artyzm nie wart tego świata

Urywany oddech odcina się białą parą na tle nocnego nieba, a ja stoję, przemarznięty, w starym fraku, artystycznie naznaczonym - to kleksem, to kawą, to krwią, to gównem. I stoję, i patrzą na tablicę rozkładu jazdy, czując w jaźni martwe sekundy odmierzane przez zegar mojego życia, i patrzę na leżące nieopodal psie truchło i myślę - spoczywaj w pokoju, weteranie ulicy.

I pomimo strachu przed oświeceniem, nie uciekam przed żółtawym blaskiem reflektorów nocnej linii numer siódmy - a wsiadam do ryczącego potwora, nasiąkając odorem pijaczyny, wspartego na kuli i rzucającego w moim kierunku obelgi brudne, jak gacie po obfitym okresie.

I siadam, pomimo senności głowę wstrzymuję w stanie pionowym, a oczy kieruję ku lasowi, pomimo tego, że usilnie widok przesłania mi moje własne odbicie, patrzę uparcie w ten bór. Palę papierosa - mentolowego L&M'a - bo północ to magiczna pora - kiedy nawet najgorsze świństwo smakuje miodem, kiedy człowiek ma ochotę wypić własne szczyny i wytarzać się we własnym gównie, wypługać włosy wymiocinami. Szczególnie, gdy ta północ, zlewa się z poprzednimi, a zamiast swojego odbicia widzisz tylko portret bez wyrazu.

I nawet ta ćma - ta sama, która usilnie starała się dotknąć słońca - skończyła lepiej, niż ja. Ja się spaliłem, ogień mnie pokonał. A ona? Ona stała się ogniem, jedny, z płomieni. Językiem rozkoszy i pieśnią gorliwej namiętności, która potrafi rozpalić i dosłownie, i w całkowitej odwrotności dosłowności.

Omieszkam stwierdzić, że jestem męczennikiem - ale nie bożym. Męczennikiem losu. Nieudacznikiem, który ofiaruje swoje niepowodzenia, na rzecz innych. Na przykład na rzecz raka, który niedawno zagościł u mnie i czuje się bardzo dobrze.

Tak jak ja. Śmiertelnie dobrze. A i śmiertelnie poważnie stwierdzam - dobro to rzecz względna i dyskusyjna.

Tak samo dyskusyjna jak temat aborcji, albo homoseksualizmu. To, że na coś zezwolimy, nie oznacza, że więcej ludzi z tego skorzysta.

Jeżeli damy drugą szansę światu, możemy żegnać się już z życiem.

Patrząc na mnie, mam tylko jedni stwierdzenie, trafne i żywe - w przeciwieństwie do zwłok mojego suminia.

Przyszła kryska na matyska i tak skończył się artysta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Numizmat 22.05.2016
    No i proszę, co się pojawiło. Chyba specjalnie dla mnie xD

    To opowiadanie jest chyba 'brudniejsze' od poprzednich. Inne słowo nie przychodzi mi do głowy. Ale świat jest brudny. Brutalny i niesprawiedliwy. I wszystko się w nim kończy, co zostało tu doskonale przez Ciebie przedstawione. Zasłużona piąteczka i tak trzymaj ;)

    To udało mi się wyłapać:
    "patrzą" - patrzę
    "Ona stała się ogniem, jedny, z płomieni". - jednym?
    "Patrząc na mnie, mam tylko jedni stwierdzenie" - jedno?
  • LinOleUm 22.05.2016
    Akurat miałam to na stanie, to wstawiłam, kto bogatemu zabroni?
    Pisane na telefonie, a ze mnie ślepa kura, bo nie zobaczyłam.
    Dzięki!
  • Angela 22.05.2016
    "wypługać" - "wypłukać" chyba miało być.
    Tekst bardzo dobry, a odczucia bohatera ukazane niesamowicie wręcz obrazowo : ) 5
  • LinOleUm 22.05.2016
    Dziękuję ;u; ❤

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania