Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kroniki Podziemia - Prolog

Ziemia I, era pierwszych ludzi

 

Ugok z trudem łapał powietrze. Ręką, w której wciąż trzymał dzidę, oparł się o jedno z tych szerokich drzew porastających knieję. Odsunął drugą dłoń od biodra i z niechęcią spojrzał na ranę. Wyglądała źle. Trasę od urwiska naznaczył szkarłatną ścieżką, a pod nogami miał już płytką kałużę. Ciężko westchnął i przeniósł wzrok na broń. Jęknął, zauważywszy brak kamiennego grotu i postrzępioną, drewnianą końcówkę. Jak miał się dalej bronić? Nie... O obronie nie było już mowy. Umrze, tego się spodziewał. Ale mógł jeszcze spróbować dobić bestię. Trafił – to pewne! A jeśli trafił, to bestia też dogorywała. Ugok uśmiechnął się pod nosem. Wyruszając na łowy kilka dni wcześniej, nie spodziewał się, że spotka przeciwnika tak godnego, że okaże się ostatecznym.

Znów przycisnął rękę do krwawiącego biodra i głośno syknął. Odruchowo rozejrzał się po okolicy. Spłoszone ptactwo wzniosło się w kierunku zachodzącego słońca będącego ostatnią nadzieją. Ugok w ciemności nie dostrzeże zagrożenia. A gdy je usłyszy, będzie już za późno. Pokuśtykał w stronę kamiennej ściany – chciał mieć pewność, że nic nie wyskoczy mu zza pleców. Próbował pozostać cichy i skupiony jak polujący jastrząb, ale daleko Ugokowi było do tego wspaniałego stworzenia. Stąpnął na kilka gałązek i trącił suche liście. Coś przemknęło nieopodal w zaroślach, a wojownik zacisnął mocniej palce na pozostałości dzidy. Wymierzył kijem w kierunku źródła dźwięku, lecz mijały sekundy, a nic się nie działo. Krótko sapnął. Gdy oparł się plecami o skałę, przymknął powieki. Z miejsca jak to nie było już ucieczki, doskonale o tym wiedział. Nie chciał jednak uciekać. Krew, która pozostała w żyłach, wciąż buzowała, wzywając do walki. Ugok nie odejdzie, dopóki martwa bestia nie padnie u jego stóp. Razem albo wcale. Zacisnął mocniej zęby. Z każdą chwilą tracił siły, a słońce było coraz niżej. Zadarł podbródek, próbując dostrzec cokolwiek niepokojącego. Gdzie jesteś? Wykończyłem cię?

Cienie stawały się głębsze i mroczniejsze. Dookoła rosło zbyt wiele drzew, przeciwnik miał przewagę. Ugok niespokojnie drgnął. To tylko sowa... – uspokajał się w myślach. Kolejny spłoszony ptak poderwał się do lotu i zatrzepotał niespokojnie skrzydłami. Może coś wyczuł? Tak!

Wielkie łapska stąpały twardo po ziemi. Bestia, choć widocznie się zataczała, szła na Ugoka z podniesionym łbem. Nawet się nie kryła! Musiała zwęszyć krew, a to dało jej pewność, że przeciwnik był osłabiony lub umierający. Nie myliła się. Ugok już ledwo widział na oczy. Dojrzał jednak te połyskujące pręgi i ociekające śliną, długie i śmiercionośne kły. Lecz zobaczył coś jeszcze – głęboką ranę pomiędzy pachwiną a żebrami, z której wystawał kamienny grot. Mężczyzna się uśmiechnął, a pot spłynął mu do ust. Ugok nadal miał szansę.

Tygrys zatrzymał się nieopodal i zmierzył przeciwnika czujnym spojrzeniem. Potem przeciągle zaryczał, jakby oznajmiając gotowość do ostatecznej walki. Wojownik lekko się pochylił, resztkami sił napiął mięśnie rąk i wymierzył żałosny kij w stronę bestii. Nadszedł ich czas – byli gotowi zabrać tego drugiego do Wielkiej Matki.

A potem ruszyli. Ugok czuł, że stawiał ciężkie, spowolnione kroki, jakby dreptał po bagnie. Skupił więc całą moc na uniku – pomyślał, że to jedyne wyjście. Tygrys odbił się od ziemi i wycelował szpony. Jego lot nie był już tak majestatyczny, ale gdyby Ugok w porę nie przechylił głowy, byłby śmiercionośny. Bestia objęła ciało wojownika niczym stary przyjaciel, po czym zatopiła zębiska w jego obojczyku. Mężczyzna zawył z bólu. Zalewała go krew, jej metaliczny zapach i lepkość zdawały się przysłaniać wszystko inne. Nie mógł oddychać! Zabije mnie! To koniec…

Wtem dojrzał wystający grot. Był tak blisko, zaledwie na wyciągnięcie ręki. Ugok zdusił w sobie szloch i ból. Bestia szarpała nim na wszystkie strony, ale z wielkim trudem sięgnął po broń. Tak blisko, już prawie jej dotykał! Obsunęły mu się palce, gdy tygrys zacisnął mocniej paszczę. Nie... Musiał walczyć dalej. Spróbował ponownie. Jednym, szybkim ruchem wyrwał grot i nawet nie czekał na swój radosny okrzyk. Działał instynktownie. Zanurkował ręką pod łapą bestii i zebrał resztki siły, a potem pchnął. Trafił w gardło. To za mało! Jeszcze raz i jeszcze! Uderzał tak długo, aż całą twarz zalała ciepła jucha, a uścisk szczęki wypełnionej ostrymi kłami zelżał. Obydwoje padli na ziemię. Ugok zamarł z grotem w dłoni po raz ostatni wbitym w gardziel tygrysa. Dokonał tego, ale... jego koniec też był bliski. Odwrócił delikatnie głowę. Nie czuł już bólu, a puste oczy tygrysa przyniosły nieoczekiwany spokój. Odchodzimy razem, druhu. Wielka Matka przyjmie nas z otwartymi ramionami. I nawet znów się uśmiechnął. O takiej śmierci marzył każdy prawdziwy wojownik.

Nad głową dojrzał jeszcze jasną, mieniącą się poświatę. Czy Bogini wyszła mu naprzeciw? Co za radość! Bogini jednak wyglądała zupełnie jak... mężczyzna. Ugok aż otworzył szeroko oczy i zamarł z westchnięciem na ustach. Nieznajomy miał śnieżnobiałą, długą do samej trawy brodę, całkowicie łysą głowę i cienką szatę zakrywającą stopy. Wyglądał, jakby sunął zamiast chodzić. Wojownik jeszcze nigdy nie widział kogoś takiego. Przybysz kucnął nad ciałami i wcisnął coś w zabrudzoną krwią dłoń Ugoka. Ten nawet nie miał siły przenieść wzroku – tylko wgapiał się w istotę, a myśli zdawały się płynąć coraz wolniej.

— Tyś mym dzieckiem umiłowanym jest. Przyjmij prezent i za jego pomocą dziel i rządź, albowiem rasa ludzka zasługuje na więcej — odezwał się nieznajomy chrapliwym głosem.

W tamtej chwili Ugoka nie zdziwiło, że zrozumiał każde słowo. Mały „prezent" zaczął go parzyć. Mimo to nie mógł otworzyć zaciśniętej kurczowo dłoni.

— Stwórz miejsca, gdzie każdy dostanie to, co wypracował. Zasiądź na tronie wieczności. Albowiem to wam, dzieci me, obiecane jest...

Więcej nie usłyszał. Powieki, zbyt zmęczone od obserwowania magicznej istoty, opadły po raz ostatni. Ugok opuścił skorupę i dopiero wtedy prawdziwie otworzył oczy. A ujrzał to, do czego jego serce zawodziło każdej nocy – nieskończone łąki i knieje, majestatyczne, lecz wzbudzające grozę szczyty gór i połyskujące w słońcu wody. W końcu był wolny. Zaczął biec.

Nie czuł niczego poza szczęściem. Nogi mogły zanieść go do każdego zakątka, o którym tylko pomyślał. A zwierzyna! Dorodne łanie, niedźwiedzie o wspaniałym futrze i nawet waleczne mamuty! To był jego świat, mógł wszystko. Stał się Wodzem.

Dopiero później odkrył, że na wodzu spoczywała wielka odpowiedzialność. Prezent, który otrzymał, posiadał niesamowite pokłady mocy, a Ugok wykorzystywał je z należytym szacunkiem. Na ścianach jaskiń odkrywał symbole będące imionami. Tuż po nich wstępował w ciemność i sprowadzał do swojego świata kolejnych ludzi. W końcu mógł odpocząć i czerpać ze zdobytej wiedzy. Posyłał więc pozyskane osoby do odczytywania imiona i przyprowadzania nowych dusz.

Pierwszy potwór pojawił się bardzo szybko. Dusza tak obrzydliwa, przepełniona żądzą mordu i głębokim mrokiem, że nikt nie był w stanie nad nią zapanować. Wtedy Wódz, nieskończony w swej łaskawości, stworzył odpowiedni wymiar. I tak pierwszy pan Piekła otrzymał szansę na spełnienie i wykorzystanie najobrzydliwszych technik tortur. Władza została podzielona.

Wraz z upływem czasu zmieniało się życie na Ziemi. Ugok dostrzegał te zmiany i, korzystając z mocy podarunku, przekształcał swoje królestwo, które pewnego dnia otrzymało nazwę – Podziemie. On sam stał się Królem. Z rozkoszą obserwował postęp cywilizacji, odkrycia technologiczne i przemierzanie kosmosu. Kiedy jednak gwiazdy zaczęły gasnąć, a wraz z nimi Ziemia i inne planety, Król popadł w rozpacz. Wiedział jednak, że musi pozostać cierpliwym. Rozkazał prawie wszystkim poddanym odejść do Światła, a wraz z najbardziej zaufanymi towarzyszami skorzystał z ludzkiego wynalazku – komory snu – odpowiednio go zmodyfikował i udał się na spoczynek. W tym stanie przeczekał eony.

Gdy Ziemia narodziła się po raz drugi, Ugok wybudził się tylko na chwilę, by wybrać następcę. A wtedy odszedł na zasłużony odpoczynek.

I tak kolejni królowie doglądali Podziemia, przemieniali je wedle upodobań, a potem przekazywali władzę. Cykl trwał aż do piątej wersji Ziemi. Ostatniej.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bajkopisarz 20.07.2020
    Nawet niezły ten prolog. Spełnia swoja funkcję, czyli zachęca do zapoznania się z rozdziałem I, a potem się zobaczy. Teraz najważniejsze będzie dobre umotywowanie działań i zachowań bohaterów, bo jakiś konflikt na pewno wystąpi.
  • LegasowK 20.07.2020
    Dzięki! W rozdziale pierwszym już zmienia się koncepcja czyli narrator, główny bohater i czas, aczkolwiek prolog miał pokrótce przedstawić historię tytułowego Podziemia ;).
  • Clariosis 26.07.2020
    Zgadzam się, że całkiem dobrze jak na prolog i debiut. :) Może średnio mi przypasowało to późniejsze "łopatologiczne" wyjaśnienie, gdy za pierwszym razem mieliśmy bardzo fajny i szczegółowy opis zmagań bohatera, by potem tak szybko przeskoczyć w przód. Mimo wszystko historia zapowiada się naprawdę ciekawie i zobaczymy, co z tego wyjdzie. :) Zostawiam Ci czwórkę i czekam na rozdziały.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania