Krople grzechu, i uległość sumienia. - oneshot.
Zamykam oczy, odcinając się tą cienką barierą od zła, którego doświadczyłem. Westchnąłem, bo nie jest mi dane zginąć tak jak moi bliscy. Nie zdawałem sobie sprawy, że moje nogi odmówiły posłuszeństwa, i padłem, na wysuszoną morderczym słońcem ziemię. Spojrzałem w pustkę, wiedząc że niebawem się pojawi. On zawsze przychodził.
Pełen obaw i bezpodstawnego strachu, drżę, czując na sobie delikatne muśnięcia barwnych motyli. Jednak to tylko moja fantazja, kolejne kłamstwo jakim się karmię. Piękne i dostojne owady, powoli, zmieniają się w czarne, ciągnące za sobą powiew śmierci motyle. Jest ich tysiące, szum ich skrzydeł mnie ogłusza, a diabelny dym, więzi tlen w płucach. Krążą wokół, wiedząc, że kiedyś się złamię. Nie byłem ich jedyną ofiarą. Zdając sobie sprawę, że klęczę, powoli, podpierając się poranionymi rękoma, wstałem, dumnie podnosząc głowę. Motyle natychmiast mnie obsiadają, chciwie wysysając napój z mojej czary życia.
Jest coraz bliżej. Gruba skóra skutecznie chroni go przed litością wobec takich jak ja, a oczy nie zdradzają żadnych emocji. Patrząc na mnie, w milczeniu czeka, aż do niego podejdę, jednak nie mam odwagi choćby drgnąć. Wbrew samemu sobie, przypomniałem sobie obraz jej ostatnich chwil. Umierała w bólu i zawodzie, jednak na jej ustach igrał ten znajomy, łagodny uśmiech. Po moim policzku spłynęła pojedyncza, skazana na samotność łza.
- Zdałeś sobie w końcu sprawę? - Odezwał się szeptem, brzmiącym dla mnie jak krzyk. Zacisnąłem pięści, z chęcią wojny z nim. Na tej ulicy, zawalczę z pragnienia. Odetchnąłem, robiąc krok do przodu, a spłoszone motyle, wzbiły się do lotu. Oszołomiony tym widokiem, przystanąłem, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało.
Otoczył mnie wodą, sam oplatając się wokół mego ciała. Moja pewność siebie zniknęła, tak szybko jak się pojawiła, zastąpił ją smutek i poczucie winy.
- Uuuu, ty zły. I coś ty najlepszego zrobił? Zabiłeś swoją rodzicielkę... Nie wstyd ci? - Jego głos sączył się do mojej głowy, jak mknący potok. Westchnąłem, podając się jego osądowi. Woda podniosła poziom, sięgając mi do ramion.
- Będę wolny? - Spytałem schrypniętym głosem. Poczułem, jak jego śliskie ciało mocniej zaciska się na moim. Minęła długa chwila, zanim doczekałem się odpowiedzi.
- Ależ skąd. Nie masz szans... Ale w zamian pozbędziesz się tego okropnego poczucia winy, okłamiesz sumienie.
Spojrzałem w jego oczy, po czym zbliżyłem się, całując między oczy. Zaśmiał się gardłowo, wbijając łaknące krwi kły, w cienką skórę na mej bladej szyi. Zniknąłem pod wodą, widząc jak motyle z powrotem zmieniają się w barwne owady.
~ Tak sobie myślę... może przestanę pisać opowiadania? Przecież one i tak nic nie znaczą.
Tak z drugiej beczki, napisałam te opowiadanie będąc w żałobie, więc nie gniewajcie się, że takie ponure. Jakoś... nie mam humoru na głupie komedie. ~
Komentarze (14)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania