Poprzednie częściKrótka Wyprawa nad Pustynne Jezioro

Krótka Podróż Przez Krainy ze Świata Snów

gatunek: sny/fantastyka/surrealizm/przygoda

 

"Krótka Podróż Przez Krainy ze Świata Snów"

 

Kraina Wiecznej Wiosny. Lipiec, środek dnia. Lata 2000-2004.

 

Kolega i koleżanka mieli po dwadzieścia pięć do dwudziestu dziewięciu lat. Jednego ciepłego letniego dnia, jechali szybkim nowoczesnym samochodem osobowym przez miasto, w którym mieszkało sto pięćdziesiąt dwa tysiące ludzi.

 

— Jaka świetna zabawa! — powiedziała podekscytowana koleżanka.

— To dopiero początek przygody! — odpowiedział kolega.

 

Zatrzymali się na dużym parkingu pod rozległym parkiem leśnym, otoczonym przez wysoki żółty mur. Wyszli z samochodu, który zostawili na parkingu i przez brązowe podwójne drzwi weszli na teren parku. Podczas spaceru szybko spostrzegli, że zwiedzane przez nich miejsce to ogród zoologiczno-botaniczny. Weszli do dużego budynku o beżowych ścianach i czerwonym dachu, stojącego w tylnej części przepięknego parku, licznie zamieszkiwanego przez rośliny, motyle, drobne słodkowodne ryby, papugi, ibisy, żaby, traszki i jaszczurki. Wnętrze obiektu było pełne akwariów i akwaterrariów.

 

— Niektóre z tych ryb miałem kiedyś w domu, w niedużym akwarium — powiedział kolega.

— Ja też — odpowiedziała koleżanka.

— Myślę, że wiele osób je miało.

— Jakie dziwne stworzenie. Wiesz, co to może być? — spytała koleżanka na widok niedużego, ale bardzo dziwnego stworzenia, które w pewnym momencie zauważyli wewnątrz jednego z akwariów podczas oglądania kolejnych eksponatów.

 

To tajemnicze zwierzę wyglądało jak świecące i zmieniające kolory wężowidło, które szybko przemieszczało się na znaczne odległości, potrafiło żyć w każdej wodzie i na lądzie, było silne, szybkie, agresywne oraz w krótkim czasie zabiło i zjadło wszystkie inne stworzenia w zbiorniku, który zamieszkiwało. Nagle zaczęło ono powoli przebijać szybę akwarium, w którym się znajdowało.

 

— Nie wiem. Naprawdę dziwne. Widzę takie pierwszy raz w życiu — odpowiedział kolega.

— Ja też. Wydaje mi się, że powinniśmy stąd jak najszybciej uciec — zaproponowała coraz bardziej zaniepokojona koleżanka.

— Myślę, że masz rację — podzielił jej obawy kolega, po czym oboje uciekli z budynku i przebiegli przez park.

 

Tym razem, wszystkie klatki były otwarte i puste. Po trawniku spacerowały emu, antylopa i pangolin. Dwoje ludzi przybiegło na parking i szybko wsiadło do samochodu, którym następnie odjechali w nieznanym kierunku. Ogród został zalany przez wodę wydobywającą się z budynku, który następnie eksplodował i został zajęty przez pożar.

 

Tymczasem w Krainie Oceanów, Lasów, Lasostepów, Bagien i Wiecznego Zachodu Słońca...

 

W położonej na przedmieściach dzielnicy unikalnych domów o kształtach mniej oraz bardziej zaskakujących i dziwacznych figur geometrycznych, na deskorolce jechała człekokształtna istota, której ciało, ubrania i długie kręcone włosy mieniły się ciemnymi odcieniami tęczy ośmiokolorowej. W jej dłonie wpadła żółto-pomarańczowo-czerwona gitara, która spadła prosto z nieba, a dokładniej z właśnie przelatującej nad postacią fioletowo-zielonej chmury w kształcie kapelusza. Humanoid zeskoczył z deskorolki, która następnie potoczyła się do kałuży, gdzie zmieniła się w rozległy dryfujący liść, oblegany przez ważki w kolorze morza, i zielono-brązowo-beżowe ćmy oraz różowe szarańczaki. W cieniu liścia, nad którym fruwały rusałki pawiki, ukrywały się małe kolorowe ryby.

 

— Deskorolka-rockandrollka skręciła w bok, bo przed nią rosła międzywymiarowa fasola, a za nią biegła wataha dzikich koto-oposów — śpiewała tajemnicza postać, grając przy tym na gitarze, która wkrótce jednak zamieniła się w odlatujące stadko rusałek pawików, a wtedy miejsce instrumentu muzycznego zostało w tajemniczy, niezwykły, zaskakujący i ekscytujący sposób zajęte przez czarno-brązowo-czerwono-pomarańczowo-żółto-beżową książkę, otoczoną przez złoto-srebrną poświatę.

 

Drzewa liściaste, iglaste i palmowe tańczyły w rytm melodii nuconej przez tę człekokształtną postać która, po kilku minutach niezwykłego tańca zahipnotyzowanego lasu, uniosła się w powietrzu, została otoczona przezroczystą, żółto-fioletową kulą oraz poszybowała w kierunku długiego, wąskiego, niskiego budynku, stojącego na przedmieściach, między pełnym wzgórz i dolin dużym parkiem a prostą długą drogą, prowadzącą przez niebiańsko wyglądającą krainę prosto do obszaru wypełnionego łąkami, sadami, ogrodami i lasami oraz posiadającego kilka rzek oraz jezioro wyposażone w bardzo nastrojowe ośrodki wypoczynkowe. Miejsce to nazywało się: "Największe Marzenie Każdego Wytrawnego Urlopowicza".

 

Fruwająca kula powoli opadła na prostokątny dach budynku i pękła. Istota upadła i straciła przytomność na kilka sekund. Następnie wstała. W swojej dłoni nadal trzymała książkę, która okazała się być powieścią napisaną przez to człekokształtne stworzenie, a zainspirowaną przez zagadkowe oraz niezwykłe postacie, wyglądające jak gwiazdy które świeciły i co jakiś czas zmieniały kolor. Utwór nagle stał się wielkim i przełomowym hitem.

 

— Jeeest! Jestem mistrzem i zawodowcem! Napisałem kolejny hit sezonu i szalony przebój! Zostałem jedną z historycznych i legendarnych gwiazd, a napisana przeze mnie powieść stała się klasykiem! — radośnie krzyczała niezwykła postać, która była podekscytowana i oświecona przez otaczające ją beżowe, żółte i fioletowe figury geometryczne o dziwnych kształtach, które podczas jej przemówienia nagle delikatnie sfrunęły znad chmur.

 

Stworzenie uniosło dłoń w której trzymało książkę a wtedy, w ciągu pięciu minut, pod budynek zbiegło się kilkaset ludzi, mających od dwudziestu dwóch do dziewięćdziesięciu pięciu lat. Osoby te wyciągnęły zza swoich pleców albo z kieszeni, a następnie uniosły w kierunku świecących nad nimi trzech słońc po jednej książce, wyglądającej tak samo jak ta, którą tajemnicza istota napisała oraz wypromowała w niezwykły sposób, co zajęło jej zaledwie kilka sekund.

 

Nagle postać zamieniła się w zielono-beżową ćmę, która następnie przefrunęła między drzewami parku leśnego, po czym nagle zniknęła, a potem wylądowała w zupełnie innym oraz dalekim mieście. Znalazła się w dużym otwartym oknie, tkwiącym w ścianie zewnętrznej jednego ze stu kilkudziesięciu drewnianych domów, otoczonych tropikalnymi ogrodami i składających się na malowniczą dzielnicę, ulokowaną na pięknej, szerokiej oraz bardzo długiej plaży, usypanej z drobnego, ciemnobeżowego piasku.

 

— Ale numer! Jedna niespodzianka za drugą! Jestem ćmą! Lecę pozwiedzać okolicę! — rozmyślał podekscytowany owad, wyraźnie zaskoczony biegiem nagłych i niespodziewanych zjawisk oraz zdarzeń.

 

Wkrótce do ćmy dołączyły też inne owady: ważka, chrabąszcz, szarańczak i szerszeń. Wtedy nagle ćma zmieniła się w motyla, który postanowił polecieć do jednego z miejscowych dużych parków. Rozległy obszar zieleni znajdował się w centrum miasta.

 

— Czuję się niezwykle lekko! Odlotowo, chciałoby się rzec! — skomentował swoje samopoczucie owad, lądując na jednym z drzew.

 

Wkrótce na tę samą gałąź przyfrunęły cztery kolejne motyle, a każdy z nich wyglądał inaczej. Wtedy ten, który przyleciał tu w pierwszej kolejności, wzbił się wysoko ponad miasto. Wylądował na chmurze która, po kilku minutach przemierzania nieba, powoli opadła na dół i znalazła się na dalekich przedmiejskich lasostepach, a wtedy rozpłynęła się w powietrzu. Dookoła rosły drzewa owocowe oraz warzywa. Nieopodal przebiegała bardzo długa jezdnia. Nagle przejechał po niej długi beżowy samochód osobowy o nieco już staromodnych, kanciastych kształtach. Siedziały w nim cztery człekokształtne ślimaki, rapujące umiejętnie i chętnie. Po trzech minutach podziwiania okolicy oraz słuchania zadziwiających dźwięków miejscowej dzikiej przyrody, motyl poleciał nad pobliskie jezioro.

 

Wylądował na plaży, a wtedy przeobraził się w kilkadziesiąt kwiatów łąkowych i grzybów leśnych, które rozleciały się w różne strony świata i wszechświata. Niektóre wylądowały w koronach licznych okolicznych drzew liściastych, gęsto porastających rozciągające się dookoła obszary bagienne, pachnące cytryną i obficie zamieszkiwane przez lubiące rechotać rzekotki, mające dużo czasu wolnego i szczęśliwe, że mieszkają wśród gęstych zarośli i pełnych wodorostów stawów, do których dostęp dla większych drapieżnych zwierząt był bardzo mocno utrudniony.

 

Tymczasem w środku słonecznego wiosennego dnia, na Niedużej Wyspie Kilku Jaskiń i Wielu Skał...

 

Czworo lubiących podróżować dwudziestodziewięcioletnich przyjaciół, w postaci dwóch kolegów i dwóch koleżanek, pływało łódką po morzu w pobliżu wyspy.

 

— Jaka piękna i dziwna wyspa. Inna niż większość. Bardzo kamienista i skalista — zauważyła jedna z koleżanek.

— Chcecie ją zwiedzić? Byśmy zobaczyli, jakie skrywa tajemnice — zaproponował jeden z kolegów.

— Tak — odpowiedziała reszta przyjaciół.

 

I popłynęli w kierunku plaży, usypanej z drobnych szarych kamieni. Zeszli na ląd. Rozejrzeli się dookoła. Ich uwagę zwróciło tajemnicze światło, wydobywające się z jednej z kilku jaskiń, znajdujących się na wyspie. Weszli do środka. Gdy przebywali wewnątrz, stwierdzili że światło było dziwne, bo dobiegało jakby znikąd. Nie wiedzieli, gdzie mogło być jego źródło. Znaleźli za to płytki i bardzo przejrzysty staw, a w nim kilkucentymetrowe sumiki pancerne, czarno-białe i nakrapiane. Pływały one przy dnie, w cieniu roślin wodnych.

 

Na morzu, otaczającym niedużą wyspę, rozpętał się sztorm, a nad całą okolicą zapanował półmrok. Nad skrawkiem lądu pojawił się buczący, gwiżdżący, świecący i zmieniający kolory obłok, który wkrótce wylądował na trawniku otoczonym mniejszymi oraz większymi skałami. Z wnętrza chmury wyskoczyły dwie zebry, dwa tygrysy i jeden nosorożec. Wszystkie z tych zwierząt poruszały się na dwóch nogach i zachowywały się bardzo podobnie jak ludzie. Bardzo dobrze znały też ludzką mowę oraz często posługiwały się nią. Rozbiegły się po wyspie i rozejrzały się po okolicy.

 

— Musimy ich znaleźć i uratować. Wyspie zagraża niespodziewany atak ze strony ławicy gigantycznych, wodno-lądowych, ludożerczych najeżek z mackami kałamarnicy olbrzymiej — postanowił i stwierdził nosorożec.

 

Cała piątka nietypowych, dwunożnych stworzeń weszło do wnętrza tej jaskini, z której wydobywało się światło. Odnalazły ludzi i zabrały ich ze sobą do obłoku. Stały się półprzezroczyste, zmieniły kolor oraz wraz z ludźmi zostały wchłonięte do wnętrza chmury, po czym uniosła się ona w powietrzu i zniknęła. Nieduża skalna wyspa została wkrótce zatopiona przez dwadzieścia sześć potworów morskich.

 

Po upływie trzydziestu minut, uratowane osoby znalazły się na brzegu oceanu, na plaży składającej się z drobnego beżowego piasku. Był słoneczny poranek. Wokół ludzi leżało pięć wielkich wodorostów, a każda z roślin była długa na cztery metry. Osiem kolejnych ziołorośli morskich, oblezionych przez ławicę bezbarwnych krewetek, dryfowało na powierzchni płytkiej przybrzeżnej wody. Czwórka osób rozejrzała się dookoła. Znajdowali się w Tajemniczym, Dziwnym i Legendarnym Kosmiczno-Międzywymiarowym Mieście Pomarańczowych Ścian, Czerwono-Różowo-Beżowych Dachów, Fruwającej Pizzy oraz Tańczących Muflonów o Szyjach Ibisów i Nogach Susłów...

 

Koniec.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Dekaos Dondi 28.12.2019
    Piotrek P. 1988→Lepiej się czyta, gdy trochę dialogów – zdaniem mym.
    Jak na Ciebie przystało, znowu bardzo barwne opisy, działające na imaginację. Trzymasz styl swoisty:)
    Chciałbym to zobaczyć na filmie:)) Ach ci biedni od efektów... nadgodziny jak znalazł:)
    Pozdrawiam:)→5
  • Piotrek P. 1988 29.12.2019
    Dekaos Dondi, dziękuję za ocenę i za ten wesoły oraz inspirujący do kolejnych utworów komentarz, pozdrawiam :-)
  • Artbook 11.01.2020
    Widzę, że Piotrek piszesz ciekawie i masz pomysł na siebie ;-)
    Fanie, o to chodzi.
    Trza się rozwijać i tworzyć "inspirujące dzieła" - a co tam ;-)
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania