Krótko o facecie z psem
Szedłem dziś skrajem drogi. Szerokiej, wojewódzkiej. Słoneczko świeci, ja sam, idealne zen: Pusto, Cicho i jeszcze raz Cicho.
I nagle podbiega do mnie, nie wiedzieć skąd, pies. Nie jakiś tam wesoły kundelek, tylko jakiś labrador, nowofunland czy inny owczarek, wielki jak koń, prawie.
I łasi się do mnie, skacze, ogólnie zachowuje się przyjaźnie. Ale ani obroży, ani smyczy, ani żadnego właściciela w promieniu... co najmniej dwustu metrów.
I nagle jedzie facet na rowerze.
Pies podbiega, skacze na niego, jęzor wisi po pas - a facet, tak jak ja, stoi i nie wie, co robić. I gapi się na mnie.
-Panie, no zróbżesz pan coś z tym kundlem, bo jak mnie ugryzie, to po policję zadzwonię. O smyczach pan nie słyszałeś?
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo facet zrobił grymas i odjechał.
A pies odbiegł w przeciwnym kierunku. Zostałem sam, bogatszy o nowe doświadczenie.
Komentarze (14)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania