Krótko o sklepie z płytkami.
Wszedłem do sklepu z płytkami ceramicznymi. Z nudów, bo akurat szedłem nieopodal.
-Dzień dobry. - Zaczynam z grubej rury do pierwszego-lepszego faceta.
-Dzień dobry. - Odpowiada znudzony facet.
Zacząłem się błąkać po sklepie. Milion rodzajów płytek w milionie dostępnych kolorów i drugim milionie dostępnym na zamówienie. Gresy, płytki strukturalne, siatki mozaikowe, zwykła taniocha, niezwykła taniocha, a na to wszystko listwy dopasowane idealnie, żeby wprowadzić dysonans w Twoim kiblu.
Perfekcja chaosu w najczystszej postaci. Stałem i chłonąłem Zen i Czi, patrzyłem jak dymią w mojej głowie idealne płonące zgliszcza Feng Szui.
-Mogę w czymś pomóc? - Zagaduje mnie dziewczyna w korpo dreskodzie, marynareczka, but na niskim, spodnie... Prawdziwe CND, czyli słowem: Chuj Nie Dreskod (i ubierzta się elegancko i arbajt macht fraj antil frajdej, samtajms saterdej biczys).
Ładna taka, nawet. Z buzi - takim trochę nerdem pachnie, włosy w mój ulubiony kok z kredkami, kilka kosmyków usiłuje zakryć odstające uszy. No, całkiem przyjemna dziewczyna. Zaburzyła moje idealnie płonące Feng Szui.
-Szuka pan czegoś konkretnego? - pyta. Widzi, że myślami jestem gdzieś indziej, nie wie tylko, że siedzę na kiblu w fioletowe kafelki, z pionowym przełamaniem w fale, a pośrodku przez całą szerokość idzie listwa w kolorze rozjechanej przez chiński czołg tybetańskiej pomarańczy.
Patrzę na babkę.
-Szukam... - zaczynam, żeby wiedziała, że tu jestem a nie, dajmy na to, walę kloca w pampersa dla dorosłych.
-Szukam czegoś konkretnego... Bardzo konkretnego. Bo widzi pani, jestem kościelnym. I wie pani, jaki to jest kolor, ten taki niebieski jak szata... No, jak Maryja?
-Mhm, mhm. - Odpowiada chętnie ona, rozumiejącym mnie tonem. Jej oczy są poważne, nie wie, że jestem zdruzgotany jej podejściem, ani że ciężko mi teraz na nowo rozhajcować pod Feng Szui.
-I takich kafelków, najlepiej glazury takiej, w takim kolorze, tak, noo, ze dwadzieścia metrów. Tak co najmniej. I żeby i na podłogę, i na ścianę.
-Mhm, mhm. - Odpowiada ona, wskazując mi, żebym szedł za nią w piekło i oglądał płytki. Szlag mnie trafiał. I takie, i siakie, i białawe, i granat, i błękit paryski, i błękit zwykły. I gres, glazura, płytek szał.
-Pani wybaczy, ale szukam, takiego, no... Większe nasycenie, cieplejsze, albo zimnejsze, takie, no... - Męczę babkę. Widać, że jest zmęczona. Pewnie ma nadgodziny, albo dziecko małe, albo chciała pociupciać, a chłopak ma opryszczkę lub stulejkę i niepotrzebnie goliła nogi, chyba.
-W którym kościele jest pan kościelnym? - Zagaduje mnie ona, gdy szuka czegoś na komputerze.
-Kto jest kościelnym? - Pytam.
- No kurde! - Powiedziała i poszła. Normalnie, wyszła ze sklepu.
-Jest pan obsługiwany? - spytała mnie po chwili grubsza babeczka z irokezem i motylem na tłustym przedramieniu.
-Taka laska w okularach mnie obsługiwała, ale chyba sobie poszła. - Wskazałem ręką.
-Taka w okularach? Z odstającymi uszami?
-No.
-Aaa, tam. Co trzeba? Płytki? Gres?
-Niech mi pani powie, po chuj te listwy są, te takie te wąskie? Bo mnie to nurtuje, po co to w ogóle?
-To urozmaicenie takie jest.
-Aha.
-Mogę w czymś jeszcze pomóc? - spytała.
-Nie, dziękuję.
I wyszedłem. I tak nie chciałem nic kupować.
Komentarze (22)
Dzięki bogu, że nie jestem sama.
5 ode mnie, może nie za sposób przedstawienia, ale za prawdziwość.
Ja ostatnio pikałam na bramkach, a nic nie ukradłam. Musiałam się wyżalić. Sorry, 5 dalam.
LEL LEL LEL LEL
Tylko co to ma wspólnego z tekstem?
Co
Zakończenie rozbawiło mnie do łez. 5
"Perfekcja chaosu w najczystszej postaci. Stałem i chłonąłem Zen i Czi, patrzyłem jak dymią w mojej głowie idealne płonące zgliszcza Feng Szui." - XD
"Prawdziwe CND, czyli słowem: Chuj Nie Dreskod " - XD
"Widzi, że myślami jestem gdzieś indziej, nie wie tylko, że siedzę na kiblu w fioletowe kafelki, z pionowym przełamaniem w fale, a pośrodku przez całą szerokość idzie listwa w kolorze rozjechanej przez chiński czołg tybetańskiej pomarańczy." - XD
To tak z grubsza :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania