Poprzednie częściKrucjata - Rozdział 14

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krucjata - Rozdział 15

Rozdział 15

 

Tydzień później

 

Las, po którym błąkał się Taylor, był niczym wyjęty z koszmaru. Długie, strzeliste drzewa całkowicie przykrywały horyzont, spowijając przestrzeń w ciemności. Tylko promienie księżyca ledwie przebijały się przez gałęzie. Oficer, brnąc w głębokim śniegu, musiał zasłaniać się dłonią przed szalejącą wichurą, przynoszącą niewyobrażalne zimno. Chciał on znaleźć jakieś schronienie, azyl, coś, co pozwoli mu przetrwać. Niestety, wokół nie było widać żadnych zabudowań ani nawet najmniejszego płomienia ogniska. Tylko nieprzenikniona czerń, i ledwo widoczne drzewa.

 

Gdy Taylor krążył tak w kółko, poczuł, że jest obserwowany. I otoczony. Intuicja go nie zawiodła. Zza drzew i krzewów wyłaniały się makabryczne sylwetki. Kapitan wiedział, kim są, a raczej kim były te postacie. Ku niemu szła grupka elfich legionistów. Pamiętał on, jak kilka miesięcy temu zabijał ich, i rzeczywiście, były to te same osoby, gdyż krwawili oni z ran, które on sam zadał im w tych samych miejscach. Mimo, iż z takimi obrażeniami nie powinni oni byli w ogóle żyć, to jednak mimo wichury szli oni niestrudzenie w kierunku człowieka, powtarzając słowo “morderca”. Taylor obrócił się, słysząc to samo słowo za nim. Zobaczył kilku leśnych trolli, którzy także zmierzali w jego kierunku. Byli oni łudząco podobni do tych, których zamordował podczas ekspedycji karnej w Zul’Aman.Niektórym z nich brakowało kończyn, a ich ciała były częściowo zwęglone, jakby celowo podpalone. Ostatnią osobą, którą dostrzegł, była driada, ta sama, którą razem ze swymi oficerami zgładził podczas lata. W jej głowie znajdował się otwór od kuli, którą Taylor kiedyś zakończył jej życie. Z jej ust ciekła krew, a z brzucha zwisały jelita. Wszyscy powtarzali w kółko to samo w jego kierunku - “morderca”.

 

Taylor stał tak sparaliżowany ze strachu, nie mogąc zdobyć się na żadne działanie. W końcu, gdy przerażające postacie znalazły się dostatecznie blisko niego, rzuciły się do ataku. Natychmiast przywarły go do ziemi, i zaczęły okładać pięściami. Kapitan czuł, jak wgryzają się zębami w jego ciało, niczym wygłodniałe wilki. Czuł on potworny ból. Jego ostatnią myślą była nadzieja, że jest to tylko sen. Szczęśliwie dla niego, była to prawda.

 

 

Taylor zerwał się z łóżka, nerwowo łapiąc oddech. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Był on w swoim pokoju. Przez okno mógł zobaczyć, że słońce powoli wschodziło. Całe szczęście, był to tylko koszmar, pomyślał.

 

Nagłe przebudzenie Taylora zbudziło Atremis, która leżała obok niego. Przetarła swe zaspane oczy, i zobaczyła, że Taylor siedzi na łóżku, głęboko oddychając. Wiedziała, jaki jest problem jego kochanka. Ostatnio koszmary nękały go nieustannie. Podeszła ku jego plecom, i objęła go.

 

- Kochanie, już dobrze, słyszysz? Jestem przy tobie. Spokojnie, oddychaj.

 

- Znowu śniłeś o tym ciemnym lesie? - zapytała się go.

 

Kapitan pokiwał głową twierdząco.

 

- Wszystko jest już dobrze. Przytul się do mnie. Nic ci już nie grozi.

 

Taylor oparł swą głowę na jej ramieniu. Ciepło jej ciała ukoiła go. Elfka wodziła dłońmi po jego klatce piersiowej i brzuchu, a jej miękkie piersi dotykały jego pleców. Podobnie jak w Zul’Aman, dzięki swej ukochanej mógł chociaż przez chwilę zapomnieć o koszmarach i nieszczęściu.

 

 

W głównej bazie Przymierza Północy w Silverpine znajdowała się sauna, która umożliwiała odprężenie się przy wysokiej temperaturze. Dziś była on zarezerwowana dla trzech kobiet: Sylvanas Windrunner, jej siostry Veressy, i matki obu elfek, Lireesy. Poprzedniego dnia dotarły one z narady w Lordaeronie na front, i musiały odpocząć po ciężkiej podróży.

 

Kobiety siedziały na ławkach w środku niewielkiego, drewnianego pomieszczenia, relaksując się. Wszystkie były nagie, okrywając się jedynie ręcznikami. Ich ciała, nie dość że piękne i o kształtnych proporcjach, były dodatkowo doskonale umięśnione, gdyż lady Lireesa znana była z dbania o kondycję fizyczną, i to samo radziła swoim córkom, które wzięły sobie nauki matki do serca.

 

- Sylvanas, powiedz mi, czy ty naprawdę wierzysz w sukces tej operacji? - zapytała się jej Lireesa, zakładając nogę na nogę.

- Nie ufasz mojej strategicznej intuicji, matko? Czyżby nieskończone nauki twoje i ojca okazały się nieskuteczne?

- Ha, anar'alah, razem z twoim ojcem nauczyliśmy was, dzieci, wszystkiego, co umieliśmy. Na pewno coś z nich wynieśliście. Już chociażby zmobilizowanie stu tysięcy żołnierzy w pięć miesięcy, zaczynając od niczego, to niemałe osiągnięcie.

- Tak, tata był doskonałym nauczycielem, mimo, iż to Alleria miała objąć po nim dowództwo nad armią, i to jej poświęcał najwięcej czasu. Jak ona śmiała odrzucić ten zaszczytny tytuł, i napluć na dar, jaki jej okazał? By być kim? Ledwie kapitanem?

- Też jej nie rozumiem. Próbowałam wielokrotnie przekonać ją do zmiany zdania, jednak ona jest uparta jak osioł. Cóż, może od papierkowej roboty woli tarzać się w śniegu i błocie. Jej decyzja.

- Wracając do tematu, to uważam, że możemy tej zimy poczynić spore postępy. Choć nadzieje Terenasa o zepchnięciu Kaldorei do morza możemy włożyć między bajki, to przesunięcie frontu chociaż o kilkadziesiąt kilometrów może znacznie opóźnić wrogi marsz na Lordaeron.

- Tylko czy uda nam się to przed dotarciem ich posiłków? Z tego co wiemy, to oni naprawdę nieźle się tam okopali, szczególnie w rejonie Celles. Poza tym, jak zapewnimy zaopatrzenie naszym wojskom przy takiej pogodzie? Przecież oni muszą jeść, i mieć stały dopływ amunicji.

- Nie przesadzaj, ich obrona wcale nie jest jakaś dokładna. Nie spodziewają się ofensywnych działań z naszej strony. Oni w ogóle nic nie wiedzą o prowadzeniu wojny w zimie. A co do zaopatrzenia, to w razie problemów nasi wojacy zawsze sami mogą coś wykombinować. Żołnierz zrobi wszystko, by zaspokoić swoje potrzeby, szczególnie, że w La Gleize z pewnością znajdziemy sporo zapasów nieprzyjaciela.

- Nie podoba mi się twoja zbytnia ufność w improwizacje armii. Taka naiwność nigdy do ciebie nie pasowała, córko. Mimo to ufam ci, i wierzę, że nie zawiedziesz ani mnie, ani swojego króla.

 

 

Po ubraniu się, Taylor i Atremis przystąpili do wspólnego spożycia śniadania. Mężczyzna pokroił chleb, posmarował kromki konfiturą, i ustawił je na talerzu. Położył go na stole, gdzie elfka już przygotowała jajka na twardo, i ciepłe mleko. Usiedli oni, i przystąpili do posiłku.

 

- Taylor, na pewno dobrze się czujesz?

- Przecież mówiłem ci już, że tak. To tylko głupie koszmary. To nic takiego.

- Jeżeli potrzebujesz kilka dni wolnego, to dobrze wiesz, że ja albo Red spokojnie możemy cię zastąpić. Wiesz, martwimy się o ciebie.

- I co miałbym robić? Siedzieć w tym pokoju, podczas gdy wy jesteście na służbie? To nie ma sensu. Poza tym ze mną naprawde wszystko jest w porządku. Żyje, i to jest najważniejsze. Inni nie mieli takiego luksusu. Ci ludzie byli niezastąpieni. Szczególnie Corentin. Ci rekruci, których na szybko zrekrutowałem, w ogóle nie mają do nich porównania.

 

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Gdy Taylor otworzył je, jego oczom ukazał się lord Gustav. Pewnie będzie czegoś od nas chciał, bo dlaczego inaczej miałby ruszyć tyłek ze swojego wygodnego gabinetu, pomyślał, wpuszczając go do środka.

 

- Napije się lord pysznego mleka? - zapytał go kapitan, przysuwając kolejne krzesło do stołu, na którym Gustav usiadł? - Rocznik 39 z Silvermoon to nie jest, ale jak zaopatrzenie kuleje, to każdy orze, jak może.

- Tak, dziękuje. I jak wam się ostatnio żyje? - zapytał, biorąc do ust kubek. - Zima daje w kość?

- Niech lord po prostu powie, czego od nas oczekuje.

- Taylor, widzę, że masz gdzieś podtrzymywanie dobrych stosunków między dowództwem i przełożonymi, objawiającym się w takich detalach, jak prosty dialog o niczym. No trudno. Powiem więc wprost. Wczoraj przybyły do nas panie Windrunner, i przekazały rozkazy od dowództwa Przymierza Północy. Idziecie dzisiaj do okopów. Jutro z rana rozpoczyna się ofensywa, i waszym zadaniem jest oczyszczenie drogi dla armii Wysokich Elfów.

- A więc plotki okazały się prawdą. Ja pierdole, atakowanie tych gnoi na okopanych pozycjach, jeszcze przy tak obfitych opadach śniegu i niskiej temperaturze? Kto z łaski swojej wpadł na tak pojebany pomysł? Czy znudziliśmy się już tym wszystkim skurwysynom, grzejącym się w pałacach, i postanowili wszystkich nas wysłać na śmierć?

- Uważaj na słowa, chłopcze. Słuszność, jak i zamysł strategiczny tych rozkazów jest kontrowersyjna, jednak dalej są one rozkazami, i masz się do nich stosować, nie wspominając już o dyscyplinie i szacunku dla swoich dowódców. Czy się rozumiemy?

- Tak, lordzie.

- Przepraszam za niewyparzony język Taylora, on po prostu jest ostatnio bardzo zestresowany.- powiedziała Atremis, próbując załagodzić sytuacje. - Mówiłam mu już, by wziął sobie kilka dni wolnego. Ale teraz nie wchodzi to już chyba w grę.

- Niestety nie. Ale jeżeli dobrze pójdzie, to uwiniemy się z najważniejszymi celami w przeciągu trzech tygodni, i potem możemy was zluzować. Musimy zająć miasto Celles, by z niego zajść od tyłu wrogie armie na flankach. Jedyną większą osadą stojącą przeciwko nim a nami jest La Gleize, i to właśnie tam rozpocznie się atak, którego będziecie awangardą. Połączycie siły z Rangerami lady Allerii, która już czeka na was. Ona wprowadzi was w szczegóły. To wszystko. Nie będe wam już zajmował więcej czasu.

 

- Po prostu zajebiście - zaklnął Taylor, gdy Gustav już wyszedł. - Nie dość, że przez najbliższe tygodnie będziemy sobie odmrażać tyłki, to jeszcze spędzimy ten czas z samą Królową Lodu.

- Ej, przestań, Taylor - zganiła go Atremis. - Może nie jest ona najmilszą osobą na świecie, ale w Zul’Aman nabrała do ciebie respektu. Poza tym będziesz chciał ją mieć u swego boku, gdy rozpęta się piekło.

- W tym możesz mieć rację. Na zabijaniu to ona się zna jak nikt inny, szczególnie bezbronnych. Choć nie bedziemy teraz mordować kobiet i dzieci, tylko uzbrojonych żołnierzy, ale pewnie nie będzie narzekać.

 

 

 

Celles było jednym z ostatnich miast, jakie udało się zająć Imperium Kaldorei przed nadejściem zimy. Gdy spadł śnieg, wojska stanęły, gdyż nie były przyzwyczajone do walk w mroźnych warunkach. W koloniach Nocnych Elfów na południu Kalimdoru zima nie występowała, więc nie mieli w tej kwestii doświadczenia.

 

Miasto zostało zajęte przez XII legion, pod dowództwem legatki Maiev Shadowsong. Siedziała on w swoim biurze, położonym w ratuszu. Pokój ten służył jej także jako sypialnia i jadalnia. Kobieta pogrążona była w mapach i raportach, oczekując na swoją podwładną, Naishe, dla której miała zadanie. Ogrzewała się ona gorącą kawą, która dodatkowo dodawała energii, potrzebnej, by nie zasnąć przy tych wszystkich papierach. Spojrzała przez chwile za okno. Ośnieżone ulice przypominały jej swoją posiadłość w Winterspring. Maiev była bogata, i mogła sobie pozwolić na luksusową rezydencję. Po wojnie chciała wybrać się tam ze swoją kochanką, i zrobić sobie długi urlop. Potrzebowała odpoczynku.

 

Generał poczuła ulgę, gdyż Naisha w końcu przyszła. Weszła ona do pokoju, choć nie usiadła na krześle. Oparła się ciałem o drzwi, krzyżując nogi.

 

- Wzywałaś mnie? - zapytała się legatki.

- Tak. Słuchaj, zwiadowcy raportują o wzmożonej aktywności wroga na ich liniach obrony. Może mieć to związek z tymi doniesieniami wywiadu o planach ataku na nasze pozycje. Cóż, ja myśle, że ci nieudacznicy próbują wcisnąć nam kit. Nie wierze w to, by ci ludzie i Quel’Dorei byli na tyle zdesperowani, by atakować nas w taką pogodę. Ale nie możemy tego zlekceważyć. La Gleize znajduje się niebezpiecznie blisko ich pozycji, i potrzebuje tam kogoś, kto będzie miał oko na wszelkie ruchy nieprzyjaciela. Kogoś, do kogo mam zaufanie. Czyli ty. Weźmiesz tam swych ludzi, i wspomożecie miejscowy garnizon. Udasz się do naszej linii okopów zaraz przed miasteczkiem. Będziesz zdawać mi raporty odnośnie bieżącej sytuacji. Wiem, że świetnie sobie z tym poradzisz.

- W takim razie będe się już zbierać. Uważaj, byś nie zacięła się kartką papieru, grzejąc swój seksowny tyłeczek w tym ciepłym domciu, podczas gdy ja będe marznąć na śniegu. - zażartowała, chytając za klamkę.

- Zaczekaj. Nie mówiłam, że masz jechać od razu. Zamknij drzwi.

 

Naisha znała powód, dla którego jej ukochana zatrzymała ją w pokoju. Przekręciła ona klucz w zamku, chroniąc kobiety przed nieproszonymi gośćmi.

 

- Rozbierz się. - legatka potwierdziła jej przypypuszczenia.

- To rozkaz?

- Proooszę.- wyszeptała namiętnym głosem. - Chce się z tobą kochać, i podziwiać twoje boskie ciało, zanim stracę cię na całe tygodnie. No, nie daj się prosić.

 

Naisha nie była do końca pewna, czy ma dziś ochotę na seks, jednak lady Shadowsong była tak przekonująca, że przemogła się. Poza tym też chciała, by Maiev zrzuciła swe ubranie, i ukazała jej swe muskularne ciało, którym tak bardzo się podniecała. Zaczeła więc rozpinać guziki od swojego munduru. Gdy skończyła, rzuciła nim o ziemie, i zdjęła koszulę. Maiev uśmiechnęła się, widząc piersi swej kochanki. Założyła swe nogi na biurku, i delektowała się jej ciałem. Naisha poluzowała swój pas, i pozbyła się spodni. Po chwili uczyniła to samo ze swoją bielizną, odsłaniając swe łono. Na koniec wyszła z butów, i całkowicie naga stanęła przed Maiev. Na szczęście nie było jej zimno, gdyż w kominku palił się ogień.

 

- Teraz twoja kolej. - powiedziała, czując na sobie wzrok legatki

 

Maiev nie trzeba było długo namawiać. Podobnie jak Naisha, rozebrała się ona do naga, po czym położyła się na łóżku, i gestem dłoni wezwała ją do siebie. Kobietę przeszył dreszcz podniecenia. Podeszła ona do łóżka, i położyła się na swej kochance. Zaczeły się całować, obejmując się. Maiev zamknęła oczy, i wyobraziła sobie, że jest w swym starym domu, w Suramarze, i właśnie kocha się z Velathią. Masowała jej piersi, aż przyjemnie poczuła, że jej sutki twardnieją. Naisha wodziła dłońmi po jej umięśnionym ciele, dotykając jej blizn. W końcu, gdy poczuła się znudzona, zjechała głową w dół jej ciała, i położyła swą głowę na jej łonie. Gdy weszła w nie językiem, Maiev wydała z siebie jęk ekstazy. Wpiła palce w długie włosy swej kochanki, i odpłynęła myślami. Przez najbliższe chwile odczuwała nieziemską rozkosz.

 

 

 

Taylorowi droga dłużyła się w nieskończoność, lecz w końcu wraz ze swym oddziałem dotarli oni na miejsce. Ich oczom ukazała się sieć umocnień, położona jakieś pięćset metrów od pozycji Nocnych Elfów. Wzniesione ostrokoły, wilcze doły i zaostrzone pale były skuteczną obroną przeciwko napastnikom. Za nimi znajdowały się ziemianki i namioty, w których stacjonowali żołnierze. Niektórzy grzali się przy ogniskach, opowiadając sobie przeróżne historie. Część z załogi stanowili także elfi Rangerzy. Pewnie z oddziału Allerii, założył Taylor. Podszedł on do jednego z nich.

- Przepraszam, gdzie mogę znaleźć waszego dowódcę?

- Zwykle stacjonuje w tym namiocie na wzgórzu, o tam. - elf wskazał mu miejsce palcem.

 

- Atremis, Red, znajdźcie nam jakieś ziemianki, a ja pójdę zmierzyć się z naszą Królową Lodu.

- Może mam iść z tobą? - elfka zapytała się go.

- Nie, pójdę sam.Nie martw się, nie zje mnie. Poszukajcie jakiegoś wygodnego miejsca. Potem was znajdę.

 

Kapitan dostał się do namiotu, w którym stacjonowała Alleria. Siedziała ona na krześle, i polerowała swój miecz. Na widok Taylora wstała, i przywitała się z nim.

 

- Witaj, kapitanie. Minęło już sporo czasu, od kiedy widzieliśmy się ostatni raz. W Zul’Aman, prawda? Była z tobą ta dziewczyna, Atremis. Zresztą nieważne. Musisz zapoznać się z obecną sytuacją, i planami jutrzejszego ataku. Spójrz na tę mapę - powiedziała do niego, wskazując na położony w środku namiotu stół.

 

 

Wieczór

 

Gdy niebo stało się całkowicie ciemne, Naisha obudziła się. Leżała ona na łóżku, objęta z Maiev. Jej ciepłe ciało ogrzewało ją. Widocznie też już nie spała, gdyż swą ręką dotykała jej talii, mrucząc coś niezrozumiale. Naisha zrzuciła z siebie kołdrę, i spróbowała zejść z łóżka. Napotkała jednak na silny opór swojej kochanki. Gdy ta poczuła jej ruch, objęła ją mocniej, blokując jej nogi swymi własnymi.

 

- Zostań jeszcze trochę - wyszeptała jej do ucha.

 

Naisha została więc w łóżku jeszcze pół godziny, pozwalając sobie na pieszczoty. Było jej bardzo przyjemnie, czując na sobie dotyk palców Maiev, i jednocześnie bawiąc się jej piersiami. Jednak po tym czasie była już bardziej zdeterminowana, by oswobodzić się z tej miłosnej pułapki.

 

- Maiev, moi ludzie na mnie czekają. - powiedziała, próbując wyswobodzić się z ucisku legatki. - Muszę do nich dołączyć.

- Przecież wiesz, że to może zaczekać. Eh, niech ci będzie.

 

Maiev w końcu odpuściła, i pozwoliła Naishy wstać, i ubrać się. Gdy ta miała już wychodzić, jej kochanka, dalej leżąca naga na łóżku, powiedziała na pożegnanie:

 

- Proszę, uważaj tam na siebie. Nie rób nic głupiego, i nie ryzykuj niepotrzebnie. Ostatnie godziny były cudowne, i chciałabym jeszcze powtórzyć je wiele razy.

- Też mi się podobało. Jesteś znakomita w łóżku. A poza tym, to sama mi mówiłaś, że nie spodziewasz się, byśmy w najbliższym czasie zostali zaatakowani, więc co miałoby mi grozić?

- Nie wiem, po prostu mam takie przeczucie, że niebawem wydarzy się coś niedobrego. Nie potrafię tego wytłumaczyć.

- Popadasz w paranoje. Nie przejmuj się tak tym. W końcu ta wojna się skończy. Elune z tobą, kochana.

 

Gdy Naisha wyszła z pokoju, Maiev nagle ogarnęło smutne i przytłaczające uczucie. Uczucie, że zobaczy ją żywą ostatni raz w życiu. Wiedziała, że jest to irracjonalne, lecz nie mogła wyrzucić tej myśli z głowy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania