Kruk - prolog (świat wiedźmina)
EDIT: Opowiadanie ma dwa lata i jest w nim sporo do dopracowania. Obecnie zaczęłam dodawać rozdziały Kruka na innym portalu, co było dobrym pretekstem do "odrestaurowania" go, bo wydaje mi się naprawdę spoko.
Przy każdym ogarniętym rozdziale będę dawała info, więc, o ile to możliwe, prosiłabym o wstrzymanie się z czytaniem części nie wziętych jeszcze pod nóż ;)
OPIS:
Zarred, bojownik jednego z komand Scoia'tael, cudem unika śmierci. Jego oddział obozujący nieopodal, zostaje wyrżnięty w pień, co oznaczać może tylko jedno - wśród swoich jest zdrajca. Jako jedyny ocalały musi ostrzec Coineacha Da Reo, który przewodzić ma wielkiemu przewrotowi, lecz by go odnaleźć, potrzebuje wpierw spotkać się z dowódcą oddziału stacjonującego we Flotsam, który jako jedyny zna miejsce jego pobytu - z Iorwethem. Wkrótce Zarred, zwany Krukiem, na własnej skórze przekonuje się o potędze przeznaczenia i wraz z nową drużyną zmuszony jest stawić czoła nieznanemu wrogowi, rzucony w sam środek politycznej gry, w której nie do końca wiadomo kto rozdaje karty.
Prolog
Słońce wisiało wysoko na bezchmurnym niebie, zalewając las falą promieni. Wiatr szarpiący listowiem, owiał przyjemnie twarz Zarreda od kilku godzin siedzącego w zaroślach. Odgarnął pasmo długich, czarnych jak smoła włosów za szpiczaste ucho, wzdychając po raz kolejny. Wieści od komanda miały zjawić się wraz z posłańcem o świcie w okolicach ruin zapomnianej przez świat, ludzkiej świątyni, wśród Scoia'tael noszącej nazwę Vort Tauthe - Daleki Szept. Nazwa, choć piękna, zupełnie nie pasowała do obskurnych, porośniętych mchem głazów, jakie przez setki lat na skutek wietrzenia rozsypały się na podobieństwo domku z kart, bardziej przywodząc na myśl kamieniołomy, aniżeli dawne miejsce kultu. Mimo swej obskurności był to jednak dobry punkt orientacyjny i strategiczny. Żaden człowiek bowiem nie zapuszczał się w te okolice - obawa i strach przed śmiercią niesioną przez niechybiające celu, elfie strzały skutecznie gasiły wszelką ciekawość bądź chwilowe przejawy heroizmu, zdaniem Zarreda, dość głupiego zresztą. Ludzie zawładnęli światem, przejęli władzę nad wodą i lądem, zarazili planetę swą plugawą rasą, zmuszając nieludzi do ucieczki - do ciągłego życia w ukryciu. Albo podporządkowanie się i akceptacja ludzkiego buta na karku, albo śmierć... Zarred nie miał zamiaru wybierać - żadna z tych dróg nie przemawiała do niego dostatecznie by się dostosować... "Dostosować", co to miało w ogóle znaczyć? To człowiek był tu intruzem, najeźdźcą. Starsze rasy przybyły do tego świata na tysiąc lat przed ludźmi, żyły obok siebie, starając nie leźć sobie w oczy i wszystko jakoś się układało. Aż pojawili się dhoine i zachwiali trwającą od wieków harmonię, zniszczyli połowę cudów architektury i sztuki, a resztę rozkradli, rozdarli między sobą jak zdziczałe psy. Ziemia spłynęła krwią nieludzi, dając początek erze człowieka, erze niewoli wszystkiemu co ma spiczaste uszy, długą brodę i metr wzrostu bądź nie wpisuje się w ludzkie normy.
Zarred nie chciał nawet słyszeć o gettach czy slamsach w dużych miastach, gdzie miałby znaczenie nie większe niż zwykły pasożyt, niewart zdeptania podeszwą usmarowaną w gównie. Nie tak wyobrażał sobie swoją przyszłość, nie taki był świat o jakim śnił... Dlatego walczył - od wczesnej młodości walczył, przelewając ludzką krew. Wyżynając zbrojne oddziały, paląc wsie wraz z zamieszkującymi je donosicielami i An'givare, siejąc zamęt na granicach, mordując. Nie widział dla siebie innej drogi, wszelkie rozmowy i tłumaczenia, cała ta zasrana dyplomacja była guzik warta. Zarred przekonał się o tym nie raz... nie na swojej skórze oczywiście, wystarczająco jednak naoglądał się stosów z płonącymi nań wielbicielami pokoju, a także zbyt wiele słyszał o pogromach nieludzi, masowo zarzynanych na ulicach ludzkich miast. Poza tym... walczył nie tylko dla sprawy, Scoia'tael czy starszych ras, walczył... walczył dla siebie.
Poderwał głowę, instynktownie wyostrzając zmysły. Coś zbliżało się ku niemu powoli... zbyt powoli. Chwycił swój potężny łuk; niedźwiedzią osiemdziesięcio pięcio funtówkę, będącą zabójczą hybrydą jaką przerabiał własnoręcznie z ukradzionego zerrikańskiemu kupcowi Zefhara, po czym ukląkł na jedno kolano, w błyskawicznym tempie zakładając strzałę i dociągając cięciwę do kącika ust. Zamarł. Cokolwiek zmierzało w jego kierunku, nie miało szans na przeżycie, gdyby tylko elf wypuścił strzałę. Pomijając już fakt, że skracana odległość działała na niekorzyść intruza, a w pięknie szlifowanych ramionach kryła się przerażająca wręcz potęga, gotowa z dwustu kroków powalić ciężkozbrojnego, miażdżącą przewagą okazywał się sam grot, który wbiwszy się w ciało ofiary, rozpryskiwał się, tworząc z wnętrzności bardzo nieestetyczną mozaikę. W innym wypadku przeszywał cel na wylot, raniąc dotkliwie narządy swymi specjalnie szlifowanymi krańcami.
Oddychał powoli i rytmicznie, dostosowując ruch klatki piersiowej do ciężkich kroków zbliżających się z każdą sekundą. Nagle pękła pobliska gałązka, a liście bujnych zarośli zaszeleściły. Zmarszczył brwi, słysząc cichy, nieludzki kwik. Zaraz potem jego wściekle zielonym oczom ukazał się zwieszony, koński łeb. Kobyła skąpana była w jusze jakiej nie dawał więcej niż godzinę - mieniła się w słonecznych promieniach, nie zdążywszy porządnie zakrzepnąć. Po aksamitnej szyi rozoranej w kilku miejscach spływały karminowe strugi, mieszające się z krwią jeźdźca, którego Zarred dostrzegł dopiero po chwili. Zacisnął zęby z trudem rozpoznając Dhorrę. Wstał powoli, nie tracąc czujności, nie wykluczał, iż mogła być to zasadzka. Zdjął strzałę z cięciwy, wprawnym ruchem wsuwając ją do kołczanu. Dobył swego zbójeckiego noża o zakrzywionym ostrzu, po czym ostrożnie podszedł do zwierzęcia, jakie padło zaraz na klepisko z ubytku krwi i wycieńczenia. Dhorra zwaliła się wraz z nim. Nim elf wyciągnął choćby rękę w stronę trupa, dostrzegł coś na co wcześniej nie zwrócił uwagi. Bez zwłoki rozpruł przesiąkniętą koszulinę, odsłaniając plecy dawnej towarzyszki. Sino-bladą skórę zdobiły wycięte tępym narzędziem ryciny głoszące "śmierć nieludzkim ścierwom". Zarred zaklął plugawie pod nosem. "Przeklęte gnidy", pomyślał, prostując się jak struna. "Dorwali posłańca, chcąc udaremnić plan zasadzki, tylko... tylko skąd znali czas i trasę...? A może... a może śmierć Dhorry była przypadkowa? Może pojawiła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie? Czy była to cena za brak ostrożności?" Był w kropce - Dhorra nie żyła, a on wciąż nie znał treści rozkazów. Nie wiedział więc czy działać zgodnie z planem czy przerywać akcję. Błędna decyzja mogła przynieść poważne konsekwencje, a nawet śmierć towarzyszy. Musiał decydować - i to szybko.
Gwizdnął głośno, wsuwając nóż do niewielkiej pochwy przymocowanej do uda. Po chwili rozległ się donośny tętent kopyt, a zza krzaków białego mirtu i belladonny wyskoczył potężny ogier czarny jak sama noc. Zarred wskoczył na wierzchowca jednym susem, po czym z dzikim rykiem wbił pięty w boki zwierzęcia. D'yaebl, najwierniejszy przyjaciel elfa, pognał przed siebie z rozwianą grzywą manewrując pomiędzy gęsto rosnącymi drzewami i zostawiając za sobą jedynie wirujące szaleńczo, obumarłe listowie.
Rozdział bardzo wprowadzający, soo nie poddawajta się, ludziska xd
Komentarze (26)
Nie ma czegoś takiego jak "krzak jaskółczego ziela". Belladonna owszem, płatki białego mitru ujdą. Nawet wronie oko. Ale nie jaskółcze ziele bo to kwiatki rosnące do 5 cm wysokości. Tego krzakiem nie nazwiesz. Ale 4 na start to też sporo jak na prolog :)
Ciekawa też postać głównego bohatera. Ale nie wiem, czy nie ściągnąłeś jego motywu walki z ludźmi od Iorwetha, zwykłego skurwysyna, jak to mawiał Vernon Roche.
Jednak jedna rada, nie wiem czy będziesz mieszał do historii wiedźminów ale jeśli tak - nie licz że ci wybacze jak któregoś uśmiercisz w walce 1 vs 1 na miecze. To nie ta ranga :)
Pozdrawiam.
Nie, dlaczego? Celem każdego Scoia'tael jest walka z ludźmi. Zapewniam, że dalsze rozdziały rozwieją Twoje wątpliwości.
Haha, spokojna głowa, zdaję sobie sprawę, że taki pojedynek z góry skazany by był na wygraną wiedźmina, choć nie planowałam umieszczać ich w swoim opowiadaniu (-jak na razie-).
Dzięki i pozdrawiam ;)
Fakt, nie jest to takie proste, tym bardziej jeśli czytane i analizowane jest przez znawców uniwersum, których uwadze nie umknie nic - nawet nazwa rośliny, jak powyżej ;D Nie zmienia to jednak faktu, że wiedźminem jestem zafascynowana od dzieciaka i kreowanie własnej historii w tymże świecie sprawia mi ogromną przyjemność.
To prawda, mam jednak nadzieję, że ta "kwiecistość" nie zadziała na moją niekorzyść. Sapkowski opisywał świat bardziej, że tak powiem "twardo" i "szorstko", ale wydaje mi się, że gdybym na siłę próbowała kopiować jego styl, nie wyszłoby z tego nic dobrego - czułabym się wtedy jakbym kalkowała jego dzieła ^^'
Mogłabym jeszcze tylko spytać o wspomniane błędy? Chodzi o interpunkcję, błędy stylistyczne czy może jeszcze o coś innego?
Bardzo dziękuję za komentarz i mam szczerą nadzieję, że dalszymi częściami zaskarbię sobie Twoją uwagę ;)
Antologia, którą wspomniałem niw była zła, ale nie wiele tracisz nieczytając jej. Podpada pod to co sam dla siebie nazywam literaturą "koblowo-pociągową" - można przeczytać żeby czas się nie dłużył, niezłe ale nie wymagające, proste i zapomina się to niedługo po przeczytaniu. Jednak mnie różwież wiedźmin towarzyszy od dzieciństwa i niemogłem sobie tej antologii odpuścić.
Sapkowski ma bardzo "męski" styl pisania, nie polecałbym ci go kopiować, zresztą nikomu nie polecam kopiować nikogo, zwróciłem na to uwagę jedynie dlatego, że poruszasz się po jego uniwersum. Twoja kwiecistość na razie nie stanowi problemu, ale widzę, że masz tendencję którą ja kiedyś również miałem: tworzenia zdań "perełek". Np. " Lekki wietrzyk szarpiący figlarnie listowiem ospałych drzew, bujających się we flegmatycznym tańcu, owiał przyjemnie twarz Zarreda, przycupniętego w zaroślach" - To bardzo piękne, opisowe zdanie, nic tylko oprawić w ramkę i powiesić nad kominkiem - te zdania cieszą autora, są powodem do dumy i słusznie bo nie łatwo je skomponować. Czytelnika jednak może męczyć ten rodzaj (wybacz, grubiańskie słownictwo, ale to kolejne moje określene) narracyjnej masturbacji - ale również zdarzają się jej amatorzy. Ja u siebie tą tendencje, staram się ciągle wyrugować, ponieważ w mojej subiektywnej ocenie spowalnia to akcje i utrudnia odbiór tekstu, ale jescze raz - to tylko moje zdanie.
Tak czy inaczej, zainteresowałaś mnie swoim opowiadaniem i będę Cię "śledził" ;)
Hah, rozumiem w pełni co chcesz przez to powiedzieć, usiłuję wystrzegać się AŻ TAK BARDZO poetyckich opisów, dopiero kiedy mi zacytowałeś zauważyłam jakie to długie, żeby chociaż zrobić z tego dwa zdania... No nic, pomyślę nad tym ;)
W takim razie bardzo się cieszę, mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą tylko lepsze i "dośledzisz" mnie do samego końca. Jeszcze raz dziękuję za poświęcony mi czas i palce, bo w końcu żeby napisać tak długie komentarze musiałeś dać im troszkę popalić ;))
Wydaje mi się, że główny bohater nie należy do tych irytujących więc chyba jakoś przebrniesz, tym bardziej, że jak na razie "pracuje solo" xd Do tego będą dochodziły wątki poboczne, więc chyba nie będzie aż tak źle ;))
W takim razie z niecierpliwością wyczekuję odrobinki Twego wolnego czasu i następnych odwiedzin ;))
Mogę natomiast napisać coś o stylu. Prawdę mówiąc, troszkę mnie męczy. Ale tylko troszkę, nie na tyle, żeby pozostawić i nie czytać dalej. Moim zdaniem jest za dużo powtórzeń. Wiem, w jakim celu je zastosowałaś, a przynajmniej myślę, że wiem, jednak takie ich nagromadzenie jest w moim odczuciu trochę męczące. Twoje powtórzenia pokazują coś bardzo dobitnie i chyba trochę za dużo jest tych "dobitności" w tym prologu.
Poza tym robisz błędy interpunkcyjne, zwłaszcza nie stawiając przecinka przed "jakie". Jeśli w dalszej części zdania jest orzeczenie, to przecinek jest niezbędny.
Aha, wiem, o czym miałam wspomnieć. To "jakie" troszkę mnie irytowało. Zmieniłabym niektóre "jakie" na które".
Ciekawe, choć mnie nie porwało. Lubię fantasy, może nie tak jak komentujący powyżej, ale jednak, i pewnie dalsze rozdziały przeczytam w przyszłości najbliższej, ale czegoś mi w tym opowiadaniu brakuje. Może to przez to "jakie"? Chodzi tu chyba o zdania, o sam styl. A może zwyczajnie mi Twój sposób pisania nie przypasował? Nie wiem. W każdym razie nie nie przypasował mi na tyle, żebym nie mogła czytać dalej.
Oceniam na... nie wiem. 4? 3,75? Jakoś taak :)
To zrozumiałe, jestem fanem uniwersum, a i tak momentami muszę korzystać z pomocy wiedźmińskiej wiki, tak więc...
Prolog faktycznie jest dość... kwiecisty, zresztą mam do "kwiecistości" stylu małe skłonności nad czym staram się pracować. Może to było tym męczącym elementem? Do tego nie działo się w nim jakoś dużo, większość zajmował opis przemyśleń bohatera, czego w dalszych częściach nie ma tak dużo i to będzie działało dla czytelnika z pewnością na plus.
Jeśli chodzi o powtórzenia wyłapałam ich kilka, ale nie wydaje mi się żeby było ich jakoś dużo. Hmm, ale może masz rację. Kolejny punkt - interpunkcja. Nigdy nie byłam z niej orłem, o niektórych przecinkach (zasadach) nie wiem, a inne stawiam niepotrzebnie. Zdaję sobie z tego sprawę, ale staram się popełniać tych błędów jak najmniej. Dzięki Tobie wiem teraz, że przed "jaki" również powinnam stawiać przecinek, za co jestem wdzięczna ;))
Cieszy mnie, że dasz Krukowi szansę. Z dalszymi rozdziałami historia nabiera tempa i wyrazu, pojawiają się nowi bohaterowie i wątki, więc nudno nie powinno być. Naturalnie pozostawię to jednak do oceny czytelnikom ;))
Dziękuję za czas poświęcony opowiadaniu, a także wyczerpujący komentarz. Mam nadzieję, że z czasem przekonasz się do Kruka ;))
Ps. Do jutra pewnie zedytuję prolog swojej serii. Zerknęłabyś w wolnej chwili?
Zacznę od tego, że bardzo cieszą mnie Twoje odwiedziny. Wdzięczna jestem za słowa uznania, wywołały na mojej twarzy szczery uśmieszek. Trafne spostrzeżenie - interpunkcja jest, niestety, moją najsłabszą stroną... ale oczywiście staram się nad tym jakoś pracować :))
Przemyślenia zbliżają czytelnika do głównego bohatera, wchodzą do jego głowy, zaczynają poznawać jego myślenie i spojrzenie na świat. Chciałam prologiem trochę tą postać przybliżyć właśnie, ale jeśli mówisz, że było tego za dużo - postaram się zwracać na to uwagę w przyszłości, chociaż w samych rozdziałach za wiele rozmyślań chyba nie ma. Jeśli o historię Zarreda chodzi, na razie takowej nie było i nie ma (ukazanej), ale to akurat efekt zanurzony, to wszystko będzie ukazywane z czasem ;))
Bardzo dziękuję za komentarz i piąteczkę i mam nadzieję, że dalsze rozdziały zaskarbią sobie Twoją stałą uwagę.
Pewnie, nie na problemu, jutro zaglądnę i dam znać ;))
Zatem zobaczmy, cóż tu stworzyłaś :)
"zbyt powoli.Chwycił swój potężny łuk;" - spacja po kropce
"Zamarł.Cokolwiek zmierzało w jego kierunku, " - tu podobnie brak spacji po kropce
"Dhorra zwaliła się wraz z nim.Nim elf wyciągnął choćby" - jak wyżej
Dobra, wciągłaś mnie :)
Będę sobie z doskoku tutaj zaglądać i czytać dalej :)
Pozdrowionka :))
Cieszę się, że ziarnko ciekawości zostało zasiane. Mam nadzieję, że wkrótce wykiełkuje ;)
Pozdrawiam~
...
Co tu powiedzieć...
Ozar mi cię polecił - jeśli mam być szczery. Napisał że masz najlepsze opowiadania fantasy na portalu, więc - cholera - nie mogłem się powstrzymać i zobaczyć czy jest w jego słowach jakaś podstawa.
I jestem miło zaskoczony.
Mechanika działania strzały? - no no no
Nie spodziewałem się - a bardzo lubię takie smaczki - choć Ja bardziej klimaty XX wieku
"Fanfik" z uniwersum wiedźmina, ale bez Geralta - powiem, byłem sceptyczny, ale prolog bardzo mi się podoba
Bardzo fajnie że dałaś wprowadzenie do świata, jakby ktoś świata wiedźmina nie znał
A co ważniejsze, spojrzenie ze strony Elfów!
Trochę inne, bo są przecież jedną z najstarszych ras.
Choć osobiście elfy głównie kojarzą mi się z Eldarami z Warhammera 40k (Gdzie są totalnymi fiutami) - Więc... będzie milo zobaczyć trochę inny obraz Elfów, różniący się od znienawidzonych przeze mnie Eldarów
Jak na razie 5.
Będę głównie oceniał treść, fabułę, akcję, oraz "realizm" sytuacji, odnosząc się oczywiście do zasad panujących w uniwersum Wiedźmina
Pozdrawiam i kłaniam się nisko
Kapelusznik
Cieszy mnie bardzo, że się nie rozczarowałeś. Wiedźmin to moja biblia, od niego wszystko się zaczęło i chyba nigdy się nie skończy, zawsze będzie częścią mnie, co z pewnością można w moich tekstach odczuć. Tak, zawsze lubiłam elfy, a na Scoia'tael patrzyłam jako na bojowników walczących o wolność, jak o przypartej do muru zwierzynie, która kąsa by nie zostać rozszarpaną. Ich sprawa jest moim zdaniem tragiczna. Bardzo tragiczna. Oczywiście nie usprawiedliwiam ich z mordowania cywili, ale z drugiej strony - to wojna, a każda wojna pochłania ofiary, najczęściej w postaci niewinnych. Z pewnością nie są zwykłymi bandytami. Oho, jak zwykle mnie poniosło i się rozpisałam, wybacz - mam do tego tendencję.
Niezmiernie się cieszę, że za radą Ozara jednak zdecydowałeś się do mnie zajrzeć, choć wolałabym osobiście, gdyby nie była to seria z 2016 roku :p Człowiek się stale rozwija, więc najlepiej gdybyś zerknął do moich nowszych prac, a najlepiej najnowszej - do Łowczyni. W podobnym klimacie, z tymże nieco mroczniejszym, jako że jest to darkfantasy. No i Łowczyni jest kontynuowana w przeciwieństwie do Kruka.
Raz jeszcze dziękuję za wizytę i, miejmy nadzieję, do następnego ;)
Choć, oczywiście, nie odmówię Ci racji w tym, że ich arogancja i wyniosłość potrafią zirytować. Ale to już jest chyba w pewnym stopniu cecha rasowa, podobnie jak u krasnoludów bezpośredniość i grubiańskość... jak to słowo w ogóle zabrzmiało... Ale z drugiej strony poniekąd to rozumiem, jakby tak obiektywnie spojrzeć elfy to starszy lud, a do tego bardzo rozwinięty - nie dość, że są sprawniejsi fizycznie, to jeszcze umysłowo - są inteligentniejsi (teoretycznie, porównując przeciętnego człowieka i elfa), a w dodatku długowieczni. Ich architektura nie miała sobie równych. Porównując zharmonizowane z naturą, dostojne elfy i ludzi - krótkowiecznych, mnożących się jak króliki, niszczących i grabiących wszystko co napotkają na swojej drodze, faktycznie elfy mogą czuć nad nimi wyższość. A co do ich niechęci do ludzi, cóż - Polacy też nie kochali swoich zaborców, co raczej jest zrozumiałe. No, ale żeby to wszystko wziąć pod uwagę nie można być krótkowzrocznym, trzeba wniknąć w problem głębiej, a nie powierzchownie - nienawidzą ludzi i z nimi walczą? Parszywe elfy. Tylko kto wydarł im ich miasta, sprowadził rasę na skraj wymarcia? Zepchnął do lasów i gett? Ale na to mało kto patrzy :)
I znów żem się rozpisała. Wybacz, siła wyższa ;/
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania