Poprzednie częściKruk - prolog (świat wiedźmina)

Kruk - rozdział 4 (świat wiedźmina)

(odrestaurowane)

W karczmie pod Łysym Kogutem wrzało. Kobiety wybiegały z gospody z krzykiem i piskiem, a co potulniejsi wieśniacy w pośpiechu brali nogi za pas, zostawiając na stołach niedopite zawartości kufli i gubiąc po drodze filcowe czapki. W tawernie szykowała się bowiem nie lada rozróba – Aldo, młodszy brat Ansgera Ciężkiego, będącego hersztem okolicznej, zbójeckiej bandy, zażądawszy piwa, przypadkiem trzasnął łokciem tamtejszego króla gwinta, który akurat szykował się do kończenia rozgrywki i zgarniania nagrody ze środka stołu. Niestety przez impet uderzenia karty wyleciały mu z rąk i wszyscy jego przeciwnicy ujrzeli znaki, którymi rozłożyć chciał ich na łopatki. Karciarz zeźlił się niezmiernie i zerwawszy się zza stołu, począł rzucać obelgami i groźbami, nie wiedząc z kim ma do czynienia.

Karczmarz z przeprażeniem przyglądał się całemu zajściu, polerując nerwowo kufel.

– Ty, kmiocie – warknął Ansger, wstając od blatu, za którym do niedawna w spokoju sączył piwo w towarzystwie kompanii. – Radzę ci, jak matkę swoją kocham, lepiej przeproś mojego brata.

– Bo co? – spytał gwinciarz zapalczywie, splunąwszy pod nogi młodemu bandycie. Niespełna dwudziestoczteroletni Aldo zacisnął zęby ze wściekłości, po czym z całą furią uderzył wieśniaka sierpowym w szczękę. Ten odleciał do tyłu z impetem, wpadając między niezadowolonych gości. Kilku chłopów uniosło się ze stołków.

– I co prostaki?! – wrzasnął Aldo do widocznie rozzłoszczonych mężczyzn. – No dalej! Chodźcie! Chyba że już zafajdaliście portki, to do chlewa! W gównie się taplać, świniopasy zasrane!

– Pożałujesz tego, smarkaczu! – odwarknął któryś i jakby na dany znak, cała zgraja rzuciła się na młodego bandytę. Ansger wraz z resztą: Racimirem, Fregiem i Bernetem, doskoczyli do towarzysza, po czym cała piątka zesłała grad kuksańców i kopniaków na niewprawionych w boju kmieci. Walka była nierówna, że aż w oczy kulało, mimo to miejscowi nie zamierzali dawać za wygraną.

W pewnym momencie błysnął nóż, a Aldo, który odskoczył w ostatniej chwili, uniósł z niedowierzaniem rękę do twarzy. Przez dłoń ciągnęła się paskudna rana, z której sączyła się krew.

– Ty skurwysynu – wysyczał, a jego wcale brzydką twarz skrzywił grymas wściekłości. – Wypruję z ciebie flaki!

Jasnowłosy degenerat wyszarpnął miecz z pochwy, a następnie zamłynkował nim w powietrzu. Ostrze przecięło powietrze ze świstem.

– Koniec żartów, obwiesie – westchnął Ansger, a reszta szajki poszła w ślady przywódcy, wysuwając klingi. – Próbowalim po dobroci, ale wasza wola. Wyciąć wszystkich w pień.

I z sekundy na sekundę pod Łysym Kogutem rozpętała się istna rzeź. Chłopi chwytali za wszystko co mieli pod ręką; stołki, taborety, miotły i talerze, a banda Ansgera Ciężkiego chlastała i cięła każdego, kogo sięgały ich spragnione krwi ostrza. Na nic się zdały prośby i błagania, krzyki i modlitwy - żaden z rzezimieszków nie znał litości.

– Oszczędźcie, panie, oszczędźcie, bła-AGH!

– Ratujcie, ratujcie!

– Ludzie, mordują!

– Mam pieniądze! Oddam wam wszystko! Wszystko co mam! Przysięgam! – załkał grubas w amarantowych portkach, padając przed Fregiem i składając ręce jak do modlitwy. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie należał do tutejszych.

Cała banda ryknęła gromkim śmiechem, nie przestając wyżynać usiłujących umknąć wieśniaków.

– Zabijemy ciebie i całą twoją parszywą rodzinę, odbierzemy ci wszystko; od córek, po ostatni mieszek, jeśli tylko najdzie nas na to ochota! – parsknął Freg, łypiąc z na rżącego jak koń Racimira. – Nie jesteś nam do tego potrzebny, śmieciu, wierz mi! – Dodał, a następnie chlasnął łkającego nieszczęśnika przez twarz. Jucha bryznęła po ścianach, zdobiąc drewniane belki krwawym zaciekiem.

– No! – wrzasnął Freg, ocierając o kozią bródkę posokę plamiącą mu kosmate dłonie rzeźnika. – Potrzebne wam to było? A wystarczyło przeprosić!

Karczmarz osunął się na kolana i skrył twarz w drżących dłoniach. Oprócz głosu bandyty echem odbijającego się od ścian gospody, pojękiwań rannych i szlochu oberżysty, nie słychać już było zupełnie nic.

– Chłopaki, zbieramy się – zakomenderował Ansger Ciężki, gdy nikt prócz rębaczy nie był w stanie utrzymać się o własnych nogach. Wytarł miecz o trupa z twarzą tkwiącą w misce parującej jeszcze kaszy. – Nic tu po nas.

Banda opuściła tawernę bez słowa, trzasnąwszy za sobą drzwiami i zostawiając za sobą stosy trupów, jako kolejne nic nie warte wspomnienie. Księżyc wisiał wysoko na rozgwieżdżonym niebie i usiłował nie patrzeć w stronę Łysego Koguta.

Odwiązali konie, by następnie jeden po drugim wskoczyć na wierzchowce i ruszyć gościńcem.

Zerwał się wiatr. Szarpał włosami bandytów pędzących leśnym traktem, szczypał w nos i policzki. W pewnym momencie Ansger jadący na samym czele, zwolnił nieco, unosząc dłoń ku niebu. Reszta szajki pojęła sygnał w lot, bo jak na komendę cała czwórka wstrzymała konie.

– Wóz – rzucił, patrząc na ciemny kształt wlokący się gościńcem z kagankiem lśniącym z oddali. – Handlowy, jak mi się widzi.

– No, no – mruknął Freg. – Szkoda żeby się takie dobra zmarnowały, nie?

– Z koni – zakomenderował herszt. Pozwolił by potężny gniadosz zatańczył pod nim efektownie, podczas gdy sam obserwował przygotowania swoich ludzi. Zdawał sobie sprawę, że wszystko zrobią jak należy oraz, że sam nie musiał złazić z kulbaki, aby zasadzka się udała. Kto jak kto, ale jego banda na łupieniu i zabijaniu znała się jak mało kto.

Uwiązali konie w zaroślach, zostawiając im tyle luzu, by te mogły swobodnie sięgać łbami i skubać trawę. Sami zaś odtroczyli liny od juków, po czym rozdzielili się – Aldo i Racimir na lewą stronę lasu, Bernet i Freg na prawą, Ansger natomiast pozostał w siodle. Odliczał do pięćdziesięciu. Tyle wystarczyło jego ludziom, aby znaleźli się na pozycjach.

Piętnaście...

Obwoźny kram zbliżał się ku niemu powoli i mozolnie. Bandyta miał wrażenie, że mija wieczność, że jeszcze chwila, a zastanie go świt. Lecz był cierpliwy. Z własnego doświadczenia wiedział, że czasem cierpliwość popłacała, a nawet potrafiła uratować życie. Stał więc tak nadal, wymieniając w myślach kolejne liczby.

Trzydzieści osiem...

Od potencjalnego celu dzieliło niewiele ponad sto kroków. Słyszał już nawet skrzypienie starego wozu, widział zarys woźnicy i napis wymalowany wielkimi literami, brzmiący: "Buty szyte na miarę". Zaklął w myślach, wiedząc już doskonale, że o drogocennych łupach mógł sobie co najwyżej pomarzyć.

No nic, pomyślał, wyjmując miecz z pochwy. Zawsze to dwa konie na sprzedaż i odrobina zabawy...

Pięćdziesiąt.

Wyłonił się z cienia, pozwalając by woźnica dostrzegł go w świetle księżyca. Nim obwoźny kram zatrzymał się, rozbójnik przeszedł w kłus, a już po chwili pędził na złamanie karku, krzykiem dając znak do ataku.

Wylali się ze wszystkich stron. Aldo i Bernet rzucili się na konie – arkany zaświszczały w powietrzu, a szare, wystraszone klacze stanęły dęba i ruszyły przed siebie w panicznej próbie ucieczki. Ich szaleńcza szarża nie trwała jednak długo, gdyż po chwili na przeciw nich wyskoczył ryczący Ansger na swym potężnym gniadoszu.

Jeździec wbił strzemiona w boki wierzchowca, który momentalnie stanął na tylnych kopytach i zarżał przeciągle, zmuszając klacze do ostrego zakrętu.

Wóz nie wytrzymał – trzasnęły dyszle, a wyłamane koła odpadły w jednej chwili, przez co kram przejechał kilka kroków podwoziem po klepisku, wzbijając tumany kurzu i drzazg.

Bernet i młodszy brat przywódcy dobiegli do szamoczących się koni, a następnie odcięli je od powrozu, odprowadzając na bok i uspakajając przerażone zwierzęta masowaniem grzbietów i głaskaniem po chrapach. Freg i Racimir natomiast zbliżyli się do wozu, kopniakiem przetrącając kark wstającego z trudem woźnicy i weszli do środka. Zaraz potem rozległ się rozdzierający krzyk, a z wnętrza wypadła kobieta.

Była dość młoda, nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia wiosen.

Zaryła kolanami o grunt, zdzierając boleśnie skórę. Nie zwróciła jednak na to uwagi, zbt przerażona była rechotami dobiegającymi zza jej pleców, by przejmować się czymś tak błahym.

– Choć tu, przepióreczko – zakrzyknął jeden z bandytów, wyskakując z furgonu. – Może zabawisz się z nami, co?

– Błagam! Litości! – darła się, usiłując odpełznąć jak najdalej. Sukienka niewiasty nasiąkała obwicie czerwienią – znad łopatki sterczała mahoniowa rękojeść noża.

– Zaraz spłynie na ciebie najprawdziwsza forma litości...

– Oj, tak! Zobaczysz, litością wypełnim cię po brzegi! – warknął Racimir, łapiąc za niebieski materiał i przyciągając do siebie wiszczącą niczym upiór ofiarę. Jednym silnym ruchem zdarł z kobiety bieliznę, po czym klepnął ją boleśnie w pośladek.

– Zaraz zobaczysz, dziwko! Zerżnę cię tak, że...!

– Dość – rzucił Ansger, nie patrząc nawet na czołgającą się ku linii drzew kobietę . – Kończcie to, bierzcie z wozu co chcecie i w drogę. Nie zostawiać świadków, pochędożycie sobie w najbliższym burdelu.

– Jak zwykle musi zepsuć zabawę – warknął Racimir pod nosem, a następnie chlasnął szlochającą niewiastę przez kark. Ta padła w błoto z głuchym jękiem, orząc palcami grunt. Rozwarła szeroko oczy, gdy klinga wbiła się pomiędzy żebra. Chwilę potem znieruchomiała zupełnie.

– E, chłopaki, spójrzcie jakie fikuśne mam kozaczki! – Przerwał ciszę Freg, wyskakując z wozu. Czerwone kozaki ze świńskiej skórki faktycznie wyglądały komicznie na nogach ogromnego, uzbrojonego po zęby zbója.

– Pasują jak ulał, patrzcie go! – dodał Racimir, wyjąc ze śmiechu. – Jest mój rozmiar?!

– Na takiego trolla? A w życiu!

Wielkolud zdjął nowe obuwie i cisnął je w krzaki. Założył na powrót swoje buciory, a następnie wraz z nowym nabytkiem w postaci dwóch szarych klaczy, ruszył w stronę czekających w zaroślach wierzchowców. Reszta kompanii dołączyła do niego wraz z Ansgerem, trzymającym się z tyłu.

Nie wiedzieć czemu herszt popadł w zły humor. Ostatnimi czasy nic go nie cieszyło; ani kobiety, ani bogactwa, nawet w walce nie znajdował uciechy. Miał wrażenie, że powoli się wypalał – krzyki ofiar miast bawić jak niegdyś, drażniły go, a widok pociętych trupów wzmagał wewnętrzne poczucie pustki i beznadziei. Oddałby wszystko by na powrót móc cieszyć się życiem.

Wkrótce potem powrócili na szlak z dwoma luzakami, które planowali sprzedać handlarzowi stacjonującemu w pobliskiej wsi. Konie może nie były najlepszej krasy, jednak zawsze jakiś grosz mógł wpaść do sakiewki. Na oko Ansgera, koło siedemdziesięciu dukatów za sztukę.

– Udany dzień, chłopcy. – Racimir pokiwał głową z zadowoleniem. – I kto powiedział, że praca radości nie daje?

daje...?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • GeraltRiv 05.08.2016
    Płynnie opisane. Ciekawi ci zbóje. Zasadzka też im się udała. Przyczepić się mogę tylko dukatów. W świecie Sapka obowiązywały Oreny (głównie Temeria) , Korona Novigradzka (Redania) i Korona Nilfgaardzka (wiadomo) ja bym te dukaty zamienił na Korony. "Jakieś siedemdziesiąt koron za sztukę" - brzmi lepiej. 5
  • Ewoile 05.08.2016
    Jak miło, że znów do mnie zawitałeś, trochę Cię nie było ;))
    Mi też występowanie dukatów w uniwersum wiedźmina wydawało się dziwne, ale nie użyłam ich bez powodu, pisząc cokolwiek z tego typu informacji - czy chodzi o waluty czy o kwestie geograficzne, zawsze pracuję w oparciu (oprócz wiedzy własnej) o mapy (które dołączane były do wszystkich części gry), same książki bądź wiedźmińską Wikipedię, w której to wyraźnie napisane jest, że jednostką monetarną w Kaedwen jest dukat kaedweński, tu podsyłam link -> http://wiedzmin.wikia.com/wiki/Kaedwen
    Skoro Redania, Nilfgaard i Temeria mają własną walutę, to czemu w sumie nie Kaedwen? Poza tym wydaje mi się, że na tej stronie zamieszczane informacje są wiarygodne, co o tym sądzisz?
    Dzięki wielkie za komentarz, opinię, ciekawe spostrzeżenie i ocenkę ;))
  • GeraltRiv 05.08.2016
    Ewoile no nie było. Teraz spędziłem te 5 dni w Nowym Yorku u wuja. Oczywiście dukat, jako waluta w Keadwen może funkcjonować, ale korona była stabilniejsza, ale to detale więc w sumie zostaw jak jest. Co do strony to jest ona dość wiarygodna choć opiera się na sadze książkowej, grach CD-Project i na dopowiedzenią świata fanowskiego.
    ps. Jeśli czas mi dopisze to może w pon. Wstawie 1 rozdział Krwawego Pocałunku ale nie obiecuje.
  • Ewoile 05.08.2016
    GeraltRiv, w takim razie mam nadzieję, że wyjazd był udany ;))
    Akcja dzieje się sporo przed wydarzeniami z drugiej i trzeciej części gry, więc można założyć, że wtedy posługiwano się dukatami, a w późniejszym czasie korona była bardziej pożądaną walutą - i wszystko gra ^^ Też mi się tak wydawało, w takim razie bez przeszkód mogę dalej z niej korzystać.
    O, no proszę, miło by było móc w końcu poczytać o naszym drogim Olgierdzie, bo już zaczynam za nim tęsknić. Poza tym nadal jestem ciekawa coś Ty tam wymyślił ;))
    ps. właśnie dodaję 5 rozdział Kruka~
  • GeraltRiv 05.08.2016
    Ewoile własnie widze, bo siedze na opowi i jednocześnie pracuje nad swoim tekstem XD.
    A co do mojego wyjazdu taka rada - jakbys kiedyś myła okna na wysokości czterdziestego piętra to nie patrz w dół. Na serio
  • Ewoile 05.08.2016
    GeraltRiv, w takim razie marnie widzę tą Twoją pracę XDD Ja już wiem jak to jest kiedy robi się coś w międzyczasie, haha.
    Coś mi się wydaje, że czwarte piętro to dla mnie za dużo, o czterdziestym nie wspomnę XDDD
  • GeraltRiv 05.08.2016
    Ewoile nie było aż tak tragicznie XD. Widok niezapomniany ale każdy silniejszy podmuch wiatru i trzęsący się wyciąg to jednak mocno daje w kość.
  • Nazareth 12.08.2016
    Trochę sie najpierw poczepiam:
    Lasso kojazy sie z westernem, myśle ze lepsze byłoby słowo arkan.
    odcięli je od powrozu" - domyślam sie ze chodzi o powrozy czy raczej uprzęże odcięte od dyszla.
    Pozatym czytało sie swietnie, podoba mi sie taka zmiana klimatu i odejście od głównej linii fabuły.
  • Ewoile 13.08.2016
    Widzę, że ostatnio zaglądasz do mnie z niemałym opóźnieniem - celowo czy czysty przypadek? Lasso już zlikwidowałam, nad powrozem jeszcze pomyślę.
    Bardzo miło mi to słyszeć, niezmiernie mnie to cieszy ;)) Prawda, bez tego typu wątków pobocznych główna historia mogłaby się zrobić nieco męcząca.
    A jak tam Ci idzie z Pokutnikiem?
  • Nazareth 13.08.2016
    Ewoile wybacz, opóźnienie samo jakoś wychodzi, ale mam zamiar wszystko nadrobić. Z Pokutnikiem nie idzie wcale :( Ani ja ani mój współudziałowiec nie mamy czasu na pisanie - takie życie. Mam jednak dużo rozpoczętych projektów, które piszę sam więc pewnie wcześniej wrócę do któregoś z nich, ostatni też mam ochotę popisać jakieś fantasy, albo może wrócić do słowiańskich klimatów, zobaczymy :)
  • Numizmat 23.09.2016
    Akcja zboczyła widzę nieco od wątku głównego bohatera. Fajnie pokazana scena, dosyć brutalna, jesli można tak rzec, ale bardzo przyjemnie się ją czytało ;)
  • Ewoile 23.09.2016
    Numizmat, no proszę, a już myślałam, że zrezygnowałeś z Kruka. Dobrze Cię widzieć ^^ Co jakiś czas będą pojawiały się wątki poboczne, żeby troszkę to wszystko urozmaicić. Bardzo dziękuję za komplement i komentarz ;))
  • Ozar 23.03.2018
    Jestem. Fajny opis walki głupich wieśmaków z zawodowcami, to się musiało tak skończyć. Także opis zasadzki całkiem dobry. Dla mnie 5+ i nie widzę jakiś większych różnic między tymi tekstami a wiedźminem. pod względem jakości.
  • Ewoile 23.03.2018
    Hej, Ozar ;) Może nie widać tak tej różnicy, bo ta część jest odrestaurowana, gorzej z dalszymi - od siódmego rozdziału (jak dotarli do miasta) zaczynają się te stare, jeszcze nie dotknięte. Ale mam nadzieję, że mimo wszystko, nie razi to aż tak bardzo :)
  • Kapelusznik 01.11.2018
    Typowe bandyty
    Głupie i brutalne
    Pięknie opisana akcja więc daję 5
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania