Poprzednie częściKruk - prolog (świat wiedźmina)

Kruk - rozdział 5 (świat wiedźmina)

(odrestaurowane)

 

Siedział skryty w krzakach belladonny i białego mirtu, obserwując w bezruchu oddalających się koniokradów. Napadłszy na jadący drogą wóz, wyrżnęli niczemu winnych ludzi dla czystej zabawy niespełna pół godziny temu, zmuszając Zarreda tym samym do krótkiego, nieplanowanego postoju. Naturalnie, nie zareagował w żaden sposób, siedząc z założonymi rękoma i przysłuchując się niechętnie krzykom dobiegającym ze środka traktu. Nie było ani jednego powodu, dla którego miałby pomagać nieszczęśnikom. Po pierwsze, zdradziłby swoją pozycję, w której był bezpieczny. Po drugie, naraziłby się na niebezpieczeństwo – co prawda wątpił, aby zbóje byli w stanie go zabić, jednak przewaga liczebna robiła swoje i istniała możliwość, że nie wyszedłby z tego bez szwanku, a każda rana mogła opóźnić i utrudnić całą wyprawę. Miał już jedną i więcej do szczęścia nie potrzebował, a misja była priorytetem. Poza tym na wozie byli ludzie – Dh'oine, do których zwalczania szkolony był przez ponad połowę swojego życia. To byłoby... wbrew naturze.

Gdy zniknęli za drzewami, zostawiając za sobą jedynie kłęby kurzu, odczekał jeszcze czas jakiś, by upewnić się, że bandyci odjechali dostatecznie daleko, by móc bezpiecznie wyjść z ukrycia. Gdyby jakimś cudem go zobaczyli, z pewnością nie zostawiliby świadka przestępstwa i zwyczajnie rzuciliby się na elfa. Poza tym był "plugawym długouchem", walka byłaby nieunikniona.

Wstał sprężyście, otrzepując się z listowia, by następnie wkroczyć na gościniec. Nie uszedł jednak daleko, kątem oka dostrzegając ruch pod przewróconym wozem. Wyciągnął nóż, który ukradł z kaedweńskiego obozu, po czym wolno zbliżył się do malutkiej postaci, usiłującej wydostać się spod drewnianego podwozia.

Zmarszczył brwi, dostrzegając umorusane we krwi i kurzu, zalane łzami ludzkie dziecko. Szamotało się w nieudolnych próbach wyszarpnięcia rękawa spod ciężkich belek, ciągając przy tym głośno zasmarkanym nosem.

Zamarło, dostrzegając nad sobą wysokiego elfa z wiewiórczym ogonem przypiętym do pasa. Nie trudno było zgadnąć, że musiał być to Scoia'tael, o jakich po wsiach krążyły przerażające legendy.

I trwali tak nieruchomo, paląc się wzajemnie wzrokiem, a czas płynął niewzruszenie, zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Kiedy brudne stworzonko mrugnęło, Zarred ocknął się z osłupienia. Schował za pasem nóż, a następnie odwrócił się na pięcie i odszedł bez słowa, chcąc jak najszybciej zapomnieć wielkie, lśniące od łez ślepia.

Zniknął zaraz po drugiej stronie lasu, zostawiając dziecko zupełnie same.

Szedł uparcie przed siebie, przedzierając się przez gęste chaszcze. Sam nie wiedział do końca dlaczego oszczędził ludzkie szczenię, w końcu za kilkanaście lat wyrosnąć miał z tego odrażający człowiek, który, być może, pewnego dnia wbiłby mu widły w plecy... Jednak błękitne oczęta oczarowały go, miał wrażenie, że widział w nich esencję dobroci i czystości, zmieszaną z bólem, strachem i rozpaczą. Po prostu... po prostu nie był wstanie zgasić tego maleńkiego płomyczka.

Niebo rozjaśniało się powoli, przeganiając skutecznie mrok ostatniej nocy wraz z jej koszmarami. Zięby i lelki rozśpiewały się wdzięcznie, witając nowy dzień triumfujący nad mrokiem – las budził się do życia.

Nie wiedzieć czemu humor mężczyzny uległ znacznej poprawie i zyskał nawet odrobinę nadziei. Może jednak misja, jaką miał do wykonania, nie była niemożliwa do zrealizowania? Zawsze istniał ten malutki cień szansy na powodzenie, a dopóki takowy siedział w jego głowie, Zarred nie zamierzał się poddawać. Był jedynym, który wiedział co wydarzyło się w obozie Scoia'tael, że w komandzie był wyciek i ktoś zdradził, że Coinneachowi i jego żołnierzom groziła śmierć... Myśl, że losy tylu Scoia'tael zależały tylko od niego, przerażała go nieco.

Zatrzymał się, zaciskając dłonie w pięści. Przymknął na chwilę powieki, wziął głęboki oddech, po czym wypuścił powietrze ze świstem.

– Esseath Dhoin'e – powiedział głośno i wyraźnie, nie odwracając się. Słyszał je – odkąd tylko zniknął w gęstwinie, to małe stworzenie podążało za nim z nieznanych mu przyczyn. Jak widać smark myślał, że zdoła ukryć przed elfem swą obecność. Niedoczekanie! Niezdarne tupanie niewielkich stóp i szelest krzaków, jakie zaczepiały o kudły szczenięcia, słyszał głośno i wyraźnie. Sam do końca nie wiedział, dlaczego tyle zwlekał. – N'te va. Ki'rin!

Z zarośli wyszedł powoli mały człowieczek, ściskając w spotniałych palcach skrawki rozdartej, burej tuniki. Dziecko nie mogło mieć więcej niż dziesięć lat, choć podejrzewał, że może być młodsze. Dopiero teraz przy świetle wschodzącego słońca zauważył, że była to dziewczynka. Umorusaną twarzyczkę o małym nosku i wąziutkich usteczkach okalały miedziane, zmierzwione włosy, sięgające ramion, w których tkwiły listki i zeschłe igliwie. Z prawego, rozdartego okropnie kolana, stróżkami spływała krew.

– N'te va! Vort! – warknął ostrzegawczo. – Veloë!

Dziewczynka stała nieruchomo, przygryzając z frustracji dolną wargę. Nie znała mowy elfów, matulka mówiła kiedyś, że od Starszej Mowy może język sparszywieć, więc nigdy nawet nie próbowała uczyć się jakiegokolwiech innego niż Wspólny. Bała się. Strasznie się bała, jednak nie miała innego wyjścia, musiała podążać za Scoia'tael. Nie znała drogi do domu, dziadzio i matulka nie żyli, została sama wśród krwi i trupów, skazana na śmierć z głodu bądź wycieńczenia. Ale Wiewiórka nie zabiła jej choć wiedziała, że jest sama i bezbronna, darowała życie, zostawiła w spokoju... To była dobra Wiewiórka.

Po policzkach dziewczynki spłynęły łzy, rozmazały brud na drobnej twarzyczce, tworząc przy tym podłużne smugi. Zarred patrzył na nią w milczeniu, nie wiedząc co począć. Już na trakcie powinien ją zabić, poderżnąć gardło jednym precyzyjnym cięciem, szczędząc smarkowi bólu i pozbywając się go jednocześnie. W pewien sposób zrobiłby mu nawet przysługę – krewni dzieciaka leżeli martwi przy wozie, w kolano mogła wdać się gangrena, a zostawione na pastwę losu i tak zostałoby zeżarte przez dzikie zwierzęta lub padłoby po prostu z głodu i pragnienia. Taka opcja wydawała się najlepszym rozwiązaniem, jednak... jednak coś hamowało Zarreda, nie pozwalało mu zrobić w stronę dziecka choćby kroku.

– Panie elfie – zaszlochała, ocierając łzy wierzchem dłoni. – Niech... Niech mi pan pomoże, p-proszę...

Zarred zacisnął zęby wściekły nie na żarty. Przełknął ślinę, podejmując wreszcie decyzję. Szybkim ruchem chwycił za nóż i ruszył w stronę przerażonego dziecka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • deus ex machina 05.08.2016
    Klimat jak u Mistrza Sapkowskiego <3
    Cudeńko tworzysz! :)
  • Ewoile 05.08.2016
    Dziękuję, bardzo miło mi to słyszeć, takiego komplementu jeszcze nie dostałam ;))
  • GeraltRiv 05.08.2016
    "Widły w plecy"? Czyżbym widział nawiązanie do sagi? Przecież Geralt oberwał od wieśniaka (i to dość paskudnego) widłami w brzuch. Po za tym poruszyłaś temat zagubionej dziewczynki. Nie wiem co zrobisz dalej ale nie próbuj tu nakreślić relacji takich jakie łączyły Geralta i Ciri, bo to się powtórzy. Więc, czrmu dziewczynka? Jako że dziewczynki to zawsze te niewinne istoty? 5 jest bo dobrze napisane a i historia jakoś się rozkręca. Pozdrawiam
  • Ewoile 05.08.2016
    Hah, brawo, wyłapałeś to - gratuluję. To był taki mały haczyk dla czytelników, byłam ciekawa czy ktoś powiąże ten element z rzekomą śmiercią Geralta.
    Bałam się właśnie, że wyglądać to będzie jakbym na siłę chciała kopiować motyw z Ciri, ale zapewnić mogę, że o relacjach "rodzicielskich" nie będzie nawet mowy. Czemu dziewczynka? Bo taki miałam kaprys, tak w sumie, wydawało mi się to opcją zabawniejszą i ciekawszą. Poza tym zawsze chciałam mieć córeczkę ^^
    Dzięki wielkie i do zobaczenia przy następnym rozdziale, a także Krwawym Pocałunku ;))
  • GeraltRiv 07.08.2016
    Ewoile dam ci tu informacje: Niewyrobie sie z rozdziałem i szczerze mówiąc nawet nie wiem czy odzyskam siły by do tego wrócić. Cały trud jaki w to włożyłem poszedł tam gdzie słońce nie dochodzi. Sorrki. Może kiedyś do tego wrócę ale nie w najlbiższym czasie.
  • Ewoile 08.08.2016
    Ojej, co się stało? Skąd wziął się taki obrót spraw? Usunąłeś przypadkowo to co napisałeś?
  • GeraltRiv 08.08.2016
    Nie to że aż tak specjalnie. Cały miesiąc zmuszony byłem do pracy na telefonie, bo w domu to ja bywałem tylko na obiady. Cały czas w ruchu. I przy pracy, a właściwie przy zapisie tego co miałem, telefon postanowił zaznaczyć opcję "odrzuć wiadomość" z kopii roboczych. Wszystko trafił szlak.
  • Ewoile 08.08.2016
    Ja też często piszę teksty w notatkach w telefonie z braku czasu i dostępu do laptopa, więc wiem o czym mowa. Pamietam jak raz przypadkowo usunęłam notatkę z całym opowiadaniem, ryczałam chyba przez pół godziny, także dobrze Cię rozumiem i współczuję. Ale nie poddawaj się, w sensie - nie porzucaj tego pomysłu, zrób sobie przerwę (zapisz ewentualnie podstawowe punkty fabuły, żebyś nie zapomniał) i wróć do tego za jakiś czas, kiedy już odzyskasz motywację, chęci i czas ;))
  • GeraltRiv 08.08.2016
    Heh raczej innego wyboru nie mam. Wrócę do serii Dar Życia bo jestem w połowie, a jeszcze tyle do poprawy. Noi odkopałem stare opko "Dezerter, jak najdalej przez śnieg". W sumie nwm czemu to porzuciłem, ale zajrze sobie, poprawie i może opublikuje :)
  • Nazareth 13.08.2016
    Bardzo fajnie, pozwalasz czytelnikowi poznać bohatera z innej strony, nadajesz mu głębię, o którą nie można było go wcześniej podejżewać, nie ważne co w tej chwili postanowi Kruk, jego obraz zmieni się na zawsze. Bardzo umiejętnie wplotałaś ten zabieg w fabułę.
  • Okropny 13.08.2016
    O, pan kolega jednak bywa i czyta... ;)
  • Ewoile 14.08.2016
    Nawet nie wiesz jak cieszą mnie Twoje słowa, jestem zadowolona, że udało mi się to osiągnąć. Mam nadzieję, że wybór Kruka Cię nie rozczaruje i że sama postać Zarreda stała Ci się nieco bliższa ;))
  • Ozar 23.03.2018
    Tu nasz bohater pokazuje ludzką twarz, choc może to głupio brzmieć... Ale to, że zabrał dziecko pokazuje, że nie całkiem pozbył sie cech pozytywnych. Taki tekst jeszcze bardziej potęguje ciekawość i zaufanie do głównego bohatera. 5+
  • Ewoile 23.03.2018
    Nie brzmi wcale głupio, bardziej... Hmm, paradoksalnie, to to słowo - paradoks. Zarred to bojownik Scoia'tael, ludzie to obiekt jego nienawiści, zabrali mu dom, wolność, historię i kulturę, zniszczyli wszystko, co elfy miały i stworzyły. Nie znaczy to jednak, że pozbył się uczuć, a jego serce zamieniło się w kamień. I tu właśnie mamy na to dowód :)
  • Kapelusznik 01.11.2018
    Elf nienawidzący ludzi oszczędza ludzkie dziecie...
    Można się było tego spodziewać dałbym 4
    Ale dziewczynka jest rozumna więc 5
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania