Kryształ nadziei cz.4
Tej nocy nikt nie spał spokojnie. Jan rozmyślał, o tym, co powiedziała mu matka. Natomiast Lili rozmyślała o słowach Gerdy.
I gdy wreszcie nastał upragniony świt, Jan obudził się zmęczony trudem nocy. Pożegnał się z grobem matk i wyruszył w stronę lasu śmierci. Który pochłonął już wiele ludzkich istnień. Tak jak nakazała mu matka podążał za swym strachem. Czymś co przyprawiało go o szybszy rytm serca. Czymś co kojarzyło się ze zdradą, i grzechem, czyli wężami. Idąc, mijał różnych ludzi. Biednych, i bogatych. Lecz ciągle w głowie miał głos matki.
Nagle usłyszał głos.
- Pomocy, niech ktoś się zlituje nad biedną wdową. Panie pomóż mi, zlituj się.
- Witaj, ale jak ci mogę pomóc. Nie mam pieniędzy, a odwagą również nie grzeszę.
- Choć ze mną, pomóż mi mój koń ugrzązł w błocie.
- Ja... No dobrze prowadź pani.
I szli mijając dzikie krzewy, które zamiast kwiatów ozdobione były cierniem.
- O tu zobacz. To mój cały dobytek. Ten wóz, i to zwierze.
I tak Jan ciągnął konia za lejce i nic. Nagle przypomniał sobie o ty, że skoro słyszy, i mówi z pająkiem to czemu z koniem nie spróbować.
- Siwku dlaczego stoisz, i przysparzasz problemów swej pani?
- Witaj Janie. Stoję, bo tak mi się podoba. Bo przede mą jeszcze długa droga. Mojej pani już pomogłeś, bo jej głos usłyszałeś, lecz dalszą drogę z tobą ruszyć chciałem.
- Pani.
Ale staruszki już nie było. Została po niej tylko karta, na której widniał napis.
Weź tego konia, dogonisz na nim swego brata. A gdy przyjdzie czas nie wybieraj drogi na skróty. A co najważniejsze, nie możesz zawrócić, chyba że ktoś już zerwał kwiat. I będziesz wracał.
I tak jak poradziła mu wdowa, wsiadł na konia, i ruszył w dalszą drogę.
Tym czasem Jakub wraz z swoją świtą pędził przed siebie. Zostawiając w tyle wsie, i miasteczka.
Dotarł w końcu do miejsca gdzie krzyżowały się drogi. I tam właśnie spotkał brata. Jakub miał zdziwienie wypisane na twarzy, gdy ujrzał wspaniałego konia Jan.
- Witaj bracie. Widzę, że wziąłeś sobie do serca obietnice, daną ojcu.
- Tak. W końcu słowa trzeba dotrzymać.
- A więc zapraszam do mojego obozu. Odpoczniesz przed naszym pierwszym zadaniem.
- Może przyjdę.
Mówiąc to przywiązał konia do drzewa, i zaczął przyglądać się lasowi śmierci.
- Znowu ty, widzę, że obudziło się w tobie waleczne serce.
- Znowu ty, wiedźma w skórze anioła.
- Daruj sobie. I pamiętaj, mam na ciebie oko. I nie waż się, zrobić czegoś głupiego. Bo niebo zapłacze krwią, szybciej niż myślisz.
Lili mówiła coś jeszcze, lecz Jan odszedł. Chciał zdrzemnąć się przez chwilę, lecz zbudził go głos.
- Królewiczu, przysyła mnie twa matka. Nie lekceważ Lili jest silniejsza niż myślisz. A los twój i Kuby połączone zostały dawno. I właśnie dziś o tym się przekonasz.
- Podziękuj królowej.
A w tym czasie w obozie Kuby trwały ostatnie przygotowania. Pakowano pochodnie, karmiono psy tropiące oraz ucztowano.
- Jakubie.
- Tak kochanie.
- Pamiętaj nie zdejmuj tego naszyjnika. Pod żadnym pozorem nie odzywaj się do nikogo. Zapomniałabym masz do wyboru dwie drogi. Na skróty prowadząca wprost do kwiatu. A druga trudna, wyboista, pełna dziwów.
- Którą zatem wybrać?
- Mogę iść o zakład, iż Jan wybierze tę drugą. Ale nie marwt się drogi łączą się, w miejscu zwanym czarną drogą. Wchodząc na nią nie możesz, się wrócić. Chyba, że ktoś zerwał kwiat przed tobą.
I tak na rozmowie minął im wieczór. A gdy nastała owa godzina spotkali się na rozdrożu.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania