Kryzys

Wstał z łóżka, zaświecił światło, spojrzał na zegarek, była druga w nocy. Nie wiedział, co ma z sobą zrobić, nie mógł zasnąć. Od wczoraj coś zaczęło go trapić, miał w sobie silne poczucie lęku, ale nie znał jego przyczyny…

Wczorajsze oglądanie starych zdjęć? - Patrzył na nie wielokrotnie, ostatnio jakiś rok temu wspominał ze znajomymi stare dobre czasy. Nic podobnego wtedy nie czuł, ale coś jednak musi w tym być.

Ewa? Kiedy zobaczył ją na zdjęciu, dotarło do niego, że minęło już tyle lat. Była o rok młodsza od niego. – Więc teraz ma czterdzieści pięć lat – pomyślał.

Jego pierwsza miłość, jak długo jej nie widział? Ponad dwadzieścia lat…

To były lata osiemdziesiąte, chodzili ze sobą całą średnią szkołę, nawet myśleli o ślubie. Niestety, nic z tego nie wyszło. Ona zdała maturę dostała się na studia, jemu z politechniką nie wyszło, ale niedługo wezwała go do siebie armia. Normalna rzecz, większość młodych par tak wtedy kończyło.

Parę lat później, poznał inną, tym razem wyszło. Ślub, wesele, jak Pan Bóg przykazał, ale po paru latach, nie mogli już patrzyć na siebie, zgodnie stwierdzając na sali sądowej, że to ich bycie razem to taki błąd życiowy, który się czasem zdarza.

Za Ewą stały wszystkie te lata, które przeciekły przez palce. A człowiek w pewnym momencie, uświadamia sobie, że starość coraz mocniej zaciska na nim swe ramiona i niczego już nie zwojuje.

Chodził po kuchni, nie wiedząc, co ma z sobą zrobić. Na wszystko było jeszcze za wcześnie. Poranną kawę, wyjście do pracy. Włączył telewizję i jakoś przemęczył do piątej. Szczęście, że jest jeszcze coś takiego jak praca, bo od tej samoświadomości można było by oszaleć.

 

Po ośmiu godzinach przed komputerem, poczuł nareszcie zmęczenie, chyba będzie mógł trochę odpocząć. – Tylko co dalej, to na pewno wróci? – pomyślał.

Zastanawiał czy nie pójść z tym do jakiegoś psychologa albo psychiatry. – Takich jak on, jest zapewne wielu. Przepisują zawsze jakieś środki uspokajające i tak naprawdę mają cię gdzieś – stwierdził zniechęcając się do tego pomysłu.

 

Idąc ulicą usłyszał głos

-Jarek! Jarek! – Odwrócił się.

- Piotrek?!

- Hej kopę lat co!?

- Piotrek! Kopę lat, co u ciebie?

- A dobrze, dobrze, mieszkam w Bochum, pracuję tam, gdzie pracowałem.

- Czyli?

- W Volkswagenie.

- A ... teraz mi się przypomniało.

- Przyjechałem do rodziny, siostra ma chrzciny.

- Beata?

- Tak, Beata, pamiętasz!

- Tak, taka młodziutka blondynka.

- Tak, ona ma teraz trzydzieści pięć lat, to jej trzecie dziecko.

- No nieźle, tylko ona z was tu została?

- No… niezupełnie, jest jeszcze jedna, pamiętasz tą siostrę zakonną?

- Ah! jasne.

- Masz trochę czasu, to może gdzieś siądziemy?

- No dobra.

Weszli do najbliższej knajpy, zamówili po dwa duże z pianą i kontynuowali rozmowę.

- A ty pracujesz tam, gdzie pracowałeś? – zapytał Piotrek.

- Tak, urząd skarbowy będzie istniał zawsze.

- No tak – przytaknął Piotrek lekko się uśmiechając. – Jesteś sam czy masz kogoś?

- Sam… jakoś nie wyszło mi z kobietami, no ale trudno, chyba się do tego nie nadaję.

- A tam nie nadajesz, po prostu albo ci nie zależy, albo szukasz nie tam, gdzie trzeba.

- Ha...Ha…Ha… chyba masz rację… a ty?

- Tak, od dziesięciu lat jestem z Julą, z Danką rozszedłem się dwa lata po wyjeździe do Niemiec. Na pewno słyszałeś?

- No coś nie coś… ale ważne, że teraz się układa.

- Tak, teraz mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, dwójka dzieci, cudowna żona.

- No to świetnie – odpowiedział uśmiechając się Jarek.

- Wiesz... kiedy tu przyjeżdżam, a jestem tu co roku, zawsze przypominają mi się treningi i nasz sensei. To były cudowne czasy, cudowni ludzie. Zaglądam zawsze na stadion, często tam ćwiczyliśmy – pamiętasz? – powiedział lekko zamyślony Piotrek.

- Tak… czasem podbite oko, czasem ktoś dostał w splot, stare dobre czasy.

- Większość z naszej grupy, tak jak ja, wyjechała na zachód. Czasem widuje Janka, też mieszka w Bochum.

- A Jacek?

- Jacek mieszkał w Berlinie.

- Mieszkał?

- Zabił się na motorze.

- Cholera! nic o tym nie wiedziałem.

- Ja też dowiedziałem się z jakiś rok po wypadku.

- To był bardzo silny człowiek.

- Tak, ciężko z nim było ustać, no ale cóż…

- A wiesz kogo spotkałem!

- No?

- Ewę!

- Ewę!? – prawie go zatkało, spojrzał na Piotrka z niedowierzaniem.

- Tak, spotkałem ją w zeszłym tygodniu, wróciła do Polski, mieszka w Rybniku, pracuje w szpitalu. Nie rozmawialiśmy za długo, chyba nie do końca jej w życiu wyszło, była taka smutna. Nie pytałem się o szczegóły. Wiem, że w Niemczech dobrze jej się wiodło, wyszła za mąż, pracowała jako rehabilitant w szpitalu, ale coś musiało się stać, że wróciła.

- No cóż… więc jej też się nie do końca powiodło? Szkoda, to była naprawdę wspaniała dziewczyna.

- Pamiętam was z tamtych lat, nierozłączna para, młodzi zakochani. Strasznie ci zazdrościłem.

- Niedawno oglądałem stare fotografie i… – Trochę się zawahał, nie chciał mu się zwierzyć z tego, że strasznie go to zdołowało.

- I?

- I zastanowiłem się, jak wygląda teraz. Niestety czas nikogo nie oszczędza.

- No muszę powiedzieć, że się trzyma, tylko ten smutek na twarzy?

- Masz jej telefon?

- Tak, dała mi swój numer, jak chcesz to nie ma sprawy. Spróbuj może tobie się uda ją rozweselić.

 

Wróciwszy do domu poczuł lekkie zmęczenie, walnął się na łóżko. Kiedy się obudził była dwudziesta druga.

- Cholera! Znowu cała noc przede mną, a naddatek jutro sobota – powiedział przerażony tym faktem.

Wstał ubrał się, postanowił nadużyć trochę alkoholu, byle nie myśleć o tym co go dopadło.

W połowie drogi do knajpy, którą w weekendy czasem odwiedzał. Zaczął padać deszcz, w pewnym momencie tak intensywnie, że musiał to przeczekać na autobusowym przystanku, który na szczęście znalazł się kilka metrów od niego.

- Dobry wieczór! – odezwał się facet siedzący na przystanku.

- Dobry wieczór – odpowiedział trochę poirytowany Jarek.

Siedziało tam dwóch lumpów, sącząc tanie wino.

- Pada! - odezwał się drugi lump.

- A niech se pada, dawno nie padało – stwierdził ten, który przywitał się z Jarkiem.

- Ha… Ha... Ha masz rację ostatnio wczoraj.

- No… w końcu lipiec no nie?

- W tym kraju nic się nie udaje, a w szczególności pogoda. Powiem ci, mam to w dupie, żeby się napić każda pogoda dobra.

- No to twoje zdrowie! – Przechylił butelkę i zrobił głębokiego łyka.

- Wiesz… czasem słucham radia – oznajmił ten od „Dobry wieczór”.

- To jeszcze ci nie odcięli prądu?

- Czasem mam baterie, prąd dawno mi odcięli, ale w nocy czasami są tam ciekawe audycje.

- Co ty tam gadasz! Pierdolą i tyle.

- Sam pierdolisz. Chodzi mi… chodzi mi o wszechświat!

- Co!? – prawie podskoczył z ławki.

Jarek też spojrzał na tego gadatliwego lumpa z zaciekawieniem.

- To wszystko jest tak ogromne! Tak ogromne, że my, cała ta nasza ziemia. Tego kompletnie nie widać!

- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy niewidzialni?

- No a nie?

- Pierdolisz! Jak ty pierdolisz, lepiej już nie pij.

- Czy jesteś dziadem, czy kasiastym gościem, to nie ma znaczenia. Jakiś koleś mówi, zmarnowałem życie, a to życie, to tylko pstryk, każdy je marnuje.

- No wiem coś o tym, marnuje je od wczesnej młodości, ty zresztą też.

- No i chuj! Wiesz co to są lata świetlne?

- Znaczy się, ile ci jeszcze światła zostało?

- Światła zostało, sam jesteś światło! Chodzi o to, że…?

- Że co?

- Że chodź byś się zesrał, to i tak tam nie dolecisz. Gdybyś leciał rakietą do gwiazdy oddalonej o rok świetlny, to przyleciałbyś tam za czterdzieści tysięcy lat. Daleko co?

- Co daleko? Stefan albo pijesz, albo pierdolisz?

- Ale to uspokaja, to uspokaja.

- Co uspokaja? Stefan?

- Że to co my tu… to, że ten czas tak zapierdala, że tacy potencjalni truposze z nas. Ten cały ogrom tego nie zauważa, szczęśliwi, nieszczęśliwi. To nie ma żadnego znaczenia, jesteśmy niczym, nie tylko my, ale wszyscy i właśnie to mnie uspokaja. – Zrobił łyka, wytarł usta o rękaw.

- Wiesz... gdybyś osiągnął większą prędkość od światła, to mógłbyś się cofnąć w czasie, wrócić do przeszłości.

- Stefan? Co jest! O czy ty mówisz? Nie słuchaj tego radia!

- Wiesz… kiedyś malowałem obrazy, całkiem nieźle malowałem. Nawet czasami na tym zarabiałem. W swojej podłej norze, mam jeszcze kilka. Kiedy patrzę na nie, wracam do przeszłości, do czasów, kiedy świat był piękniejszy.

- No ... nigdy się nie chwaliłeś, że malowałeś. Ja kiedyś grałem w piłkę. Nie byłem jakimś tam wielkim talentem, ale to były piękne czasy. Niestety! Dzisiaj jesteśmy tutaj i żadna prędkość tego nie zmieni, a to, o czym ty mówisz, to jakieś bzdety Puszczają to w radiu, jak już nie mają o czym mówić.

- Zdrowie Józef! Zdrowie pij!

- Ale się skończyło!

- Co? Zdrowie?

- Winko się skończyło, trzeba, kupić flaszeczkę – oznajmił Józef, przechylając butelkę go dołu.

- No to do Żabki! – stwierdził filozofujący Stefan.

Jarek słuchał ich rozmowy i był w lekkim szoku. – Lata świetlne, powrót do przeszłości?

Nawet nie zauważył, że deszcz przestał padać. Nie miał ochoty już na knajpę. Wyciągnął telefon, wystukał numer.

- Słucham, kto mówi? – odezwał się kobiecy głos.

- Przepraszam, że o tej porze, ale po prostu tak jakoś odruchowo, nawet nie zdążyłem się zastanowić.

- Ale kto mówi?

- Jarek!

- Jaki Jarek!?

- Dyduch!

- O matko! Jarek to niemożliwe!?

- Jeszcze raz przepraszam, że o tej porze.

- Nie szkodzi! To niesamowite, jakoś dzisiaj nie mogłam zasnąć i oglądałam stare fotografie – powiedziała drżącym głosem. – Boże tyle lat! Koniecznie musimy się spotkać.

- Tak, koniecznie! – odpowiedział Jarek.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (12)

  • Karol3maciej7 20.02.2020
    Piątka leci .
  • Lotos 20.02.2020
    Dzięki.
  • Kocwiaczek 20.02.2020
    zapalił światło/ jak długo/ wyszło x2, a w zasadzie 3 bo w kolejnym akapicie też jest/ co ma ze sobą zrobić / . – wystarczy sam - / tę siostrę / treningi nasz sensie - co to? / naddatek - na dodatek / W połowie drogi do knajpy - był, albo połączyć moze z kolejnym zdaniem? / do dołu

    Nooo, ładna historia :) Pomimo błędów bardzo mi się podobała. Nie ma ludzi lepszych i gorszych, mniejszych lub większych nieudaczników. Każdy to tylko ziarenko piasku na pustyni. Dobrze, że zadzwonił. Na refleksję każda pora jest dobra :) Tym światem rządzą tchórze. Warto jednak w końcu wyjść z nory. 5 ode mnie :)
  • Lotos 20.02.2020
    Dzięki za komentarz i cenne uwagi. Sensei to po japońsku Nauczyciel, Mistrz.
  • Kocwiaczek 20.02.2020
    Lotos wiem kto to sensei :) Ale gdzie miał być? Przy treningach? To popraw zapis, bo nie jest to zrozumiałe (jest sensie, a nie sensei - i szyk zdania jakiś taki niejasny). Poza tym, jak pisałam wcześniej - jest sensownie i z przekazem na poziomie :) Pozdrowienia!
  • Lotos 20.02.2020
    Oj ten sensei, nie zauważyłem. Poprawiłem, resztę w innym terminie, dzięki.
  • Kocwiaczek 20.02.2020
    Lotos nie ma za co:)
  • AlaOlaUla 21.02.2020
    A człowiek w pewnym momencie, uświadamia sobie, że starość coraz mocniej zaciska na nim swe ramiona i niczego już nie zwojuje. - Tak, dokładnie tak...

    Łezka we oczku mi się zakęciła.
    Łezka kręciołka.

    Cudna opowieść.
    Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo.
    Miliard razy bardzo!
  • Lotos 21.02.2020
    Dzięki.
  • Bajkopisarz 21.02.2020
    „jak dług jej nie”
    długo
    „czasami widuje, za każdym razem udając, że jej nie widzi.
    Czasem wraca „
    2 x często
    „Czasem widuje Janka”
    Widuję
    „Spróbuj może tobie się uda ją rozweselić.

    Kiedy wrócił do domu, był bardzo zmęczony, walnął się na łóżko, na tak zwaną poobiednią drzemkę. Kiedy się obudził była dwudziesta druga.”
    3 x się
    Dwa kolejne zdania zaczynane od kiedy
    „a naddatek jutro sobota”
    A na dodatek
    „marnuje je od wczesnej”
    Marnuję
    „swojej podłych norze, mam”
    Podłej
    „No to do żabki! – stwierdził filozofujący Stefan”
    Nazwa własna, więc Żabka wielką literą

    Do momentu rozmowy żuli było bardzo dobrze. Potem trochę tempo siadło. Raz, że rozmowa jest za długa a dwa że napisana tak, iż nie wiadomo kto co mówi. Byłoby lepiej, gdybyś ją skrócił, wyciągnął esencję.
  • Lotos 21.02.2020
    Dzięki za komentarz, co do tych moich błędów i niedopatrzeń, to chyba już zdążyłeś zauważyć, że mam z tym problem, tym bardziej jestem Ci wdzięczny za korektę. Natomiast co do dialogu to się nie zgodzę, rozmawiają lumpy, jest ciemno i sobie rozmawiają. Główny bohater słucha. Ja miałem taką sytuację, ale nie w nocy tylko podczas biegu, zaczęło mocno padać i skryłem się na przystanku i było takich trzech kolesiów. Zauważyłem, że popijają wiśniówkę i to wszystko, rozmawiali dlaczego pada i co by było gdyby nie padało. Nie wiem jak wyglądali, choć było jasno. Moim zdaniem to nieistotne, ważna jest sama rozmowa i według mnie nie jest za długa.
  • Bajkopisarz 21.02.2020
    Lotos - Luz, jeśli jesteś przekonany do tej rozmowy to nic nie zmieniaj. Lepiej zostawić coś co Tobie pasuje do koncepcji, niż wymyśleć coś na siłę, co nie będzie się trzymało kupy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania