Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krzyżowcy : Na skróty.

Blady płomień wczorajszego ogniska stopniowo ulegał porannej bryzie niosącej kojący zapach ostrokrzewu i rabatu. Dastan zbudził się żwawo dręczony obrazem mordu i rozpalonej ziemi. Powracające wizje przeszłości, której nie sposób zapomnieć. Otarł spocone czoło mrużąc senne, lazurowe oczy. Niellen jeszcze spał oparty o mały głaz porośnięty mchem od strony północnej.

Do najbliższej wsi będzie z dzień drogi- pomyślał.

-Wstawaj Niellen, to nie Merideit, pora nam w drogę.

-Ehh, ranny ptaszek chędożony, toć dopiero świta- odpowiedział gniewnie druid.

-Nie mogę spać.

-Znów te koszmary, hę? – Spytał ziewając potężnie.

-Mhm- odparł zmęczonym głosem Krzyżowiec, odwracając wzrok na swoją klacz.

-Czuję rabaty- stwierdził druid, pociągając energicznie nosem.- To już Marsen, pierwszy dzień wiosny Dastanku.

- Nie nazywaj mnie tak.- Wzburzył się. – Nie cierpię zdrobnień.

Siedzieli jeszcze przez chwilę bez słowa podziwiając szpakowatej maści klacz delektującą się mchem, który obrastał liczne kamienie i konary spoczywające na trawiastej polanie.

*

Ruszyli w stronę Achem, małej wsi słynnej z najlepszej żytniej na całej Równinie, o której krasnoludy zwykły mawiać, że ścina lepiej niż Skaalsgardzki topór. Wioska, bowiem liczyła około stu pięćdziesięciu mieszkańców trudniących się głównie uprawą żyta, owsa i talestru będącego przysmakiem dla tamtejszych owiec. Wieś dzieliła się zgrabnie na dwie części: wschodnią i zachodnią gdyż środkiem przebiegała droga nazywana Główną. To na niej wieśniacy sprzedawali dobra wytwarzane w ciągu roku, ponieważ ową Główną przejeżdżała niezliczona ilość podróżnych, kupców korzennych a nawet i hrabiów.

- Karczmarzu polewaj!- Wykrzykiwał Niellen ledwo przekraczając próg.

- Wpierw pieniądze rudowłosy. Skąd mam ci to ja wiedzieć, czyś ty nie, jaki obszczajnoga bez grosza przy duszy. Czasy ciężkie są, a i deszczu brak, to i plony słabe.- Wyrecytował opasły karczmarz utytłany olejem słonecznikowym, dokładnie przyglądając się nowym gościom. Ujrzał zaś rosłego wojownika w żelaznej ciemno-szarej zbroi płytowej o młodej twarzy skrytej pod gęstą czarną brodą i mieniących się elfich oczach. Wyglądał groźnie, lecz stary oberżysta dałby się pokroić, że ów oblicze jego nie było zgoła odbiciem charakteru. Tuż przed nim stał człowiek zgoła odmiennej postury. Szczupły, średniego wzrostu mężczyzna o brązowych oczach i płomienistych, długich włosach spiętych w warkocz leżący na ciemnym płaszczu ze skóry zwierzęcia, której gospodarz nie potrafił rozpoznać.

- Słyszałeś to Dastan? Od obszczajnogi będzie mnie tu…

- Starczy! – Ryknął Dastan. - Ja zapłacę. Dwa piwa i baraniny dobry człowieku.

Rozsiedli się przy próchniejącym z lekka już stole. Promienie słońca skutecznie przecinały panoszący się w powietrzu owej izby mrok, tłumiony jedynie przez liczne świece zawieszane pod sufitem. Nic dziwnego, że właściciel był taki cięty na zarobek. Gospoda, której nazwy nie sposób odczytać przez obsrany szyld widziała lepsze czasy.

-Strawa i piwo dla waszmościów- uśmiechnął się karczmarz, spoglądając chytrze na pełną sakiewkę zwisającą przy pasie Dastana. – Gdyby wam było, czego jeszcze trzeba, śmiało wołać!- Oznajmił przepadając gdzieś za szynkwasem.

- Ha, to ci dopiero! Od obszczajnogi do waszmościa, co, jak co, ale pieniądz zawsze idzie w parze z szacunkiem nie uważasz? – Stwierdził Niellen namiętnie wgryzając się w barani udziec.

Dastan siedział nieruchomo, trzymając poszczerbiony, gliniany kufel. Nie słuchał towarzysza. Czuł jedynie przeszywający wzrok pewnego jegomościa. Ten siedział na podwyższonym stołku w samym kącie karczmy przy samotnej ławie, wypalając fajkę ze świeżej molendry, która miała właściwości uspokajające. Niellen szturchnął kompana niedbale w lewe ramię pytając:

- Hej, wszystko w porządku, nic nie jesz? Toć od rana nic w gardle nie miałeś.

Nic nie odpowiedział, bo i nie zdążył. Sielankową ciszę przerwał nagły gwar kompani krasnoludów. Byli na przegranej pozycji, nie docenili tutejszego specjału. Drewniana podłoga karczmy przyodziała kolor ściółki i niestrawionych jeszcze indyczych udek. Śmiech na sali, liczne pogwizdywania i przyśpiewki rozbrzmiały nagle po całym pomieszczeniu. W tym czasie Dastan znów spojrzał w kąt karczmy. Nieznajomego nie było tam już. Krzyżowiec poczuł ulgę i zabrał się wreszcie za ową baraninę.

Na zewnątrz czekała niemiła niespodzianka, przy klaczy Dastana kręcił się nieznajomy z karczmy. Dokładnie przyglądał się jukom, lecz niczego nie dotykał, jakby czegoś szukał, choć na złodzieja nie wyglądał. Ubrany w brązowy surdut, skórzaną kamizelkę i buty nader czyste.

- Czego chcesz? Widziałem cię w karczmie. – Krzyknął Krzyżowiec.

-Złodziei jaki? – Dopowiedział Niellen.

Nieznajomy odwrócił się w ich stronę, był już pewny, nie mylił się. Pewnym krokiem podszedł bliżej, zachowując bezpieczną odległość.

- Rozpoznaję ten znak.- Odezwał się z wielką fascynacją domniemany złodziej. -Symbol na twojej tarczy, jesteś Krzyżowcem z Mülgas, na pewno! Jeszcze w gospodzie nie byłem pewien, ale ten trójzęby krzyż, taki jak w opowiadaniach mego dziada. Nie sądziłem, że to prawda.

-Człowieku! Mówże, o co ci chodzi, bo nas tu zima zastanie. – Zawył rudowłosy.

- Mam dla ciebie robotę Krzyżowcu, znaczy dla was. Zgaduję, że nie bez parady tak ogromną klingę nosicie panie.

- W czym rzecz? – Zaciekawił się Dastan.

- Panowie nie stójmy tak na drodze jak te widły w łajnie, zapraszam do mnie, wynająłem tu izbę.

Przeszli we trójkę wzdłuż Głównej parę kroków do oberży „Pod szybkim ślimakiem”, niewiele lepszej od poprzedniej gospody. Z tym, że tu faktycznie roiło się od ślimaków, które pełzały po podłodze polerując ją zgrabnie swym perłowym śluzem. Udali się na piętro do małej izby nieznajomego. Ten wskazał im miejsca do spoczynku na małym łożu wysłanym tutejszą owczą wełną i od razu przeszedł do meritum, samemu zasiadając na sosnowym krzesełku naprzeciwko. Dzielił ich mały stolik z przygasającą świecą.

- Zwą mnie Kuno von Dembele i jestem szanowanym kupcem w Keran. Zmierzałem wraz z mym szwagrem Wahem do Canabei. Po jutrze mieliśmy dotrzeć na prom przekraczający Innar. Byliśmy spóźnieni, więc po drodze tutaj zaproponowałem drogę na skróty przez Piaskowy trakt. Bardzo zależało mi by sprzedać towar, sklep przynosił ostatniego czasu słabe zyski. Niedługo potem niedaleko jaskiń napadło nas coś.- Podniósł się gwałtownie z krzesła.- Mieliśmy dwa załadowane wozy. Wóź Waha runął na ziemię wraz z dwoma kobyłami. Krew spłynęła po drodze. Słyszałem tylko krzyk. Wszędzie kurz i piach, nie widziałem szwagra ani bestii, jedynie kobyłki pozbawione głów. Tylne koła mego wozu wypadły z osi, stwór strącił je gwałtownie. Moich koni też już nie było, tylko pisk i wycie. Uciekłem, bo i co miałem zrobić do cholery? – Krzyknął głuchym głosem Kuno.-Przybiegłem do miasta i nie wiem, co robić. Cały towar został tam na trakcie, a przynajmniej to, co z niego zostało.

Dastan i Niellen słuchali uważnie kupca, któremu ręce zaczęły drżeć niespokojnie.

- Ehh… moja siostra mnie zabije.- Rzekł Kuno, ocierając leniwie łzę z policzka. – To dobry chłopak był, młody, pracowity. Miałem jechać sam, ale uparł się, że mi pomoże. Rodzinie trza pomagać powtarzał, i teraz, co, zżarło go to chuj wie, co, bydle parszywe.- Krzyczał przez strumień łez. Pomścijcie go, cena nie gra roli zdobędę pieniądze, chcę jego łeb! Błagam was!

Dastan wstał, poprawił kołnierz wystający spod zbroi. Położył ciężką dłoń na ramieniu Kuno von Dembele i rzekł:

-Będziesz miał jego łeb, pomogę ci, pieniądze zachowaj dla siebie, nie chcę ich.

- Ale jak to za darmo, chcesz nadstawiać swój łeb ze łeb czegoś, czego on nawet dobrze nie widział?-Oburzył się Niellen wstając gwałtownie.

- Tak, zrobię to z tobą albo i bez ciebie, nie musisz się narażać, jeśli nie chcesz.

- Niech cię diabli wiesz Dastan, wy i ten wasz Kodeks!

Kupiec otarł swoją twarz i brodę, nie wiedział jak ma dziękować. Niellen wyjął spod pazuchy kwiat blekotu przypominający więdnącą różę. Rozgniótł go i podał Kunowi.

- Przegryź i połknij, to cię uspokoi.

- Kiedy to się stało? – Spytał Dastan.

- Wczoraj wieczorem tuż po zmierzchu, to działo się tak szybko.

- Zatem dziś wieczorem udam się tam, po wszystkim spotkamy się na głównej drodze.

Skinął głową kupiec, ospale i bezwiednie. Zioło zaczęło działać.

Chwilę później opuścili izbę. Niellen chwycił za ramię Dastana, aby go zatrzymać.

-Nie wiesz nawet, co to jest, zaczekaj!

- Mam swoje podejrzenia.- Odrzekł stanowczo.

- Ahh tak? A nie czujesz może jakiejś wewnętrznej potrzeby podzielenia się nimi? – Stwierdził kąśliwie druid.

- Chwilowo nie, nie panikuj Niellen, jestem doświadczony. Jedziesz ze mną czy zostajesz?

- Nie podoba mi się to.- Odpowiedział krzyżując ręce.

Wojownik odwrócił się do towarzysza.

-Bestia jest szybka i cwana. Nie będzie łatwo. Nie mam prawa cię narażać, ale sam nie zwykłem odpuszczać. Słowo się rzekło i dotrzymam go. Nie mogę przeciwstawiać się Kanonowi. – Wytłumaczył Dastan, tłumiąc wszelki strach na twarzy.

- Cholera! No cóż, z kolei ja nie zwykłem porzucać przyjaciół. Pomogę ci. Jeśli ginąć to w boju.- Pokręcił głową Niellen.

*

Robiło się szaro. Pojedyncze drzewa kołysał płynny podmuch, rześki i chłodny. Miejsce ataku było już blisko. Dastan zsiadł z konia i przywiązał lejce do ułamanego konaru. Ciągle miał w głowie słowa kupca, o szybkiej bestii, odrywającej głowy. W czasie drogi namiętnie rozmyślał, co mogło to być, ale wolał nie rzucać słów na wiatr nim nie obejrzy śladów.

- Zobacz, tak jak mówił, same korpusy, bez łbów, ale brak ran szarpanych, odcięto je precyzyjnie. – Oznajmił druid przeszukując wozy.

- Co ty robisz, czego tam grzebiesz? – Szeptał Dastan, rozglądając się po trakcie.

- To ty pracujesz za darmo, mi się coś należy, może to już moja ostatnia noc w życiu?

- Ciszej, mów ciszej to przeżyjesz. Ślady prowadzą tam do jaskiń.

Krzyżowiec zauważył jeden jedyny ślad łapy stwora tuż za piaszczystą drogą. Czteropalcowy, płytki odcisk sugerował, o lekkości istoty. Był już pewny, z czym ma do czynienia. Szybki, pożera głowy, atakuje tuż po zmierzchu, typ lunarny. To musiał być Warłak- pomyślał.

-Słyszysz?- Spytał druid zaniepokojonym głosem spoglądając w gęstwiny.

- Nie, nic nie słyszę Niellen.

- To coś wybiło wszelką faunę w okolicy, nie czuję żadnego ssaka. – Przeraził się, przełykając ciężko ślinę.

- To warłak. Jest samotnikiem, kiedy wybił zwierzynę, nauczył się atakować przejezdnych na trakcie.

- Waa.. Co?

- Siedzi tam w jaskini, znalazłem ślad, idziemy.

Dastan ściągnął z konia swą potężną, biała tarczę z czarnym symbolem zakonnym. Do prawej zaś dłoni dobył półtora ręczny miecz lśniący w akompaniamencie zachodzącego Słońca. Ruszył w stronę leża monstrum szybko, choć bez zbędnych szelestów, co przy pełnej płytowej zbroi nie było wcale takie łatwe. Zanim ruszył Niellen w swym skórzanym płaszczu trzymając jedynie mały sztylet, którym potrafił trafić pędzącego szczura. W lewej ręce, skrywał tajemniczy, czerwony flakonik.

Zawilgoconą jaskinię rozjaśniało chłodne i wyraźne światło jednego z trzech Księżyców, był to Tridion- najjaśniejszy. Weszli i ujrzeli śpiącą jeszcze bestię. Oddychała powoli leżąc wśród korpusów bez głów. Żółta, centkowana sierść mieniła się pod wpływem Księżyca, a długi łysy ogon zakończony kostnym sierpem otaczał zgrabnie cielsko potwora.

Dastan przyłożył palec do ust zwracając się ku Niellenowi, który z trudem powstrzymywał się od wymiotów spowodowanych smrodem licznych rozkładających się zwłok zwierzęcych i ludzkich. Ten zrozumiał, że lepiej nie budzić gospodarza. Pech chciał, że wejście do jaskini było mało stabilne, pierwszy krok zdradził śmiałków, kamienie osunęły się zgrabnie wystukując pieśń rychłej śmierci.

Nim się spostrzegli ,warłaka już nie było. Zapanowała cisza, którą przerywało subtelne, ciężkie do zlokalizowania syczenie. Stwór uderzył znienacka! Dastan zdążył zasłonić się tarczą przed śmiercionośnym ogonem. Niellen zeskoczył niżej w głąb leża, rzucając sztyletem. Trafił! Bestia zawyła straszliwie. Purpurowe ślepie pokryła zielona jucha. Druid zażył zawartość swego flakonika, zrzucił płaszcz a tatuaż niedźwiedziej łapy jego lewego ramienia rozpromienił się jak rozżarzone węgle, oczy również stały się jakoby zwierzęce. Dastan słysząc trzask łamanych kości ujrzał już nie przyjaciela a ogromnego niedźwiedzia, który rzucił się na warłaka. Rozbrzmiała dzika walka, sierpowy ogon skutecznie nie dopuszczał oponenta. Niedźwiedziołak skupił całą uwagę na sobie. Nie mógł, co prawda dosięgnąć bestii, której błyskawiczne ruchy przewyższały niedźwiedzią zwinność. Krzyżowiec podniósł się prędko i bez zastanowienia wzbogacił szalejący wir wydarzeń. Potężnym pchnięciem tarczy przygniótł tylną kończynę maszkary, którą niespodziewanie odskoczyła wybijając klingę z ręki wojownika rycząc przeraźliwie. W tej samej chwili Niellenowi udało się wgryźć w grzbiet Warłaka, który nie pozostał mu dłużny. Zwinna łapa ugodziła druida w szyję, brunatna sierść zajęła się krwią. Dastan wściekł się! Wnet rzucił tarczą niby dyskiem wprost w łeb stwora, ten odpuścił uścisk i stracił chwilowo równowagę, kołysał się. W przeciągu chwili dobył miecza oburącz a zdezorientowana i oślepiona bestia poczuła tylko przeszywający ból. Krzyżowiec nie chybił, trafił idealnie, tuż pod lewą łapę stwora w ostatniej chwili zmieniając kąt potężnego pchnięcia ku górze, tak by cios przebił jednocześnie obydwa serca. Ścierwo padło, wydając ostatnie tchnienie. Dastan nie widział Niellena, nie było go już w jaskini.

Wybiegł na zewnątrz. Nerwowo krzyczał:

- Nielleeen! Nieleeen!

Odpowiedziała tylko głucha cisza. Tridion świecił bardzo jasno. Zabójca potwora dostrzegł odcisk łapy dużego zwierzęcia i kolejny zaraz za nim kształt stopy ludzkiej, prowadziły w głąb świerkowego gąszczu. Pobiegł bez zastanowienia.

-Gdzie ty jesteś? Gdzie?! – Wrzeszczał dysząc ciężko w trakcie biegu.

Niellen leżał nad stawem zakrwawiony. Trząsł się, uciskając dłońmi w okolicach szyi. Robiło mu się słabo, opadał z sił, kaszlał krwią i krztusił się wdychanym powietrzem. Przed oczami widział już tylko ciemne kształty i lazurowe oczy Dastana.

- Moja sa..Moja sakwa… - Wyszeptał tracąc przytomność.

*

Poranek w Achem był niczym długo oczekiwany deszcz. Przy głównej drodze zebrał się tłum wieśniaków podziwiających z przerażeniem finał wczorajszych wydarzeń. Jedna z kobiet zemdlała nawet, upadając twardo na ziemię, czego jej mąż nie zauważył stojąc tuż obok. Dostrzegał jedynie rycerza rzucającego oblepione piachem trofeum. Widownia wydała równy i energiczny dźwięk zadziwienia na widok kotowatego stwora o szpiczastych czterech uszach.

- Dzięki Ci szlachetny wojowniku! Powiadają, że zemsta ma gorzki smak, ale mnie on odpowiada.- Oznajmił szorstko Kuno spluwając pogardliwie na obity łeb Warłaka.

- Następnym razem jedź głównym szlakiem. Żaden towar czy pieniądz nie jest wart życia. Bywaj!

-Zapamiętam. Bywaj Krzyżowcu!

*

-Jesteś Dastanku!- Ucieszył się Niellen, leżąc nieruchomo, skrępowany zielnymi opatrunkami.

Przybysz zignorował denerwujące zdrobnienie.

- Humor Ci dopisuje jak widzę, choć przed świtem jeszcze nie wyglądałeś zbyt kwitnąco.

- Dastan, Dastan, ty mrukliwy pesymisto. Wdzięczny Ci jestem, znów uratowałeś moją nędzną skórę.

- Jak i ty moją. Ciężko byłoby bez ciebie. Ale gdyby nie Paulena, nie wiedziałbym, czego z tej twojej sakwy potrzebowałeś, masz szczęście. Jej winnyś podziękowania. – Wytłumaczył Dastan spoglądając na ową kobietę siedzącą pod oknem.

- Ooo, a ładna, chociaż?- Zaciekawił się, podnosząc głowę wyżej.

- Czarny grzyb, zmieszany z miodem i krwią. Jesteś druidem z Merideit- ssakokształtnym. – Powiedziała młoda zielarka. – Czytałam o was. Naprawdę potrafisz rozmawiać z ssakami? W jakiego potrafisz się zmieniać? Umiesz wpływać na pogodę?

Dastan wyszedł z chaty zielarki stojącej na skraju zachodniej części Achem gdyż wiedział, że przyjaciel jest w swoim żywiole i chętnie odpowie na lawinę pytań ciekawej świata dziewczyny. Zaś on sam udał się do brzozowego zagajnika. Po walce zawsze rad był rozkoszować się jedynie melodią niezmąconej niczym ciszy.

Wiatr niósł kojący zapach ostrokrzewu i rabatu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania