Ksiądz

Ksiądz

 

Zapraszam do przeczytania tekstu, opartego na chyba najbardziej sensownej teorii wyjaśniającej, jak i gdzie uciekł Adolf Hitler. Wiele przesłanek przemawia za taką teorią, a ostatnie doniesienia dodają kolejnych ciekawych informacji. Jeśli rzeczywiście uciekł, to moim zdaniem właśnie tak.

To kolejna część większej całości, która może kiedyś zamieni się w powieść...

 

John McAdams był młodym, ambitnym księdzem. Na tyle ambitnym i na tyle bogatym, że wiosną czterdziestego pierwszego roku, gdy USA patrzyły się ze spokojem, jak Niemcy robią „własny porządek” w Europie, a wiszącego nad Ameryką konfliktu z Japonią nikt nawet nie podejrzewał, arcybiskup Bostonu dał mu upragnione skierowanie na studia doktoranckie do Rzymu.

- Opiekujemy się w Rzymie – usłyszał od swojego biskupa – kościołem Santa Maria in Montesanto, przy Via del Corso. Będziesz tam wikarym. Własne mieszkanie przy parafii da ci odrobinę niezależności, a do Kolegium Doktorów Kościoła będziesz mieć, spacerem, tak do dwudziestu minut.

Był szczęśliwy. Wydawało mu się, że złapał Pana Boga za nogi. W sierpniu przyjechał do Włoch, zainstalował się w Rzymie i zgłosił się do Kongregacji Wiary celem wpisania na listę doktorantów. Jak to mówią, wszystko, co dobre szybko się kończy. Skończyło się 9 grudnia tuż przed północą, gdy w jego mieszkaniu, jeśli można tak nazwać klitkowaty pokój połączony z kuchnią o wymiarach trzy na cztery metry i wspólną łazienką na korytarzu, zadzwonił telefon. Niejaki signore Marreanto nakazywał mu spakować się i natychmiast, wraz z bagażem, zgłosić się do domu Świętej Anny w Watykanie.

Wykonał polecenie skrupulatnie. Spakował książki, rzeczy osobiste i pieszo, wielokrotnie z uwagi na porę nocną kontrolowany przez gwardzistów Mussoliniego, wszedł na teren Watykanu.

- Od dziś będzie ksiądz mieszkać w murach Stolicy Apostolskiej. – oświadczył mu signore Marreanto. – Wie ksiądz, że trzy dni temu Japonia napadła na Amerykę. Jutro – popatrzył na zegar – nie, przepraszam, to już dziś Niemcy wypowiedzą Ameryce wojnę. Jako Amerykanin byłby ksiądz aresztowany.

- Aresztowany? Za co?

Po minie Johna McAdamsa widać było, że nie dowierza. Marreanto podszedł do okna. Otworzył je na moment, ale tylko po to, aby zaciągnąć drewniane żaluzje. Zamknął okno i zaciągnął grube zasłony. Dopiero wtedy podszedł do biurka i wyjął z niego kilkanaście zdjęć. Powiększonych na tyle, żeby było dokładnie widać, co przedstawiają. Położył pierwsze przed McAdamsem.

- To obóz koncentracyjny Dachau koło Monachium. Ci ludzie trafili tam tylko dlatego, że mieli nieszczęście urodzić się Żydami.

McAdams popatrzył na obciągnięte skórą szkielety w pasiastych mundurkach, które chyba jedynie siłą woli stały. Podniósł wzrok na Marreanto i pytającym wzrokiem oczekiwał chyba jakichś wyjaśnień. Ten natomiast sięgnął po kolejne zdjęcie.

- Sachsenhausen koło Berlina… czterdzieści tysięcy więźniów, średnia przeżywalność cztery miesiące. Ci na zdjęciu to polscy, niemieccy i czescy księża, nasi bracia w wierze…

McAdams przysiadł ze zdjęciem w ręce. Nie wierzył chyba swoim oczom.

- Średnia przeżywalność? To znaczy?

- Przeciętny więzień umiera tam zwykle w czwartym miesiącu od dnia, w którym przekroczył bramę obozu. – Marreanto sięgnął po kolejne zdjęcia. – Stutthof koło Gdańska. Groß Rosen…

- Dość, proszę… - John McAdams niemalże się rozpłakał.

Trwało dobrych kilkanaście minut, nim w milczeniu otrząsnął się na tyle, by móc rozmawiać.

- Jestem Agostino Marreanto, stąd, jestem Rzymianinem, ale nawet i ja nie czuję się poza murami Watykanu bezpiecznie. Rozumiesz, John? Mogę ci mówić po imieniu?

- Oczywiście, signore Marreanto. – McAdams wyciągnął rękę jakby na powitanie.

- Mów mi Agostino, tak będzie prościej.

Skinięcie głowy oznaczało, że propozycja została przyjęta.

- Ściągnąłeś mnie – powiedział McAdams – ale mój proboszcz, infułat Werner pozostał na miejscu. Nie rozumiem…

- Nie o wszystkich dbamy, a już na pewno nie o ludzi Ku-Klux-Klanu.

- Sorry, chłopie, błądzisz! Ku-Klux-Klan nie cierpi katolików.

- Tylko tych biednych. Bo z bogatymi i wpływowymi chętnie współpracuje. Zwłaszcza gdy co bogatsi proboszczowie finansują akcje Ku-Klux-Klanu wymierzone przeciw Żydom czy Cyganom…

- Nie mów, że niektóre pogromy w Teksasie czy Nowym Meksyku były finansowane przez Kościół!

- Przez naszą Matkę-Kościół nie. – odparł Marreanto. – Ojciec Święty choćby słowem przyzwolenia na coś takiego nie dał. Ale… Michael Werner nie potrzebuje zgody Ojca Świętego na to, co robi. Ma wolną wolę, ma jego własne sumienie. I swoje własne kontakty. Właśnie przygotował dla Niemców listę wszystkich znanych mu Amerykanów, którzy mieszkają w Rzymie. Szczególnie tych żydowskiego pochodzenia. Twoja babka była Żydówką, czyż nie tak?

McAdams spojrzał swojemu rozmówcy w oczy.

- Skąd o tym wiesz?

- Ja? Z raportu Wernera. Mam w niemieckim gestapo przyjaciela.

- Chcesz powiedzieć, że jak tylko Niemcy wypowiedzą wojnę Ameryce, będę aresztowany?

- Nie, John, szybciej. – Marreanto postanowił nie owijać w bawełnę. – Aresztowania zaczną się za… – popatrzył na zegar – za dwie godziny. Dokładnie o piątej rano. Przyjeżdżają po cywilnemu, mówią, że ktoś na ulicy umiera i prosi o księdza. Nie odmówisz…

McAdams skinął głową.

- Tak wyłapali prawie wszystkich polskich księży w Rzymie, gdy miała wybuchnąć wojna. Właśnie w ten sposób. A potem to samo zrobili z Francuzami, Belgami, Holendrami…

- To jakiś obłęd. Co im zwykli księża zrobili? W czym im zagrażają?

- Nie udawaj, że nie wiesz. – Marreanto był wyraźnie zaskoczony. – Faszyzm jest pomieszaniem polityki i religii. Mussolini jest bogiem tu, we Włoszech. Hitler jest bogiem tam, w Niemczech i chce swój kult narzucić reszcie świata. Rosja ma swojego boga. Stalina. Żaden z tych trzech nie potrzebuje konkurencji. Komuniści po prostu wybili większość popów i diakonów. Hitler zamyka ich pod byle pretekstem w obozach koncentracyjnych. Podróż z biletem w jedną stronę. A Mussolini… Niby osobiście nic przeciwko Kościołowi nie ma, ba, nawet dość często pokazuje się na mszy, ale dogadał się z Niemcami. Wojsko niemieckie we Włoszech… Po co? Pilnują nas czy okupują? A ta tajna niemiecka policja, gestapo… Ona załatwia za Mussoliniego wszystkie poważniejsze sprawy. Jedynie tu, za tą cienką linią oddzielającą Watykan od Rzymu jesteś jako tako bezpieczny.

John rozejrzał się po pomieszczeniu. Dostrzegł na ścianie krucyfiks. Podszedł, uklęknął, przeżegnał się i na kilka minut zatopił się w niemej modlitwie. Było prawie wpół do trzeciej, gdy po raz ostatni przeżegnał się i wstał.

- Nic nie dzieje się bez powodu. – powiedział. – Skoro zostałem tu ściągnięty, to z pewnością Kościół ma dla mnie jakieś zadanie.

- Kościół… – westchnął Marreanto – nasz Kościół, drogi Johnie, jest niewolnikiem. Ojciec Święty jest głową Kościoła, ale w sprawach doczesnych tego świata mówi to, co mu przygotują kardynałowie z sekretariatu stanu. W każdej kongregacji, w każdym kolegium watykańskim trwa bezpardonowa, bezwzględna walka o władzę. Widzisz, tak to jest. Aby obecny Ojciec Święty zyskał odpowiednią liczbę głosów podczas konklawe, musiał się ułożyć z Francuzami i Hiszpanami. Wprawdzie sekretarzem stanu jest kardynał Maglione, ale wszystkie ważniejsze funkcje w kongregacji dostali Hiszpanie, a ci sprzyjają Hitlerowi. W końcu to dzięki niemu generał Franco zwyciężył republikanów, a Kościół w Hiszpanii odzyskał pozycję. Przede wszystkim polityczną!

- Chcesz powiedzieć, że to Ojciec Święty robi to, co mu nakazuje kongregacja sekretariatu stanu, a nie odwrotnie?

- No właśnie, no właśnie. Zrozumiałeś… Hiszpanie popierają Hitlera, zatem Ojciec Święty nie potępia wprost i twardym, zrozumiałym dla świata słowem czynów Hitlera.

- I nie wie o tym? – John pokazał głową na zdjęcia.

- Wie. Ale wiesz, co mu powiedzieli Hiszpanie? Że jeśli wypowie się wprost przeciw Hitlerowi, ten wsadzi wszystkie katolickie osoby duchowne, księży, zakonników, zakonnice do obozów koncentracyjnych, zamknie kościoły i klasztory, ograbi je do czysta a budynki… Przeznaczy dla swojego „czarnego zakonu”, jak mówią o tej ich służbie ochronnej, SS, albo rozbierze…

- To szantaż…

- To polityka…

 

Jakkolwiek Marreanto dał mu dach nad głową, a pokój wydawał się nawet i lepszy niż ten, który miał przy Via del Corso, ale jakoś na sen nie miał już ochoty. Była prawie piąta, gdy wyszedł z Domu Świętej Anny, pokazał straży przepustkę i wyszedł na Plac Świętego Piotra. Szedł wzdłuż kolumnady chyba nieświadom tego, że coraz bardziej zbliża się do wymalowanej na granitowej kostce cienkiej czerwonej linii granicy Watykanu. Doszedł właśnie do końca okalającej plac kolumnady i pewnie, chyba odruchowo, skierowałby swoje kroki ku zamkowi Świętego Anioła, którędy wiodła najkrótsza droga ku jego dawnemu mieszkaniu, gdy nagle usłyszał w ciemności kroki. Cofnął się kilka kroków, gdy do linii podszedł ubrany po cywilnemu mężczyzna.

- Szkoda, ojcze McAdams, że nie zdecydował się ksiądz na przekroczenie tej linii. Chętnie byśmy z księdzem porozmawiali.

Mężczyzna mówił płynnie po angielsku. Był w cywilu, ale towarzyszyło mu dwóch niemieckich żołnierzy. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć, gdy usłyszał za sobą stukot butów o kostkę placu Świętego Piotra.

- Wszystko w porządku, proszę księdza?

Pytanie żołnierza gwardii papieskiej wyrwało go z otępienia.

- Tak, w porządku. Chodźmy stąd. – odpowiedział po włosku.

- Będziemy tu na księdza czekać. Zawsze! – usłyszał za sobą.

 

* * *

 

Przez kolejne dwa i pół roku McAdams uczył się, ale też wykonywał inne obowiązki, pracując w dykasterii sekretariatu stanu. Nosił do osobistego podpisu papieża paszporty dyplomatyczne Watykanu. Dla tych wszystkich, którym Stolica Apostolska postanowiła udzielić immunitetu dyplomatycznego w związku z ich pracą gdziekolwiek w świecie. Jego monotonne i ograniczone linia graniczną życie zmieniło się 4 czerwca 1944 roku, gdy do linii granicznej podjechali amerykańscy żołnierze. Wyszedł tak jak i wielu, wielu innych, powitać wyzwolicieli. Ale w odróżnieniu od innych wypatrywał jakiegoś oficera. Nie wiedział, kogo ma wypatrywać, gdy zobaczył samochód z kimś, kto nie miał żadnych dystynkcji, a do kogo podchodziło wielu oficerów. Niektórzy przyprowadzali pojmanych niemieckich oficerów, a ten człowiek wydawał im dyspozycje. Postanowił zaryzykować.

- Być może jest pan kimś, z kim chciałbym porozmawiać. – powiedział po angielsku.

Mężczyzna obrzucił go jednym spojrzeniem.

- Ksiądz? A co ksiądz miałby mi ważnego do powiedzenia?

- Nie wiem, czy panu, ale potrzebuję rozmawiać z kimś z wywiadu. Kimś wysokim.

- Moje sześć stóp nie wystarczy?

- Chodzi mi o kompetencje.

- A konkretnie?

- Pułkownik, generał… Ktoś bardzo, bardzo ważny…

- Przejdźmy się. – odpowiedział mężczyzna. – Z kim mam przyjemność, jeśli wolno?

- John McAdams, ksiądz.

- Steve Burnsley, wywiad armii USA, pułkownik. Wystarczy na początek?

- Może… – odpowiedział niepewnie McAdams.

Szli w stronę zamku Św. Anioła. Tłumy wiwatowały, wino lało się strumieniami, oni jednak nie zważali na to.

- Niechże ksiądz coś powie, to może będziemy wiedzieć, co obaj dalej robimy.

McAdams skinął głową.

- Pracuję w sekcji paszportów dyplomatycznych Watykanu. – powiedział McAdams. – I muszę panu powiedzieć, pułkowniku, że ostatnio zaczęły się pojawiać dokumenty wystawiane na nazwiska, które nigdy nie były w żaden sposób związane z Kościołem.

- Niezbyt rozumiem. – odparł Burnsley.

- Paszport dyplomatyczny Stolicy Apostolskiej dostają zwykle nuncjusze papiescy i ich pracownicy. Czasem kardynałowie albo biskupi, gdy obejmują posługę w obcym kraju. Natomiast zwykli mnisi czy księża, nigdy. Do niedawna. A szczególnie ludzie, o których Stolica Apostolska nie ma dokumentów, kiedy złożyli śluby, kiedy zostali konsekrowani…

- Chce ksiądz powiedzieć, że Watykan daje lewe dokumenty?

- Watykan, jak pan to określił, to ileś kongregacji, kolegiów i dykasterii, które realizują interesy pracujących tam ludzi. A jeśli chodzi o dykasterię sekretariatu stanu, rządzą nią Hiszpanie. Czy coś to panu mówi?

- Nawet i sporo. Nie przystąpili do wojny, bo zafundowali sobie własną. Wojnę domową. Ale bardzo życzliwie traktują Hitlera i jego ludzi.

- No właśnie. Od czasu, jak wylądowaliście we Włoszech, pojawiły się w dykasterii papiery o wydawanie paszportów dyplomatycznych dla ludzi, którzy mają obejmować różne dziwne funkcje w Ameryce Południowej. Argentyna, Urugwaj, Paragwaj, Chile… Nie zwracałem na to uwagi, gdyby nie fotografie. Dwóch z nich zapewne chcielibyście dostać. Adolpho Firrero. Niemcy mówią o nim Führer. Kojarzy pan człowieka?

- Hitler? Adolf Hitler? – Burnsley zdawał się nie wierzyć własnym uszom.

- Drugi to Enrique Himmero. Heinrich Himmler.

- Potrafi to pan udokumentować?

- Zrobiłem zdjęcia ich paszportów. Zanim pojechały do Hiszpanii.

- Do Hiszpanii?

- Obydwaj są hiszpańskimi mnichami ze zgromadzenia Świętego Jakuba w Bilbao. Tak mówią dokumenty.

- To może faktycznie są?

- I nigdy tam nie byli? Nie przyjęli święceń? Do końca ubiegłego roku nie było ich na liście zakonników zgromadzenia…

- Nowi?

- W wieku pięćdziesięciu lat? Wątpię.

- Powołanie, jak to mówicie, może spaść na człowieka w każdym momencie życia.

- Może. I owszem. Ale w przypadku tego drugiego postanowiłem zaryzykować. Zamówiłem rozmowę z przeorem i spytałem, czy brat Enrique przybył już Niemiec. Wie pan, co odpowiedział? – McAdams nawet nie czekał na przeczącą odpowiedź Burnsleya. – Że czekają ciągle na dużą grupę niemieckich mnichów, ale ci przybędą zapewne, dopiero gdy wojna dobiegnie końca.

- Ewakuacja? Tak ksiądz myśli? Myśli ksiądz, że ci najwięksi zbrodniarze znikną w upadających Niemczech, przemieszczą się do Hiszpanii, a potem ukryją się gdzieś w Ameryce Południowej?

- Tak właśnie przypuszczam.

- Jak duża grupa?

- Trudno ocenić. Trzydziestu, może czterdziestu ludzi. Ale takich ważnych, z pierwszych stron gazet, może kilku…

- Ribbentrop?

- Nie. Nikogo podobnego nie ma wśród nich.

- Göbbels?

- Także nie.

- Marszałkowie? Rommel? Jodl? Keitel? Canaris?

- Znam ich twarze z niemieckich gazet, które nam tu dostarczano. Ich nie ma. Mam wrażenie, że to tych dwóch najważniejszych i silna ekipa ochrony.

Burnsleya zatkało. Słyszał, że Niemcy szykują się do wojny partyzanckiej, że tworzą jakąś tajną organizację, Wehrwolf. Słyszał o planach powołania organizacji ratunkowej pod kryptonimem ODESSA. Ale o czymś takim nie słyszał.

- Najwięksi zbrodniarze chcą wynieść swoje głowy i tyłki z Europy, aby umknąć przed sprawiedliwością… Niebywałe. – szepnął. – Zostawią cały naród i ludzi, którzy posłusznie wykonywali ich rozkazy… Zdrajcy.

- Bardzo bogaci zdrajcy. – odparł mu McAdams.

- Bogaci?

- Uhmmm. W zimie zaczęli przewozić ciężkie skrzynie do Bilbao. Z portu St. Nazaire. Niewielkie hiszpańskie frachtowce zawijały tam podobno dla naprawy, ta się przeciągała, więc kupowali zaopatrzenie. A przy okazji brali na pokład niewielki fracht. Pojedyncze maszyny w skrzyniach.

- Nic w tym podejrzanego.

- Tak. Tylko nie było żadnej kontroli celnej, do odprawy przylatywali ludzie z Berlina, a te maszyny, rzekomo obrabiarki Siemensa, jechały w Bilbao prosto do klasztoru.

- To już dziwniejsze.

- No właśnie. Przeor klasztoru Świętego Jakuba w Bilbao to dobry człowiek. Kazał jedną z takich skrzyń „upuścić”. I zadzwonił do mnie. Niby z pretensją, że nie dostał maszyny, tylko mnóstwo kawałków żółtego metalu. Z wybitymi cyframi 99 przecinek 99 i pytaniem, czy to aby nie jakieś szatańskie liczby.

- Złoto!

- Uhmmm. Złoto. Konkretnie jakieś trzysta ton…

- Oż gówno… Trzysta ton złota…

- Przecież myślą o długim i szczęśliwym życiu w Ameryce Południowej. Bezpieczeństwo kosztuje. Rezydencja, z dala od ludzi, potężną plantacją i jeszcze większą ochroną także. A i władzom, prezydentom, ministrom, generałom, coś będą musieli za milczenie i ochronę zapłacić.

Burnsley wyjął cygaro, odciął scyzorykiem końcówkę i zapalił.

- Jak mogę się z księdzem skontaktować?

- Bez problemu. Wystarczy podejść do gwardii papieskiej i poprosić, by do mnie zatelefonowano, że mam gościa. John McAdams, mieszkam w Domu Świętej Anny, a pracuję w dykasterii sekretariatu stanu.

- Czego ksiądz oczekuje w zamian? Udziału w złocie?

- Złapcie ich i powieście. Albo utopcie.

John McAdams odwrócił się na pięcie i ruszył ku bazylice Świętego Piotra. Czuł, że musi iść do spowiedzi. Właśnie osądził. Właśnie zachęcił do tego, aby zabito przynajmniej dwóch ludzi. Szybkim krokiem przemierzył plac i wszedł do bazyliki. Szybko zorientował się, kto gdzie spowiada. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł tego, kogo szukał. Ksiądz Matteo. Mateusz. Polak. Jego naród ciągle cierpiał pod hitlerowską okupacją. Mateusz codziennie odmawiał dziesiątek różańca za ginących rodaków. Może zrozumie…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Regimus 12.01.2018
    dobre na 1111111
  • Zaciekawiony 12.01.2018
    czyli na 7? Można ocenić maksymalnie na 5.
  • Regimus 12.01.2018
    Zaciekawiony do odejmij 6
  • Zaciekawiony 12.01.2018
    Regimus
    To czemu dałeś siedem jedynek, można się pomylić.
  • Ozar 12.01.2018
    A można wiedzieć dlaczego ???? Łatwo tak buch siekierą w łeba, ale com zawinił szlachetny panie !!!
  • Ozar on wszystkim jedynki ładuje, nie gadaj z nim. To troll
  • Przeczytałem, dość ciekawe. Może technika pisania nie jest najlepsza, ale czytając Twoje teksty nie to jest najważniejsze. To, ze kościół brał udział w przemycaniu nazistow to fakt. Oraz zachowanie episkopatu, nie reagowanie na to co wyczyniali Niemcy rownież. Dam ci 5, zeby sie zrównoważyła ta „genialna” jedynka. Pozdro
  • Regimus 12.01.2018
    Maurycy Lesniewski genialna uświadom to sobie
  • Ozar 12.01.2018
    Maurycy Lesniewski Piszesz, że technika nie jest zbyt dobra. To nie artykuł, te wychodzą mi dużo lepiej, bo pisze je od wielu lat. Co do prozy to właśnie się uczę. Dlatego jak widzisz coś nie tak, to mi napisz, chętnie się czegoś nauczę. Z taką myślą się tutaj zapisałem.
  • Ozar ja czytałem na szybko pomiędzy pracą i zakupami, parę rzeczy gdzieś tam przyuważylem, ale nie było tragedii, zeby głowę urywać. Teraz nie chce mi sie drugi raz czytać, a po drugie, ja sam nie jestem technicznie najlepszy, pewnie jeszcze ktos ci cos doradzi. Pzdr
  • Yourofsky 12.01.2018
    Ozar widzę że zahaczasz o moje klimaty z Bestii. Przeczytam na pewno ale nie dziś bom do roboty jadę za chwilę. A tematyka 2 giej wojny mnie bardzo interesuje.

    Ktoś tu bazuje na tekstach z kalibra 44 ??? A może to nie kaliber tylko takie coś na P ??
  • Ozar 12.01.2018
    Zobacz sobie na moje inne teksty, a także na artykuły. Druga wojna to takie moje hobby od wielu lat. Staram się zgłębiać jej tajemnice i przekazywać innym. Kalibra 44 - nie znam? A Bestie poczytam.
  • Agnieszka Gu 12.01.2018
    Zaznaczam jeno tradycyjnie, żeby na spokojnie tu wrócić. Idę spać bom padnięta. Pozdr
  • Agnieszka Gu 13.01.2018
    drobiazgi:
    "gdy USA patrzyły się ze spokojem, " - z "się" można spokojnie zrezygnować ;)
    "ograniczone linia graniczną" - linią

    Ideę ucieczki rozpisałeś dość prawdopodobnie (choć nie za bardzo wyobrażam sobie taką otwartą rozmowę o "tajnych" sprawach księdza z pułkownikiem). Jednak rozumiem, że poprzez ten dialog, chciałeś przekazać szczegóły swojej teorii. Trafiło do mnie. Pomysł i wykonanie. Ciekawe i w świetle dzisiejszej wiedzy, daje do myślenia.
    Pozdrawiam :)
  • Ozar 13.01.2018
    Agnieszka Gu Dziękuje za komentarz i uwagi, zaraz poprawie. Tak dokładnie chciałem pokazać całe tło ustami księdza. Z drugiej strony coś takiego zazwyczaj wypływa właśnie z dołu, a nie z góry, bo ci na samej górze za dużo mogą stracić.
  • MarBe 14.01.2018
    Doskonale ujęte i wyjątkowo trafne.
  • Ozar 14.01.2018
    Dziękuje za komentarz. Postanowiłem z artykułu zrobić opowiadanie i bardzo się cieszę, że Ci się podobało.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania