ksiądz

Opowiadanie

Było Niedzielne późne popołudnie, słońce zaczęło już zachodzić a na niebie pojawiły się kolory czerwone i żółte. Gdy po odprawieniu ostatniej mszy sw. w pobliskim kosciele ks.Mateusz wybrał się do kaplicy szpitalnej. Pod sutaną miał skitraną butelke wytrawnego wina mszalnego. Po upewnieniu się że jest sam ze smakiem chociaż też z rozpaczą zaczął się nim delektować . Zatracając się w głębokim smaku tegoż wina opłynął gdzies myslami. Nie zdołał zauważyć wchodzącego do kaplicy komisarza Zenona Martyniuka. Nieuczciwego policjanta z tutejszej komendy wojewódzkiej. Był wczesniej z wizytą u szefa mafii pruszkowej. Hektora. - Szczęsć Boże proszę księdza-rzekł mocnym i zdecydowanym chociaż niezbyt głosnym głosem komisarz. Ksiądz zlęknął się tak źe o mało nie spadł z krzesła

- Witaj Zenku, co Cię do mnie sprowadza?

-A byłem odwiedzić starego znajomego. I tak sobie pomyslałem że odwiedzę starego przyjaciela, dobrego księżulka. Powiedz co tam słychać u Ciebie i na parafii ? I dlaczego pijesz... Sam?

- O który ? Jak się nazywa? Cos poważnego mu się stało ?

- A to jeszcze z czasów szkolnych. Nic takiego, powikłania pogrypowe. A cos taki księżulku ciekawy ? Nie odpowiedziałes przyjacielu na moje pytania. Nieuczciwy policjant znał duchownego od długich lat. Dlatego tez nie chciał żeby klecha wykrył że kłamie. Starał się skupić uwagę rozmowy na nałogu zaprzyjoźnego ksiedza.

- U mnie.... ? no u mnie wszystko po staremu. Jestem księdzem... apostołem, na wieki wierny sługa Boży... Codziennie służę swojemu Ojcu najwyższemu...w porządku wszystko no może prawie....chce z tym skończyć... z tym piciem. To nie etyczne... to moja ostatnia butelka... ostatnia. Boże nieskończenie dobry proszę dopomóż mi. W końcu odpowiedział klecha. W jego oczach było widać szczerosć smutek żal rozpacz chęć walki zmiany swojego życia. Wszystko razem mieszało się w jego oczach jakby ktos wrzucił te emocje do miski i mieszał je mikserem. Gliniarz słuchał klechy uważnie a w jego oczach pojawiło się cos na miarę współczucia, zrozumienia, empatii. Wyczytał z jego słów chęć zaprzestania wyrzucenia swojego nałogu. Komisarz Zenon nawet poczuł pewnego rodzaju zadowolenie z zwierzeń księdza, bo mógł skupić uwagę na problemie ks. Mateusza. Lecz nie na długo. Duchowny znał już długo nieuczciwego sługę prawa, znał jego wybryki. Jako że przebywał w kaplicy szpitalnej znał albo przynajmniej miał rozeznanie wsród pacjentów. Szybko doszedł do wniosku iż żaden z leżących nie mógł być znajomym komisarza. Wiedział też o obecnosci na oddziale intensywnej terapii Hektora. Pewnosć siebie komisarza spowodowała że nie przypuszczał o jego rozpracowaniu. Do tego stopnia był pewny siebie że nie przejmował się widoczną spod bluzy bronią palną z tłumnikiem. Ksiądz który najwyraźniej miał dosć dwulicowosci swojego przyjaciela, spytał się jego po co mu ta broń skoro jest po służbie? Komisarz zmieszany i zaskoczony pytaniem zaczął się motać mieszać jak turysta w obcym państwie bez mapy. Pomijając yyy eeee noo wiesz w odpowiedzi klecha usłyszał tylko jeden cały wyraz " z przyzywczajenia". Mam dosc tego powiedział sobie w myslach i patrząc na skorumpowanego gline wygarnął mu szybko że wie o wszystkim, o jego korupcji, o fałszowaniu dowodów, o chronieniu groźnego zbrodniarza zamiast za jakąs tam kasę. Wyraził też ogromny żal, żal jako też do przyjaciela... fałszywego przyjaciela. Bo w przeciwieństwie do gliny on wyraził przed Bogiem głęboką chęć walki ze swoimi słabosciami, chęć odnalezienia swojej własciwej drogi, powołania. Klecha również dodał że jest gotów pójsć i donies na niego do prokuratury. Zdenerwowany zły zaskoczony odwrotem sytuacji gliniarz zaczął się motać po raz drugi. Był rozdarty, przydarty do muru, z jednej strony miał swojego przyjaciela przez którego może pójsć na dożywocie do wiezienia, a z drugiej swoje chore układy z szefem mafii. Stał jak wryty w sciane, przez chwile zastanawiał sie co wybrać? miał przecież nie służbowy pistolet. Lekko zmrużając oczy, które zamieniły się z oczu przyjacielskiego człowieka w oczy mordercy bez skrupułów, człowieka zimnego, nie czującego strachu, oczy człowieka który tańczy z diabłem. Ks. Mateusz zauważając tą zmianę sposobu patrzenia szybko odczytał smiertelne zamiary nieuczciwego gliny, z głosnym wrzaskiem rzucił się na niego szybko gdy ten nie zdążył wyjąć gnata z kabury. Komisarz Zenon zapomniał o swietnym wyszkoleniu wojskowym klechy, w tym starciu był bezradny. Duchowny szybko go obezwładnił. Wczesniejszy głosny wrzask księdza spowodował zwrócenie uwagi przypadkowo przechodzących obok kaplicy pielęgniarek. Gdy te zorientowały się co się dzieje szybko zadzwoniły po policję. Nie uczciwy policjant został zatrzymany, usłyszy wyrok dożywocia w wiezieniu o zaostrzonym rygorze. Taki sam wyrok prawdopodobnie usłyszy szef mafii. Ks. Mateusz za swą odważną postawę został oznaczony od samego Ministra Sprawiedliwosci. Skończył z piciem, porozumiewając się z proboszczem oraz po ponownym poczuciu powołania dalej służy Bogu w tej samej parafii oraz nadal służy w kaplicy szpitalnej. Był odwiedzić byłego komisarza w wiezieniu, przebaczył mu jego kłamstwa oraz odpuscił mu jego ciężkie grzechy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Blanka 14.04.2018
    Monster, coś Ty tutaj nawyczyniał /a...
    "Ksiądz zlęknął się tak źe o mało nie spadł z krzesła"- zupełnie tak jak ja. Popraw to, jeśli się w ogóle da. Amen
  • oldakowski2013 14.04.2018
    Zazwyczaj nie komentuję opowiadań z tej serii i dobrze robię, bo to co tutaj przeczytałem, utwierdziło mnie co do słuszności mojej decyzji. Nie komentuję tego, bo musiałbym od nowa napisać ten "kryminał". Powiem tylko jedno: nawaliła interpunkcja, ale nie tylko. (Oczywiście pisz, pisz jak najwięcej, ale na Boga, sprawdzaj opowiadanie pod względem poprawności, dbaj o interpunkcję, przecież to tak łatwo jest zrobić i napisać poprawnie "ę", "ą" itd.Powiem ci jedno, gdy czytelnik widzi tak napisane opowiadanie, nie chce mu się czytać) Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania