Poprzednie częściKsięga Cieni: Wstęp

Księga Cieni: Rozdział 1

Krew, wszędzie krew. Na rękach,na panczerzu ale też na jego masce zakrywającej twarz oraz na kapturze. Cały mokry od posoki, nie swojej, lecz tych których zabił w tej bitwie. Realg stał na wzniesieniu i patrzył na pobojowisko, a raczej miejsce rzezi. Tak "rzeź" to odpowiednie słowo określające to co się stało kilka godzin temu. Dzikie hordy Rishan zaatakowały o świcie z zaskoczenia wbijając się w najciężej opanceżonych. Jaki miało to sens? Nikt nie wiedział, przecież nie mieli szans, a może to było częścią planu? Zostali co prawda spowolnieni a także stracili ponad pięciuset zbrojnych. Nie miało to jednak znaczenia byli blisko celu a straty były niewielkie. Rozmyślał tak odwracając wzrok od stosów ciał poległych i kierując go ku zachodowi na ich cel podróży.

 

Z myśli wyrwał go głos Mistrza Zorlaka bliskiego przyjaciela Realga.

 

— Realgu co się stało że odeszłeś na bok. Czyżby widok trupów zaczął cię brydzić? — Wyraźnie było słychać w jego głosie prześmiewczą nutę.

 

— Wciąż toleruje widok ciał, poprostu wspomnienia wracają gdy patrze na poległych braci.

 

— No tak, znam twoją przeszłość. Wtedy było więcej takich stosów, znaczne więcej. Pomyśleć że nie było to dawno.

 

— Nie mam ochoty by teraz to wspominać, mamy wojne do wygrania. Kolejną z resztą. A gdy się skończy, kilka lat pokoju i znowu zaatakują. Od wieków to samo. — Westchnął cięzko Realg

 

— Mi to się nigdy nie znudzi. — rzekł radośnie Zorlak

 

— Racja bo lubisz udawać bohatera i zgarniać zasługi. Zostałeś mistrzem bo zabiłeś najwięcej Rishan. Ja tobie nigdy w tym nie dorównam. Niestety chyba tylko my umiemy z nimi walczyć bo trzeba pomóc królowi, jak mu było?

 

— Jego Wysokość Geordyk II Władca Królestwa Nareni.

 

— No właśnie ten. Po co się zgłosiłem na dowódce tej kampanii. — westchnął ciężko po czym wsiadł na konia, czarnego jak noc ogiera był mu jak przyjaciel wierniejszy od niektórych jego towarzyszy.

 

— Bardzo go lubisz co? — spytał jego przyjaciel gdy dosiadał swojego wierzchowca, kasztanowej klaczy.

 

— Nie lubię koronowanych głów. Zresztą nie lubię żadnych ludzi.

 

— Czym ci zawinili że tak nimi gardzisz? — Kiedyś ci opowiem przyjacielu, kiedyś. A teraz mamy do nadrobienia sporo drogi. Nie każmy jego wysokości czekać. Kapitanie wydaj rozkaz wymarszu! — zwrócił się do Serenida z szkarłatnym płaszczem zarzuconym na złoty pancerz. Mieli maszerować przez długi czas.

 

Szli już dwa dni, przez ziemię ograbioną przez najeźce. Ciała wymordowanych mieszkańców, spalone wioski i zniszczone pola to tutaj byl normalny widok. Rishaną nie chodziło o przejęcie tych terenów czy o zasoby, chcieli tylko zaspokoić żądze mordu, jak szarańcza gdy ogołoci jakiś teren kieruje sie dalej. Wielokrotnie próbowano dyplomacji i zbrojnych wypraw, nic to nie dawało. Na szczęście rzadko wyruszali ze swej ojczyzny Mrocznych Krain by plądrować. Tym razem było coś dziwnego. Stali się bardziej z organizowani jakby mieli przywódce mającego wiedzę taktyczną, i zdolnego do zjednoczenia zwaśnionych plemion. Oczywiście najbardziej ucierpieli na tym ludzie których królestwa graniczą z pustkowiami i są stałym celem Rishan. Państwo króla Geodryka II było pierwsze na drodze hordy. I to on właśnie wezwał Zakon, chodz nie wiedział czy Serenidzi odpowiedzą, zaryzykował. Zawsze byli na uboczu i interweniowali gdy sami czuli zagrożenie a kraj tego władcy był daleko na północ na wybrzeżu a siedziba zakonu była w górach. Jednak obiecali pomoc.

 

Właśnie Realg i Zorlak dwaj z sześciu mistrzów zakonu będących ważnymi osobistościami wśród Serenidów,byli dowódcami,wsparcia dla króla. Prowadzili drugi legion, piędziesiąt tysięcy ciężkiej piechoty,najleprzych z najleprzych,weteranów walk. Nieustraszonych gotowych umrzeć by powstrzymać hordy Rishan. Dotarli wczesnym ranem do obozu. Wszyscy będący tam żołnierze odetchneli z ulgą ich było około trzydziestu tysięcy ,zamało by pokonać w bitwie horde. Teraz mieli jakieś szanse. Namioty roztawiane przez Serenidów wyróżniały się szkarłatnym kolorem na tle burych kolorów obozu a sami ludzie obawiali się swych wybawców i nie wchodzili im w droge. Sami mistrzowie nie mogli teraz odpocząć musieli się udać do polowej kwatery króla, gdyż ich oczekiwał. Jak można było zgadnąć królewski namiot był to ten największy i najmiej brudny z chorągwią królewską. Poszli tam od razu lecz zatrzymano ich przed wejściem do tymczasowej namiotu ego wysokości.

 

— Stać! — rozkazał żołnierz celując swą włócznią w stronę maski Realga. — Nie wolno ci wejść król oczekuje wysłanników z Zakonu i nie wpuścimy nikogo innego.—Najwyraźniej strażnicy myśleli mało, albo wogóle nie myśleli.

 

Zorlak westchną głośno a potem wbił wzrok w strażnika. Ten wzdrygnął się widząc błękitny blask oczu jednego z zatrzymanych.

 

— Pomyśl troche. — Odezwał się drugi strażnik. — Nie wyglądają na zwykłych żołnierzy, chyba nie są nawet ludźmi.-Odezwał się drugi strażnik. — E! czym... znaczy kim jesteście? — Zwrócił się po chwili do Serenidów. Gdy drugi wciąż trzymając grot włóczni przy masce Realga

 

— Otóż jestem Realg esh Xsadar a to Zolrak van Sacher i to nas oczekuje król. A przy okazji prosze zabierz tą wykałaczkę z przed mej twarzy bo mi maskę porysujesz a wtedy... cóż polecą głowy. — Ton z jakim powiedział ostanie trzy słowa sprawił że obu przeszedł dreszcz po plecach a serca przeszył lodowaty ból.

 

— P... prosze wybaczyć nie wiedzieliśmy kim panowie są — Żołdak próbował się tłumaczyć lecz, Serenid ruchem ręki przerwał wypowiedź strażnika.

 

— Daj nam poprostu wejść a może nie powiemy twojemu dowódcy o twej niesubordynacji i ... zachowacie swe puste łby. — Strażnicy rozstąpili się nic nie mówiąc niechcąć zdenerwować dwóch mistrzów bojąc się o swe życie.

 

Weszli do przestronnego namiotu który wyglądał bardziej na pełno prawny pokój niż coś tymczasowego. Siędział na swym mimo że drewnianym jednak okazałym bogato zdobionym tronie. Słuchał właśnie przemowy swego doradcy i gdy ujżał swych gości odrazu mu przerwał i wygonił ze środka.

 

— Królu jak prosiłeś przybyliśmy. — Obaj Serenidzi wykonali ukłon. Władca niekrył jak się cieszy na widok wysłanników Zakonu.

 

— Witajcie mistrzowie, to zaszczyt was gościć. Szkoda że się spotykamy w takich a nie innych okolicznościach.-Król wstał i podszedł do pobliskiego stołu na którym była mapa okolicy. — Jak wiecie panowie mamy wojne której sam nie wygram a inni wolą się nie wtrącać myśląć że horda ich ominie. — Spojżał na dwóch mistrzów. — Co przekonało Hierarche by wysłał swe siły zbrojne na pomoc człowiekowi?

 

— Mamy świadomość jakim zagrożeniem są hordy Rishan a ta jest wyjątkowo dobrze zorganizowana i dobrze dowodzona, więc hierarcha postanowił zniszczyć ich jak najszybciej. — Odpowiedział chłodno Realg ze stoickim spokojem.

 

— Słyszałem że Zakon ma gdzieś nas ludzi a także inne rasy. Aż tak jest źle?

 

— Niestety jest. Tym razem nie możemy pozwolić im urosnąć w siłe teraz to Zorlak się odezwał. — Wybacz wasza wysokość lecz muszę cię teraz opóścić. — To mistrz Realg jest formalnym dowódcą całej wyprawy, więc z nim musisz tylko rozmawiać. A ja z kolei muszę przygotować naszych żołnierzy. Mam nadzieje że rozumiesz.

 

— Tak, oczywiście.. Mistrzu Realgu a nie ma pan nic przeciwko?

 

— Nie nie mam. - Pomimo tego że obaj mieli kierować armią. To Zorlak najwyraźniej oddał dowództwo bardziej doświadczonemu Realgowi, co mile go zaskoczyło. Wiele lat nie prowadził wojsk sam.

Gdy drógi mistrz ich opuścił, kontynuowali rozmowę.

 

— Jakie masz plany królu?

 

— Cóż mam zamiar wydać Rishaną walną bitwę. Oni sami są bardzo blisko jutro dotrą na pole nieopodal tam będziemy z nimi walczyć. Robie to tylko dlatego że przybyliście tak szybko inaczej bym nie ryzykował. -Król zaczął chodzić po namiocie.

 

— Bylibyśmy już wczoraj lecz nas zaatakowano, i była to chyba awangarda bardzo dobrze uzbrojona i liczna. To dziwne by atakować kilkunasto tysięczną armią dziesięć tysiący. Ale skoro chcesz walczyć na ubitej ziemi to się dostosuje. Lecz radze by to siły zakonu były trzonem armi walczącej.

 

— Co masz na myśli?

 

— Radzę oddać mi dowództwo nad twymi żołnierzami.

 

— Nie mogę. Już wyznaczyłem generałów kierujących mymi siłami lecz ich jest tylko dwójka. Przoszę więc by to pan był trzecim generałem.

 

— W jaki sposób? Sam król mówił że niepozwoli mi kierowować swymi żołnierzami.

 

— Tak ale mam już strategie.-Wskazał na leżącą na stole mapę. - Chce by pan mistrzu rozstawił swych żołnierzy na środku i przyjął większość sił wroga a w tym czasie moje siły dowodzone przez pozostałych generałów obstawią flanki.

 

— Zgodze się na to lecz nieznam tej dwójki.A nie moge teraz się znimi spotkać. Lecz teraz potrzebuje odpoczynku rozumie królu

 

— Tak rozumiem.

 

— Proszę więc by oboje przyszli do mojego namiotu dzisiaj wieczorem gdy już skończe. A teraz wybacz muszę iść.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • forever&young 05.07.2017
    Brakuje kilku przecieków, pojawiło się też kilka drobnych błędów, głównie literówek. Czekam na cd. :)
  • LordVolcaro 04.11.2017
    Może w końcu pobijesz moich Wiedźminów :P

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania