Poprzednie częściKszyk, czyli w oparach absurdu

Kszyk 5, czyli uciekający podejrzany

Do przodu przepchnął się wysoki czarnoskóry policjant. Kobieta sięgała mu nieco powyżej pasa.

- Pedro!

- Lucildo!

Uścisnęli się, słychać było trzask pękających żeber.

- Auu, nie tak mocno - jęknął Afroamerykanin.

- Przepraszam. Gdzie byłeś?

- Patrolowałem teren, upolowałem jelenia. Będzie na kolację.

- Ty jesteś zabójcą? Dlaczego wcześniej się nie przyznałeś? - oburzył się komisarz. - Oszczędzilibyśmy sobie kłopotu.

- Ja? Przecież jest teraz sezon łowiecki. Upolowałem tylko jednego małego jelenia.

- Małego? Ty zboczony kłusowniku.

- Nie no, był taki średni. W zasadzie to nawet duży.

- Jak duży?

- Bardzo duży.

- Załatwiłeś samca alfa, przywódcę stada. Za to grozi grzywna w wysokości trzystu dolarów.

- Trzysta dolarów - szepnął detektyw.

- No właśnie powiedziałem.

- Aha. Myślałem, że pyta pan, ile nam brakuje w tym miesiącu.

- No właśnie. Trzysta dolarów grzywny, płatne w gotówce.

- Zaraz, on zabił także zabójcę i naszego technika - rzucił któryś z funkcjonariuszy.

- Nie, technika zastrzelił Rurk.

- Tamtego zabójcę załatwił ktoś inny - usprawiedliwiał się Pedro. - Mam alibi. Był przy mnie John.

- Nie, ja byłem gdzie indziej. Przy tobie był John.

- No właśnie mówię.

- Chciałem powiedzieć Michael.

- Wcale nie. Ja wtedy spałem. Miałem ciężki dzień. - zaprotestował Michael.

- To pan był wtedy pod drzewem? - zaciekawił się detektyw. - Wziąłem pana za trupa.

- Co prawda jestem blady, ale...

- Więc ma pan alibi. Tylko Pedro nadal go nie ma.

- Czy naprawdę nikt nie widział dwumetrowego Afroamerykanina? - zdziwił się komisarz.

- Patrolowałem teren z Michaelem - powiedział Pedro. - Potem przybiegliśmy na miejsce zbrodni zobaczyć, co się stało. Nad facetem w kominiarce pochylał się Chińczyk.

- Nie Chińczyk, tylko ja - oburzył się skośnooki blondyn.

- Jak w ogóle masz na imię?

- Tsieng Tsa Tsung Mojang.

- Dobra, nieważne. Ten pieprzony Chińczyk stał nad nim i coś wkładał...

- Zboczeniec.

- Włożył mu coś do kieszeni. Kurczę, to był pierścionek, który dałem Lucindzie. W pierwszej chwili tego nie skojarzyłem.

- Co? To nieprawda. Przeszukiwałem tylko ciało.

- Podobno nikt go nie przeszukiwał.

- Nie no, Michael miał to zrobić.

- Wcale nie, bo John.

- Dość! Mam już tego dosyć! Robię sobie przerwę. Kto ma zaparzacz do herbaty?

- Ja, ale nie ma go gdzie podpiąć.

- No tak, jesteśmy w lesie. Dlaczego nie na przykład w elektrowni?

- Tam byliśmy w zeszłym tygodniu. Ukradłem im trochę prądu i wyniosłem w słoiku.

- Racja. Na czym skończyliśmy?

- Chciał pan pić herbatę.

- Tak, ale nie ma zaparzacza.

- Tak naprawdę...

- Cisza! Wracamy do śledztwa. Ten wysoki gość jest winny czy nie? Masz na imię Pedro, tak?

- Zgadza się. Ja tylko zastrzeliłem łosia... Nie! To był jeleń!

- Pomylił się. Bardzo podejrzane. - Rzucił ktoś z tłumu, który zebrał się nie wiadomo skąd.

- To z nerwów, naprawdę.

- Chwileczkę. A Chińczyk?

- Nazywam się... - zaczął blondyn.

- Nie obchodzi mnie to! Podrzuciłeś pierścionek?

- Po co miałbym to robić? Pedro kłamie.

- Kłamie i myli się. To podejrzane.

- Rasiści. Wszystko przez to, że jestem czarny?

- Zostawcie mój skarb w spokoju. On jest niewinny - Lucinda zaczęła bronić ukochanego.

- To Rurk strzelał! - krzyknął ktoś. - On zabił wszystkich!

- Co? Gdzie się podział Rurk? Odpowie za wielokrotne zabójstwo.

- Nic nie zrobiłem - dobiegł skądś głos Rurka.

- Gdzie jesteś? - zapytał zbity z tropu komisarz.

- Tutaj.

Komisarz skierował wzrok w dół.

- Dlaczego leżysz na ziemi?

- Ten pieprzony Chińczyk mnie wywrócił, gdy uciekał.

- Który Chińczyk?

- Ten pieprzony - rzekł niepewnie Rurk.

- Pewnie Michael.

- Hej, to nie ja. To John jest pieprzony.

- Wcale nie, wszystkiemu winien Alfred.

- Kto to jest Alfred?

- Nie wiem, tak rzuciłem bez sensu. Chciałem powiedzieć Gilbert.

- Ten, którego miałem wyrzucić? Jak mógł uciec, skoro go nie ma?

- Chodziło mi o... Tsieng Tsa Tsunga - dokończył powoli Rurk. - Skośnookiego blondyna.

- Uciekł? Winny zawsze ucieka. Łapać drania! - zakrzyknął komisarz i ruszył w pościg, a zanim cała reszta.

- Zaraz! On niczego nie zrobił.

Wszyscy zatrzymali się i spojrzeli na detektywa, który rzucił te śmiałe słowa.

CDN...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Nuncjusz 10.02.2017
    Kekłem srogo ;) 5
  • Pan Buczybór 10.02.2017
    Murzyn ma zawsze trudniej. 5
  • fanthomas 10.02.2017
    Dzięki za komentarze. Jeszcze 2 części i kończę.
  • Nuncjusz 10.02.2017
    to powinna być niekończąca się opowieść, bo zawsze będę miał niedosyt!
  • Tanaris 13.02.2017
    Nie, poważnie? Tylko dwie i koniec, no ale i tak cieszę się, bo tekst wymiata ;D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania