Poprzednie częściKszyk, czyli w oparach absurdu

Kszyk: powrót - część 1

Detektyw pospiesznie zerwał się z łóżka i sprawdził telefon. Miał czterdzieści nieodebranych połączeń i dwieście dwadzieścia trzy SMS-y od komisarza. To musiało być coś bardzo ważnego.

- Co to za ważna sprawa? – zapytał komisarza, gdy do niego oddzwonił.

- Nie, już nic. Rozwiązywałem krzyżówkę i chciałem spytać o pogodę.

- Przecież mieszkam dwa domy dalej.

- No tak, pomyliło mi się. Właśnie jadę na miejsce zbrodni. Tylko trudno mi się prowadzi, gdy z tobą gadam i jeszcze jem drugie śniadanie. Muszę kierować łokciami. Kurczę, poplamiłem sobie spodnie. Jeszcze sok mi się rozlał. O nie, but mi się rozsznurował.

Nagle rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i trzeszczenie metalu.

- Znów walnąłem. Nie mają, gdzie sadzić tych drzew, tylko w lesie.

Nieco później detektyw i komisarz spotkali się w domu pewnej kobiety, która dostała list z pogróżkami. Litery wycięto ze starego czasopisma dla zboczonych wędkarzy „Kabyr wspak”.

- Kiedyś moim hobby było łapanie ryb – powiedział komisarz. - Złowiłem nawet suma giganta. Dopiero później okazało się, że to jednak był pies.

- Co robił w wodzie?

- Może dla relaksu pływał pieskiem. Nie wiem, co psy robią w wolnym czasie.

- Ja na przykład ostatnio jak miałem wolny dzień w pracy, to uprawiałem seks. I to z kobietą – pochwalił się jeden z gliniarzy.

- Ale z ciebie szaleniec.

- No, nawet mi zapłaciła. Dwieście dolarów, zainwestowałem je w kasynie. Wygrałem pięć, a potem przegrałem dwa tysiące. Miałem wtedy farta.

- Wracając do głównego wątku… Na liście nie znaleźliśmy żadnych odcisków palców.

- Dziwne, sama go dotykałam – powiedziała pani domu o imieniu Wiktoria.

- Jak moi funkcjonariusze tak mówią, to tak jest.

- Była jeszcze koperta.

- O to ciekawe. Gdzie ona jest? – zaciekawił się komisarz.

- Spaliłem ją – przyznał się Michael. – Mam taki nawyk, że palę śmieci.

- A gdzie mój pies?

- Chyba też go spaliłem. Myślałem, że to włóczka.

- O nie! Gdzie jest mój notatnik? Żartowałem, trzymam go przy sobie. A ma pani jakichś wrogów? – zapytał komisarz kobietę.

- Nie, jestem miła i sympatyczna. Nawet sama siebie lubię.

- Tak, to jeszcze sprawdzimy. Kto przyniósł list?

- Listonosz, a kto?

W tym samym momencie rozległo się donośne pukanie do drzwi.

- Kto tam, do cholery? – wrzasnęła kobieta i poszła otworzyć. Okazało się, że wrócił listonosz.

- Mam przesyłkę do detektywa.

- A to ciekawe, bo on tu wcale nie mieszka.

- Wiem, ale mi kazano. Pewien facet był bardzo przekonujący, gdy machał bronią przed moim nosem.

- Może to był pistolet odpustowy.

- Nie, trzykrotnie mnie postrzelił.

- Dobra, dawaj tę przesyłkę.

- Muszę mieć podpis odbiorcy. Takie procedury.

- Proszę oddać przesyłkę detektywowi – warknął komisarz. – Znam się na prawie. Utrudnia pan śledztwo.

- Ale podpis…

Komisarz wyciągnął pistolet , postrzelił listonosza i zabrał mu paczkę.

- Teraz wie, że się nie patyczkujemy. Będzie mi tu podskakiwał.

Listonosz nie czekając dłużej uciekł w kierunku lasu. Zaraz potem dał się słyszeć czyjś krzyk i porykiwanie głodnego niedźwiedzia. Komisarz zignorował to i otworzył przesyłkę.

- Ktoś tu nieźle pogrywa – powiedział. – Przysłał panu swoją głowę.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Nuncjusz 17.02.2017
    no to doczekałem się ;)
  • Tanaris 17.02.2017
    No w końcu! Tak samo się doczekałam kokejnego, super opowiadania. "Nawet sama siebie lubię" masakra xD 5
  • Pan Buczybór 17.02.2017
    Powrót w wielkim stylu. Zgaduję, że zabójcą będzie jakiś murzyn. Na pewno. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania