Poprzednie częściKto zabił Ethana Fella? - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kto zabił Ethana Fella? 2 - Rozdział 9 - Druzgocąca prawda i atak...

[Rozdział dedykowany Shogunowi, za czytanie mojej każdej serii, Johnnemu 2x4 oraz Szpilce. Dzięki wam za zainteresowanie serią ^^]

[No i zaczynają się dziać obiecane 'dziwne' rzeczy...]

 

*1*

Cała trójka stała w bezruchu, nasłuchując się przybierającej na sile ulewie. Pogoda nie zapowiadała poprawy, toteż zostanie w opuszczonym budynku stanowiło zacną alternatywę dla zmoczenia i tak już przesiąkniętych wodą ubrań. Głuchą ciszę przerywały jedynie odgłosy dudniącej wody oraz odległe ciskanie wyładowań atmosferycznych. Nie ulegało wątpliwości, że wszyscy najchętniej uciekliby z tego miejsca tak daleko jak tylko to było możliwe, no ale ten kapryśny deszcz na to nie pozwalał, do tego wszędzie zaczęła pojawiać się ta gęsta, zdradziecka mgła, jakiej żaden z nich nigdy nie przedtem nie widział.

— Nigdy nie było tak ponuro jak dzisiaj, nie? — George zasiadł na kanapie i wyciągnął beztrosko nogi przed siebie.

— Przeszedłem dobre parę kilometrów od swej kryjówki — zaznaczył mężczyzna, z którym się spotkaliśmy — Ale nie spotkałem po drodze żadnych oznak tego kataklizmy.

Finn dalej nie mógł uwierzyć, że mężczyzna o ufarbowanych na czerwono włosach to ten sam Brad, z którym dawniej zwykł uciekać ze szkoły i strzelać na wysypisku do nieruchomych celów. Naturalnie był to nie najlepszy moment na wyznanie im obu prawdy i wyjawienie swej prawdziwej tożsamości, gdyż ich morale i tak już upadały na duchu przez zawistne fatum, naturą zwane. Gdzieś głęboko czy to w sercu, czy umyśle, postanowił powiedzieć im obu prawdę, gdy wszystkie sprawy dobiegną końca. Wprawdzie nie słyszał już głosów ani wołań, jednak zdawał sobie, iż ucichły, ponieważ już znajdował się w mieście. Z drugiej strony co miał do stracenia? Dom, którego wnętrze jest niczym innym jak spustoszone przez huragan? I tak skończyła mu się gotówka, aby za nie zapłacić, równie dobrze mógł zostać, gdzie sam świadomie przyszedł.

— Ojcze...— na myśl przyszło mu właśnie to słowo — Dodaj mi siły...gdziekolwiek jesteś... — dopowiedział, spoglądając ze spuszczoną głową przez okno.

— Charles! — zawołał George, wytrącając go z transu — Chcemy omówić plan, jesteś z nami?

— T-tak — zrehabilitował się — Trochę się zamyśliłem — domyślił się, że w tym czasie obaj zaczęli rozmawiać.

Brad rozłożył na zakurzonym stole coś, co przypominało mapę, a brodacz się w nią wpatrywał z szeroko otwartymi oczyma. Z perspektywy Fella, wyglądało to jak sceny z filmów wojennych, jakich widział wiele przez ostatnie lata.

— My znajdujemy się tutaj — Brad wskazał palcem mały kwadratowy obiekt na mapie, jeden spośród wielu — Nawet w najlepszym przypadku dotrzemy najwyżej tutaj — pokazał szeroki prostokąt z napisem "Ranva" — Przez "najlepszy" mam na myśli bez zatrzymywania się, aż dotrzemy do tej bramy — wyjaśnił.

— Więc chcecie się wydostać z miasta? — zawołał przyczajony z tyłu Finn w skórze Charlesa.

— Tak — odparł szybko Brad — Jak tylko opady osłabną na intensywności, uciekniemy we trójkę z miasta.

— Czekaj chwilę! — wyskoczył George — Na terenie wysypiska wciąż znajdują się moi ludzie, nie oczekujesz chyba, że ich zostawię na pewną śmierć?! — Finn wiedział, że mężczyzna ma rację, terytorium Ewangelistów Anarchii znajdował się na błotnistych rejonach wysypiska. Nawet gdyby schronili się w opuszczonych pojazdach, wysoki poziom nawodnienia podłoża, stworzyłby błoto nie do przejścia, przez co staliby się uwięzieni i zdani na Boga.

— Cholera, Whistler — odpowiedział mu — Przed laty nie myśleliśmy bardzo o innych, kiedy obrabowaliśmy ten bank...

Więc jednak to ten sam Brad, którego Fell znał, z którym śledził własnego ojca i z którym potem się rozstał. Tego tonu nie dało się naśladować.

— I teraz pewnie nie żyją przez tę klątwę z telewizji — przerwał — Co tym bardziej nie powinno mnie powstrzymać przed ratowaniem wierzących we mnie ludzi! — miał wrażenie, że Brad cofnął się o krok do tyłu, ale nie był tego całkiem pewien.

— Dlaczego nie zrobimy obu? — popatrzyli na swojego kompana — Wystarczy, że znajdziemy dostatecznie dobry punkt, w którym możemy się zatrzymać do czasu uratowania ludzi Anarchii, oraz z którego blisko będziemy mieć do bramy wyjazdowej z miasta — wskazał na mapie obiekt nieopodal bramy — Tu znajduje się czynny jeszcze hotel, w którym się zatrzymałem na krótko po przyjeździe do miasta, sprawdzi się idealnie do naszego planu — popatrzyli na niego ze zdziwieniem — No co?

— Charles...jest mały problem — powiedział George Whistler — Ten hotel nigdy nie był otwarty...

 

*2*

— Cóż, lepsze to niż nic — Don Fox westchnął po długiej wędrówce, pragnąc nic innego jak chwili świętego spokoju.

Pomieszczenie jakie otrzymał, niewiele różniło się rozmiarem od jego własnego pokoju, jednak wystrój był nieporównywalnie gorszy. Poza łóżkiem, szafą oraz szafką nocną nie znajdowało się tu absolutnie nic, a dla rozrywki mógł jedynie obserwować nieustający za oknem deszcz. Właśnie w chwili takiej jak ta, wyciągał z wewnętrznej kieszeni kurtki zdjęcie dwóch osób i ze łzami w oczach mówił do samego siebie.

— Kiedyś się spotkamy, moje drogie... — Zdjęcie przedstawiało jego żonę, kobietę o bladej cerze i szatynowych włosach, jej uśmiech promieniował szczęściem. Druga osoba była młodą dziewczyną o równie pięknym spojrzeniu, co jego żona, była to córka, o której nie zapomniał mimo upływu tych wielu, wielu lat...

Usłyszał pukanie do drzwi, więc szybko schował swą cenną własność z powrotem do kieszeni i powoli usiadł na łóżku...

— Tu Jack, recepcjonista, czy mogę wejść? — zawołał.

— Proszę — pozwolił mężczyzna.

Przez otwierające się ze skrzypnięciem drzwi wszedł chłopak i stanął pośrodku pokoju...

— Ważne jest dla nas zadowolenie naszych klientów — objaśnił — Co do tej pory uważa pan o naszych usługach?

Don odwrócił się od niego, składając zmoczone od deszczu ubrania na dostępnej szafce nocnej...

— Cóż, myś--- przerwał, czując, że zaczyna się dusić.

Jack oplótł wokół jego szyi kawałek sznura i zaczął odcinać mu dostęp powietrza. Fox zaczął się szamotać i wołać o pomoc, ale żadne słowa nie przechodziły przez jego gardło. W końcu zdołał się odwrócić, kopnąć napastnika, który się cofnął.

— Alice! Ktokolwiek! POmocy! — chwycił za pistolet i po kilku niewysłuchanych ostrzeżeniach posłał strzał w stronę Jacka. Dostał w głowę.

Postrzelony nie wzruszył się szczególnie, zamiast tego przechylił delikatnie głowę na jedną stronę i z szyderczym uśmieszkiem dotknął dłonią części swojej twarzy, która krótko potem opadła na ziemię, odsłaniając wysmarowaną w krwi czaszkę...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • TheRebelliousOne 25.05.2020
    Ty to jednak potrafisz zaskoczyć... :D Zasłużone 5

    Pozdrawiam :)
  • DEMONul1234 25.05.2020
    Dzięki! Zostały 2/3 rozdziały + epilog. Potem zajmę się Star Warsami !
  • TheRebelliousOne 25.05.2020
    Star Wars? Więc też czytasz Kapelusznika i Pontaru, że masz inspirację? :P
  • DEMONul1234 25.05.2020
    TheRebelliousOne Nie czytałem ich :/ Zacząłem powtórne oglądanie Wojen Klonów, więc jakoś mnie wzięło ^^
  • Shogun 13.06.2020
    Cóż, na początku dziękuję za dedykację, to bardzo miłe :D

    No, muszę powiedzieć, że tego się nie spodziewałem. Naprawdę zaczęły dziać się dziwne rzeczy haha Ale ale, o co chodzi? :D Cóż, poczytamy zobaczymy ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania