Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Kto zabił Ethana Fella? - Rozdział 5
[Rozdział jest bezpośrednią kontynuacją końcówki rozdziału 3 i później dzieje się po rozdziale 4]
[Trochę śpieszyłem się z pisaniem tego rozdziału, ale nie będę miał jutro czasu na publikację...Wybaczcie jakość.]
Ethan nie chciał by jego żona zaczęła coś podejrzewać, więc szwendał się po nieuczęszczanych ulicach miasteczka, aż do zmroku. W końcu jednak nadszedł czas, aby powrócić i po raz kolejny wmówić Marge, że nie dzieje się nic złego oraz by choć na chwilę uśpić jej czujność.Ethan wrócił więc do swojego mieszkania, licząc, że kobieta zdołała przygotować mu resztki z obiadu, zatem wszedł jakby nigdy nic, wytarł buty o starą wycieraczkę, a na sam koniec powiesił kurtkę na jedynym wolnym wieszaku.
- Kochanie, wróciłem! Ciekawe co dziś robisz na obiad! - Ruszył z udawaną powagą przez kuchnie do salonu i zauważył siedzącą na fotelu żonę - Coś się stało, kochanie? - spytał głaszcząc jej ramiona.
- Wytłumaczysz mi co to ma znaczyć? - spytała i rzuciła kopertę na stolik, tak, aby Etan mógł się do niej dostać bez problemu. Tak też zrobił: chwycił kopertę, wyjął list i przeczytał:
"Wezwanie do zapłaty"
- To nie tak, ja...
- No czekam na wyjaśnienia, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć o długach?
Ethan milczał.
- Jak długo to trwa?
- Dwa tygodnie.
Marge milczała. Była zła, lecz nie z powodu kłamstw małżonka. Była zła na siebie, gdyż tak mało o nim wiedziała.
- Podejrzewałaś mnie - spytał.
- Miałam pewne podejrzenia, gdy zaprzestałeś chodzić do sklepu u Hanka i kiedy brakowało nam produktów.
Ethan również zamilkł, podobnie jak ona wcześniej. Wkrótce jednak ruszył w kierunku okna i wodząc wzrokiem po bezkresie nieba, dostrzegł tysiące budzących się gwiazd i rozmyślał. Kiedyś babka powiedziała mu, że pojawienie się nowej gwiazdy świadczy o narodzinach nowego człowieka. Teraz, spoglądając na nie widział jak umierał. Był przecież normalnym człowiekiem, może nie najszczęśliwszy, czy towarzyski, ale normalny: nie ukrywał nic przed rodziną, nie zachowywał się podejrzanie, nie przestawał być sobą.
- Rozumiem... - rzekł w końcu sapiąc - Wygląda na to, że od jutra musimy żyć mniej rozrzutnie.
- C-co?
- Jak powiedziałem: mniej drogich bułeczek, mniej arystokrackiej biżuterii, zero pierścionków ze złota co miesiąc - Marge zaczęła kręcić głową - a, i dobrze byłoby jakbyś sprzedała tę kolekc--
- Nie! - krzyknęła - Za parę dni ma przyjechać do nas moja siostra, rozumiesz?! Jak mam się pokazać jej i temu fagasowi, nie mając nic do pochwalenia się!?
Ethan złapał się za głowę.
- KURWA - wydarł się, powodując, że na całym ciele kobiety pojawiły się ciarki - Carlos i Frank umarli w durnym wypadku samochodowym, spółka upadła, ja sobie odmawiam i staram się oszczędzać, a ty mi tu pierdolisz o jakiejś biżuterii?!
- Eth...
Następnego dnia po południu, postanowił, że przejdzie się po mieście, licząc, że choć przez te parę godzin nie będzie musiał myśleć o ich trudnej sytuacji finansowej. Szedł tak sobie chodnikiem, którego osłaniały dziesiątki drzew z bujnymi koronami, a następnie skręcił na ulicę cichą, gdzie jego oczy przykuł szary szyld z wygrawerowaną bronią. Wszedł do obcego mu budynku i pierwsze co zobaczył to małe pomieszczenie z ladą, gdzie stał mężczyzna w połowie trzydziestki z zaniedbaną brodą i krzywym spojrzeniem.
- Przepraszam, czy to jest strzelnica? - zapytał.
- Tak, za małą opłatą dam panu broń, słuchawki ogłuszające oraz zestaw naboi .
- Ile to będzie? - zaczął wyciągać portfel.
- Piętnaście.
Ethan wyciągnął banknot i położył go na stole, a potem popadł w zastanowienie,
- Proszę pana - odezwał się mężczyzna - brakuje piątki.
- Aaa, rzeczywiście - dodał kolejny banknot i sprzedawca pozwolił mu na wybranie strzelnicy.
Wtem...
- Tato? Co ty robisz na strzelnicy?! - dotarł do niego głos syna.
Ethan obrócił się niczym gwóźdź na wiertarce i z zakłopotania podrapał się po głowie.
- Finn, nie powinieneś być na treningu tenisa?
- Piłki nożnej...
- No tak... no tak - poprawił się i ruszył w kierunku zamówionego pomieszczenia - Nie chcesz iść ze mną? Postrzelamy sobie...
Finn niechętnie poszedł za ojcem i obaj zniknęli za zieloną kurtyną, wkrótce potem zjawił się młody mężczyzna i rzucił banknot do kasjera. Ruszył za ojcem i synem.
Kasjera natomiast dziwił irokez.
- Przysięgam - powie za kilka tygodni - Gość miał zajebisty irokez!
Komentarze (5)
Pozdrawiam ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania