Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kubas Adventure 2 i Rytmiczne Zwierciadło

Opowiadanie dostępne również na blogu powieści:

https://kubasadventure.blogspot.com/

 

lub dla ułatwienia pod linkiem:

https://drive.google.com/file/d/1mwpG1yPgZib0pOCiQRfBt2Co8pi9lwKT/view

 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Stary mikser i pierwsze zadanie

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie w drugim opowiadaniu o niejakim Kubasie i jego głupich ziomkach. Jeżeli nie czytaliście pierwszej części to wam zazdroszczę i nie polecam jej czytać (tej zresztą też nie).

 

...

 

Co?

 

Jednak czytasz dalej?

 

Niech ci będzie, chociaż miałem nadzieje, że nie będę musiał tego opowiadać. Ja narrator będę ci towarzyszył w tej przygodzie, ponieważ zawsze to jakiś zarobek (chociaż autor nie zapłacił mi jeszcze za opowiadanie pierdół z pierwszej części).

 

Powinienem chyba napisać co wydarzyło się w części pierwszej. Otóż okularnik Kubas odkrył, że jest dziewczynką, mimo że wychowali go na chłopca. Od tamtej pory jego największym marzeniem jest stać się prawdziwym chłopcem. To życzenie może się spełnić, jeżeli będzie pracował dla trzech wielkich lordów, którzy pilnują dobra na ziemi. Warto dodać, że gdy się zdenerwuje, jego czerwona blizna zaczyna świecić i daje mu moc do napierdalania przeciwników. A tak w ogóle jest debilem.

 

I tyle.

 

Dalej czytasz na własną odpowiedzialność.

 

***

 

Kubas dłubał w nosie i nudził się podczas zajęć z języka polskiego. Wolał skupić się na myślach niż na pierdoleniu o gramatyce (pewnie tak samo jak swego czasu autor Kubasa i dlatego tyle błędów w tych powieściach) więc założył na głowę kaptur z szarej bluzy, która na środku miała narysowany okrąg a w niej literkę „A". Kaptur leżał idealnie na okrągłej głowie Kubasa, zakrywał nawet jego bliznę nad prawą brwią, z której się wszyscy śmiali, bo wyglądał jak Harry Potter. Jednak olbrzymie okulary nie mieściły się pod kapturem co wyglądało komicznie zresztą jak jego cały ryj.

 

Uważam jednak, że powinniśmy tutaj mówić bardziej o tragedii niż komedii, jeśli chodzi o jego ryło.

 

Minęło już kilka tygodni, odkąd lordowie poprosili go o współpracę a nie dostał jeszcze żadnego zlecenia. W pewnej chwili pomyślał, że może po prostu zrobili sobie z niego jaja, żeby tylko rozbudzić w nim pragnienie spełnienia życzenia po czym go olać. W końcu nie wyglądali jakby go lubili. A może mieli się z nim skonsultować przez telefon, tyko on im nie podał numeru.

 

No i nie miał telefonu.

 

Dopiero dzwonek na przerwę wyrwał Kubasa z myśli.

 

„A co ty taki chodzisz jak struty przez ostatnie dni. Sraczkę masz?" Zapytał z troską jego przyjaciel Włodek.

 

Kubas znał Włodka całe życie. Był to wysoki chłopak z prostokątnym ryjem i prostokątnym okularami. Nie był zbyt ładny i mądry, ale Kubas go lubił, bo przy nim nie czuł się jak najgorsze gówno. Miał na sobie żółtą, dość oczojebną koszulkę z narysowanym bananem chiquita.

 

„Nie mam sraczki, po prostu zajarałem się na niszczenie zła i tak dalej a ci lordowie jakoś się nie odzywają."

 

„Może uznali, że sam musisz wyczaić zło i je zwalczać. No wiesz, jak policjanci albo detektywi."

 

„Ty wiesz, że o tym nie pomyślałem? Może jestem teraz oceniany i testowany przez te całą WWG!"

 

WWG to skrót od Wróżki Wali Gruszki, która z rozkazu lordów ma oceniać czy Kubas dobrze się spisuje i czy zasłuży na swoją nagrodę.

 

„No to masz parę tygodni w plecy."

 

„Kurwa! Włodziu! Zwołuj drużynę! Spotykamy się po lekcjach za szkołą!" Zarządził Kubas po czym poszedł do wc strzelić klocka, bo jednak troszkę sraczki miał.

 

***

 

Włodek o dziwo zrozumiał polecenie przyjaciela i zebrał innych członków gangu Kubasa. Na wezwanie stawili się Oluś i Konrad. Postacie o dość zwyczajnym wyglądzie. Gdyby nie żydowskie pejsy tego pierwszego to trudno było by ich rozróżnić. Oprócz nich przybył też Wietnamczyk Derek, którego nie będziemy opisywać, bo jest jedynym Wietnamczykiem, więc się wyróżnia.

 

„Słuchajcie, mamy zadanie." Kubas zaczął się rządzić. „Żeby podlizać się lordom, musimy zwalczać zło. Ale nie możemy czekać aż samo spadnie z nieba tylko musimy sami jakieś znaleźć i je rozpierniczyć."

 

„Kiedy mówisz, że musimy podlizać się lordom, to masz na myśli, że ty musisz tak?" Odpowiedział Konrad.

 

„No kurwa chłopaki." Posmutniał Kubas.

 

„Chłopaki, to są w agencji towarzyskiej. My jesteśmy młode wilki." Oluś popisał się znajomością tekstów ze starych polskich filmów.

 

„No ale pomyślcie. Jak nie będziecie mi pomagać to nie będzie was w ogóle w tym opowiadaniu a nic innego w życiu nie osiągniecie, nie oszukujmy się." Postawił na swoim okularnik.

 

„Jebany ma racje." Zastanowił się Derek.

 

„A więc zdecydowane. Idziecie ze mną!"

 

„Ale gdzie? Masz jakiś plan?" Tym razem to Włodek przerwał gadkę głównemu bohaterowi.

 

Debile długo zastanawiały się co właściwie mają zrobić. Postanowili, żeby każdy wymienił jakieś propozycje tego, co uważają za złe. Wszyscy wskazali na Dereka bowiem jak dobrze wiemy to wietnamcy odpowiedzialni są za wszelkie zło. Derekowi zrobiło się smutno, ale nie dlatego, że tak pomyśleli tylko dlatego, że wytykali go palcami. Przypomniało mu się bowiem jak wystawiali go na targu niewolników w Bombaju a tam też pokazywali na niego palcem i krzyczeli ceny, (a nie były one duże). Wytykany palcami kolega nawet zaoferował się, że się poświęci i że Kubas może mu dać po mordzie, ale to nie pasowało okularnikowi (za to Oluś mu jebną, skoro była okazja). Wiedząc, że myślenie nie jest ich dobrą stroną, postanowili, że wrócą do swoich domów. To znaczy niektórzy, bo nie wszyscy mają dom na przykład Konrad mieszka na podwórku żydków a Derek razem z rodziną w budzie z sajgonkami.

 

Towarzystwo rozdzieliło się a ja na dzisiaj miałem spokój.

 

Następnego dnia, gdy Kubas miał wychodzić do szkoły (razem z Włodkiem), przy drzwiach zatrzymał go przyszywany ojciec. Mieszkanie, w którym mieszkali należało do niego i do jego żony dlatego Kubas starał się nie wchodzić im w drogę, żeby nie wyjebali ich na zbity pysk.

 

„Słuchaj Fubas mam sprawę."

 

„Jestem Kubas."

 

„Tak, tak. Posłuchaj. Znalazłem w piwnicy mój stary mikser i chciałbym, żebyś go sprzedał gdzieś. Przyda mi się hajs." Kubasowi nie chciało się popierdalać po sklepach ze sporych rozmiarów antykiem w łapie, ale musiał przyjąć to zadanie, ponieważ nie chciał podpaść staremu. Zresztą i tak nie miał dzisiaj nic do roboty.

 

„No dobrze." Powiedział odbierając od ojca mikser.

 

„Liczę na Ciebie." Ojciec wrócił do pokoju oglądać maraton filmów o godzili a Kubas i Włodek wyszli z domu. Zanim poszli do szkoły obskoczyli kilka sklepów by sprzedać mikser ojca, ale nigdzie nie chcieli kupić takiego starego klamota. Kiedy Kubas myślał nad jakimś kolejnym sklepem w okolicy w jednej chwili zmieniło się jego położenie. Znalazł się bowiem przed drzwiami do głównej sali w pałacu lordów w górach Rolling Stones.

 

***

 

„Nareszcie!" Pomyślał na głos Kubas po czym wbił odważnie do sali, gdzie jak się spodziewał, czekali na niego trzej wielcy lordowie o imionach Tom'Ash, Ski-O oraz P.ter. „Długo musiałem na was czekać!" Powiedział z pretensją.

 

„Jeszcze raz odezwiesz się do nas bez szacunku a zabijemy ciebie, twoich przyjaciół i cała twoją rodzinę"

 

Kubas pomyślał, że jak na obrońców dobra na ziemi to lordowie byli dość bezpośredni, ale coś czuł, że nie żartowali. Odezwał się lord Tom'Ash, który sprawiał wrażenie jakby przewodził całej trójce, ale tak naprawdę to tylko lubił dużo gadać.

 

„Nie odzywaliśmy się do ciebie, ponieważ musieliśmy przeprowadzić śledztwo w pewnej sprawie. Bardzo możliwe, że stoimy przed dużym zagrożeniem i będzie to świetny sprawdzian tego, czy nadajesz się na obrońcę dobra."

 

„Co to za zagrożenie? Inwazja zmutowanych krabo-pająków?"

 

„Nie." Kontynuował drugi z lordów. „Ziemia będzie musiała stanąć przed obliczem pewnej pradawnej istoty zwanej Etyzerem z Kosmosu."

 

„Czym kurwa?" Kubas nigdy nie słyszał o Etyzerze a tym bardziej o kosmosie. Na jego pytanie odpowiedział trzeci z lordów.

 

„Etyzer z Kosmosu był niegdyś człowiekiem, ale osiągnął ostateczne oświecenie, poznał odpowiedź na każde pytanie, rozwiązał każdy problem matematyczny i filozoficzny. Jego ciało i rozum nie potrafiło tego wytrzymać przez co stał się istotą ewolucyjnie wyższą. Uznał również, że jedynym sposobem na ocalenie ziemi jest pozbycie się wszystkich mieszkańców i chciał wykorzystać swoją moc by zniszczyć ludzkość."

 

„I co udało mu się?" Zapytał Kubas.

 

„No kurwa domyśl się pojebie." Rzucił któryś z lordów.

 

„To w takim razie jak został pokonany i skąd macie pewność, że powrócił?"

 

„Dobrze, że zadałeś te dwa pytania w jednym zdaniu, bo odpowiedź na nie jest taka sama." Odpowiedział Lord Ski-O. „To wszystko dzięki Żółtej Magnetycznej Gwieździe."

 

„Ci, którzy kiedyś walczyli z Etyzerem odkryli, że jego nowa postać złożona jest częściowo z metalu. Stworzyli więc sztuczną gwiazdę, którą wystrzelili w kosmos. Miała ona właściwości magnetyczne więc odciągnęła Etyzera od naszej planety i wyjebała go w kosmos. Myśleliśmy, że forever, ale... kilkanaście dni temu Żółta Magnetyczna Gwiazda pojawiła się na nocnym niebie. To tylko kwestia czasu aż przybędzie za nią sam Etyzer." Dodał lord P.Ter.

 

„No to wystrzelmy ją ponownie." Zabłysną rozumowaniem Kubas.

 

„Fajnie tylko nie wiemy jak."

 

„A jak zrobiono to wcześniej?"

 

„Dobre pytanie. Tego masz się dowiedzieć. Naprzeciwko Etyzera stanęli Bogowie Majów, którzy za pomocą swoich niewolników, tzn. oddanych stworzyli gwiazdę i wystrzelili ją z ziemi. Zostaniesz wysłany do ruin tych bogów, gdzie poszukasz odpowiedzi na męczące nas pytania. Rumun jest już na miejscu kilka dni, przyda mu się pomoc."

 

Rumun był sługusem lordów a dokładniej lorda Tom'Asha. Był to młody rudzielec z kręconymi włosami i piegami na ryju. Jego mina zawsze sprawiała jakby odczuwał tylko to co złe lub był po kilkudniowej sraczce. Z racji, że sam musiał sprzątać cały pałac lordów, dość dobrze walczył szczotką do sprzątania.

 

„Hej a tak poza tematem to nie wiecie, gdzie mógłbym opchnąć mikser mojego starego?" Zmienił temat Kubas, ale lordowie udali, że nie słyszeli jego pytania. Kilka chwil później pojawiła się Wróżka Wali Gruszka i zapytała.

 

„Gotowy? Przeteleportować cię do tych ruin, o których mówili lordowie?"

 

Zabrzmiało jak pytanie przed wyruszeniem do ostatecznej lokacji w jakiejś grze.

 

„Poczekaj. Najpierw odstaw mnie pod szkołę, bo chcę zabrać kolegów."

 

Tak też zrobiła i Kubas pojawił się na szkolnym boisku. W końcu coś się działo. Tak bardzo pragnął jakiś przygód, jakiegoś wyzwania, jakiejś potyczki. Cała sprawa z Etyzerem była dla niego nie zrozumiała, ale wierzył, że może obronić ziemie przed złem i to było dla niego bezcenne. Był to też pierwszy krok do tego, by stać się prawdziwych chłopcem a nie tylko udawanym. Szybko wbiegł do szkoły by odnaleźć kolegów. Wbił do klasy, rzucił krzesłem w nauczyciela i wyciągnął swoich ziomalów.

 

„Co jest?" Zapytał Włodek zadowolony, że wcześniej wylazł z lekcji.

 

Kubas opowiedział im o Etyzerze i o tym, że zabiera ich do jakiś ruin w poszukiwaniu odpowiedzi jak go pokonać. Gang Kubasa był w komplecie. Gdy byli gotowi, Wróżka przeniosła ich w docelowe miejsce.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ciecierz Itza

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Zobaczmy, gdzie to nas wywiało. Przed bohaterami (i mną) wznosiła się kamienna piramida, którą nadgryzł już ząb czasu. Niektóre kamienie odpadały od reszty budowli, wszędzie był mech i jakieś chwasty. Oprócz tej zrujnowanej świątyni majów wokół było widać las. Sama świątynia stała na dużej polanie, najprawdopodobniej na samym jej środku. Gdy chłopcy podeszli bliżej piramidy zauważyli, że wszędzie porozstawiane są różnej wysokości totemy, zarówno kamienne jak i drewniane. Nawet ślepi Kubas i Włodek stwierdzili, że te totemy kompletnie nie pasują do reszty ruin. Nie były tak stare no i rzeźby na nich nie pojawiały się na kamieniach z piramidy. Nie przejęli się tym zbytnio i ruszyli do wejścia, czyli na sam szczyt budowli. Gdy byli na górze, większość z nich zdychała już ze zmęczenia. Pierwszy złapał oddech Konrad i zaczął narzekać.

 

„Już mi się znudziła ta przygoda."

 

„Długo tu jeszcze będziemy?" Zapytał Derek

 

„Mam złe przezucia." Dodał Oluś, bo zawsze chciał coś takiego powiedzieć.

 

„Kurwa wy narzekacie? Ja jeszcze muszę taszczyć ten pierdolony mikser." Poskarżył się Kubas. Wesoła kompania weszła do środka piramidy.

 

W środku śmierdziało, ale chłopaki byli przyzwyczajeni do takich zapachów dzięki towarzystwu Włodka. Z racji, że piramida była poniszczona, dużo światła przelatywało przez kamienie. Bohaterowie mieli jedną drogę do wyboru, cały czas przed siebie więc postanowili, że właśnie z tej skorzystają. Podróż przez korytarz nie należała do niebezpiecznych, jednak co chwila musieli omijać dziwne totemy, które znajdowały się również wewnątrz piramidy.

 

„Czuje się jakby te totemy się na nas gapiły." Derek zaczął histeryzować, ale koledzy olali jego frazesy.

 

„Zastanawiam się, gdzie jest Rumun. Miał tutaj na nas czekać." Przypomniał sobie Kubas. Stwierdzili z kolegami, że pewnie czeka na końcu drogi. W korytarzu, który szli, zauważyli, że na ścianach pojawiły się dziwne znaki, przypominające hieroglify. Żaden z nich nawet nie śmiał udawać, że potrafi je przeczytać. Jednak Kubasa zainteresował największy rysunek na kamiennej ścianie.

 

Narysowane lub wyrzeźbione (chuj wie) były na nim trzy obiekty. Pierwszym z nich była wielka żółta kropka.

 

„Żółta Magnetyczna Gwiazda." Pomyślał Kubas co rzadko się udawało. Następnie pod nią było coś na wzór wielkiej twarzy z pustym wzrokiem. Była ona pokolorowana na różne kolory. Można rzec tęczowy ryj.

 

Na samym dole, pod mordą była niebieska linia, która wyglądała jak gejzer albo wieża.

 

„To wygląda jakby wypychało tą mordę do góry." Zauważył Olek.

 

„A więc musieli użyć czegoś niebieskiego, może wody, żeby wyjebać w kosmos i gwiazdę i ten ryj." Podsumował Kubas.

 

„A ten ryj?" Zapytał Włodek, bo rzadko widział brzydszy ryj od swojego.

 

„Może to twarz Etyzera." Dodał Konrad

 

„Nie oszukujmy się. Nie mamy na tyle IQ, żeby cokolwiek z tego wywnioskować. Chodźmy dalej, bo może Rumun już zdechł z głodu." Kubas zarządził dalszą podróż, ale Derek zatrzymał go wskazując na jeden z drewnianych totemów, brzydszy niż wcześniejsze.

 

„A co do Rumuna to zobaczcie na ten totem. Przypomina jego ryj." Chłopcy przyjrzeli się klocowi i stwierdzili, że faktycznie trochę przypomina Rumuna.

 

Gapienie się przerwał im dźwięk, który usłyszeli z dalszej części korytarza. Brzmiało to jakby ktoś szedł w ich stronę. Postać wyłoniła się z cienia a Kubas z Włodkiem ujrzeli ją na samym końcu, bo byli ślepi jak zjeby.

 

Był to młody mężczyzna, który był czarny, miał krótkie włosy i co najdziwniejsze miał aż trzy ręce. Dodatkowa ręka wyrastała z pleców i była dłuższa niż dwie pozostałe. Dziwny był to murzyn.

 

„Co robicie w Ciecierz Itzy?" Zapytał drapiąc się po plecach trzecią ręką.

 

„Gdzie?" Zapytał Oluś.

 

„Ciecierz Itza. To nazwa tej piramidy. Zapytam jeszcze raz. Co tutaj robicie?"

 

„Jesteśmy na wakacjach." Powiedział nieufny Kubas. „A ty co tutaj robisz?"

 

„Mieszkam. Od jakiegoś czasu. Nie stać mnie na mieszkanie więc zamieszkałem w piramidzie."

 

„A widziałeś może takiego rudego chłopaka, który wyglądał jakby całe zło świata dotyczyło akurat jego?"

 

„Hmm... nie. Rzadko ktoś tutaj przychodzi."

 

„A dokąd prowadzi korytarz?" Czarny odwrócił się, popatrzył w ciemną drogę. „Do serca piramidy. Tam sobie pomieszkuje."

 

„Zaprowadzisz nas? Chcemy coś sprawdzić."

 

„Jasne. Możecie iść za mną." Dziwny murzyn ruszył przodem a reszta poszła za nim. Kubasowi nie podobał się ten człowiek, pewnie dlatego, że pierwszy raz widzi murzyna. Jak można mieć kurwa brązową skórę? I jak tu nie wierzyć, że nie pochodzimy od małp.

 

***

 

Podróż do ostatniej komnaty trwała dłużej niż myśleli. Co prawda droga była tylko jedna, ale część z niej była zawalona więc trzeba było przeciskać się wąskimi korytarzami. W pewnych momentach było tak ciemno, że czarny przewodnik stawał się prawie niewidzialny. Na szczęście w ostatniej komnacie przedostawało się więcej światła.

 

Komnata była dość spora, ale prawie pusta. Nie posiadała żadnych malowideł oraz piktogramów na ścianie a jedyna ciekawa rzecz jaka w niej była to kamienny piedestał na samym środku. Nie było w tej sali nawet totemów, które przewijały się na korytarzu i na zewnątrz.

 

Wszystkich od razu zainteresował kamienny piedestał i do niego podeszli. Nic jednak na nim nie leżało. Chłopcy postanowili rozejrzeć się dokładnie po sali. Kubasa zaciekawiło coś w stylu wypalonego paleniska.

 

„To moje ognisko. Noce są zimne więc muszę się czymś ogrzewać." Wyjaśnił czarny przewodnik po czym podszedł do Olka, bo ten go zawołał. Kubas uklękną przy palenisku, bo zaciekawiło go to co było spopielone, spalone. Lubił babrać się w brudzie więc przejechał ręką po resztach z ogniska i zobaczył, że były to jakieś kartki. Jedna z nich była tylko nadpalona. Gdy Kubas czytał co było na nich napisane, Włodek krzyknął, że coś znalazł. Konrad i Derek podeszli do niego i Włodek wskazał w róg.

 

„Zobaczcie to chyba szczotka Rumuna." Powiedział i faktycznie nie kłamał.

 

„Czyli szczotka jest, ale brak właściciela." Dodał Konrad. „Kubas! Oluś! Słyszeliście?" Kubas odbąknął, że tak, ale Olusia nie było słychać. Tam gdzie stał razem z murzynem był teraz drewniany totem. „Oluś! Gdzie jesteś? Zniknął?" Konrad zaczął się rozglądać.

 

„Murzyna też niema." Zauważył Derek.

 

Nagle, ni z gruchy czy z pietruchy Kubas zaczął się drzeć.

 

„Panowie! Szybko do mnie!" Zanim mogli zareagować, jeden z nich, czyli Derek zniknął a na jego miejscu pojawił się kolejny totem. Reszta podbiegła do Kubasa.

 

„Co się dzieje! Gdzie Oluś i Derek!" Krzyknął Włodek.

 

„Zamienili się w totemy!" Krzyknął Kubas. „Te wszystkie totemy to są ludzie!" Zanim jego koledzy mogli zareagować, z ciemności wydobył się głos murzyna.

 

„Zgadza się. Jak się domyśliłeś? Nie wyglądasz na mądrego. Wręcz przeciwnie."

 

„W ognisku znalazłem mnóstwo spalonych biletów wycieczkowych do Ciecierz Itzy. Ci wszyscy ludzie to byli turyści!"

 

„W takim razie ten totem w korytarzu podobny do Rumuna to sam Rumun?"

 

„Zgadza się. Węszył tutaj a ja potrzebowałem szczotki do zamiatania."

 

„Ale dlaczego to robisz i kim jesteś?!" Wykrzyczał Konrad.

 

„Jestem Totemiarz! Wygnany ze społeczeństwa artysta! Dzięki trzeciej ręce, mogę tworzyć totemy a najlepsze wychodzą z ludzi. Brakuje mi już tylko totemów w tej sali. Idealnie się nadacie!"

 

„Zmień Olusia i Dereka z powrotem!"

 

„Nigdy!" Murzyn wykorzystał to, że potrafił czaić się w cieniu (bo był czarny a nie dlatego, że był w tym dobry) i zaczaił się na nich od tyłu. Kubas jednak wyczuł atak z zaskoczenia i odepchnął kolegów a sam odskoczył do tyłu. Atak Totemiarza trzecią ręką nie trafił nikogo. „Drugi raz nie będziecie mieć tyle szczęścia."

 

„Zaraz zobaczymy kto będzie miał szczęście." Kubas napalił się do bitki. Odłożył mikser na kamienny piedestał, przy którym stał po czym rzucił się z pięściami na murzyna. Ten jednak podniósł gardę złożoną aż z trzech pięści. Kubas dopiero gdy był blisko ogarnął, że jego przeciwnik ma przewagę. Zaczęli się nawalać, ale szybko to Kubas zaczął dostawać po mordzie. Jeden z ciosów był tak mocny, że Kubas odleciał w tył aż uderzył plecami o Dereka a raczej totem, którym stał się Wietnamczyk.

 

„Kubas!" Krzyknął zmartwiony Włodek. „Musimy mu pomóc!"

 

„Niby jak?" Zapytał równie zmartwiony Konrad. „Nie mamy żadnych mocy i broni a koleś ma aż trzy pięści."

 

Kubas ogarnął dupę i podniósł się. Był posiniaczony, ale jeszcze nie był w złym stanie. Za to coraz bardziej był wkurzony. Rzucił się więc jeszcze raz na czarnucha bez przemyślenia strategii. Totemiarz tym razem nie ustawił się do walki a przyłożył trzecią rękę do ziemi i w jednej chwili pod Kubasem wyrósł mały totem przypierdzielając mu z całej siły w krocze. Kubas bez nawet jednego jęknięcia upadł na ryj sparaliżowany.

 

„To mój najlepszy atak. Żaden facet nie przetrwał tego uderzenia." Totemiarz zbliżył się do Kubasa by i jego przemienić w kawałek kloca. Jednak, gdy pochylił się nad nim, Kubas zerwał się z ziemi po czym z całej pety przypierdolił mu ryj. Totemiarz nawet nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ padł na plecy nieprzytomny z wybitymi zębami.

 

„Masz za swoje czarnuchu." Powiedział Kubas po czym napluł na przeciwnika. Całą sytuacje podsumował żydek.

 

„Wow! Kubas jest mega! Ten atak nic mu nie zrobił! Pewnie ma jaja ze stali!" Ale my wiemy, że Konrad mylił się. Kubas nie miał jaj ze stali, bo w ogóle ich nie miał. Był dziewczynką co zmyliło jego przeciwnika i pozwoliło mu na niespodziewany atak. Mniej więcej w czasie mojego pierdolenia Oluś i Derek na powrót stali się ludźmi.

 

„Co się stało?" Zapytali a Konrad i Włodek wytłumaczyli im, że stali się totemami. Kubas ogarnął się, pomyślał o tym, że jego koledzy są bezużyteczni po czym ponownie wziął do rąk mikser z piedestału, na który jeszcze raz rzucił okiem.

 

Do sali wbił nie kto inny jak sam Rumun i gdy zobaczył gang Kubasa, zmartwił się, ale gdy zobaczył nieprzytomnego Totemiarza to humor trochę mu się poprawił chociaż nie było widać po ryju.

 

„Widzę, że załatwiliście Totemiarza." Powiedział podchodząc do swojej szczotki by ją odzyskać"

 

„W przeciwieństwie do ciebie." Dodał Włodek, który nic nie zrobił podczas walki.

 

„Skubany odebrał mi szczotkę a bez niej jestem nikim."

 

A z nią jesteś kimś?

 

„Lepiej powiedz czy czegoś się dowiedziałeś o Etyzerze lub o tym jak się go pozbyć." Kubas chciał przejść do szczegółów.

 

„Cóż. Pewnie widzieliście rysunek w korytarzu prawda?"

 

„Tak, ale nic nam nie mówił."

 

„No to mi też." Nie pomógł wcale Rumun. „Ale zanim przylazłem ogarnąć te ruiny to postanowiłem popytać okoliczne wioski o to miejsce. Okazało się, że żyją tutaj potomkowie ludzi, którzy wznieśli piramidę i tych, którzy wierzyli w bogów majów. Dowiedziałem się od nich, że zanim pojawiły się tutaj te dziwne totemy to był tutaj jeden podróżnik zwany Indiana Jonesem, który coś wyniósł z piramidy a dokładniej jak to nazwali – Księgę Urantii."

 

„I gdzie z nią polazł?" Zapytał Oluś.

 

„A skąd ja mam kurwa wiedzieć?" Gdy Rumun zakończył swoje nieudolne gadanie do komnaty wpadło kilka osób w żółtych mundurach. Na ich uniformach było po kilka dużych niebieskich guzików oraz brązowe pasy, które trzymały po jednym dużym metalowym naramienniku. Te eleganckie osoby otoczyły naszych bohaterów i wycelowały w nich z pistoletów.

 

„Ręce do góry!" Krzyknął któryś z nich i wszyscy tak postąpili, nawet ja.

 

„Co jest kurwa?" Kubas był zdezorientowany. Skąd się wzięli i kim byli tajemniczy wojskowi?

 

„To Turksi." Odpowiedział Rumun a Oluś się zajarał, bo lubił o nich oglądać programy.

 

„Turksi? Ta grupa zwalczająca zło?" Dopytywał Derek.

 

„Dokładnie. To ich mundury." Potwierdził Olek.

 

W końcu jeden z nich podszedł do Kubasa i jego kolegów po czym poprosił innych o opuszczenie broni.

 

„To jeszcze dzieciaki." Powiedział ubrany w żółty mundur mężczyzna w średnim wieku, okularach podobnych do tych Włodzia oraz włosami postawionymi na żel i kozią bródką. Na jego metalowym naramienniku widniały 3 małe ikonki bananów.

 

„Porucznik." Popisał się wiedza Oluś.

 

„Nazywam się Max. Dowodzę tą jednostką. Kim jesteście..." Spojrzał na nieprzytomnego czarnucha „...i czy to wy tak załatwiliście Totemiarza?"

 

Zanim ktokolwiek odpowiedział, przed szereg wyszedł główny bohater. „Jesteśmy turystami. Nasze bilety spalił ten czarnuch. Wkurzał nas więc mu przyjebałem."

 

Porucznik poprawił okulary po czym popatrzył na gówniarzy. Przypomnę, że Kubas i jego kumple mieli o koło 11-12 lat.

 

„Niech będzie, że wam wierzę. Jestem wam winny podziękowania." Max wykonał gest ręką po czym inni z oddziału podnieśli Totemiarza, skuli go w kajdany (takie specjalne na 3 ręce) po czym wyprowadzili.

 

„Co się z nim stanie?" Zapytał Kubas.

 

„To co z innymi złymi osobami. Trafią do pierdla o zaostrzonym rygorze – Azkabanu. Oddelegowano nas byśmy schwytali Totemiarza, ale zdążył nas zamienić w totemy. Dziękujemy za ratunek. Jak się nazywasz?"

 

„Kubas."

 

„I tak zapomnę." Powiedział. „Dziękujemy za pomoc w ujęciu sprawcy. Jesteście wolni." Bohaterowie popatrzyli jeden na drugiego po czym ruszyli w stronę wyjścia. Kiedy zniknęli z oczu porucznikowi Maxowi z Turksów, ten zastanawiał się o chuj chodzi z tym mikserem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

W poszukiwaniu Księgi Urantii

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kubas i reszta po wyjściu z piramidy przeniosła się za pomocą Wróżki Wali Gruszki do pałacu lordów (oczywiście Derek jak zawsze musiał poczekać przed salą przez napis na drzwiach „Wietnamców nie wpuszczamy") Ci od razu przeszli do rzeczy.

 

„Czekamy na raport." Rumun podrapał się po głowie, bo nikt nie raczył zacząć mówić.

 

„No to dowiedzieliśmy się, że w tej piramidzie była kiedyś jakaś księga i ona została skradziona. Księga Urantii dokładniej mówiąc."

 

„Kto ją zajebał?"

 

„Jakiś Indiana Jones." Dodał Kubas. W tej chwili lordowie spojrzeli na okularnika i zobaczyli jego siniaki.

 

„Tak kurwa ciemno tam było, że ryj sobie poobijałeś?" Zapytał lord Tom'Ash.

 

„Walczyłem na śmierć i życie z jakimś Totemiarzem i skopałem mu dupę."

 

„To prawda?" Lordowie zapytali Rumuna.

 

„Nie potwierdzam i nie zaprzeczam."

 

„Bo kurwa byłeś klocem." Powiedział wkurzony Kubas, że Rumun okazuje zero wdzięczności. Inni koledzy również jakoś nie kwapili się, żeby pochwalić głównego bohatera.

 

„Dobrze to teraz nie ważne." Burknął lord Ski-O. „Żółta Magnetyczna Gwiazda jest coraz bliżej więc Etyzer także. To tylko kwestia czasu aż przybędzie na ziemie a my dalej nie mamy planu."

 

„W takim razie musimy odnaleźć te księgę." Zaproponował lord P.Ter. „Rozejrzymy się za tym całym Indiana Jonesem i damy wam znać."

 

„A ty masz czas, żeby sprzedać ten jebany mikser." Dodał lord Tom'Ash po czym Kubas i jego paczka znalazła się w warszawie.

 

***

 

Była noc.

 

Kubas i Włodek smacznie chrapali w swoim pokoju, kiedy to ktoś zaczął budzić tego pierwszego.

 

„Co jest? Włodek?"

 

Ale to nie Włodek budził Kubasa tylko Rumun, który ledwo żył.

 

„Kubas. Wstawaj." Powiedział osuwając się na podłogę.

 

„Rumun? Co ty tu kurwa robisz? Co ci jest?"

 

„Ten smród." Faktycznie chłopcy zapomnieli otworzyć okno na noc i bąki Włodka sprawiły, że rzeczy w pokoju zaczęły już gnić. „Mamy misje Kubas."

 

„Akurat teraz?" Kubas przetarł okulary. Warto dodać, że w nich spał, bo inaczej po przebudzeniu nie widziałby kompletnie nic i jeszcze by pomyślał, że nie żyje.

 

„Też mi się to nie podoba, ale jaki mamy wybór?" Kubas chciał jeszcze obudzić Włodka ale zanim się zorientował, już stał w sali lordów przed ich obliczem. Jedyne co trzymał w ręku to kołdrę w jednej a mikser w drugiej. Rumun zachłysnął się czystym powietrzem jakby dusił się jakieś kilka godzin po czym zerknął na Kubasa.

 

„Co ty kurwa spałeś z tym mikserem?"

 

„Nie powiedziałem staremu, że jeszcze go mam więc musiałem go ukryć pod kołdrą."

 

„Zamknijcie japę i słuchajcie co mamy do powiedzenia." Lordowie przypomnieli o swojej obecności. „Sprawdziliśmy tego całego Indianę Jonesa i okazało się, że to jest jakiś łowca skarbów."

 

„A właściwie to był." Poprawił lord P.Ter. „Od jakiegoś czasu już nie żyje, ale Rumun powie ci więcej, bo w przeciwieństwie do ciebie on wczoraj nie miał czasu na odpoczynek."

 

„Wysłali mnie do chaty tego łowcy skarbów i okazało się, że znalazłem jego martwe truchło oraz rozjebaną hacjendę. Wyglądało jakby ktoś czegoś szukał." Opowiedział Rumun o swoim zadaniu.

 

„I znalazł?" Dopytał Kubas.

 

„Na początku myślałem, że tak bo nie znalazłem nic co przypominało starożytną księgę. Ale gdy już wychodziłem by nie zostawiać więcej odcisków i nie być osądzonym o morderstwo, zadzwonił telefon. Odebrałem z ciekawości i rozmawiałem z konsultantem bankowym o niezapłaconej racie jakiejś skrytki, którą łowca wynajął."

 

„Myślimy, że najcenniejsze przedmioty Indiana trzymał w skrytce w banku." Powiedział lord Ski-O po czym dodał „Będziecie musieli dostać się do tej skrytki, ale uważajcie. Rozwalona chata oznacza, że nie tylko wy szukaliście skarbów łowcy."

 

„Liczy się każda sekunda dlatego od razu postanowiliśmy, żeby cię zgarnąć. Nie wiemy czy tylko my wpadliśmy na trop skrytki." Dodał lord blondyn.

 

„W jakim banku jest ta skrytka?" Zapytał ziewający Kubas.

 

„W Banku Gringotta."

 

***

 

Kubas i Rumun w środku nocy i to w deszcz stali przed wielkim budynkiem z napisem Bank Gringotta. Budynek co prawda był duży i elegancki, ale nie wyróżniał się niczym specjalnym w porównaniu do innych banków.

 

„Co takiego wyjątkowego jest w tym banku?" Zastanawiał się na głos Kubas.

 

„Jest obsługiwany przez gobliny."

 

„Serio!?" Kubas zdziwił się tym co odpowiedział mu Rumun, ponieważ nigdy nie widział goblinów. W sumie nigdy nie był w banku.

 

„Oczywiście, że nie debilu. Ten cały Gringott dostaje dofinansowanie za to, że zatrudnia niepełnosprawnych ludzi do pracy. Większość z nich cierpi na karłowatość i dlatego klienci nazywają ich czasami goblinami, dla żartu nie wiedząc, że ranią ich uczucia."

 

„A właściwie to miałem zapytać już wcześniej. Jak się dostaniemy do skrytki?"

 

„Skąd mam wiedzieć. Lordowie mają w dupie jak wykonamy zlecenie, byle się udało." Powiedział przemoknięty do suchej nitki Rumun.

 

„Nie masz łatwego życia Rumun." Zauważył Kubas.

 

„Odkąd poznałeś lordów, twoje też się takie stanie." Gdy Rumun zakończył użalanie się nad sobą I Kubasem, chłopcy usłyszeli głos dochodzący zza pleców. Odwrócili się i zobaczyli niskiego człowieka w czarnym płaszczu. Wyglądałby na mrocznego, gdyby nie to, że nie miał butów i chodził na boso i to w deszcz.

 

„Czy ja słyszałem o dostaniu się do skrytki?" Zapytał niski, tajemniczy jegomość, nie ukazując mordy.

 

„A kto pyta?" Zapytał nieufnie okularnik.

 

„Ktoś, kto może wam pomóc. Ale nie rozmawiajmy o włamywaniu się do banku przed bankiem. Chodźmy do baru niedaleko." Tajemniczy malec zaprowadził ich do baru, gdzie i tak nie mogli kupić napoju z alkoholem, bo byli za młodzi więc dostali karotkę. Chłopaki zastanawiali się kim jest podejrzany typ oraz gdzie właściwie się znajdują. Uznali, że skoro ciągle pada i nic nie widać przez mgłę to musi być Wielka Brytania.

 

„A więc przyjaciele..." Dopiero gdy usiedli w pubie przy stoliku ich nowy kolega zdjął kaptur. Wyglądał na zwykłego faceta w średnim wieku, ni brzydkiego, ni ładnego z rozczochranymi kręconymi włosami „...kogo chcecie obrobić i dlaczego?"

 

„A skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś z policji?" Zastanowił się Kubas, ale potem uznał, że policjanta stać byłoby na buty.

 

„Nazywam się Bill a nazwisko mam Bo i jestem włamywaczem. Ja również chciałbym coś podpierdolić ze skrytki, ale sam mogę nie dać rady i szukam wspólników."

 

„A czemu akurat teraz?" Zapytał Rumun.

 

„Bo kilka dni temu wylazłem dopiero z pierdla, bo nieudanej napaści na bank, kilkanaście lat temu."

 

„No to kurwa na pewno nam pomożesz, skoro cię raz już złapali."

 

„Wszystko szło dobrze, dopóki nie złapali moich współpracowników, którzy mnie wrobili. Koniec końców tylko ja wylądowałem w pierdlu a oni odeszli wolno."

 

„Jakim cudem?"

 

„Podpisałem umowę imieniem i nazwiskiem pod rubryczką, że jestem włamywaczem."

 

„Kurwa co za debil zrobiłby coś takiego?" Rumun złapał się za głowę.

 

„Zamknij japę i słuchaj. Prawda jest taka, że moi starzy kumple zgarnęli mnie do tej roboty, bo pracowałem tam wcześniej kilka miesięcy. Jak zauważyliście jestem dość mały, bo cierpię na karłowatość. Znam tajemnice banku i wiem, jak obejść niektóre mechanizmy i dojść do skrytek."

 

„Ale nie mamy, jak ci zapłacić no chyba że w naturze." Zaproponował Kubas.

 

„Wystarczy, że ukradnę coś cennego, żeby móc kurwa kupić sobie buty. I tym razem bez żadnych umów z nazwiskami."

 

„Musimy wkraść się do skrytki Indiany Jonesa i zajebać pewną księgę. Reszta nas nie obchodzi." Wytłumaczył Rumun.

 

"No to mamy deal." oznajmił karzeł Bill.

 

Aż mi się rymnęło.

 

***

 

Kubas, Rumun i włamywacz Bill spędzili godzinę lub dwie w pubie by obmyślić plan kradzieży. Gdy byli gotowi, ruszyli do banku. Alej była noc i dalej padał deszcz. Mieli szczęście, że bank pracował 24 h.

 

Pierwszym zabezpieczeniem banku, o którym powiedział im Bill był wodospad smrodzieja. Tuż po wejściu do banku na klientów wylewana jest woda, która zmywa z nich cały bród. Wraz z brudem wypływają też brudne myśli, które zdradzają włamywaczy i złodziejów. Bill sprzedał im na to patent.

 

Gdy trójka bohaterów wlazła do banku, woda nie trafiła w nich a spłynęła po parasolach, które mieli nad sobą otwarte. Bill uznał, że to nie będzie podejrzane, bo przecież na dworze ciągle pada. Dzięki temu wodospad smrodzieja został ominięty a cała trójka weszła w głąb banku. Kolejna przeszkodą było dostanie się do skrytek. Znajdowały się w piwnicach a gobliny tzn. małe osóbki, które pracowały przy swoich stanowiskach, ciągle obserwowały podejrzanych klientów. Na szczęście mało co widzieli, bo ich łby ledwo wystawały z nad biurek. Bohaterowie podeszli do jednego z ekspedientów.

 

„Czego chcecie?" Zapytał mało uprzejmie.

 

„Chciałbym sprzedać ojca mikser." Powiedział Kubas.

 

„Ale dlaczego chcesz sprzedać ojca mikser?" Zastanowił się bankier.

 

„Panie, chce sprzedać ten jebany mikser, kurwa mikser!"

 

„Nie mam mowy."

 

„Dlaczego?"

 

„Kurwa to jest bank a nie muzeum, zresztą mikser stary, pojebany. Kto by chciał go kupić?" Gdy Kubas kłócił się ze sprzedawcą i ściągał uwagę innych, Bill przebrał się za sprzątacza i pożyczył szczotkę od Rumuna. Wyglądał jak pracownik banku, który sprzątał. Zaczął zamiatać blisko wejścia do piwnicy, Rumun natomiast udawał, że wypłaca coś z bankomatu (który zawiesił, bo jedyną kartę jaką miał i do niego wsadził to ta z Pokemonów a nie były one obsługiwane).

 

Gdy wszyscy byli już w środku, Bill przelazł do realizacji planu. Niby niechcący podczas zamiatania, jebnął z łokcia przycisk przeciwpożarowy.

 

ALARM ALARM ALARM

 

Rozległ się alarm i rozpętała się panika. Karły zaczęły pchać się do wyjścia a nasi bohaterowie skorzystali z chaosu by wejść do podziemi. Włamywacz słusznie stwierdził, że od kilkunastu lat wejście do skarbca jest takie samo wiec ten etap ominęli bez problemu korzystając z jego umiejętności złodziejskich.

 

Przechodząc podziemnymi korytarzami oświetlanymi pochodniami i starymi lampami (dla klimatu), Kubas stwierdził, że jak na znany bank to dość łatwo było się tutaj wkraść (chociaż pomysły Billa były nieocenioną pomocą) Na szczęście skrytki były podpisane więc dość łatwo odszukali tą, która ich interesowała.

 

„I co dalej?" Zapytał Rumun, który odzyskał chwilę wcześniej szczotkę od Billa.

 

„Hmm. Zamek w drzwiach nie wygląda na skomplikowany. Odsuńcie się i dajcie mistrzowi pracować." Bill rozłożył na podłodze swój sprzęt, czyli narzędzia złodziejskie po czym zaczął dłubać w zamku.

 

Mijały minuty.

 

„Nie chce cię pospieszać, ale pospiesz się." Pospieszył Kubas włamywacza. „Nie wiadomo jak długo pracownicy dają się robić w jajco z tym alarmem."

 

„Jajcem to jebiesz." Odpowiedział Bill Bo po czym otworzył skrytkę. „Proszę was bardzo." Ucieszeni Kubas i Rumun wbili do środka, gdzie znajdywało się dużo różnych przedmiotów i artefaktów. Zaczęli szukać jakiejkolwiek księgi a Bill kradł wszystko co wyglądało na cenne. Po kilku minutach przerzucania bibelotów, Kubas wydarł japę.

 

„Mam!" W jego rękach znajdowała się stara księga a na niej ten sam ryj, który widzieli na ścianie w piramidzie. „Bierz ją Rumun."

 

„Dlaczego ja?" Odebrał księgę od Kubasa.

 

„Bo jak widzisz muszę taszczyć pierdolony mikser."

 

W jednej chwili stało się coś nieoczekiwanego. W drzwiach krypty pojawiła się dziwna postać. Była cała czerwona i oczojebna. Na jej szyi założone były coś w rodzaju liści lub pasów jednak były czerwone jak jego ciało. Nie miał twarzy a na jego głowie były podobne pasy jak na szyi. Gdyby go do czegoś porównać, można by powiedzieć, że to jakiś czerwony szaman z dredami bez mordy. Gdy tylko Bill Bo go zobaczył wyrzucił skarby, podniósł ręce do góry i zaczął drzeć japę.

 

„Zmusili mnie, jestem niewinny, sprzedam wszystkich!" Gdy czerwony usłyszał napierdalanie złodzieja, pizdnął mu w japę i ten zemdlał na miejscu.

 

„Oddawaj Księgę Urantii!" Wydobył się głos od dziwnej persony.

 

„Ktoś ty i skąd o tym wiesz!" Zawołał Kubas. Wiedział, że to nie będzie ich nowy kolega szczególnie, że w tym rozdziale jeszcze nie mieli przeciwnika.

 

„Jestem Czerwonym Galaktycznym Wędrowcem. Heroldem samego Etyzera i żądam tej księgi. Miło mi, że przyprowadziliście mnie aż tutaj, bo nie mogłem jej znaleźć w mieszkaniu Harrisona Forda. W ramach wdzięczności nie zabije was."

 

„Nie oddamy ci księgi!" Zawołał Kubas.

 

„Rozumiem. W takim razie wezmę ją po waszej śmierci." Mówiąc to wędrowiec wyczarował czerwony kij, na którego końcu zawinięty był również czerwony pakunek lub jakaś siatka (taką jaką mają wszyscy uciekinierzy z domu).

 

„Co ty kurwa grozisz nam kijem?" Powiedział Rumun, który do walki używa drewnianej szczotki i to właśnie na rudego wafla lordów czerwony rzucił się na początku. Rumun upuścił księgę i przygotował szczotkę do walki. Dwa kije zderzyły się. Kubas ruszył z pomocą do Rumuna, ale gdy tylko wystartował, Galaktyczny Wędrowiec kopną jakąś czaszkę z kryształu, którą miał pod nogą i Kubas dostał nią w łeb aż go zamroczyło.

 

„Nie mam czasu na takich brzydali jak wy." Powiedział przeciwnik po czym odepchnął trochę Rumuna do tyłu. Schylił się po czym zabrał księgę. „Mam to, czego chciałem." Czerwony odwrócił się i biegiem ruszył do drzwi. Rumun jednak rzucił go szczotką w łeb. Gdy dostał upadł zanim dobiegł do wyjścia. Rumun podbiegł, podniósł szczotkę oraz księgę.

 

„Kubas! Spierdalamy!" Krzyknął Rumun po czym uciekł z podziemi. Kubas ogarnął dupę, podniósł mikser i również ruszył do drzwi a po drodze przyjebał z kopa leżącemu czerwonemu w ryj by jeszcze trochę pospał.

 

***

 

„Zobaczmy." Trzej lordowie zaczęli przyglądać się Księdze Urantii. Oczywiście nie podziękowali ani Rumunowi, ani Kubasowi za wykonane zadanie.

 

„Umiecie to odczytać? Myślałem, że to jakieś szlaczki, które znają tylko Majowie lub bogowie Majów." Kubas mylił się. Lordowie znali wszelkie języki świata co nie było zbyt trudne, bo wszyscy w tej powieści napierdalali po polsku.

 

„Umiemy." Odpowiedział od niechcenia lord P.Ter. „Nie ma już Bogów Majów więc pewnie jako jedyni na świecie."

 

„A co się stało z Bogami Majów?" Zapytał okularnik.

 

„Rozwalili ich Bogowie Czerwców." Odpowiedział ten sam lord.

 

„Aha".

 

„Dobra, narratorze, skróć im oraz czytelnikom co znajdywało się w księdze. Tutaj masz nasze tłumaczenie."

 

Niech wam będzie.

 

A więc

 

Księga Urantii opisuje sposób pokonania Etyzera. Podobno Bogowie Majów obdarzyli swój lud, czymś co nazwali Niebieską Wiodącą Mocą, dzięki której wyrzucili Żółtą Magnetyczną Gwiazdę na orbitę i dalej w kosmos.

 

„A więc to było na ścianie w piramidzie." Przypomniał sobie Kubas.

 

„Tych bogów już dawno nie ma więc nie użyjemy tej niebieskiej mocy". Dodali lordowie.

 

„A więc księga gówno nam dała?" Kubasa zdenerwowało to, że cała przygoda w banku poszła jak psu w dupę.

 

„Stul japę to się dowiesz. Narrator, kontynuuj."

 

Księga Urantii wspomina jeszcze o planie B na wypadek, gdyby pierwszy się nie powiódł. Tutaj jest napisane, że istnieje artefakt, który nazywa się Rytmiczne Zwierciadło. Zna ono odpowiedzi na różne pytania, w tym jak pokonać Etyzera.

 

„Nie widzieliśmy żadnych zwierciadeł ani w piramidzie, ani w banku." Kubas starał sobie przypomnieć, czy mignęło mu gdzieś jakieś lustro, ale chyba by zapamiętał, gdyby zobaczył swoje odbicie. Takiego zjebanego widoku się bowiem nie zapomina.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kubas i siedmiu krasnoludków

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po całej akcji z księgą, odesłano Kubasa do domu, żeby dokończył spanie. Oczywiście kilkanaście minut później musiał iść do szkoły, przemoknięty, obolały i zmęczony w chuj. Mimo tego nie tracił ducha. Wszystkie te miejsca, przygody, potyczki bardzo mu się podobały. Nie obraziłby się, gdyby lordowie pochwalili go od czasu do czasu, ale miał w pamięci to, że wszystkie jego wysiłki prowadzą do tego by zostać prawdziwym chłopcem. Pozostał wiec skupiony na celu.

 

I przespał wszystkie lekcje tego dnia szkole. Tak jak my uznał, że mądrzejszy nie będzie od gadania nauczycieli więc postanowił ich olać. Dopiero po lekcjach zebrał siły by opowiedzieć reszcie o jego przygodach w banku.

 

„Jesteś pewien, że ci się to nie śniło?"

 

„I dlaczego ciągle nosisz ten mikser?"

 

Pytali koledzy.

 

„Dlaczego mnie nie obudziłeś?" Włodkowi zrobiło się smutno, że Kubas nie zabrał go na przygodę.

 

„Rumun wziął mnie z zaskoczenia. Wybacz Włodku. Podobno lordowie mają mnie dzisiaj powiadomić co robimy w sprawie Etyzera. Tym razem możecie ze mną iść, jak chcecie."

 

Chłopcy spędzili popołudnie razem na graniu w kapsle i biciu się patykami. Nikt kto ich widział nie pomyślałby, że są bohaterami powieści, chyba że pod tytułem 'Zjebusy Adventure".

 

W sumie nie odbiegałoby to dużo od prawdy.

 

W końcu pojawiła się przed nimi Wróżka Wali Gruszka oraz Rumun. Chłopaki akurat lali kijami Włodka.

 

„Kubas. Wiemy, gdzie jest to Rytmiczne Zwierciadło." Obwieścił rudy ze szczotą.

 

„Gdzie?"

 

„W rezydencji Złej Królowej. Podobno ta ździra wykorzystuje lustro do swoich celów i ciągle je pyta czy jest najpiękniejsza w świecie. Jakaś psychiczna baba. Dostaliśmy pozwolenie od lordów, żeby ją zajebać."

 

„Tak po prostu?" Kubas nie miał nic przeciwko ale nie wiedział czy tak wypada wbić komuś na chatę i go zajebać. Tak robią źli a oni podobno są po stronie dobra. „Ona jest zła?"

 

„No kurwa domyśl się po tym jak na nią wołają." Popukał się w głowę Rumun.

 

„Dobra, dobra, po co te nerwy. To co od razu do jej rezydencji?"

 

„Tak." Odpowiedziała WWG (Wróżka Wali Gruszka, zapamiętajcie skrót, bo autorowi nie chce się pisać całej nazwy).

 

„No i co chłopaki. Idziecie razem z nami?" Zapytał swoich wafli Kubas. Włodek od razu powiedział, że tak bo głupi nie boją się niebezpieczeństw, ale inni frajerzy chwile się zastanawiali (chociaż też byli głupi).

 

„Ja idę." Powiedział Konrad. „Tym razem nie będę tylko stał i srał. Przygotowałem niespodziankę."

 

„W takim razie ja też."

 

„I ja też!"

 

Derek i Oluś również byli gotowi. Mimo, że Kubas miał z nich zero pożytku to lubił towarzystwo swoich ziomali, bo czuł się przy nich fajny.

 

„Ruszajmy więc. WWG. Czyń honory." I wszyscy zniknęli.

 

***

 

Rezydencja Złej Królowej zawiodła oczekiwania Kubasa. Myślał, że będzie to jakaś mroczna budowla a wyglądała jak wakacyjna willa. Nie zmienia to faktu, że była szeroka i wysoka a przed wejściem rozciągał się duży plac. I to właśnie na tym placu pojawili się nasi bohaterowie.

 

Kubas, Włodek, Konrad, Oluś, Derek, Rumun oraz WWG. Siedmioro bohaterów stanęło naprzeciwko siedmiu ochroniarzom pracującym w rezydencji. Było to siedmiu krasnoludków. Jeden z nich, jedyny który miał okulary, podrapał się po brodzie.

 

„Czego chcecie?"

 

„Zajebać Złą Królową i zabrać Rytmiczne Zwierciadło." Odpowiedział Włodek. Reszta była zdziwiona, że zapamiętał tyle szczegółów.

 

„Ach tak. W takim razie będziecie musieli zmierzyć się z nami."

 

„Ale zaraz? Czy wy nie byliście ziomkami Królewny Śnieżki? Zła Królowa chyba chciała ją zajebać czy coś."

 

„Może i chciała." Odpowiedział krasnolud, który miał skwaszony ryj jakby miał kołek w dupie „Ale odkąd ta suka stała się Królową Śniegu wypięła się na nas. Zła Królowa zaproponowała nam pracę ochroniarzy chociaż nie opłaca nam ZUS'u. Też szmata."

 

„Uspokój się Gburku." Ogarnęły go inne krasnoludy. Za to ponownie odezwał się krasnolud w okularach.

 

„W takim razie musimy was powstrzymać. Meldować się! Mędrek!" I zaczęli przedstawiać się po nim inni krasnoludowie.

 

„Gburek!" Powiedział ten ze skwaszoną miną.

 

„Aaapsik! Nie wiadomo, czy kichnął czy się przedstawił kolejny.

 

„Wesołek!"

 

„Śpioszek."

 

„Gapcio!"

 

„Gimli!"

 

„Co kurwa!" Krzyknął Kubas „Kurwa Gimli? Ale...co? Dlaczego? Czy tylko mi tu coś nie pasuje?"

 

„Czego się kurwa czepiasz, też jestem krasnoludem." Odezwał się Gimli, który jako jedyny z krasnoludów miał topór i zbroje. „Nieśmiałek, był zbyt nieśmiały, żeby pokazać się w powieści więc ktoś musiał go zastąpić."

 

„Ja pierdole." Kubasowi opadły ręce i majtki. Gdy wszyscy się przedstawili Mędrek zawołał niektórych kumpli i weszli z powrotem do rezydencji. Na placu zostali tylko Gimli, Gapcio i Śpioszek.

 

„A co reszta ucieka?" Zapytał Oluś.

 

„Nasza trójka z pewnością sobie z wami poradzi." Odezwał się Gimli wyjmując topór.

 

„Gimli topór ma!" Zauważył Gapcio, który jako jedyny z krasnoludów miał downa.

 

„Chciałeś powiedzieć dwójka." Powiedział Śpioszek po czym wyjął butelkę absyntu, napił się i poszedł spać.

 

„Chuj, dam radę nawet sam!" Gimli rzucił się na bohaterów z toporem.

 

„To największy jest topór jaki ma!" Zaczął śpiewać Gapcio, ale bardziej do siebie niż innych, bo był zjebany.

 

„No to dawaj!" Kubas napalił się na walkę i niestraszny był mu nawet topór. Jednak zanim ruszył, przed szereg wyszli Włodek, Konrad, Derek i Oluś. „Chłopaki? Co wy?"

 

„Kubas, postanowiliśmy, że będziemy ci pomagać i się przygotowaliśmy, kiedy ciebie nie było." Powiedział Żydek. „Zaczynajmy!" Po czym wyjął z kieszeni coś co wyglądało na okrągły kawałek materiału i rzucił tym w Gimliego.

 

Dziwny materiał zarysował zbroję krasnoluda po czym wrócił do Konrada.

 

„Co to!?" Zapytał zdziwiony Kubas.

 

„To Jarmułka (mała czapeczka żydków na czubek głowy). Na podwórku żydów rozdają wszystkim dla bezpieczeństwa. Tak naprawdę to broń do ochrony osobistej."

 

„Ale nic ci nie dała!" Zauważył Rumun.

 

„W takim razie teraz ja!" Włodek odwrócił się do biegnącego przeciwnika i pierdnął aż było słychać u pana boga za piecem. Wszyscy zatkali nos, nawet Gimli co spowodowało, że zaprzestał biegu.

 

„Ale jebie!" Zauważył uzbrojony brodacz. Dzięki temu czwórka kolegów Kubasa otoczyła go. "Co wy robicie?"

 

„Teraz Oluś! Ostateczna broń!" Po tych słowach Konrada, Oluś bardzo ostrożnie wyjąc patyk, na którego końcu była psia kupa.

 

„Patyk z kupą! Twój topór jest teraz bezużyteczny!" Gimli wściekły, ale z tą informacją nie mógł się kłócić. Opuścił broń po czym poddał się i błagał by nie tykać go tym gównem. Chwilę później Rumun dał mu ze szczoty w łeb i ten zemdlał.

 

„Jeden z głowy..." Powiedział wafel lordów, ale gdy spojrzał jak Gapcio potyka się o upitego Śpioszka i łamie kark to uznał, że w sumie „...trzech z głowy."

 

„Jestem pod wrażeniem chłopaki." Pochwalił ziomali Kubas po czym zarządził dalszy bieg. Bohaterowie wbili do rezydencji, gdzie w korytarzu zastali krasnoluda Apsika. Konrad od razu zarządził ponowny atak. Rzucił swoją żydowską czapką a Oluś wyjął kijek z gównem. Wtedy jednak stało się coś niespodziewanego a tak naprawdę to spodziewanego. Krasnolud kichnął z całej siły tworząc silny podmuch powietrza. Jarmułka wróciła więc do rąk żydka, ale Oluś nie miał tyle szczęścia. Gówno z patyka poleciało bowiem na niego.

 

„Fuj!!!!" Powiedział Oluś padając z obrzydzenia.

 

„Oluś! Mówiłem mu, żeby wybrał deskę z gwoździem!" Krzyknął Derek, ale nie zamierzał się zbliżać do obsrańca.

 

„Kto mieczem wojuje, od miecza ginie." Rzekł Rumun patrząc na pokonanego przez kupsko Olusia.

 

W tym samym czasie, krasnolud ładował już kolejnego kichacza.

 

„Cholera zdmuchnie nas!" Krzyknął Kubas.

 

„Nie pozwolę!" Włodek pobiegł do przodu i wypiął się jakby dawał pod latarnią.

 

APSIIIK!

 

PIEERD!

 

Dwie potężne moce spotkały się. Kichnięcie oraz pierd, obie wypuszczone pod dużym ciśnieniem. Zderzenie tych mocy sprawiło, że wszystkie okna w rezydencji wypadły z ram i potłukły się wszystkie szklane i ceramiczne ozdoby. Mimo wszystko dzięki temu, kichnięcie nie poturbowało bohaterów.

 

Ze złych wiadomości.

 

Wszędzie zaczęło jebać jakby ktoś umarł. Kubas trzymał się na nogach, bo był przyzwyczajony i nawet miło go kuła w nos niespodzianka Włodka, ale Rumun, Derek i Konrad ledwo stali na nogach.

 

„Skoro my, którzy znamy Włodka ledwo żyjemy, to tylko kwestia czasu aż tamten krasnolud padnie." Zauważył Konrad.

 

„Nic z tego. Mam wiecznie zatkany nos, bo mam alergię na życie."

 

„Shit. Czyli pomrzemy tutaj szybciej niż on." Ledwo powiedział Derek.

 

Nagle Rumun zwlekł się z miejsca i zaczął biec do Apsika. Ten zaczyna ładować kichnięcie.

 

APSIIIK!

 

Gdy podmuch doszedł do Rumuna, ten zaczął kręcić szczotką przed sobą robiąc coś w stylu wiatraku. Dzięki temu powietrze rozwiało się wokół.

 

„O kurwa." Powiedział Apsik przecierając nos. A gdy Rumun był już na tyle blisko by przyjebać mu szczotą w ryj to już nic nie powiedział tylko padł na ryj.

 

„Nie wiedziałem, że tak potrafisz Rumun." Rzekł Kubas.

 

„Dopóki prawie nie udusiłem się gazami Włodka to ja też nie. Dobrze, że wyjebało okna, bo by nam płuca zgniły."

 

„Chłopaki, zostawcie Olusia, dla niego nie ma już ratunku, lecimy dalej." Poganiał wszystkich Kubas.

 

***

 

Użyjmy jednej z nieskończonych mocy narratora i przenieśmy się do sypialni samej Złej Królowej. Był to sporaśny pokój z wielkim łóżkiem i eleganckimi meblami. Królowa siedziała przy swojej toaletce robiąc zdzirowaty makijaż by pasował do jej imidżu. Do pokoju wszedł jeden z krasnoludów a dokładniej Mędrek.

 

„Wszyscy na stanowiskach królowo." Pokłonił się kobiecie.

 

„Świetnie. Niech zgadnę. Przybyli po zwierciadło?"

 

„Tak jest moja Pani. Ale wszyscy wiedzą co mają robić. Sam ich ćwiczyłem. W końcu jestem najmądrzejszy."

 

„Zawsze mnie to zastanawiało. Czemu się tak nazywacie? Matka cię tak nazwała? Mędrek? Skąd wiedziała, że akurat ty będziesz najmądrzejszy? I skąd wiedziała, że wesołek będzie wesoły?"

 

„Też tego nie rozumiem Pani, mimo że jestem mądry."

 

„Gdyby wasza stara miała trochę oleju w głowie to nie nazwała by nikogo Gapcio albo Debil tylko nie wiem, Rozpierdalacz, Ruchacz albo nie wiem kurwa Prezydent."

 

„Zgadzam się w stu procentach." Usłyszeli głos z pod łózka.

 

„Nieśmiałek?" Zapytał Mędrek „Przecież mówiłeś, że wstydzisz się występować w powieści."

 

„No tak, ale teraz akcja dzieje się gdzie indziej więc jestem bezpieczny."

 

„Ale narrator jest teraz tutaj."

 

„O kurwa." Powiedział Nieśmiałek po czym zamknął ryj i dalej udawał, że go niema.

 

„Sprawdźmy, jak sobie radzą wasi bracia." Królowa wstała i wyjęła z kufra pewne lustro, do którego zaczęła gadać.

 

„Lustereczko powiedz przecie, jak radzą se moje kmiecie?" A zwierciadło odpowiedziało śpiewem (bardzo niskim głosem).

 

„Już czterej, padnięci." (do rytmu czterech pancernych)

 

„Co!" Krzyknęła wzburzona królowa „Mędrek!"

 

„Nie wiem jak to się stało. Wyglądali jak banda dzieciaków z osiedla obok. Ale spokojnie, skoro padło czterech to teraz natknął się na nasze najsilniejsze duo."

 

„Obyś wiedział co robisz, bo z imienia Mędrek zmieni ci się na Zdechlak."

 

Nagle w całym pokoju zrobiło się chłodno oraz mrocznie.

 

„Co się dzieje?" Odpowiedziała Zła Królowa po czym usłyszała bardzo mroczny głos.

 

„Jeżeli potrzebujesz pomocy, wystarczy poprosić a zgładzę twoich i moich wrogów."

 

***

 

Bohaterowie wbiegli do całkiem sporej komnaty, gdzie zastali dwójkę krasnoludów, Wesołka oraz Gburka.

 

„No proszę. Nic dziwnego, że pokonali naszych braci. Byli zjebani." Naburmuszył się Gburek.

 

„Czy ty w ogóle kogoś lubisz?" Zapytał Kubas, bo jego np. mało kto lubił.

 

„Nie!"

 

„Przepuścicie nas?" Zapytał Włodek.

 

„Nie ma mowy. Skoro jest was więcej, to my nie będziemy się z wami cackać gówniarze. Wesołek!"

 

„Sześciu krasnoludków dostało po mleku i po ogórku kiszonym. Czego nie dostał siódmy?..."

 

„...sraczki! Hahahaha!" Wesołek i Włodek zaczęli rżeć jak konie ze śmiechu a Gburek wkurwił się na kolegę.

 

„Kurwa bardziej od innych istnień nienawidzę twoich żartów śmieciu!" Po tych słowach, Gburek zaczął trochę rosnąć a jego ręce nagle stały się umięśnione.

 

„Co się dzieje!?" Przeraził się tym widokiem Derek.

 

„Tak na niego działa viagra. Hahahahaha!"

 

„Zamknij japę Wesołku!" Znowu zaczął rosnąć aż stał się napakowanym krasnoludem i to wkurwionym. „Gdyby nie to, że każde wkurwienie daje mi moc, to już dawno bym cię zajebał!"

 

„A więc o to chodzi! Im bardziej się wkurwia tym bardziej wzrasta jego moc!" Zauważył Konrad.

 

„Ale to przypomina moc..."

 

„...Kubasa!" Przerwał Rumunowi Włodek.

 

„Musimy to przerwać!" Rzucił się Rumun ze szczotą na krasnoluda koksa i go zaatakował, ale ten jedną ręką zasłonił się przed szczotką a drugą przypierdolił Rumunowi po japie, że aż odleciał na koniec pokoju. „Ała."

 

„Ma parę w łapie. Kubas to przeciwnik dla ciebie." Zaproponował żydek.

 

„A żebyś wiedział!" Teraz to Kubas rozpędził się i zaatakował Gburka, ale też dostał z pięści tylko w brzuch, że aż go skuliło i musiał walczyć o oddech. Ucieszył się jednak, że krasnolud nie rozwalił miksera, który wylądował na ziemi.

 

„Hej! Wesołku! Założę się, że nie potrafisz obrazić starej Kubasa!" Krzyknął Konrad.

 

„No to kurwa patrz. Hej okularniku! Twoja stara jest tak gruba, że jak chodziła do klasy to siedziała obok wszystkich! Hahahaha" Znowu zaśmiał się tylko Wesołek i Włodek.

 

„Co ty powiedziałeś gnoju!?" Kubas ledwo się dźwignął z kolan masując się po brzuchu.

 

„Twoja stara uratowała Hugolinę i dzieci! Hahahaha!"

 

„Jeszcze jedno słowo!" Powiedział obolały, ale coraz bardziej wkurwiony główny bohater.

 

„Twoja stara jest gruba, że spada z łózka jednocześnie z dwóch stron! Hahahaha!"

 

„Już kurwo nie żyjesz!" Kubas wkurzył się nie na żarty. Miał wzrok niczym potwór i zrobił się czerwony jak burak. Jego znak nad prawą brwią zaczął świecić a z mordy lecieć piana. Wszystkie mięśnie napięły się w jednej chwili. Chłopak zaczął wydawać z siebie groźne ryki. „Wraghhhhh!!!!!" Rzucił się na Wesołka, ale zablokował go Gburek.

 

A raczej myślał, że go zablokował, bo gdy Kubas go staranował to wyjebało go w ścianę i nie było z niego co zbierać. Gdy okularnik stanął przed Wesołkiem, to Wesołkowi pierwszy raz w życiu zrobiło się smutno.

 

„Ja tylko żartowałem. Na żartach się nie znasz?"

 

Kubas nie znał się na żartach, bo zawsze to z niego żartowali. Nic dziwnego, że Wesołek skończył z rozjebanymi flakami na podłodze. Chwilę później Kubas wrócił do swojego normalnego trybu. Padł dupą na podłogę.

 

„Co jest Kubas?" Podbiegli do niego koledzy. Włodek zmartwił się stanem Kubasa.

 

„Nic. Po prostu każde użycie Szału Bojowego całkowicie mnie wyczerpuje."

 

„Masz." Derek dał mu kilka sajgonek. „To resztki z naszej knajpy, które nie nadają się dla klientów. Tata pozwolił mi zabrać. Może jak zjesz to ci wróci siła."

 

„Dzięki". Kubas zjadł co mu dali „A już myślałem, że naprawdę do niczego się nie przydasz. Co z Rumunem?"

 

„Żyje, ale mocno mi przyjebał." Podniósł się rudzielec. „Odsapniemy chwilę i lecimy dalej."

 

***

 

Gdy dostali się do sypialni Złej Królowej, ta już czekała na nich razem z krasnoludkiem Mędrkiem u boku.

 

„Przyznaje, że wykazaliście się odwagą i umiejętnościami, skoro doszliście aż tutaj." Pochwaliła ich Zła Królowa.

 

„A ty co? Pewnie jesteś złą królową, bo masz jakieś złe moce?" Zapytał Kubas.

 

„Nie, po prostu zła suka ze mnie."

 

„Oddawaj lustro!" Krzyknął Rumun.

 

„Dopiero gdy nas pokonacie." Zaznaczył Mędrek. „I mimo, że nie sądziłem, że dojdziecie aż tutaj pojawiła się sposobność by was pokonać. Moja Pani?"

 

„Zrób to." W jednej chwili Mędrek zaczął zwijać się z bólu i spętała go czarna energia.

 

„Ała!" Kubasa bardzo zabolała rana na czole aż musiał się złapać za głowę. Chwilę później Mędrek zamienił się w czarnego potwora o długich kończynach z pazurami i jednym, dużym fioletowym okiem.

 

„To przecież! Taki sam potwór jaki napadł szkołę podstawową w pierwszej części! Cienias!" Zauważył Konrad.

 

„Tylko większy!" Dodał Rumun.

 

„To, dlatego znowu boli mnie znak tak jak wtedy! Czyli to sprawka Złej Królowej! To ona się mnie przydupiła!"

 

„Zawiodę cię, ale nie. To moc dana mi przez los, żeby zniszczyć ciebie! Zabij ich!" Po tej komendzie duży cienias zaczął machać rękoma i niszczyć wszystko pazurami, które wydłużyły się jeszcze bardziej. Wszyscy rzucili się na ziemie lub za jakiś mebel. Kubas, Derek i Konrad ukryli się za łózko a Rumun i Włodek za szafą z ubraniami.

 

„Jest dużo silniejszy od tych w szkole." Zauważył Rumun. W tym samym czasie królowa ukryła się w swojej przebieralni razem ze zwierciadłem, którego nie odstępowała na krok. Potwór zaś szalał dalej.

 

„Zajmij go Rumun!" Krzyknął Kubas.

 

„Łatwo ci mówić." Rumun wyskoczył zza szafy i zaatakował potwora szczotką, ale ten zablokował ją rękami. W tej samej chwili Kubas wbił na łóżko by skoczyć cieniasowi na plecy. Jednakże w tej samej chwili coś wyjebało łóżko w ścianę a razem z nim Dereka i Konrada. Kubas zaś upadł na ziemię. Okazało się, że jest jeszcze drugi, taki sam potwór, który krył się pod łóżkiem. Wygląda na to, że i Nieśmiałek został przemieniony w cieniasa.

 

„Kurwa teraz są dwa!?" Zawołał Rumun siłując się z pierwszym potworem. Nagle zdarzył się totalny zwrot akcji. Tam, gdzie wgnieceni byli Derek i Konrad oraz to co zostało z łóżka królowej, nastąpił wybuch, który zrobił dużą dziurę w ścianie. W niej stały dwie postacie. Jedną z nich Kubas i Rumun poznali już wcześniej w banku Gringotta. Był to czerwony szamanopodobny jegomość, który nazywał siebie Czerwonym Galaktycznym Wędrowcem. Obok stał podobny osobnik z tym, że świecił cały na żółto, był szczuplejszy i wyższy oraz trzymał coś co wyglądało jak żółty miecz.

 

„To ty!" Nie krył zdziwienia Kubas.

 

„Ja i mam kolegę." Odpowiedział czerwony i razem z żółtym wbiegli do pokoju.

 

„Mówcie na mnie Żółty Samoistny Człowiek. Jestem drugim z heroldów Etyzera." Przedstawił się elegancko żółtek. „Możecie nam łaskawie powiedzieć, gdzie jest Rytmiczne Zwierciadło?"

 

„Ta zła baba zabrała go do przebieralni." Powiedział Włodek.

 

„Kurwa Włodek, debilu zamknij ryj!" Kubas zrobił facepalma po czym zaczął unikać ataku jednego z cieniasów.

 

„Może i nie dostaliśmy księgi, ale po co nam ona, skoro doprowadziliście nas od razu do zwierciadła." Odezwał się czerwony po czym rzucił się na Rumuna ze swoim kijem z tobołkiem. „Odpłacę się za to co mi zrobiłeś w banku." Rumun musiał teraz unikać i cieniasa i Galaktycznego Wędrowca.

 

W między czasie żółty zaczął biec w stronę przebieralni, ale drogę zagrodził mu Włodek. Wystarczyło jednak, że pomachał mu mieczem przed twarzą i Włodek uciekł z powrotem za szafę. Kubas natomiast ledwo unikał ciosów czarnego potwora. W pokoju narobiło się ciasno i kolorowo.

 

„Hej Derek." Szepnął leżący Konrad do leżącego wietnamca. „Wstajemy czy leżymy dalej?"

 

„Leż, zobaczymy kto wygra." Odpowiedział Derek.

 

„Kubas użyj Szału Bojowego!" Błagał Włodek ukryty i srający ze strachu.

 

„Nie mogę! Po tym wcześniejszym już nie dam rady!"

 

„Co z nami będzie?" Popłakał się Włodziu, ale zobaczył, że w rogu leży jakieś jabłko. Postanowił je zjeść, bo pomyślał, że to może jego ostatni posiłek.

 

W pewnej chwili naszym bohaterom się trochę poszczęściło, ponieważ jeden z cieniasów wziął tak mocny zamach, że przypierdolił drugiemu cieniasowi rozwalając go w drobny mak. Zostało trzech przeciwników. Kubas ruszył za Żółtym Samoistnym Człowiekiem i złapał go za ramię, gdy ten miał już wchodzić do przebieralni.

 

„Łapy precz brudasie." Pogniewał się żółty i machnął mieczem, ale Kubas w porę uskoczył.

 

„Włodek! Ja go zatrzymam a ty odbierz tej ździrze zwierciadło!" Rozkazał Kubas i Włodek posłuchał. Wolał być jak najdalej od tej bijatyki więc wbiegł do przebieralni.

 

„Czego chcesz brzydalu." Zapytała Zła Królowa. Włodek zaś skończył jeść jabłko i wyrzucił ogryzek.

 

„Może mi pani oddać te lustro? Pliska." Kobieta popatrzyła na niego jak na debila (którym zresztą był) i uśmiechnęła się.

 

„Głupcze właśnie zjadłeś zatrute jabłko. Za kilka sekund pożegnasz się z życiem."

 

„Jak to?" Włodek złapał się za brzuch po czym opadł na kolana. Ból stał się nie do zniesienia „Mój brzuch!"

 

„Nie spotkałam jeszcze takiego debila, który..."

 

Zanim jednak dokończyła, udało jej się usłyszeć i poczuć jedno.

 

...

 

PRUK

 

Włodek wstał po soczystym pierdnięciu jak nowo narodzony.

 

„Od razu lepiej. Już się bałem, że zabrudzę portki."

 

„Jakim cudem!" Królowie zakręciło się w głowie, przeszła dwa kroki, żeby otworzyć okno, ale nie zdążyła. Padła trupem na podłogę a Włodek zabrał zwierciadło.

 

Zatrute jabłko sprawiło, że jego pierdy stały się trujące. W sensie jeszcze bardziej.

 

***

 

Kubas natomiast zamiast walczyć unikał ciosów miecza. Pomieszczenie było coraz bardziej zdemolowane. Rumun zaś miał najtrudniejsze zadanie po musiał bronić się i przed czerwonym i przed cieniasem. Padał już z sił.

 

Włodek wybiegł ze zwierciadłem w ręku.

 

„Kubas! Mam!" Gdy prostokątno-głowy chłopak pochwalił się swoim wyczynem, czerwony i żółty herold rzucili się jednocześnie na niego. Włodek krzyknął i skulił się w kłębek tak jak to robił, gdy mieszkał w bidulu, bo tam często go bili. Zanim jednak kolorowi wrogowie dobiegli do Włodka, jeden z nich dostał w głowę z żydowskiej czapki a drugi z sajgonki. O ile Czerwonego Wędrowca zabolało i zamroczyło na chwilkę tak Żółty Człowiek był bardziej zszokowany, bo zastanawiał się, dlaczego ktoś go rzucił sajgonką. To Konrad i Derek postanowili w końcu coś zrobić, nawet jeśli gówno to dało.

 

Ta chwila nieuwagi wystarczyła jednak by Kubas dobiegł do Włodka i przyjebał z całej siły czerwonemu w potylice, że aż go przewróciło. Rumun zaś dobiegł do drugiego, który akurat odrzucał sajgonkę i mocno się w niego przytulił.

 

„Geeeeeej!" Zawołał Derek.

 

„Puszczaj mnie pedale z Rumunii!" Zaczął się trząść zółtek.

 

„Proszę bardzo." Rumun w ostatniej chwili oderwał się od przeciwnika dzięki czemu uniknął potężnego ciosu cieniasa. Żółty Samoistny Człowiek nie miał już tyle szczęścia i został przez niego rozwalony. W tej samej chwili Kubas zaatakował z pięści cieniasa, ale jedyne co zrobił to trochę go odepchną. Potwór jednak stracił równowagę i potknął się o mikser, który Kubas upuścił w trakcie walki i wylądował na dupie o ile taką miał. Rumun wykorzystał te szansę i z całej pety przywalił ze szczoty cieniasowi w ryj, pokonując monstrum.

 

Został tylko czerwony, który podniósł się z obolałą głową. Miał jednak chwilę na reakcję i złapał Kubasa od tyłu i przyłożył mu kijek do szyi.

 

„Kubas!" Zawołał Włodek zmartwiony.

 

„Oddawaj Rytmiczne Zwierciadło, bo twój kolega straci głowę." Zagroził Galaktyczny Wędrowiec trzymając Kubasa jako zakłądnika.

 

„Myślisz, że masz mnie w szachu, ale ja też mogę ci zagrozić." Włodek zmienił ton na poważny i przyłożył pięść do lustra. „Jeżeli mu coś zrobisz, to rozwalę te zwierciadło!" Tym razem to on groził...

 

...ale.

 

Nastała cisza.

 

„Włodziu." Odezwał się Kubas. „Dzięki zwierciadłu można pokonać Etyzera. Oni chcą je zniszczyć. Nie sadzisz, że twoje grożenie nie tylko nie ma sensu a jeszcze bardziej nakłania go, żeby mnie killnął?"

 

„Aha." Włodek podrapał się po głowie „Sorry nie nadążam."

 

„Hej chłopaki ten pomysł z patykiem z gównem to był nie przemyślany." Do pokoju wlazł na luzie Olek, który wycierał swoją koszulę, nieświadomy co działo się w sypialni.

 

„Co!? Patyk z gównem!?" Przeraził się Czerwony Galaktyczny Wędrowiec i odwrócił w stronę Olusia. W tej chwili Kubas przywalił mu w brzuch i wyrwał się z objęć wroga. Oluś zapytał co się dzieje, ale nikt nie raczył mu teraz tłumaczyć. Za to wszyscy koledzy Kubasa otoczyli ostatniego przeciwnika.

 

„Walcie się downy!" Krzyknął czerwony po czym wyskoczył przez dziurę, którą wcześniej zrobił. Wszystko się uspokoiło.

 

„Czy to był kurwa czerwony power ranger?" Zapytał Oluś.

 

Pierwsze co Kubas zrobił po walce to upewnił się, że mikser nie jest potłuczony. Gdy wszyscy ogarnęli dupy, uznali, że misja została zakończona sukcesem. Zabrali zwierciadło po czym Wróżka przeteleportowała ich do pałacu lordów.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Etyzer z kosmosu

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

„Mamy zwierciadło." Pochwalił się poobijany i zmęczony Kubas.

 

„Dobrze. W takim razie musimy ogarnąć, jak ono działa." Zaproponował lord Tom'Ash.

 

Kubas i reszta po akcji z krasnoludkami, przenieśli się od razu do pałacu lordów. Stanęli przed ich obliczem (oprócz Dereka, który czekał za drzwiami). Kiedy bohaterowie myśleli, że będą mieć chwilę wytchnienia, do sali weszła postać, której jeszcze nie znali.

 

Był to młody chłopak ubrany w szarą koszulę. Z twarzy wyglądałby normalnie, gdyby nie wrażenie, że przypierdolił za dzieciaka ryjem w mur, bo miał wykrzywione zęby, spłaszczone czoło oraz jego blond grzywka stała nienaturalnie do góry.

 

„Etyzer przybył." Powiedział tajemniczy brzydal.

 

„A więc stało się. Nie mamy więcej czasu." Obwieścił poważnie Lord Ski-O.

 

„Kto to jest?" Zapytał Włodek wskazując palcem na nową osobę.

 

„To Kupizzz, też wafel lordów a dokładniej lorda Ski-O." Wytłumaczył Rumun.

 

„Kazałem mu obserwować Żółtą Magnetyczną Gwiazdę. Melduj." Rozkazał lord Ski-O.

 

„No więc, siedzę sobie z lornetką i gapie się na te żółtą kropkę a tu nagle przed nią pojawia się jakiś latający kolorowy ryj, kilka razy większy niż samolot."

 

„Ryj? Masz na myśli twarz?" Zapytał Konrad.

 

„No tak, Taki neonowy, świecący jak te napisy w monopolowych sklepach 24 h."

 

„Zupełnie jak rysunek w piramidzie majów." Przypomniał Oluś.

 

„Czyli co? Etyzer to po prostu wielka latająca morda?" Gdyby nie rysunek w Ciecierz Itzy, Kubas nie potrafiłby sobie tego wyobrazić. W ogóle niewiele potrafił jak np. być fajnym.

 

„Wspominaliśmy, że jest to istota ewolucyjnie wyższa. Widocznie przyjęła taką postać. To nie zmienia naszego zadania. Musicie zniszczyć Etyzera." Przypomniał lord P.Ter, który trzymał teraz Rytmiczne Zwierciadło. „Tylko to zwierciadło może nam powiedzieć jak tego dokonać. Zabierajcie je i wyruszajcie stawić mu czoło."

 

„Ale nie wiemy, jak działa zwierciadło. Zadawaliśmy już mnóstwo pytań a one milczało!" Przypomniał Kubas.

 

„A jednak Zła Królowa potrafiła go używać więc wy też musicie sobie jakoś poradzić." Dodał lord Tom'Ash w tym samym czasie, w którym chłopcy znowu weszli w posiadanie lustra.

 

„Dobra, wiem, że mamy pokonać tego całego Etyzera, ale kurde przed chwilą co napierdalaliśmy się z jebanymi krasnalami, bynajmniej nie ogrodowymi. Nie mam sił i ledwo stoję na nogach." Poskarżył się okularnik i wyjątkowo gadał z sensem. Ciągłe potyczki oraz użycie Szału Bojowego wyczerpało Kubasa bardziej niż resztę. Lordowie popatrzyli na niego z politowaniem.

 

„Niech ci będzie. Kupizz. Przynieś fasolki. Powinny być jakieś na zapleczu." Wafel posłusznie wykonał rozkaz i przyniósł coś w plastikowym opakowaniu. Wręczył coś Kubasowi oraz Rumunowi. Były to fasolki, które wyglądały jak pudrowe cukierki.

 

„Co to?" Zapytał Kubas gapiąc się w pastylkę.

 

„To Pudrowe Fasolki Wszystkich Smaków Barneya Buta. Jedna taka fasolka przywraca siłę i energie a także leczy rany i to natychmiastowo." Wyjaśnił Kupizzz. „Ale my mówimy na nie Fasolki Sensu."

 

„Dlaczego?"

 

„Bo mówienie pełnej nazwy jest bez sensu." Kubas nie wiedział, czy blondyn mówi prawdę, ale chętnie poczęstował się cukierkiem (czy tam fasolką, chuj wie czym). Jak bardzo się zdziwił, gdy w jednej chwili zmęczenie odeszło a wszystkie siniaki i rany pozostały już tylko wspomnieniem. Czuł jakby nigdy nie był w lepszym stanie. W dodatku głód minął. Był zachwycony działaniem fasolek. Innymi słowy był gotowy do akcji.

 

Rumun także bo tez zjadł cukierka.

 

„A my nie dostaniemy?" Zapytał żydek, bo też chciał cukierka.

 

„A po chuj?" Zapytał jeden z lordów.

 

„Tak tylko zapytałem."

 

„Ruszajmy więc! Chętnie jedbnę w ryj temu Etyzerowi." Kubas się ucieszył, bo czym większy cel tym mniejsze prawdopodobieństwo, że spudłuje a często się to zdarzało, bo był ślepy jak kret.

 

„Kupizzz was zaprowadzi. Powodzenia i nie zjebcie tego." Dodali lordowie na odchodne.

 

***

 

Kubas, Włodek, Konrad, Derek, Oluś oraz dwaj służący lordów Rumun i Kupizzz stali na jałowym pustkowiu w środku nocy na jakimś zadupiu. Mimo, że była noc, całe miejsce było oświetlane blaskiem Żółtej Magnetycznej Gwiazdy. Tuż za nią unosiła się istota, którą mieli pokonać. Wielka, świecąca, kolorowa, latająca morda z pustymi żółtymi oczami.

 

Etyzer z Kosmosu.

 

„Jest większy niż myślałem." Dodał Kubas, który znowu zapomniał zostawić stary mikser u lordów więc trzymał go pod pachą.

 

„Tak pewnie mówiłeś wujkowi, kiedy wystawiał ci parówę przed ryj." Heheszknął żydek.

 

„Dobra to może ogarnijmy to lustro co?" Przypomniał Oluś. „W końcu bez niego nie dowiemy się jak go pokonać."

 

„No to kurwa dawaj jak taki mądry. Ja już próbowałem pytać zwierciadła o parę rzeczy i nawet nie odpowiedziało mi na pytanie, gdzie jest nemo." Rozłożył ręce Kubas w bezsilności a raczej rozłożyłby, gdyby nie mikser pod pachą.

 

W jednej chwili, ziemia pod bohaterami zaczęła drżeć. Rozpętało się istne trzęsienie ziemi. Wszystko za sprawą tego, że Etyzer dmuchnął na pustkowie. W tym miejscu ziemia pękła powodując wstrząsy.

 

Jednak co było jeszcze dziwniejsze to to, że z pod ziemi wyrósł wielki zamek, cały pomalowany na zielono. Wyglądał jakby był radioaktywny. Był tak wysoki, że zakrył zarówno Etyzera jak i gwiazdę. Gdy trzęsienie trochę ustało, chłopcy przyjrzeli się nowej budowli.

 

„To się nazywa tryb szybkiego budowania. Co to kurwa ma być?" Derek złapał się za głowę a potem za pośladki.

 

„To jest Zielony Zamek Synchronizacji a ja jestem jego Panem." Usłyszeli łagodny kobiecy głos z najbliższego im balkonu w zamku. Wyjrzała z niego pewna kobieta, nawet ładna blondynka, która przebrana była w strój fitness.

 

„Chyba Panią." Poprawił Rumun.

 

„Ta kobieta Mona Terka jest medium pomiędzy wami a mną. Mówię do was ja. Etyzer. Witam was moi bracia."

 

„Hej serio chcesz zabić ludzkość?" Zapytał Włodek.

 

„Tak. Ludzkość jest zarazą, którą trzeba wyplenić zanim zniszczą ziemię. Długo zastanawiałem się jak wykończyć ludzi. Miałem na zebranie myśli dużo czasu, ponieważ podróż w kosmosie zdawała się nie mieć końca. Kiedy tak sobie latałem w przestrzeni kosmicznej napotykałem różne ciała niebieskie, ale moją uwagę przykuło jedno. Radioaktywny Kryptonit."

 

„To co rozpierdala Supermana?"

 

„Dokładnie tak. Pożarłem jego znaczne ilości i dzięki temu stworzyłem Zielony Zamek Synchronizacji. Zamek ten będzie się rozrastał z czasem tak jak i radioaktywny obszar, który w końcu dosięgnie każdego miejsca na ziemi. Tak ludzkość napotka swój kres."

 

„Nie pozwolimy na to!" Wydarł japę Kubas.

 

„Nie jesteście w stanie mnie powstrzymać." Po tych słowach kobieta schowała się do zamku.

 

„No to, skoro zamek jest radioaktywny to życzę powodzenia." Poklepał Kupizzz Rumuna w ramię po czym poszedł sobie w pizdu bo nawet bez tego wyglądał jak ofiara Czarnobyla.

 

„Dzięki kurwa." Dodał rudy.

 

„To prawda, więc musimy to szybko zakończyć, żeby nie wyrosły nam ogony lub drugie głowy. Już bez nich wyglądamy na pojebów." Dodał Kubas po czym ruszył do wejścia do zamku. „Musimy dostać się na dach. Stamtąd może uda sięgnąć się do Etyzera."

 

„A zwierciadło!?" Zapytał Oluś w biegu, który to dostał zadanie pilnowania lustra.

 

„Pogłówkujemy w trakcie."

 

I tak wszyscy wbiegli do Zielonego Zamku Synchronizacji.

 

***

 

Pomimo, że zamek wydawał się elegancki i zadbany to tak naprawdę był po prostu...

 

...zielony.

 

Wszelkie meble, podłogi, ściany były stworzone z zielonego kryształu, kryptonitu o którym wspomniał Etyzer. Założę się, że jakby bohaterowie wbili do łazienki, zastali by tam zielone kible.

 

Chłopcy szybko ogarnęli, że się zgubili bowiem wszystko wyglądało tak samo. Chcieli dostać się na samą górę, ale nie znaleźli żadnych schodów.

 

„Jak mamy się dostać na górę, skoro nie ma schodów." Zmartwił się Włodziu.

 

„Skoro nie ma schodów, to musi być winda." Zabłysną Oluś. Mając to w pamięci chłopcy szukali czegoś podobnego do windy. Kubas od niedawna dopiero wiedział co znaczy winda, ponieważ u niego w pałacu ani w Hogwarcie nie było takich dziwnych urządzeń. Dopiero kiedy zamieszkał w warszawie z Włodkiem, to musieli takiej używać by dostać się do mieszkania. Do dzisiaj nie rozumie jaka magia odpowiedzialna jest za taki teleport z jednego piętra na drugi. Może wróżki takie jak WWG są zatrudniane i teleportują po wejściu do windy?

 

Rozmyślania Kubasa przerwało odnalezienie windy. I nie zgadniecie.

 

Była zielona.

 

Bohaterowie wpakowali się do środka, nacisnęli przycisk z napisem „do góry" po czym próbowali nie oddychać przez nos, żeby nie umrzeć od pierdów Włodzia oraz ogarnąć zwierciadło. Kubas odezwał się do lustra.

 

„Jak rozjebać Etyzera?" Jak łatwo się domyśleć, Rytmiczne Zwierciadło miało Kubasa w dupie (zresztą jak każdy).

 

Gdy wjechali na ostatnie piętro i wszyli z windy, mogli w końcu odetchnąć pełną piersią.

 

„Jeżeli jest jakieś wejście na dach, to musi być gdzieś tutaj na tym piętrze." Po tych słowach Olusia rozpoczęły się poszukiwania. W końcu jeden z chłopaków zawołał do siebie resztę, ponieważ coś znalazł. Był to Konrad.

 

„Słuchajcie znalazłem drabinę na dach."

 

„No to napierdalamy."

 

„Ale pilnuje ją ta kobita co darła japę z balkonu."

 

„Dobra nie mamy na to czasu. Ktoś musi odciągnąć jej uwagę a reszta wbije na dach."Powiedział Kubas po czym złapał się za czubek nosa i krzyknął „Nie ja!"

 

Wszyscy zrobili to co on, ale ostatni był Derek, bo chyba nie ogarnął jak działa ta zabawa.

 

„Derek idź ją zagadaj." Wietnamczyk podrapał się po głowie po czym uznał, że co tam i podlazł do Mony Terki.

 

„Cześć." Przywitał się bardzo grzecznie.

 

„Nie powstrzymasz mnie." Powiedział Etyzer przez usta dziewczyny.

 

„Nie mam takiego zamiaru. Tylko odciągam twoją uwagę. Nie chce się bić. Chcesz sajgonkę?"

 

„Co?" Mona Terka odwróciła się i zobaczyła jak reszta chłopaków pakuje się po drabinie na dach. „Jak mogliście tak podejść wszechwiedzącego Etyzera!"

 

„Kurwa Derek ty pojebie!" Krzyknął Kubas, który jako pierwszy dorwał się do drabiny. Wchodził dość wolno, bo jedną ręką trzymał pierdolony mikser.

 

„Stać!" Krzyknęła kobieta po czym jej włosy zaczęły się rozrastać i to w oka mgnieniu. Następnie włosy te zaatakowały naszych bohaterów skutecznie blokując im wejście na dach. Kubas, Włodek i Rumun, jedyne osoby, które były już na drabinie, zleciały na dupę.

 

„Shit myślałem, że to tylko jakaś sekretarka czy coś, ale widzę, że coś tam potrafi."

 

„Zostałam wybrana przez samego Etyzera by być jego słowem i głosić jego apokalipsę." Przemawiała teraz w swoim imieniu Mona Terka. „Dał mi zalążek swojej mocy!"

 

„Nie ma nikt nożyczek?" Zapytał Oluś.

 

„Mam to!" Krzyknął żydek wyjmując swoją Jarmułkę i rzucił we włosy, ścinając ich trochę. Czapka wróciła mu do ręki. „Lol. Działa."

 

„Dobra zmiana planów. Konrad napierdalaj się z nią a reszta na dach!" Wymyślił Kubas podnosząc się z podłogi i ponownie dobierając się do drabiny. Tym razem coś mu jebnęło po plerach, że aż padł na ryj krzycząc z bólu.

 

„Nie zapominajcie o mnie." Tym razem pojawił się Czerwony Galaktyczny Wędrowiec ze swoim kijem z tobołkiem.

 

„To bolało ty pizdo!" Kubasa szarpała nerka a Rumun zaatakował czerwonego. Dwa kije skrzyżowały się i nawiązała się między nimi walka. W międzyczasie Mona Terka ponownie wysłała swoje włosy w kierunku bohaterów i zaczęła związywać ich ciała. Włodek i Oluś padli jej ofiarami. Konrad bronił się czapką, Kubas pięściami a Derek stał z drugiej strony więc nikt go nie atakował.

 

„Tym razem nie dam się podejść panie woźny." Rzekł w trakcie wymiany ciosów Galaktyczny Wędrowiec.

 

„A skąd taka pewność?" Dzielnie bronił się Rumun.

 

„Stąd!" Podczas jednego z uderzeń, podczas gdy kije skrzyżowały się, na twarz Rumuna spadł tobołek, który był przywiązany do broni czerwonego. Z tobołka wyleciał gwiezdny pył i rozsypał mu się na twarzy.

 

„Shit!" Złapał się za oczy Rumun co kosztowało go odsłonięcie. Wędrowiec dał mu z kija w ryj i wyeliminował rudzielca.

 

W tym samym czasie Kubas poprosił Konrada by dał mu jego czapkę. Z całej siły rzucił nią w Mona Terkę by odciąć jej włosy aż przy głowie. Ta jednak uchyliła się przed czapką. Gdy ta już miała wrócić do rąk Kubasa, ten kucnął tak by przeleciała nad nim. Poleciała dalej w pizdu i trafiła Galaktycznego Wędrowca w głowę, gdy ten chełpił się nad swoim zwycięstwem nad waflem lordów.

 

„Sam to obmyśliłeś Kubas?" Zapytał Konrad, który był pod wrażeniem tej sztuczki.

 

„Tak." Skłamał Kubas, który po prostu bał się złapać czapkę za ostrą krawędź i że porani sobie rękę. Gdy zobaczył, że czerwony odzyskuje zmysły ruszył w jego stronę i sprzedał mu takiego kopniaka w brzuch, że każdy by oddał drugie śniadanie. Galaktyczny Wędrowiec skulił się i zemdlał. W tej samej chwili włosy Mona Terki obwiązały się wokół nogi Kubasa i jego również uwięziły. „Cholera! Nie mogę się ruszyć. Konrad!"

 

Niestety Konrad również dał się uwięzić we włosach. Jedynym wolnym bohaterem był teraz Derek.

 

„Zjadłbym serek." Powiedział na głos Wietnamczyk.

 

„Zrób coś!" Zawołał Kubas, gdy włosy coraz bardziej go obwiązywały.

 

„Ale co?" Odpowiedział bezradny Derek.

 

Kubas chciał odkrzyknąć, że gówno, ale założyłyby się, że Derek serio by to zrobił. Krzyknął więc tylko.

 

„Myśl!"

 

Derek nic nie wymyślił więc podszedł do Olusia, omijając włosy Mona Terki, jak gdyby nigdy nic i podniósł Rytmiczne Zwierciadło. (Oluś upuścił je, gdy dopadły go włosy.)

 

„Lustereczko powiedz przecie, jak przyjebać tej kobiecie?"

 

Po tym pytaniu lustro zaświeciło się i Derek uzyskał odpowiedź.

 

(z lustra wydobył się bardzo niski głos, który jakby podśpiewywał).

 

„Zabierz z podłogi kija, jebnij jej tak by nie żyła"

 

„Aha." Derek posłusznie zabrał szczotkę Rumuna, a gdy zobaczyła to Mona Terka, wysłała i w jego stronę włosy. Nie wiedziała jednak, że im więcej włosów używa do ataku, tym więcej z nich ubywa w innych miejscach. Innymi słowy, pętle z włosów, które trzymały naszych bohaterów się poluzowały. Kubas wykorzystał to by wyśliznąć się z uścisku, podnieść kij, który dzierżył Czerwony Wędrowiec i zajebać nim w ryj kobiecie. Padła na miejscu a jej włosy powróciły do normalnej długości. Wszyscy byli wolni.

 

„Derek! Jak aktywowałeś zwierciadło!?" Zapytał Kubas, ale zanim dostał odpowiedź przez wszystkie okna wparował ogień. Wyglądało to jakby ktoś bawił się miotaczem ognia a raczej kilkoma naraz. Chłopaki zabrali swoje bibeloty w tym Rumuna i szybciutko wdrapali się na dach. Z Mona Terki i Czerwonego Galaktycznego Wędrowca zostały najprawdopodobniej skwarki. Gdy bohaterowie byli na dachu zobaczyli, że to Etyzer ział ogniem przez okna. Przestał, gdy dojrzał bohaterów na dachu.

 

***

 

„Pokonaliśmy twoich przydupasów a teraz zajmiemy się tobą!" Krzyknął Kubas i pokazał wielkiej twarzy środkowy palec.

 

„Chciałbym to zobaczyć." Wielka twarz odpowiedziała po czym zaczęła ziać ogniem z ust. Bohaterowie biegali wte i wewte byle tylko nie zostać spaleni.

 

„On zagina ogień!" Zauważył Konrad, który razem z Włodkiem i Olusiem taszczyli nieprzytomnego Rumuna.

 

„Potrafię zaginać przestrzeń i ogień. Tworzę piękno i harmonie, gdzie tylko się pojawie." Odpowiedział Etyzer nabierając powietrza (mimo, że nie miał płuc) najprawdopodobniej by znowu chuchnąć ogniem.

 

„Kubas co robimy!" Patrzyli na niego przypieczeni koledzy.

 

„Dajcie mi chwilkę!" Kubas zabrał od Olusia lustro i zgarnął Dereka na bok po czym zapytał.

 

„Jak żeś to kurwa aktywował?"

 

„Po prostu zrymowałem. Kiedy mama mi czytała bajki to często się rymowały." Derek przypomniał sobie swoich prawdziwych rodziców jeszcze za czasów, gdy mieszkał w Wietnamie.

 

„Spróbujmy więc."

 

Gdy Kubas i Derek ślęczeli nad Rytmicznym Zwierciadłem, Etyzer miał już wypluć kolejną partię ognia. Włodek wypiął się i tak mocno pierdnął, że Etyzer zaczął kaszleć i się dusić co dało bohaterom kilka sekund więcej życia. Kubas natomiast sformułował pytanie.

 

„Lustereczko powiedz tera, jak zajebać Etyzera?"

 

Po tym pytaniu lustro zaświeciło się i Kubas uzyskał odpowiedź.

 

(z lustra wydobył się bardzo niski głos, który jakby podśpiewywał).

 

„W ogóle..."

 

„...centralnie..."

 

„...kamieniem go..."

 

„...bez kitu."

 

Tak brzmiała odpowiedź magicznego zwierciadła. Derek i Kubas popatrzyli się na siebie. Znali już sposób na pokonanie buzi z kosmosu.

 

„Ale skąd weźmiemy na dachu zamku jakiś kamień!" Zauważył Derek.

 

„Nie wiem." Kubas spojrzał na Etyzera tracąc powoli nadzieje szczególnie po tym jak zobaczył, że ich duży przeciwnik znowu nabrał powietrze by zaatakować. Gdy Kubas myślał, że to ich koniec postanowił podrapać się po dupie, bo być może nie będzie już miał okazji. I gdy zaczął to robić, w jednej chwili nadzieja wróciła. Poczuł bowiem coś w kieszeni.

 

Sięgnął powoli do niej i wyjął nic innego jak kamień!

 

„Wow!" Zawołał Derek. „Mamy kamień!'

 

„Tak!" Kubas popatrzył na kamień i to nie na byle jaki kamień tylko sam Kamień Filozoficzny, który nosił w kieszeni od pierwszej części powieści. Jednak, odkąd zniknął z niego znak, który teraz Kubas na czole, zachowywał się i wyglądał zwykły kamień.

 

Gdy Kubas już miał wziąć zamach i rzucić w Etyzera, ktoś złapał go za rękę. Okazało się, że to Rumun, który odzyskał świadomość.

 

„Zaczekaj. Trzeba trafić centralnie w środek. Tak mówiło zwierciadło a z twoim wzrokiem mamy 100% pewności, że nie trafisz."

 

„Kurwa chujowo to przyznać, ale to prawda."

 

„Niech ktoś inny spróbuje."

 

„Nie!" Sprzeciwił się okularnik. „Ja zostanę bohaterem i zasłużę na nagrodę!" Kubas cały czas miał w głowie to, że chce zostać prawdziwym chłopcem. I naprawdę chciał wszystkich uratować. „Tak się składa, że wiem, jak to zrobić. Wykorzystam moją słabość na moją korzyść."

 

„To znaczy?" Zapytał Derek.

 

„To znaczy, że wygraliśmy!" Kubas pewny siebie zerwał się i z całej siły rzucił kamieniem centralnie w Etyzera, w sam środek i to bez kitu.

 

Wszyscy spojrzeli na Kubasa z olbrzymim zdziwieniem.

 

Jakim cudem ktoś kto ledwo widzi swoje dłonie, mógł trafić idealnie w sam środek tak odległego celu.

 

Ja też tego kurwa nie ogarniam.

 

Gdy tylko Etyzer oberwał kamieniem, zaczął się rozpadać a wraz z nim cały Zielony Zamek Synchronizacji. To co zostało z Etyzera zostało pochłonięte przez Żółtą Magnetyczną Gwiazdę.

 

„Musimy stąd spierniczać!" Zauważył Oluś.

 

„Nie zdążymy!" Krzyknął Włodek.

 

W jednej chwili wszyscy bohaterowie znaleźli się obok zamku. Z bezpiecznej odległości widzieli, jak się rozpada.

 

„Co jest?" Zdziwił się Konrad.

 

„To moja zasługa." Odpowiedziała Wróżka Wali Gruszka, która przeniosła ich w ostatniej chwili. „Lordowie wam tego nie powiedzą, ale dobra robota. Szczególnie ty Kubas."

 

„Czy to znaczy, że zamienisz mnie..." Kubas przerwał, bo nie chciał zdradzić swojego sekretu płci kolegom. „... no wiesz o co mi chodzi."

 

„Nie. To dopiero pierwszy udany krok na twojej drodze do zostania obrońcą dobra."

 

Kubas był trochę zawiedziony, ale w gruncie rzeczy też szczęśliwy, że podołał wyzwaniu.

 

Uratował świat.

 

Taki zjeb. Jeszcze z takimi pomocnikami.

 

Gdybym wcześniej nie przeczytał scenariusza to bym kurwa teraz kisł z niedowierzania.

 

„Ale Kubas. Wytłumacz mi jakim kurwa cudem trafiłeś tam, gdzie miałeś?" Domagał się odpowiedzi Rumun.

 

„To proste. Jestem ślepy jak kret. Nie było najmniejszej szansy, żebym trafił tam, gdzie celuje prawda?"

 

„Prawda." Odpowiedzieli chórem wszyscy.

 

„Było zatem wiadomo, że trafie tam, gdzie nie powinienem prawda?"

 

„Chyba tak."

 

„A więc wmówiłem sobie, że moim celem jest wszystko oprócz małego punktu na środku Etyzera. Wycelowałem dokładnie gdziekolwiek a i tak trafiłem tam, gdzie nie celowałem, czyli tam, gdzie potrzebowaliśmy."

 

Chłopacy, wróżka i ja przez chwilę staraliśmy się znaleźć logikę w tym co powiedział, ale szybko się poddaliśmy. Najważniejsze, że poskutkowało.

 

Kubas i reszta przenieśli się do pałacu lordów.

 

My natomiast przenosimy się do jeszcze innego miejsca, które będziecie kojarzyć tylko jeżeli jesteście z nami od pierwszej części. A mianowicie do MROCZNEJ KRYJÓWKI.

 

***

 

Przenieśmy się do miejsca, które owiane jest tajemnicą. Mimo, że mogę się tam pojawić, nie wiem, gdzie to jest. Całe pomieszczenie jest ciemne. Oświetlają je pochodnie. Na środku tej sali stoi kamienny tron, na którym siedzi pewna postać oczywiście złowieszcza jak całe to miejsce. W powietrzu czuć zło i pieczoną wołowinę.

 

Tym razem dodam jeszcze, że w pomieszczeniu tym, przed tronem wisi olbrzymi telewizor. Na jego ekranie znajduje się Kubas i jego koledzy. Gdybym ich nie znał to uznałbym, że mroczna postać ogląda program o downach.

 

W sumie nawet jak ich znam to też tak uważam.

 

„Ciesz się Kubas ze swojego nic nieznaczącego zwycięstwa. Już niedługo poznasz co to znaczy prawdziwe zło." Niestety opowiadanie jest tak zrobione, że nie możemy poznać tożsamości tej złej postaci. Jej głos jest rozmazany, zmodyfikowany jakby nagrywany chujowym dyktafonem i to w garażu.

 

Po tej mrocznej chwili, która ma zachęcić do sięgnięcia po kolejny tom Kubasa, wróćmy do naszych bohaterów.

 

***

 

„Udało ci się pokonać Etyzera, ale nie popadaj w samo zachwyt."

 

„A jeśli już popadłeś to spojrzyj w lustro to szybko ci przejdzie."

 

Lordowie pochwalili Kubasa po swojemu.

 

„Tak. Rytmiczne Zwierciadło jednak okazało się pomocne. Mam je zostawić?" Zapytał młody bohater.

 

„A bierz je, nam nie jest potrzebne." Odpowiedział Lord P.Ter.

 

„Rumun opowiedział nam jak pokonałeś Etyzera. Aż mnie dziw bierze, że miałeś akurat kamień w kieszeni. Głupi ma zawsze szczęście." Zauważył lord Tom'Ash.

 

„W dodatku to był nie taki zwykły kamień tylko Kamień Filozoficzny!" Powiedział z dumą okularnik.

 

„Co? Kamień Filozoficzny?" Zainteresowali się lordowie.

 

„Tak. Kiedy Konrad przyjebał mi nim w czoło, to znak, który był na kamieniu pojawił się tam, gdzie powinien być siniak."

 

Lordowie popatrzyli po sobie i po chwili odezwał się lord Ski-O.

 

„Kubas, ten kamień, o którym mówisz, nie był Kamieniem Filozoficznym."

 

„Co!?" Zdziwił się Kubas i jego koledzy Konrad i Włodek, którzy też myśleli, że to rzeczony kamyk.

 

„Nie wiem kto ci to wmówił."

 

„Nikt nie musiał mi wmawiać, bo pierwsza część nazywa się Kubas Adventure i Pierdolony Kamień Filozoficzny!"

 

„To autor się jebnął." Stwierdzili lordowie.

 

„To w takim razie co to był za kamień?"

 

„Cóż to chyba dobra chwila by opowiedzieć ci o twojej mocy oraz o runach." Gdy usłyszał lordów, Kubas napalił się, bo sam nie rozumiał swojej mocy jak i jakiś 99% rzeczy, które dzieją się wokół niego.

 

„Runach?"

 

„Tak. Postaramy się to wytłumaczyć tak, żebyś zrozumiał tak samo jak i czytelnicy. Runy nawiązują bezpośrednio do historii o konflikcie bogów, którą mówiliśmy ci ostatnio. Mam nadzieje, że pamiętasz."

 

„Nie."

 

„No to może chociaż czytelnicy pamiętają. Narrator. Czyń honory."

 

A jakże by inaczej.

 

Runy to kamienie, które zawierają w sobie różne moce. Gdy taki kamień wejdzie w kontakt z krwią, to moc przechodzi na człowieka. Blizna, która pozostaje jest dowodem na to, że taka osoba stała się runinem.

 

„Runin?"

 

„Tak. Czyli po prostu ktoś kto ma moc runy. Np. Ty."

 

Czyli teraz Kubas oprócz bycia zjebem stał się też runinem.

 

„Ale mówiliście, że te runy mają coś wspólnego z bogami." Lordowie spojrzeli na mnie tzn. narratora.

 

Kontynuując więc.

 

Runy powstały, gdy dobry bóg Colonel zadał ostatni cios złemu bogowi Ronaldowi McDonaldowi. Wtedy ten drugi rozpadł się na kawałki. Te kawałki stały się runami. Kamieniami o różnych mocach.

 

„A jaką moc mam ja?"

 

„Po twoim znaku stwierdziliśmy, że posiadasz moc Runy Sourei."

 

„To znaczy?"

 

„Potrafisz kontrolować moc wściekłości, szału."

 

„Czyli im bardziej jestem wkurwiony tym łatwiej mi ją wydobyć?"

 

„No tak. Gdy Kubas odpalał Szał Bojowy to stawał się napierdalaczem." Zauważyli koledzy.

 

„Super. Chyba." Kubas myślał, że jego moc polega na czymś więcej niż tylko wkurzaniu się, ale i tak się ucieszył, że w ogóle jakąś ma."

 

„To co? Fajrant?" Zaproponował Rumun.

 

„Niech wam będzie. Zabierajcie ich stąd, bo już nie możemy patrzeć na ich mordy." Pożegnali się lordowie a Kubas i reszta ruszyli w stronę drzwi. Jednak zanim ten ostatni wyszedł, lordowie poprosili go jeszcze na chwilkę.

 

„Co jest? Jednak mi podziękujecie?"

 

„Spierdalaj."

 

„No to o co chodzi?"

 

„O to, żebyś miał oczy dookoła głowy." Powiedział lord P.Ter ale zrozumiał, że akurat to mogło głupio zabrzmieć w stosunku do ślepego kretyna. „Żebyś uważał na siebie."

 

„Coś mi grozi?" Zmartwił się Kubas.

 

„No nie mów, że już zapomniałeś, że cały atak na twoją szkołę był tylko po to by cię dorwać." Przypomniał mu lord Tom'Ash.

 

„Racja! Właśnie! W rezydencji złej królowej, kiedy walczyliśmy o zwierciadło, pojawiły się takie same stwory co wtedy w szkole!"

 

„Tak wiemy. Rumun już wcześniej nam powiedział. Ktoś bardzo chce się ciebie pozbyć a my nie możemy nad tobą czuwać całą dobę. Musisz umieć o siebie zadbać. Chcielibyśmy, żebyś jak najwięcej używał swojej mocy. Wtedy stanie się większa a ty potężniejszy."

 

„Tak jest!" Kubas ucieszył się, że może być jeszcze silniejszy. Spotkanie z Etyzerem pokazało mu, że na tym świecie są przeróżne istoty nie zawsze dobre.

 

„No to spieprzaj."

 

Kubas dogonił przyjaciół i razem stali w korytarzu przed drzwiami do głównej sali, gdzie zazwyczaj czekał na nich Derek.

 

„To co Kubas. Wracamy do domu?" Zapytał Włodek smrodek.

 

„Zaczekaj. Chce jeszcze wykorzystać moc Rytmicznego Zwierciadła." Kubas podniósł lusterko po czym rzekł.

 

„Lustereczko powiedz przecie, czy ktoś ode mnie kupi ten jebany mikser na świecie?"

 

„A ty dalej o tym?" Zapytał Konrad.

 

„Tak bo chce sprzedać ojca mikser."

 

Lustro zaświeciło się i odpowiedziało niskim głosem

 

„To nie sprzedasz."

 

Po chwili ciszy Kubas rozpierdolił i zwierciadło, i mikser i poprosił o przeniesienie do domu. I tak kończy się druga przygoda Kubasa. Czego możemy się spodziewać w trzeciej części?

 

Już w następnym odcinku Kubas i przyjaciele dowiedzą się kto stoi za atakami na głównego bohatera a także stawią czoła tajemniczym Rycerzom Cienia. Kim są inni runinowie i jakie mają moce? Czym jest Worywoku? W kim zakocha się Kubas? I czy Kubas spotka sławnego Super Banana? Przed wami: Kubas Adventure 3 i Przebudzenie w Nocy.

 

Pojebane nie?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Freya 02.07.2020
    Nie jest źle napisane pod kątem poprawności. Niemniej myszą nudy leci również. Pozdro?
    Strzał w dychę!
  • Freya 02.07.2020
    Boty również ?
  • AutorKubasa 02.07.2020
    Dziękuje.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania