Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kubas Adventure 3 i Przebudzenie w Nocy

Opowiadanie dostępne również na blogu powieści:

https://kubasadventure.blogspot.com/

 

lub dla ułątwienia pod linkiem:

https://drive.google.com/file/d/1RSzjSPsWYFnkEoCFvSUxkjqQAgyZ1eGO/view

 

=====================================================================

Super Banan i Rycerze Cienia

=====================================================================

Witajcie po raz trzeci. Nie będę ciągle opowiadał o tym, jak autor robi mnie w chuja z wypłatą tylko przejdę od razu do powieści. Jeżeli lubisz tracić czas drogi czytelniku na totalnych bzdurach to zapraszam do lektury.

 

W poprzednich powieściach stało się to co się stało i tyle (nie chce mi się do tego wracać.)

 

Ile to już miesięcy minęło, odkąd Kubas – dzieciak z okularami większymi od mordy i blizną jak u Harrego Pottera na czole stał się obrońcą dobra? Ani ja, ani bohaterowie, ani tym bardziej autor tego nie liczy więc nie wiemy, ale kilka na pewno. Okularnik wraz z kolegami często stawiali czoła potężnym, ale słabym przeciwnikom oraz odwiedzali wiele ekscytujących i nudnych zarazem miejsc. A tak naprawdę w większości czasu głównym zdaniem Kubasa było pomaganie Rumunowi w czyszczeniu pałacu swoich przełożonych (czyli wielkich trzech lordów). Kubasa wkurzało to, że jest tak wykorzystywany i kilka razy nawet odpysknął lordom, że na to się nie pisał, ale po tym jak przestali opowiadać w jaki sposób go rozpierdolą dodawali, że sprzątanie wyrobi mu kondycje i mięśnie.

 

Szkoda, że Rumun, który całe życie to robi jakoś nie wygląda na mocarza.

 

No ale cóż. Kubas cierpliwie znosił wszelkie upodlenia i wykorzystywania z kilku powodów. Po pierwsze fascynowały go przygody, które od czasu do czasu mu się trafiały. Podobało mu się też, że jest bohaterem, który broni innych przed złem oraz, że ma własną powieść (zastanawiam się, czy wie jak autor i ja po nim jeździmy). Był też fanem sprawdzania się podczas walki i stawania się coraz silniejszym.

 

Ale nie to tak naprawdę napędzało Kubasa.

 

Prawdziwą motywacją było jego marzenie by stać się prawdziwym chłopcem. Kubas bowiem ukrywa to, że tak naprawdę jest dziewczynką a lordowie obiecali mu, że jeżeli się sprawdzi i będzie im pomagał, to zrobią z niego full chłopca.

 

***

 

Środek nocy. Kubasa wyjątkowo obudziło coś innego niż podkołdernik jadowity Włodka (czyli pierdnięcie) chociaż kujący w nos zapaszek mógł się również do tego przyczynić. To co obudziło Kubasa, to był ból na czole a dokładniej na jego bliźnie nad prawą brwią.

 

Nie jest dla powieści ważne, że dzieje się to w nocy, ale dzięki temu, że się dzieje w nocy, powieść może mieć podtytuł – przebudzenie w nocy.

 

Zerwał się łóżka i złapał za czoło. Kubas już kilka razy przeżywał coś podobnego, ale nigdy tak intensywnie. Zawsze, gdy pojawiały się stwory zwane cieniasami, tworzone przez tajemniczego wroga, który chce dopaść Kubasa, bohater odczuwał taki dyskomfort. Teraz jednak miał wrażenie, że ból nie pulsuje tak samo. Znak reaguje, ale na coś innego. Kubas nie miał pojęcia na co, co trochę nie tyle go przeraziło co zatrwożyło. Jego rozmyślania przerwał mu Włodek, który również się obudził (jednak on już przez smrodek). Gdy zobaczył przyjaciela, który trzyma się za japę, zapytał.

 

„Co ci Kubas? Wygląda jakbyś się najebał."

 

„Włodek nie śpisz?"

 

„To blizna? Znowu ci dokucza?"

 

„Odkąd lordowie powiedzieli mi, że ta blizna to znak mojej mocy, zastanawiam się czy ten ból to nie jest jakaś głębsza sprawa."

 

„Aha, nie wiedziałem, że jesteś fanem teorii spiskowych."

 

„Pomożesz mi jutro w treningu?"

 

„Znowu?" Włodek obrócił się na drugi bok. „Pewnie, że pomogę."

 

Włodek był najlepszym przyjacielem Kubasa i mieszkał razem z nim w warszawie. Kubas wiedział, że zawsze może na niego liczyć, mimo że nie potrafił liczyć. Gdy ból ustąpił, Kubas wrócił do spania.

 

***

 

Podczas lekcji w-f'u, Kubas i jego koledzy znajdowali się na boisku, bo dopisała im ładna pogoda. Reszta gówniaków grała sobie w piłkę a nasza banda stała sobie gdzieś z boku jak jakieś pedałki.

 

Na drużynę frajerów Kubasa składali się oczywiście Kubas, który ciągle chodził w swojej szarej bluzie z kapturem, która na środku miała narysowaną literkę „A" w białym okręgu. Jego przyjaciel Włodek, wysoki chłopak z prostokątnym ryjem oraz prostokątnymi okularami w żółtej koszulce z narysowanym bananem. Konrad, żydek z równie żydowskimi pejsami co i ryjem. Derek, czyli Wietnamczyk ze zmrużonymi oczami oraz Oluś, który, gdyby nie imię to wyglądał i robiłby za NPC'ta.

 

Co jakiś czas, Kubas prosił kolegów o pomoc w treningu. Lordowie powiedzieli mu, że jeżeli będzie ćwiczył swoją moc to zacznie stawał się silniejszy a sama moc bardziej użyteczna. Moc Kubasa pochodziła z runy Sourei zwaną też runą szału. Najprościej napisać, że czym bardziej się wkurwiał, tym był silniejszy. I właśnie w tym aspekcie Kubas potrzebował kolegów. Mimo, że łatwo wpadał w złość i nie było trudno go zdenerwować to sam nie potrafił się do tego zmusić.

 

Wyręczali więc go w tym koledzy, którym podobało się, że mogą bezkarnie nabijać się z Kubasa. Przezwiska, zaczepki, szturchańce, opluwanie było częścią treningu, ale ci, którzy widzieli to z oddali mogliby pomyśleć, że to banda debili.

 

I w sumie mieliby rację.

 

Gdy Kubas był już pobity, opluty, zeszmacony, obrażony i zgnojony, uznał, że ta metoda nie przynosi już efektów.

 

„Może musimy ci mocniej dopierdolić?" Zaproponował Konrad.

 

„Nie. Po prostu to za mało, żebym aktywował Szał Bojowy, zresztą nie chce tego robić." Powiedział Kubas masując siniaki. Dla przypomnienia, ten cały szał to najlepsza technika Kubasa. Dlaczego najlepsza?

 

Bo jedyna.

 

„To po chuj się w to bawimy?" Zapytał zdezorientowany Oluś.

 

„Bo staram się wymyśleć coś, co nie będzie zabierać mi całej energii po wkurwieniu." Kubas uważał, że Szał Bojowy jest bardzo potężny, ale za każdym razem, gdy go robił, nie mógł się kontrolować i tracił całą moc. „Chciałbym np. żeby energia wkurzenia zbierała mi się w pięści czy coś w tym rodzaju, ale nie potrafię tego osiągnąć. Nawet wasze żałosne docinki nie robią już na mnie wrażenia."

 

Gdy bohaterowie główkowali jak jeszcze dojebać Kubasowi, na horyzoncie pojawiły się trzy postacie. Byli to koledzy z klasy Kubasa, którzy go bardzo nie lubili a szczególnie jeden z nich, którzy szedł pośrodku. Był to Damian Pawian, który był trochę pawianem, bo miał sierść na ciele oraz ogon i taką minę jakby hemoroidy nie dawały mu żyć. Obok szły jego przydupasy zwani Kucharz Łukasz i Gej.

 

Kubas kiedyś złoił japę Damianowi oraz uratował go podczas ataku cieniasów na szkołę. Od tamtej pory pawian unikał Kubasa co naszemu bohaterowi się podobało, bo dzięki temu mu nie dokuczał.

 

„Wiedzę, że banda frajerów w komplecie." Zaczął rozmowę Damian Pawian, ale nikt się nie zaśmiał.

 

„Czego chcesz? Znowu mam ci dojebać?" Zapytał uprzejmie Kubas po czym wpadł na pomysł. Gdy tylko bowiem zauważył Damiana, od razu podskoczyło mu ciśnienie. Pomyślał, że akurat on go wkurwia nawet gdy się specjalnie nie stara.

 

„Co się jopisz zasrańcu? Przyszliśmy ci tylko powiedzieć, żebyście wykurwiali stąd, bo zajmujecie kawałek boiska." Powiedział Damian, który nie krył nienawiści do okularnika.

 

„To co powiesz na to? Jeśli mnie pokonasz to zejdziemy z boiska, a jeżeli ja wygram to przyznasz, że jesteś tylko pierdoloną małpą."

 

Kubasowi Damian działał na nerwy, ale to działało też w drugą stronę. Największym wrogiem pawiana był właśnie Kubas, którego obwiniał za jego poniżenie w pierwszej części.

 

„To, że raz miałeś kurwa szczęście to nie znaczy, że możesz się tak rządzić okularniku w dupę kopany. Dajesz kutasiarzu!" Damian wyszedł przed szereg a jego koledzy spojrzeli jedynie po sobie jakby wiedzieli, że ich lider dostanie wpierdol. Za to koledzy Kubasa chyba zrozumieli jego plan. Chciał wykorzystać pawiana do treningu. Odsunęli się więc by nie wchodzić im w paradę.

 

„A masz! To będzie zemsta!" Wykrzyczał Damian, gdy rzucał się na Kubasa. Ten przyjął specjalnie kilka ciosów. „Haha, taka z ciebie pizda, że nie umiesz nawet się bronić." Nabrał pewności siebie Damian. Gdy okładał go ogonem, Kubas skupił się na swoim znaku. Jego złość bowiem była już na tyle duża by móc z nią coś zrobić. Wyczuwał, jak gniew przemienia się w moc. Jego blizna zaczęła świecić. Ale za cholerę nie potrafił przenieść tej energii z czoła do ręki ani w ogóle innej części ciała. Czuł, że gromadzi się jej coraz więcej a nie chciał używać Szału Bojowego.

 

I nagle go olśniło.

 

Nie nauczył się co prawda kontrolować swojej mocy, ale wymyślił, jak wykorzystać tą którą zebrał. Złapał Damiana za ogon, którym obrywał po czym z całej siły przyjebał pawianowi z główki.

 

Kubas rozkwasił Damianowi mordę i kilka dodatkowych zębów. Pawian padł na ziemie nieprzytomny z zakrwawionym ryjem i prawie bez nosa. Podczas uderzenia, zebrana moc rozprysła się, ale wzmocniła uderzenie i to bardziej niż Kubas się spodziewał.

 

„Wow." Pomyślał Kubas łapiąc się za bliznę będąc bardzo zadowolony z efektów.

 

Kucharz Łukasz i Gej zabrali Damiana Pawiana do pielęgniarki, której powiedzieli, że ich kolegę jebnął samochód na przejściu dla pieszych przed szkołą. Reszta zaś wróciła na lekcję i to w dość dobrym humorze.

 

***

 

Kubas i jego kmiotki jakoś dotrwały do końca lekcji. Nawet nie wiem (i pewnie oni też nie) w której są już klasie, ale to według autora nie jest ważne. Gdy wychodzili ze szkoły, nagle Kubas upadł na jedno kolano i złapał się za bliznę.

 

„Ahh!" Jęknął jak pizda.

 

„Kubas?" Odezwali się koledzy.

 

Okazało się, że Kubas zaczął wyczuwać to samo co ostatnio w środku nocy. Blizna pulsowała i szczypała. Tym razem jednak Kubas miał pewne przeczucie.

 

„Kuźwa chłopacy, ale jaja. Co prawda znak mnie boli, ale jednocześnie potrafię wyczuć jakąś dziwną energię z oddali."

 

„Energię?" Zastanowił się Oluś.

 

„Tak, jakby to coś przez co moja blizna tak reaguje. I powiem wam, że mimo iż to jest nieprzyjemne to wiem z której strony się znajduje." Dopiero teraz okularnik podniósł się na nogi, mimo że ból na czole nie ustępował. „Musimy to sprawdzić!" Kubas zerwał się z miejsca a reszta pobiegła za nim, bo nawet nie zdążyli mu wykrzyczeć, że oni wcale nie chcieli z nim iść.

 

***

 

Bohaterowie biegli przez jakiś czas mijając to kolejne piękne ulice i osiedla warszawy. W końcu Kubas zatrzymał się i rozejrzał wokół. Byli na jakimś placu w środku miasta, ale nie pamiętał jego nazwy, bo pewnie nigdy jej nawet nie poznał. Kilka chwil później dobiegli do niego koledzy.

 

„Czemu się zatrzymałeś?" Zapytał Derek, łapiąc powietrze.

 

„To stąd czuje te energie." Odpowiedział główny bohater opowiadania Kubas Adventure.

 

„Ale tutaj nikogo niema. Nawet bezdomnych."

 

A jednak Konrad nie miał racji. Ktoś pojawił się na placu i to na wyciągniecie ręki od bohaterów. Gdy wszyscy wzdrygnęli się i cofnęli parę kroków, Kubas znowu poczuł, jak blizna pulsuje. Wyczuwał energię od postaci, które nagle stanęły naprzeciwko niego. Przyjrzyjmy się im.

 

Byli to dwaj dorośli, którzy chodzili w czarnych zbrojach i ciemnożółtych pelerynach. Trudno było dostrzec ich twarze. Pierwszy z nich miał dość creepy uśmiech, bardzo długie blond włosy, które zasłaniały jedno oko, długą lancę oraz kompletnie niepasujący do reszty czarny melonik na głowie. Drugi zaś również miał blond włosy, ale dużo krótsze. Zamiast eleganckiego melonika miał czarny hełm, który przyciskał mu włosy. Te natomiast zakrywały mu oczy. Druga postać nie uśmiechała się wcale a zamiast lancy dzierżyła miecz.

 

Innymi słowy były to jakieś typy z pod ciemnej gwiazdy i to chyba takie co uciekły ze średniowiecza.

 

Kubas zastanawiał się, dlaczego czuje od nich tyle energii oraz jakim cudem pojawili się tak nagle przed nimi. Czyżby teleportowali się tak jak Wróżka Wali Gruszka?

 

„Kim jesteście?" Pierwszy odezwał się Kubas. Mroczni kolesie jednak nie odezwali się od razu. Najpierw popatrzyli na Kubasa, potem na siebie po czym pierwszy z nich, ten co się uśmiechał jak pajac zaszczycił nas swoim dialogiem.

 

„Bracie, widzisz jego czoło? Cóż za przypadek."

 

„To prawda, że taka okazja może się już nie powtórzyć, ale mamy teraz inne zadanie." Odezwał się drugi.

 

„Halo! Zapytałem was o coś!" Wydarł japę trochę wkurzony okularnik.

 

„Jesteśmy Rycerzami Cienia." Odpowiedzieli prawie jednocześnie.

 

„Ja jestem Yoghurt, młodszy brat." Przedstawił się ten z roześmianą michą na ryju.

 

„A ja nazywam się Samsone." Dopowiedział w takim razie starszy brat.

 

„Rycerze Cienia?" Zastanowili się nasi bohaterowie.

 

„To pradawny klan czarnych rycerzy. Więcej wiedzieć nie musicie." Powiedział starszy a młodszy chwilę po nim.

 

„A więc ty też jesteś runinem." Po tych słowach Kubas doznał szoku. Skąd się wzięli i skąd wiedzieli o tym, że jest runinem?

 

Runin to ktoś kto ma moc runa. Kubas jak już wiemy miał moc runy szału.

 

„Skąd o tym wiecie?"

 

„Widzimy charakterystyczną bliznę na twojej japie, chociaż uwierz, że przyglądanie się twojemu ryjowi wcale nie jest dla nas przyjemne." Dodał Yoghurt.

 

„Co!?" Zdenerwował się Kubas słysząc te obelgę. Gniew spowodował, że tak jak podczas walki z Damianem Pawianem, moc runa zaczęła gromadzić się wokół jego blizny a dokładniej mówiąc głowy.

 

„Tylko nie zesraj się młody." Cały czas odpowiadał młodszy z braci. Drugi zwany Samsone raczej był typem milczka za to Yoghurtowi gęba się nie zamykała. „To co zabieramy go?"

 

„Powtarzam ci, to nie jest nasze zadanie."

 

„Ale z ciebie nudziarz bracie. To może chociaż zobaczmy co potrafi?"

 

„Byle szybko. Dobrze wiesz, że jesteśmy ścigani przez niego."

 

Przez kogo? Zastanawiali się koledzy Kubasa.

 

„Chcecie się napierdalać? Cudownie! Akurat potrzebowałem kogoś do przetestowania mojej nowej techniki! Hiaa!" Kubas rozpędził się i tak jak wcześniej, zebrał energię wokół głowy. „Hammer Head!" Wykrzyczał po czym zaatakował z główki Yoghurta. Bardzo mocno przydzownił mu w zbroję tuż na piersi.

 

Kubas zdziwił się więc, że nie zrobił przeciwnikowi żadnej krzywdy a jego zbroja była tylko troszkę wgnieciona.

 

„Co!? Mój nowy atak zawiódł!?" Rozkminiał Kubas.

 

„Hahaha, ale ty jesteś żałosny." Zaśmiał się Yoghurt. „Teraz moja kolej."

 

I nagle przeciwnik Kubasa zniknął.

 

„Gdzie? Co?" Kubas nie zdążył porządnie się rozejrzeć a młody rycerz cienia pojawił się dokładnie za Kubasem i przywalił mu z kopa w plecy, że aż Kubas jebną o znak drogowy, który akurat sobie tam gdzieś stał. „Ała! Moje plecy! Mój nos!" Złapał się za rozkrwawiony nochal.

 

„Kubas!" Krzyknął zmartwiony Włodek, gdy reszta kolegów zaczęła przyjmować zakłady o to kto wygra.

 

„Zapłacisz mi za to!" Kubas, pomimo że obolały, stawał się coraz bardziej rozgniewany a my dobrze wiemy, że to źródło jego mocy. „Druga tura!" Kubas ponownie rzucił się na Yoghurta, ale tym razem ten od razu zniknął i ponownie pojawił się za okularnikiem. Tym razem przywalił mu w potylice z tępej części lancy.

 

Kubas padł na ryj.

 

„Jaki on szybki!" Zauważył Oluś.

 

„Jaki on chujowy." Zauważył Yoghurt. „Miałeś racje bracie, tylko zmarnowaliśmy czas na takiego frędzla."

 

„To...jeszcze...nie koniec." Podniósł się Kubas z ręką na głowie, masując siniaka.

 

„No proszę, myślałem, że cię ogłuszyłem. Heh." Yoghurt znowu zainteresował się walką.

 

„Teraz to dopiero jestem wkurwiony." Oznajmił Kubas po czym zaczął drzeć japę. „Wraaaaaagh!"

 

Tak! To Szał Bojowy!

 

Kubasowi zaczyna cieknąć piana z ust. Mięsnie napinają się. Żyły wychodzą na wierzch. Zwieracze zaciskają się a oczy wyglądają jakby łaknęły krwi.

 

„Wraaaaagh!' Ponownie wydarł jape i znowu rzucił się na rycerza. Tym razem dużo szybciej i agresywniej.

 

„Kurwa co on? Nie szczepiony?" Skomentował Yoghurt po czym, gdy Kubas miał go zaatakować gradem ciosów, ten po prostu znowu zniknął i pojawił się gdzieś obok. Wkurzony Kubas nie przestawał napierać. Ponownie podbiegł do celu i atakował, wyjąc do nieba. Jak łatwo się domyśleć, przeciwnik ponownie uniknął w ten sam sposób. Sytuacja powtórzyła się kilka razy.

 

Rycerz Cienia Yoghurt miał wielką bekę z Kubasa, gdy ten męczył się na darmo. Trwało to niezbyt długo, ale na tyle by Kubasowi wyczepiały się wszystkie siły. Gdy szał zniknął, okularnik padł na ryj.

 

„Haha. Sam się wykończył." Mówiąc to przyłożył mu lancę, tym razem ostrym końcem do karku.

 

„Zostaw go!" Krzyczeli koledzy Kubasa, ale żaden ani myślał, by podskoczyć silnemu przeciwnikowi.

 

Ktoś inny jednak postanowił mu podskoczyć.

 

W jednej chwili coś spadło z nieba z wielkim impetem.

 

TRACH

 

Nastąpił wstrząs, wszyscy stracili równowagę a w miejscu upadku podejrzanej rzeczy bądź osoby pojawiła się dziura. Z dziury usłyszeliśmy głos.

 

„Nie ma to jak dorosły, który chełpi się, że pokonał dwunastolatka." Z dziury wyleciała pewna postać.

 

„Cholera, dogonił nas." Zmartwił się na poważnie Samsone a Yoghurtowi nagle odechciało się śmiać.

 

„Nareszcie was mam, Jogurt i Samsone!"

 

Postać, która przybyła to nie kto inny niż sławny super bohater zwany

 

Super Banan!

 

Skąd wiem?

 

Wystarczy na niego spojrzeć. Miał na sobie żółty strój banana, z którego wystawały jedynie ręce i nogi a także twarz (swoją drogą dość brzydka, z jednym wykrzywionym zębem wystającym z ryja.). Jedyne co miał na siebie zarzucone to czerwona peleryna z inicjałami S i B.

 

Czyli Super Banan.

 

„Jestem Yoghurt debilu!" Zezłościł się rycerz, który walczył z Kubasem.

 

„Dobra, jeden chuj. Poddajcie się, bo inaczej macie wpierdol." Powiedział unoszący się w powietrzu banan.

 

Włodek od razu stał się jego wielkim fanem, bo lubił banany. Konrad, Oluś i Derek również wcześniej słyszeli o Super Bananie. Był to znany super bohater, który walczył ze złem.

 

„Kurwa ten banan działa mi na nerwy!" Wkurzył się nie na żarty Yoghurt, ale brat zaczął go uspokajać.

 

„Yoghurt!"

 

„Tak wiem. Nawet we dwójkę nie mamy z nim szans. Shit." Powiedział po czym dwaj Rycerze Cienia zniknęli.

 

„O nie! Nie uciekniecie mi znowu!" Krzyknął Super Banan po czym wyjebał gdzieś w powietrze niczym rakieta, najprawdopodobniej by dalej ścigać Rycerzy Cienia.

 

A na placu pozostali frajerzy i pobity Kubas.

 

***

 

Paczka Kubasa zaciągnęła jego truchło do mieszkania. Włodek wytłumaczył przyszywanym rodzicom, że Kubasa napadły jakieś dresy bo ten krzyczał obraźliwe słowa na naszego papieża Polaka. Położyli więc go do łóżka a jego koledzy nad nim czuwali. Pierwsze jednak co zrobili w pokoju Kubasa i Włodka to otworzyli okno, bo jebało tutaj jakby ktoś umarł. Okularnik był poobijany, ale jeszcze trochę kojarzył.

 

„Następnym razem sprowadzę ich do parteru." Wyksztusił z siebie Kubas.

 

„Co ty gadasz debilu. Nie miałeś z nimi żadnych szans!" Wyperswadował mu Oluś.

 

„Wzięli mnie z zaskoczenia." Kubas dźwignął się i usiadł. „Gnoje zasrane." To chyba pierwszy raz, gdy nasz główny bohater doznał porażki (w sensie inną niż miał na ryju) „Poza tym te ich znikanie, to nie było fair."

 

„Racja, tak jak pierdzenie Włodzia." Zauważył Konrad a Włodek ze wstydu aż pierdnął ponownie.

 

„No i zastanawia mnie jeszcze coś innego." Uspokoił się Kubas. „Oni powiedzieli, że ja też jestem runinem. Czyli musza być inni."

 

„Dużo masz pytań bez odpowiedzi." Zauważył Derek

 

„Masz rację." Kubas ledwo, ale wstał z łóżka.

 

„Musisz odpoczywać Kubas!" Poprosił go Włodek ze szczerą troską w głosie, ale nie w majtkach.

 

„Muszę, to poznać parę odpowiedzi. I wiem kto może mi ich udzielić."

 

„Lordowie!" Niemal razem odpowiedzieli koledzy Kubasa.

 

„Dokładnie. Wróżko Wali Gruszko! (skrót: WWG)"

 

„Słyszę was, nie potrzeba podnosić głosu." Pojawiła się przed nimi mała postać w błękitnej sukience i spiczastej czapce. Lewitowała nad podłogą i dzierżyła różdżkę w kształcie złotej gwiazdki.

 

„A więc wiesz, że chce odwiedzić lordów. Zabierz mnie do ich pałacu proszę."

 

„Sama nie wiem, nie chce mieć kłopotów."

 

„No weź. Inaczej akcja powieści nie pójdzie do przodu."

 

„No może i masz racje. Panowie, widzimy się jutro w szkole a teraz wypierdalać." Chłopacy uznali, że nie ma co się na siłę pchać do lordów, którzy ich nawet nie lubią wiec wrócili do siebie. „Włodek debilu a ty, gdzie idziesz? Przecież ty tu mieszkasz."

 

„Aha zapomniałem." Zawrócił Włodek.

 

„Czyli tylko wasza dwójka? Trzymajcie się." Powiedziała WWG po czym ona, Kubas i Włodek zniknęli.

 

***

 

„Czym zawdzięczamy tę niemiłą wizytę?" Zapytali lordowie, gdy ujrzeli Kubasa i Włodka.

 

„Zjebałeś się ze schodów czy coś?" Zapytał lord Tom'Ash widząc rany Kubasa.

 

„Bardzo śmieszne." Mimo wszystko Włodek trochę podśmiechiwał.

 

„Czego chcesz? Jeżeli sprzątać kible to dobrze się składa." Miał zaproponować lord Ski-O.

 

„Nie. Chciałbym zapytać o parę rzeczy."

 

„Niech ci będzie." Powiedział lord P.Ter.

 

„Kim są Rycerze Cienia i dlaczego mój znak reaguje, jak się pojawiają? Założę się, że to ich wyczułem w środku zeszłej nocy." Pomyślał na głos Kubas.

 

„Rycerze Cienia to bandziory. Nie wiemy czemu się pojawili, ale jeżeli wyczuwałeś od nich energię swoją blizną to może znaczyć tylko jedno." Powiedział lord Ski-O.

 

„Że oni też są runinami jak ty." Dodał lord Tom'Ash

 

„Co? Ale co do tego ma moja blizna?" Zapytał Kubas.

 

„Runa Sourei, czyli twoja oprócz tego, że tworzy moc z wkurzania się, ma też jeszcze jedną umiejętność. Jest bardzo podatna na zmiany Worywoku." Wyjaśnił lord P.Ter.

 

„Na co kurwa?" Nie zrozumiał Kubas.

 

„Worywoku." Powtórzyli lordowie. „To energia, moc, którą wytwarza runin. Wraz z treningiem i używaniem mocy runy, Worywoku zużywa się, ale i jego pojemność się zwiększa."

 

„Czyli im częściej ćwiczysz swoją moc tym w przyszłości będziesz silniejszy."

 

„Ale czemu to się nazywa Worywoku?" Zastanowił się Włodek.

 

„No bo jak za dużo zużyjesz to masz wory pod oczami." Dodał lord Tom'Ash.

 

„Czyli krótko mówiąc mogę wyczuwać innych runinów?"

 

„Tak. Skoro wyczuwasz Rycerzy Cienia, muszą być runinami."

 

„Wow. Super. Ale chwila. Czyli za każdym razem jak używałem Szału Bojowego i padałem na ryj to..."

 

„...to wyczerpywałeś całe Worywoku. Dlatego wtedy ledwo możesz się ruszać." Dopowiedział jeden z lordów. „Worywoku regeneruje się tak jak organizm tzn. przez odpoczynek, jedzenie, sen itd."

 

„No dobrze. Czyli ja i Rycerze Cienia to runini. Wiadomo jakie mają moce?"

 

„Niestety nie. Ale jeśli cię to interesuje, to my również jesteśmy runinami."

 

„Co!? Ale od was nie czuje żadnej mocy!" Powiedział zszokowany Kubas.

 

„To już inny temat."

 

„A jakie macie moce?" Zapytał nieśmiało Włodek.

 

„Oprócz mocy runów posiadamy oczywiście świętą moc samego boga Colonela co czyni nas wszechpotężnymi. Ja posiadam runę Tengok zwaną Runą Nieba." Pochwalił się lord Tom'Ash

 

„Ja posiadam Runę Souzou zwaną Runą Kreacji." Odpowiedział lord Ski-O.

 

„A ja mam moc Runy Gorudo, czyli Runy Złota." Na końcu dopowiedział lord P.Ter.

 

„Aha i co potraficie?" Dopytywał Kubas.

 

„Możemy ci jedynie powiedzieć, że za pomocą połączenia mocy naszych run, stworzyliśmy metalowych wojowników, którzy pomogli ci w bitwie o szkołę podstawową w części pierwszej."

 

„Ahaa..." Kubas miał mały mózg wiec musiał sobie przypomnieć o co chodzi.

 

Ale faktycznie jak sobie przypomnę byli to metalowi rycerze ze złotą zbroją, którzy napędzani byli błyskawicami. Czyli lord Ski-O stworzył metalowe ciała, lord P.Ter stworzył złote zbroje i bronie a lord Tom'Ash ożywił wojowników piorunami.

 

Brzmi legitnie.

 

„No dobra, wiem więcej niż chciałem. A nie macie przypadkiem więcej tych fasolek co to uzdrawiają szybciej niż Włodek stawia klocka?"

 

„Mamy."

 

„Super, bo naprawdę nieźle mnie sponiewierali."

 

„Mamy, ale nikt nie powiedział, że ci je damy. WWG, zabierz ich stąd."

 

„Kurwa." Powiedział Kubas po czym razem z Włodkiem znalazł się w swoim pokoju. „Niezłe jaja z tymi runami nie Włodek?"

 

„Jakimi runami?"

 

=====================================================================

Druga bitwa o szkołę

=====================================================================

Kiedy Kubas gadał z lordami, Damian Pawian odzyskał przytomność w szkolnym gabinecie pielęgniarki. Było dość późno i nikogo nie było w szkole, nawet higienistki. Widocznie wszyscy zapomnieli o pawianie i sobie poszli, nawet jego „koledzy".

 

„Chuje." Powiedział Damian, gdy wstawał i masował obity przez Kubasa ryj. „Kurwa Kubas jak ja cię nienawidzę to zrozumieją tylko kibice Polonii widząc jak Legia zdobywa mistrzostwo." Gadał sam do siebie debil. Gówniarz zabrał swoje rzeczy po czym wyszedł z gabinetu. W szkole był całkiem sam. Zbliżał się wieczór i szkoła wydawała się być miejscem rozgrywania horroru. Damian od razu zwalił kloca ze strachu, bo w gruncie rzeczy był bardzo strachliwy i tylko udawał chojraka. Postanowił więc jak najszybciej spierdolić do domu.

 

Jednak zanim doszedł do drzwi, usłyszał w głowie głos. Bardzo mroczny głos.

 

„Czuje twoją nienawiść do Kubasa. Ja również go nienawidzę."

 

Gdy tylko Damian Pawian to usłyszał, sparaliżował go strach. Był on bowiem dla niego już znajomy. Ten sam głos przemawiał do nich podczas pierwszej bitwy w szkole podstawowej.

 

„Zostaw mnie w spokoju!" Zaczął drzeć japę ze łzami w oczach.

 

„Jeżeli mi pomożesz to wynagrodzę cię i podam Kubasa na tacy. Załatwimy go raz na zawsze." Mimo, że Damian był przerażony to zainteresowała go ta propozycja. Jego nienawiść do Kubasa widocznie była silniejsza niż jego tchórzostwo.

 

„Co mam zrobić?" Zapytał małpiszon.

 

Zastanawiał się cóż złowieszczego każe robić mu tajemniczy sojusznik. Bał się swojej misji a jednocześnie chciał się przyczynić do upadku Kubasa.

 

„Jedyne co musisz zrobić to pokwitować odbiór szafy i wstawić ją do sali gimnastycznej."

 

Zadanie zabrzmiało dość zabawnie szczególnie, że prosił o nie mroczny, tajemniczy głos

 

„Aha" Jednak nie było to tak niebezpieczne jak się spodziewał.

 

***

 

Kubas i reszta tracili młodość na słuchaniu pierdolenia nauczycieli a na przerwach ten pierwszy opowiedział reszcie czego dowiedział się od lordów. Dzisiejszego dnia czuł się o wiele lepiej, widocznie sen zrobił swoje.

 

„Jak się czujesz Kubas." Zapytał Wietnamczyk.

 

„Kilka siniaków jeszcze mam, ale ogólnie już dużo lepiej."

 

„Masz jakieś nowe plany? W sensie ratowanie świata czy coś?" Chciał się dowiedzieć Konrad, ale zanim uzyskał odpowiedź, wszędzie zrobiło się cicho i mrocznie. Nie minęło dużo czasu by bohaterowie jak i wszyscy uczniowie w szkole domyślili się co się dzieje.

 

Tak samo zaczęła się ostatnia inwazja cieniasów na szkołę. Wtedy jednak Kubas czuł przeciwnika przez bliznę.

 

„Ała, mój znak!" Krzyknął Kubas.

 

A jednak i teraz jest tak samo. Wszyscy przerażeni podbiegli do okna by zobaczyć czy przeciwnik nie zbliża się do szkoły. Tak było ostatnim razem. Jednakże na zewnątrz nie było nikogo.

 

„Co się dzieje?" Zapytał przestraszony Włodek.

 

„Nie wiem, ale jest tak samo jak wtedy. Nawet mój znak szczypie." Powiedział Kubas, który był gotowy do walki.

 

I doczekał się bowiem cieniasy (czyli cieniste potwory z pazurami i jednym, fioletowym okiem) zaczęły wypełzać z klas oraz łazienek i atakować wszystkich do około.

 

„Są już w środku!? Ale jak to!?" Zdziwił się Oluś.

 

„Czy to ważne?" Kubas rzucił się na cieniasów i skutecznie zaczął napieprzać ich a to z kopa, a to z piąchy, a to z bańki. Konrad rzucił może dwa razy swoją żydowską czapka Jarmułką, ale bardzo jakoś nie pomógł. Reszta natomiast zrobiła to co potrafiła najlepiej, czyli nic. Podczas walki, Kubas zauważył, że wiele cieniasów omija przypadkowych uczniów i nauczycieli i atakuje konkretnie jego. Był więc pewien, że to on jest celem.

 

Z jednej strony wkurzył się, że znowu ktoś chce go zabić a z drugiej cieszył, że postronni ludzie nie są aż tak zagrożeni. Dzielnie walczył dalej, mimo że kilka razy oberwał pazurami.

 

Niestety.

 

O ile na początku szło nie najgorzej, Kubasa zaczęła przytłaczać liczba cieniasów. Gdy już miał prosić kolegów o pomoc (chociaż sam nie wiedział na co liczył) tuż obok pojawił się Rumun.

 

„Elo" Powiedział służący lordów, który przyjebał jednemu z cieniasów za pomocą szczotki do zamiatania. „Wróżka powtórzyła lordom co się dzieje i wysłali mnie na pomoc." Wyjaśnił rudy, piegowaty smutas w kolorowej bluzie.

 

„Wspaniale! A więc przyślą posiłki jak ostatnio?"

 

„Nie."

 

„Dlaczego?" Zapytał rozwalając z główki kolejnego cieniasa.

 

„Bo mówili, że to będzie dla nas dobry trening."

 

„Czyli pewnie im się nie chce."

 

„Tak. Czy mi się wydaje czy jest ich więcej niż ostatnio?" Zastanawiał się Rumun podczas napierdalanki.

 

„Trudno rzec. Bardziej mnie wkurzyło, że pojawili się nagle zewsząd. Jak dostały się do szkoły bez zauważenia?" Kubas dał w japę kolejnemu przeciwnikowi. „Chłopaki! Przydajcie się do czegoś! Wyprowadźcie wszystkich ze szkoły!"

 

„Ale tutaj jesteśmy bezpieczni." Powiedzieli ukryci w kiblu.

 

„Jeżeli sami nie będziecie ich atakować, to powinniście bezpiecznie stąd wyjść. One chcą dorwać tylko mnie."

 

„Skoro tak mówisz." Włodek, Derek, Oluś i Konrad spierdolili do wyjścia cholera wie czy wypełniając prośbę Kubasa.

 

Natomiast Kubas i Rumun oddali się walce na całego. Co więcej wygląda na to, że udało im się oczyścić piętro, na którym byli z wszelkich cieniasów. Wiedzieli jednak, że kręci się ich całe mnóstwo po reszcie szkoły.

 

„Więcej ich matka nie miała?" Zaczął marudzić Kubas.

 

„Nie pyskuj tylko walcz. Pokonaliśmy ich z pięćdziesiąt, jeszcze zostało kurwa miliard."

 

W pewnym momencie do Kubasa podbiegli uczniowie Kucharz Łukasz oraz Gej – przydupasy Damiana.

 

„Kubas! Damian ma kłopoty! Błagam pomóż mu!" Zaczął płakać jeden z nich.

 

„Co jest kurwa, znowu?"

 

Deja vu.

 

„Byliśmy na sali gimnastycznej i graliśmy w piłkę." Dodał Gej.

 

„Aż nagle nie wiadomo skąd wypełzło milion tych potworów."

 

„Damian odciągnął ich byśmy mogli uciec. Błagam pomóż mu!"

 

„Ja pierdole!" Kubas nie znosił pawiana, ale jego serce obrońcy dobra, nie pozwalało na pozostawienie go na pastwę losu. Poza tym dobrze wiedział, że nic bardziej nie wkurwi Damiana niż jego ponowne uratowanie. „Rumun, działaj dalej, ja biegnę na salę gimnastyczną. A wasza dwójka niech spierdala do wyjścia."

 

***

 

Kubas przebijał się przez kolejne hordy cieniasów aż w końcu udało mu się dotrzeć do sali gimnastycznej. To co tam zastał jednak, trochę go zaskoczyło.

 

Sala bowiem była pusta i zrobiło się podejrzanie cicho.

 

„Damian! Jesteś tutaj pedale?" Nie było słychać odpowiedzi, więc Kubas zaczął się rozglądać. Jednak na sali gimnastycznej nie znajdowało się nic podejrzanego, nie było nawet śladów walki. Bohater postanowił, że sprawdzi czy Damian nie ukrył się w szatniach.

 

Strzał w dziesiątkę, znalazł Damiana Pawiana, który był skulony w kącie, obsrany, zapłakany i przerażony. Nie był jednak ranny.

 

„A ty znowu beczysz. Wstawaj i uciekaj stąd!" Damian Pawian wstał jak poprosił go Kubas, ale ani myślał o ucieczce. Jego mina zmieniła się, wygląda na to, że tylko udawał przestraszonego (chociaż obsrał się naprawdę).

 

„To będzie twój koniec Kubas."

 

„Nie mów, że chcesz się znowu napierdzielać. Wiemy jak to się skończy." Powiedział pewny siebie okularnik.

 

„To co powiesz na to?" Damian jednym ruchem otworzył szafkę, która stała obok nich. Faktycznie nie pasowała do wystroju, ale ślepy Kubas nawet nie zwrócił na to uwagi. Z szafy zaś zaczęły wychodzić cieniasy.

 

„Co!? Skąd one się biorą!?"

 

„Hahaha! To szafa zniknięć! Jest połączona z inną, która znajduje się gdzieś w Ikei pod warszawą. Tam potwory wchodzą a tędy wychodzą!"

 

„A więc to tak dostały się od razu do szkoły! Ty debilu, wpuściłeś je tutaj!? Dlaczego!?"

 

„Żeby dać ci nauczkę!" Powiedział rozgniewany małpiszon. Cieniasy rzuciły się na Kubasa.

 

„Shit!" Pomimo zmęczenia i ran, Kubas nie dawał za wygraną i dzielnie się bronił. Zaczęło mu jednak doskwierać to, że w szatni jest strasznie ciasno. Wybiegł więc na salę gimnastyczną, gdzie miał trochę więcej luzu. Cieniasy pobiegły za nim tak samo jak Damian Pawian.

 

„Brać go!" Krzyknął zły Damian Pawian jakby miał jakąkolwiek władzę nad potworami po czym dostał od jednego z nich po głowie i zemdlał.

 

„Co za idiota." Rzekł Kubas po czym wrócił do walki chociaż teraz to już było bardziej jak unikanie ataków. Zmęczenie wzięło górę. „Kurde długo tak nie pociągnę." Powiedział na głos Kubas nie spodziewając się odpowiedzi od mrocznego głosu, który usłyszał w głowie.

 

„Dokładnie. Długo już nie pociągniesz." Zdziwiony Kubas podjął rozmowę.

 

„Kurwa! Kim jesteś i czego ode mnie chcesz!?"

 

„Chce tylko jednego. Twojej śmierci! Buhahahaha" Złowieszczy śmiech podkreślił mroczność wypowiedzi. „Żegnaj Kubas!"

 

Gdy tajemniczy głos żegnał się z Kubasem, ten usłyszał i poczuł wybuch, który dochodził z szatni.

 

BOOM

 

„Co jest?!"

 

Nagle nastąpiło więcej wybuchów w całej szkole. Eksplozje powodowały, że cały budynek się trząsł. Zanim Kubas zdążył ogarnąć co się dzieje, nastąpił również wielki wybuch w sali gimnastycznej, rozwalając cieniasów, Damiana Pawiana i Kubasa w drobny mak.

 

Kubas is dead.

 

I tak dochodzimy do największej tajemnicy tej powieści.

 

Głównym bohaterem tak naprawdę jest Włodek.

 

Włodek Adventure.

 

Zaczynamy.

 

...

 

Co?

 

Mam trzymać się scenariusza? Za to mi płacą? (tak kurwa na pewno)

 

Niech wam będzie.

 

***

 

Kubasa ogłuszył wybuch. Dopiero gdy odzyskał zmysły, zauważył, że znajduje się nad szkołą. Lata!

 

Nasz główny bohater zdobył moc lewitacji.

 

A tak naprawdę to nie.

 

Tak naprawdę to zarówno on jak i Damian Pawian zostali uratowani przed wybuchem i to przez samego Super Banana, który teraz lewituje nad szkołą i trzyma dwójkę gówniaków pod pachami.

 

„Super Banan!" Krzyknął pozytywnie zaskoczony okularnik.

 

„Witaj. Przybywam na pomoc." Bohater w kostiumie banana wylądował na ziemi, gdzie stali ewakuowani uczniowie w tym koledzy Kubasa a nawet Rumun. Wszyscy zbiegli się wokół Super Banana.

 

„Co się stało?" Zapytał Kubas, gdy stanął na ziemi.

 

„Szkoła zaczęła wybuchać." Wyjaśnił Konrad. Dopiero teraz Kubas zobaczył, że szkoła podstawowa jest w opłakanym stanie i w wielu miejscach cały czas płonie. Z tego co zdążył się kapnąć, uczniowie i nauczyciele są bezpieczni. Jednak cieniasy zginęły razem z eksplozjami.

 

„Czy to koniec?" Zastanawiał się Kubas.

 

„Tak, ale wasz!" Usłyszeli głos z pewnej odległości. Zobaczyli, że krzyczy do nich jakiś brudny arab w typowym dla terrorystów wdzianku i długą brodą. W ręku trzymał coś co wyglądało na detonator.

 

„To przecież mistrz eksplozji, Osama The Bill Laden!" Wykrzyczał Oluś, który widział jego mordę w telewizji. „Poszukiwany przestępca!"

 

„Zgadza się!" Wydarł japę talib.

 

„A więc to ty wysadziłeś szkołę?" Zapytał Rumun.

 

„Dokładnie tak. Szkoda, że pojawił się ten jebany super owoc, ale nie szkodzi. Mam jeszcze jedną bombkę dokładnie pod wami. Gińcie!"

 

W jednej chwili, gdy tylko Osama podniósł przełącznik, Super Banan wystrzelił z miejsca (przewracając za sobą uczniów) po to by w sekundę być już przy arabie i rozwalić detonator bomby.

 

„Co!?" Zdziwił się Osama, ale zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Super Banan przypierdolił mu po ryju, że aż go wywaliło kilometr dalej.

 

„Hej! Mój znak pulsuje!" Zauważył Kubas. „I to od Super Banana!"

 

„Czyli on też jest runinem?" Zdziwili się koledzy Kubasa i Rumun.

 

„Tak! Wyczuwam Worywoku od niego! Nie ma mowy o pomyłce!"

 

Super Banan po swoim ciosie, już miał lecieć za Osamą, ale został zatrzymany przez pojawiające się znikąd oddziały cieniasów.

 

„Nie mam czasu na takie płotki." Zaczął je skutecznie niszczyć.

 

„Pomóżmy mu!" Zawołał Kubas i razem z Rumunem dołączyli do walki. Człowiek w stroju banana, zjeb z okularami większymi od ryja i rudzielec, który wygląda, jak chciałby popełnić samobójstwo. Nie wyglądali na bohaterów jakich chciałby znać ktokolwiek ale w tej chwili tylko takich mamy. Nie minęło dużo czasu, kiedy wszystkie cieniasy zostały rozwalone.

 

Gdy padł ostatni z nich, niebo pojaśniało, szkoła przestała płonąć i ogólnie zrobiła się jakoś lżej na duchu. To był już koniec inwazji, ale niestety po Osamie nie został nawet ślad. Kubas miał tyle pytań do Super Banana, chciał mu podziękować za uratowanie życia oraz pogadać o runach.

 

Niestety

 

Gdy tylko sytuacja została opanowana Super Banan odleciał widocznie spiesząc się gdzieś. Super bohaterowie nie mają łatwego życia. Kubas zastanowił się czy będzie kiedyś tak silny jak on. No i był ciekawy czy też posiada moc runa. Był pewien, że czuł od niego energię. Blizna szczypała go, ale nie było to tak bardzo nie przyjemne jak wtedy, gdy miał styczność z cieniasami lub Rycerzami Cienia. Wysnuł wniosek, że znak boli nieprzyjemnie tylko wtedy, gdy ma do czynienia ze złą energią czyli złą osobą.

 

Niebezpieczeństwo minęło a ocaleni uczniowie nie ukrywali szczęścia, że ktoś spalił im te budę.

 

=====================================================================

Pojawia się organizacja Turks

=====================================================================

Kubas, Rumun, Włodek, Konrad, Oluś oraz Derek, jakiś czas po rozwałce w szkole, przenieśli się do pałacu lordów by stanąć przed ich obliczem (Derek jak zawsze czekał za drzwiami z napisem „wietnamców nie wpuszczamy")

 

„I to by było na tyle." Opowiedział Rumun o wydarzeniach w szkole.

 

„Nie mogę uwierzyć, że to wszystko przez jakiegoś idiotę Damiana Pawiana. Niech go tylko dorwę." Zezłościł się Kubas.

 

„Został zmanipulowany przed te samą osobę, która chce cię dorwać Kubas." Powiedział co wiedział lord Tom'Ash

 

„Ale do konkretów, bo mamy dla was nowe zadanie." Widocznie lordowie w ogóle nie przejęli się sytuacją w szkole.

 

„Z racji, że powiedziałeś nam, że potrafisz dość dobrze wyczuwać Worywoku, chcielibyśmy, żebyś udał się w jedno miejsce." Rozpoczął lord Ski-O.

 

„Gdzie i po co?" Zapytał Kubas, który czuł jeszcze zmęczenie i obrażenia po walce z cieniasami.

 

„Zamknij ryj to się dowiesz." Zbeształ Kubasa lord P.Ter. „A więc od jakiegoś czasu, podejrzewamy, że w pewnej jaskini niedaleko warszawy, znajduje się jedna z run."

 

„Naprawdę? I co w związku z tym?" Odezwał się Kubas.

 

„To, że chcielibyśmy tą runę zabezpieczyć u siebie w pałacu, by nie wpadła w ręce takich np. Rycerzy Cienia."

 

„To czemu wcześniej jej nie zabraliście? Czemu nie wysłaliście tam nikogo?" Wskazał palcem na Rumuna, Kubas.

 

„Wysłaliśmy tam Kupizzza" Oznajmił lord Ski-O. Kupizzz był drugim z wafli lordów. „Chodzi jednak oto, że ta jaskinia to istny labirynt a od Kupizzza nie mamy żadnych wiadomości, pewnie już zdechł z głodu czy coś. Ale ty potrafisz wyczuć Worywoku, powinieneś więc odnaleźć kamień z runą."

 

„Ach tak. To ma sens."

 

Lordowie zdecydowali, że jak tylko Kubas trochę wypocznie, wyruszy razem z kolegami do tajemniczej jaskini. Kubas dopytywał, czy Rumun idzie z nimi, ale lordowie stwierdzili, że szkoda im stracić dwóch sługusów w tym samym miejscu więc nie. Poza tym mieli dla Rumuna jakieś inne zadanie.

 

Kubas i reszta siedziała sobie na gruncie z chmur przed pałacem lordów by nabrać trochę siły. Chłopaków odwiedziła Wróżka Wali Gruszka.

 

„I jak, jesteście gotowi?" Zapytała.

 

„Daj mi jeszcze chwilę." Powiedział Kubas, który leżał na ziemi, gdy nagle pojawiła się mu w głowie pewna myśl. „Hej WWG. Czy ty nie możesz nas zabrać od razu do runy? Można by ominąć cały labirynt."

 

„Dobra wytłumaczę ci jak działa moja teleportacja, bo chyba nie rozumiesz." Zaczęła tłumaczyć wróżka „Potrafię teleportować tylko przed lokacje, które akurat musisz odwiedzić."

 

„Czemu?" Zapytał Derek żółtek.

 

„Bo jakbym zawsze przenosiła was od razu do celu to nie dość, że powieść była by dużo krótsza to jeszcze omijalibyście wątki historii i fabuły. No i po prostu było by za łatwo."

 

„Dzięki kurwa." Podrapał się po dupie Kubas.

 

„Nie potrafię też przenosić się do innych wymiarów oraz do miejsc z nagromadzoną magią lub jakąś energią."

 

„Czyli jesteś mało użyteczna." Zauważył Konrad.

 

„Kurwa powiedział." Wkurzyła się wróżka. „Przynajmniej macie opcje szybkiej podróży."

 

„I mi to wystarcza." Powiedział Kubas, żeby nie denerwować wróżki. W przeciwieństwie do reszty on wiedział, że to właśnie wróżka ma moc by uczynić go prawdziwym chłopcem. Lepiej jej nie podpaść. Kilka chwil później bohaterowie byli gotowi na kolejną przygodę. Wróżka Wali Gruszka w mgnieniu oka przeniosła ich przed wejście do jakiejś ponurej jaskini, chuj wie, gdzie.

 

***

 

„I co Kubas? Czujesz coś?" Zapytał Oluś.

 

„Tylko Włodka." Odpowiedział.

 

„Sorki." Uśmiechnął się Włodek smrodek.

 

„A tak ogólnie to średnio. Wydaje mi się, że jeszcze jesteśmy za daleko." Kubas ruszył do przodu. „Nie traćmy czasu."

 

„Obyśmy się nie zgubili." Zmartwił się Włodek, który był równie ślepy jak Kubas. „Nie powinniśmy jakoś zaznaczyć wyjścia?"

 

„Hej w sumie Włodek ma racje" Uznał Oluś „Może i Kubas wyczuje runę i dojdziemy do celu, ale jak wrócimy?"

 

„Szkoda, że nie zabraliśmy żadnego sznurka albo nici, to byśmy przywiązali je do wyjścia." Pomyślał Konrad.

 

„A to może być?" Derek wyjął nie wiadomo skąd makaron.

 

„Skąd to masz?" Zapytał głodny Kubas.

 

„Zabrałem z naszej budy z sajgonkami. Mamy też dania z makaronem. Nada się?"

 

„Chyba tak." Chłopaki przywiązali makaron i razem odważnie weszli do jaskini.

 

Mógłbym opowiedzieć, jak idioci potykali się o siebie i musieli prowadzić w ciemności ślepego Kubasa, ale trochę mi się nie chce. Raz nawet zaplątali się we własny makaron. W pewnym momencie jednak, bohaterowie doszli do rozwidlenia.

 

„Faktycznie labirynt." Stwierdził Konrad. „Gdzie teraz Kubas?"

 

„Coś chyba czuje. Tędy." Wskazał palcem Kubas.

 

„Ale tutaj jest ściana." Powiedzieli koledzy,

 

„No to przejście najbliżej tego punktu, rany." Kubas widział bardzo wyraźnie, szkoda tylko, że ciemność. Bohaterowie kontynuowali podróż i parę razy trafiali na takie rozwidlenia. Za każdym razem zdawali się na przeczucia Kubasa. Nie wiem jakim cudem, ale udało im się dojść do jakiś kamiennych drzwi.

 

„Zamknięte." Stwierdził któryś z nich.

 

„A więc trzeba je rozwalić. Odsuńcie się." Powiedział Kubas po czym zebrał Worywoku wokół głowy. Chwila skupienia i...

 

„Hammer Head!" Krzyknął Kubas I z całej siły zaatakował głową. Jednak jedyne co zrobił to jebną się w czoło i padł prawie nieprzytomny. „Ała!" Złapał się za głowę. „Twardsze niż myślałem te drzwi."

 

„Eee... nie po prostu jebnąłeś w ścianę obok" Wyjaśnił Derek.

 

Za drugim razem koledzy ustawili Kubasa by ten trafił w drzwi. Tym razem Hammer Head zadziałał i rozwalił wrota. Weszli do bardzo dużej podziemnej komnaty. Tutaj było już troszkę jaśniej, ponieważ komnatę oświetlały pewne filary. Było ich pięć.

 

Na środku zaś było coś co wyglądało jak sarkofag. To właśnie z tego sarkofagu Kubas wyczuwał Worywoku. Gdy chcieli podejść, jakieś niewidzialne pole siłowe odrzuciło wszystkich do tyłu.

 

„Co jest? Nie możemy przejść?" Wkurzył się Kubas.

 

„To jakieś pole siłowe." Zauważył Oluś przyglądając się jednemu ze świecących filarów. „Tutaj pisze, że barierę może anulować pięć elementów."

 

„Masz na myśli żywioły?" Zapytał Konrad.

 

„Chyba tak. Zobaczcie na każdym jest inny symbol." Pokazał im ręką Oluś.

 

„Czyli trzeba każdy filar potraktować innym żywiołem. Niech im będzie." Bohaterowie rozdzieli się, każdy podszedł do innego filaru.

 

Włodek – filar ziemi.

 

Konrad – filar powietrza.

 

Oluś – filar wody.

 

Derek – filar ognia.

 

Kubas - filar chuj wie czego, pewnie piątego elementu.

 

Najprościej miał Włodek i Oluś. Ten pierwszy po prostu sypnął piachem na filar po czym ten się aktywował a drugi napluł i to też załatwiło sprawę. Konrad musiał trochę pogłówkować skąd wsiąść powietrze, ponieważ okazało się, że dmuchanie nie działa. Na szczęście miał ze sobą paczkę Laysów, a jak wszyscy wiemy jest tam więcej powietrza niż chipsów. To załatwiło sprawę.

 

Niestety Kubas i Derek mieli dużo trudniej, bo nie mieli żadnych zapałek oraz pomysłu czym kurwa jest piąty element.

 

Jednak główkowanie przerwało im pojawienie się ostatnich dwóch postaci, które chcieli by zobaczyć i o dziwo żadną z nich nie jest ani Damian Pawian, ani twoja stara.

 

W komnacie pojawili się Rycerze Cienia – Yoghurt i Samsone.

 

***

 

„To wy!" Zawołał na serio zmartwiony Kubas. Dopiero teraz poczuł ich energię. Blizna pulsowała i szczypała. Widocznie moc runy po którą tutaj przyszli skutecznie zamaskowała ich. „Czego tutaj chcecie!"

 

Rycerze popatrzyli się na Kubasa i jego przydupasów. Yoghurt odezwał się pierwszy.

 

„Gdy pierwszy raz ciebie spotkałem, myślałem, że jesteś jakiś frajer a tu proszę, jesteś frajer, ale nie spodziewałem się, że to akurat ty doprowadzisz nas do naszego celu."

 

„Jak to ja?" Zapytał bez pomyślenia Kubas.

 

„Nie tylko twoja runa nadaje się do wyczuwania energii." Odpowiedział ponuro i poważnie Samsone. „Moja też to potrafi, ale nie na tyle by wyczuć te w sarkofagu. Co innego ciebie, runina, który ciągle używa Worywoku."

 

„Wy też szukacie runa?" Zapytał Konrad chociaż ledwo mówił ze strachu.

 

„Zgadza się. Odkryliśmy to miejsce, ale baliśmy się, że zabłądzimy w labiryncie. Główkowaliśmy, żeby rozwalić całą te jaskinie, ale po co, skoro pojawiłeś się ty i doprowadziłeś nas prosto do celu. Hehe." Zaśmiał się złowieszczo Yoghurt.

 

„I tak nic nie zdobędziecie." Powiedział Włodek „Bo jakaś bariera tu jest czy coś."

 

Gdy Samsone to usłyszał podszedł do rzekomej bariery, wyciągnął miecz. Wokół ręki i miecza zaczęła gromadzić się energia. Po chwili rycerz uderzył mieczem w barierę a ta pękła niczym ze szkła.

 

„Co to za moc!" Kubas dobrze wiedział, że energia, która przeszła na miecz to Worywoku. Nie wiedział jednak co to za moc oprócz tego, że jest dość destruktywna.

 

Gdy bariera padła, Yoghurt zniknął i pojawił się tuż obok sarkofagu.

 

„Runa jest moja." Obwieścił blond rycerz.

 

„Zostaw ją!" Kubas nie wiedział, po co im ta runa. Tak jak lordowie, nie chciał jednak by wpadła w ręce kogoś takiego. Rozpędził się i podczas biegu przeniósł energię do głowy. „Hammer Head! Krzyknął po czym chciał zaatakować głową Yoghurta. Ten oczywiście zniknął i Kubas trafił w sarkofag, rozwalając go na kilka części. Z sarkofagu wypadł kamień ze znakiem. Nie było mowy o pomyłce. To była runa.

 

Yoghurt jednak potrzebował chwili by przeszukać gruzy i kawałki sarkofagu, a że Kubas leżał obok nich, pierwszy sięgną kamienia i schował go do swojej kieszeni.

 

„Daj kamienia!" Krzyknął młodszy z braci.

 

„Po moim trupie!" Odpysknął okularnik.

 

„Miałem nadzieje, że to powiesz." Yoghurt wycelował włócznię w Kubasa i uśmiechnął się. „Zaczynajmy." Po tych słowach zniknął i pojawił się za Kubasem. Nasz bohater domyślił się, że jego przeciwnik zaatakuje od tyłu więc od razu upadł na ziemie dzięki czemu włócznia zahaczyła jedynie za ramię, zostawiając małą ranę. Kubas zerwał się z ziemi i wykorzystał to, że rycerza zaszokowało nie trafienie okularnika. Przełożył energię do głowy, odbił się od ziemi i z całej siły przywalił mu ze łba w brodę.

 

„Ugh!" Po oberwaniu Yoghurt cofnął się kilka kroków. Od razu złapał się za brodę. „Ała! Prawie wybiłeś mi szczękę! Zapłacisz za to!" Wesoły przed chwilą rycerz w jedną chwilę stał się zdenerwowany. Widocznie nietrudno było go wkurwić.

 

„Gnojek uczy się kontrolować Worywoku." Stwierdził Samsone.

 

„Hah! Co ty nie powiesz! Pokaże mu co to znaczy kontrolowanie mocy runa!" krzyknął wkurzony po czym ręką odgonił włosy by pokazać swoje drugie oko, które cały czas było przez nie zasłonięte. Tam w środku oka świecił jakiś czerwony znak.

 

„To przecież blizna po runie!" Kubas nie mylił się. Yoghurt miał bliznę w oku. Trudno było ocenić jaki miała kształt, bo skurwysyn często mrugał. Nie trzeba było wyczuwać mocy jak Kubas by ogarnąć, że coś się dzieje. Presja była wyczuwalna w powietrzu. Teraz dopiero Kubas złapał się za swój bolący znak.

 

„Co za debil zrobił sobie bliznę na gałce ocznej?" Stwierdził Oluś oczywiście tak by jej posiadacz go nie usłyszał.

 

Co sprawiła runa Yoghurta? A no to, że Worywoku otoczyło się wokół jego ręki, powiększyło ją, wydłużyło i przetransformowało w coś na wzór łapy smoka albo dużego wilka. W każdym razie posiadał na niej jakieś łuski oraz duże zielone pazury.

 

„Boże on jest wilkołakiem!" Zawołał Konrad.

 

„Nie idioto." Uspokoił się Yoghurt. „To runa Kemono." Ponownie zniknął czarny rycerz, ale tym razem pojawił się obok Kubasa i zaatakował go pazurami. Kubas nie miał szans uniknąć. Cały bok Kubasa pokrył się ranami a on sam upadł na ziemie. „Zwana też Runą Bestii!"

 

To nie wszystko.

 

Atak pazurami rozwalił Kubasowi kieszeń, z której wypadł kamień z runą. Z podłogi podniósł go Yoghurt swoją drugą, normalną ręką. „Runa Srebra jest nasza."

 

Widocznie tak się nazywała.

 

„Zostaw ją!" Powiedział ranny Kubas.

 

„Nie martw się o nią tylko o siebie." Rycerz Cienia podszedł do Kubasa by zadać śmiertelny cios, lecz za nim to zrobił jego brat pojawił się przy nim, złapał go i odskoczył w stronę wyjścia. „Co ty..."

 

Chciał powiedzieć oderwany od mordowania Yoghurt, ale czepianie się przerwało mu coś co wjebało z nieba wprost w miejsce, gdzie wcześniej stali. Dokładniej mówiąc coś wpadło z nieba, przebiło sklepienie i jebnęło w ziemie tworząc dziurę. Trochę obok i Kubas zostałby zmiażdżony. Gdy przetarł okulary od kurzu i brudu, zobaczył, że ocalił go (ponownie) Super Banan.

 

„A co tutaj się wyprawia?" Super Banan rozejrzał się po komnacie. „Dobrze pamiętam? Ty jesteś Kubas tak?"

 

„Tak."

 

„Który raz już Cię ratuje?"

 

„Chyba trzeci." Zastanowił się Kubas. „Odpłacę ci się kiedyś."

 

„Mam nadzieję, że w naturze." Odwrócił się do Rycerzy Cienia. „W końcu złapałem wasz trop. Rozumiem, że dalej zajmujecie się gnębieniem dzieci."

 

„Mam cię już po dziurki w nosie!" Zawołał wściekły Yoghurt.

 

„Mamy runę, wynośmy się stąd." Zaproponował Samsone.

 

„Niby jak chcecie to zrobić? Surfowanie Cienia na nic wam się zda, jeżeli nie znacie drogi powrotnej. Prędzej się zgubicie." Wyjaśnił Super Banan.

 

„Surfowanie Cienia?" Zapytał Kubas, podnosząc się na nogi, trzymając za rany.

 

„Tak. To technika Rycerzy Cienia. Odpychają się od swojego cienia przez co mogą przenieść się na pewną odległość z olbrzymią prędkością. Następnie przydeptują go by się zatrzymać."

 

„Czyli oni się nie teleportowali tylko po prostu byli tacy szybcy!" Zauważył Oluś, który razem z innymi krył się za jednym z filarów.

 

„Mylisz się." Powiedział Yoghurt. „Te debile zaznaczyły drogę powrotną, długim makaronem."

 

„Kompletnie o tym zapomniałem." Derek zobaczył, że ma ciągle ten makaron.

 

„Tak? To spójrzcie za siebie." Wskazał Super Banan palcem na wyjście, gdzie wszyscy obecni ujrzeli jakiegoś brzydkiego blondyna, który wpierdalał łapczywie makaron.

 

„To jest Kupizzz!" Krzyknął zdziwiony jak reszta Kubas. „Wafel lordów."

 

„Myślałem, że zdechnę w tym labiryncie, dopóki nie zobaczyłem, że na ziemi leży makaron." Powiedział Kupizzz przeżuwając go w buzi swoimi krzywymi zębami."

 

„Kurwa jak wrócimy?" Zastanowił się Konrad a Rycerze Cienia się trochę obsrali.

 

„W takim razie spierdolimy dziurą, którą zrobiłeś w suficie!" Wpadł na pomysł Yoghurt, ale jednocześnie dostał w tors z kopniaka Super Banana, który w jednej chwili wystrzelił w niego jak rakieta. Poturbowany Rycerz Cienia wylądował wbity w ścianę.

 

„Yoghurt!" Zmartwił się jego starszy brat, po czym wyjął miecz.

 

„Zaczekaj!" Yoghurt ogarnął się, mimo, że jego zbroja była roztrzaskana na piersi. „On jest mój!"

 

Zanim Samsone go zatrzymał, ten zaczął ładować Worywoku. Tym razem dużo więcej niż ostatnio. Kubas ponownie złapał się za bliznę.

 

Już tyle razy za nią łapał, że ktoś mógłby pomyśleć, że się najebał czy coś.

 

Energia rozłożyła się na ciało, ale teraz oprócz przemiany kończyn, zmieniały się również głowa i reszta ciała. W dodatku zaczął się powiększać.

 

Yoghurt zamienił się w smoko-wilko podobnego stwora o zielonym kolorze, który był około 3-4 razy większy niż przeciętny mężczyzna.

 

„Co to za jebane bydle?" Super Banan podrapał się po głowie patrząc na przemianę przeciwnika.

 

„Załatwię cię!" Odezwała się niskim i chropowatym głosem bestia. „Zdychaj!" Potwór wziął zamach, przy którym rozwalił kilka filarów i kawałek podłogi. Super Banan zaś stał teraz na jego plecach.

 

„No to chyba za sto lat." Oznajmił owoc. Potwór natomiast podskoczył i uderzył plecami o ścianę, próbując miażdżyć banana.

 

Nieskutecznie.

 

Super Banan bowiem stał już z powrotem na ziemi.

 

„Plecy cię swędzą?" Super Banan wystrzelił do góry zanim Yoghurt w postaci potwora spadł na ziemię i przypierdzielił mu z pięści w brzuch. Bestia zawyła z bólu i zaczęła rzygać (chuj wie czym) i dopiero wtedy spadła na ziemie. „Zły pies." Super Banan wylądował obok stwora po czym od razu uniknął ciosu miecza, który wykonał znienacka Samsone. Było blisko, ale banan zdarzył i co więcej odkopał jeszcze starszego z braci w ścianę.

 

„Uważaj!" Krzyknął Kubas, bo dostrzegł jak leżący potwór otworzył pysk w momencie, gdy banan kontratakował jego brata.

 

HAPS

 

Bestia pożarła Super Banana.

 

„O kurwa." Powiedział Kupizzz, który dopiero co skończył jeść makaron i dopiero co zaczął ogarniać sytuację.

 

Zanim jednak ktoś coś odpowiedział, pysk Yoghurta zaczął się rozwierać. Wszystko dzięki Super Bananowi, który zablokował zęby i powoli otwierał mu od wewnątrz gębę.

 

„Ale ci jebie z ryja! Zaskoczyłeś mnie!" Super Banan siłował się z pyskiem stwora, żeby się wydostać. Potwór natomiast wyglądał jakby się uśmiechnął bowiem to nie był koniec jego niespodzianek. Za bananem, w gardle stwora zaczynał się gromadzić ogień.

 

Najwyraźniej szykował się do ziania ogniem a to sprawiłoby, że z Super Banana zostanie Pieczony Banan.

 

„O ty chuju!" Pierwszy raz zmartwił się uwieziony banan. Kubas zastanawiał się jak może pomóc super bohaterowi, ale jego rany nie pozwalały mu na sprawne poruszanie się a co dopiero jakąś akcję. Mógł więc tylko zawołać.

 

„Super Bananie!"

 

Ogień buchnął na zewnątrz, pochłaniając po drodze banana. Jednak zamiast rozprzestrzenić się po komnacie, w jakiś dziwny sposób skierował się w stronę Samsona i gdyby nie Surfowanie Cienia, spopieliło by go na proch.

 

„Co ty Yoghurt!?" Zawołał starszy brat.

 

„To nie..." Zanim potwór dokończył, coś wybiło mu zęby i wyleciało z pyska. Był to Super Banan o dziwo nawet nie przypieczony. Bestia zawyła i wypluła zęby.

 

„Co tu się od Jania Pawla?" Kubas i reszta nie ogarniała sytuacji, zapewnię jak niektórzy czytelnicy. Wszystko jednak zaraz miało się wyjaśnić.

 

***

 

Z dziury, którą zrobił Super Banan, zostało spuszczonych kilka lin. Po nich zaś zjechali jacyś żołnierze tylko, że mieli żółte uniformy, każdy z jednym srebrnym naramiennikiem. Kubas i jego koledzy widzieli już tak samo ubranych żołnierzy.

 

„To Turksi!" Zawołał ich fan, Oluś.

 

Po tym jak oddział zjechał na linach, wyjął pistolety i karabiny po czym jego członkowie okrążyli Samsona i Yoghurta, który dalej był w postaci bestii. Tylko jeden z nich nie wyjął broni i to on podszedł do Super Banana mówiąc.

 

„Mało brakowało nie?" Był to młody (wyglądający na max 20-21 lat) przystojny mężczyzna o czarnej czuprynie i bystrym wzroku.

 

„Dziękuje pułkowniku. Tak właśnie pomyślałem, że to ty mogłeś maczać w tym palce."

 

„Pułkownik? No tak. Ma na naramienniku aż 4 banany." Powiedział Oluś, który znał się na tych sprawach. „To prawie najwyższy stopień w ich organizacji."

 

„Ktoś ty?" Zapytał Samsone w tym samym czasie, gdy jego brat powolutku zaczął wracać do swojej normalnej postaci.

 

„I czemu banan dalej żyje!" Powiedział Yoghurt, już w ludzkiej formie trochę poobijany. „Powinna zostać z niego grzanka!"

 

„Nie będę wyjaśniał tego przestępcom." Powiedział pułkownik po czym wycelował w nich prawą rękę.

 

„Fire Ball."

 

Po tych słowach z jego ręki wystrzeliła kula ognia i gdyby nie technika szybkiego poruszania się, Rycerze Cienia oberwali by ogniem. Udało im się jednak uniknąć i pojawić się poza strefą eksplozji.

 

„Rozumiem. On rządzi ogniem." Wyjaśnił Samsone „To, dlatego twój ogień nie spalił banana a potem zaatakował mnie."

 

„Czyli to też runin?" Widocznie Yoghurtowi również zaczęło przeszkadzać, że nagle wszyscy kurwa mają moce.

 

„To wasz koniec. Zaproponowałbym żebyście się poddali, ale pewnie odmówicie więc..." Zanim młody pułkownik dokończył swoje popisalskie gadki, nagle sufit komnaty zaczął wybuchać i wszystko zaczęło się trząść i zawalać „...co jest kurwa!"

 

BUM BUM BUM

 

Nie tylko pułkownik zdzwiony był nagłymi wybuchami. Kubas, jego przyjaciele, Super Banan, Turksi a nawet Rycerze Cienia również nie wiedzieli o co chodzi.

 

„Co teraz!?" Powiedział niemal każdy w komnacie.

 

„Pod ścianę!" Krzyknął pułkownik i wszyscy zastosowali się do polecenia, nawet koledzy Kubasa. Co do naszego głównego bohatera, pomógł mu jeden z Turksów i razem schowali się w miarę bezpieczne miejsce.

 

Wszystko zaczęło się walić a Rycerze Cienia postanowili wykorzystać sytuację i wydostać się (teraz jeszcze większą) przez dziurę w suficie. Zaczęli używać swojej techniki szybkiego przemieszczania się by być coraz bliżej wyjścia aż w końcu udało im się dostać na górę.

 

„Nie pozwolę wam!" Wystrzelił z miejsca do góry Super Banan, ale właśnie wtedy nastąpiła kolejna eksplozja, która odrzuciła banana z powrotem na ziemie

 

BUM.

 

Kolejne trzęsienie.

 

Wszystko zaczęło spierdalać się nam na głowę.

 

Ale

 

Odważny młody pułkownik podniósł ręce do góry i wycelował w lecące odłamki. Ponownie wypuścił z rąk kulę ognia i spopielił je na drobny pył. Byliśmy uratowani, tzn. bohaterowie, bo ja jako narrator jestem nieśmiertelny.

 

Mam nadzieje.

 

Gdy tylko trochę się uspokoiło, nastał czas na kolejne niespodzianki. W sali zaczęły pojawiać się mroczne rozbłyski a z nich wychodzić cieniasy – potwory, które dwukrotnie zaatakowały szkołę podstawową do której chodził Kubas.

 

„To znowu one!" Krzyknął Włodek.

 

Turksi zajęli pozycje bojowe, celując w potwory ze swoich pukawek. Czekali tylko na rozkaz.

 

„No proszę. Te cieniste stwory są też tutaj?" Zdziwił się pułkownik.

 

„Mieliście z nimi styczność?" Zdziwił się Kubas, który myślał, że tylko on jest fajny i tylko jego chcą zajebać te pierdolce.

 

„Chociażby wczoraj. Nie wiemy, dlaczego, ale mnóstwo z nich zebrało się w Ikei pod warszawą. Mieliśmy z nimi kupę roboty."

 

Damian Pawian wspominał coś o tym, że to tam jest druga szafa zniknięć. Więc to z stamtąd cieniasy przenosiły się wprost do wnętrza szkoły

 

„Ale ogólnie wiele razy już mieliśmy z nimi do czynienia. Nie pierwszy raz się spotykamy." Uśmiechnął się pułkownik. „Prawda Diablico Martwico?"

 

***

 

„Diablica Kurwica?" Zapytał Kubas?

 

„Diablica Martwica ty mały chujku!" Rozległ się mroczny głos. Ten sam, który Kubas i jego ziomale słyszeli podczas ataku na szkołę. „To, że poznałeś moją tożsamość nic nie zmienia. I tak zginiesz Kubas." To były ostatnie wypowiedziane przez mroczną postać (teraz już wiemy, że to chyba kobieta) słowa.

 

„O tobie mówi?" Spojrzał się na okularnika, pułkownik. „Chyba jej podpadłeś dzieciaku."

 

„Co ty kurwa nie powiesz." Podsumował Kubas, który teraz przynajmniej wiedział kto chce go zabić. Dalej jednak nie wiedział, dlaczego. „Co to za suka?"

 

„Dużo by opowiadać. Najpierw powinniśmy zająć się jej cieniasami."

 

Po tych słowach wśród cienistych potworów pojawił się Osama The Bill Laden.

 

„Znowu ty?" Zapytał Super Banan.

 

„Tak ja! Zapłacisz za wybicie moich zębów."

 

„Mogłem się domyśleć, że to ty stoisz za tymi wybuchami. Tym razem załatwię cię na dobre." Gdy Super Banan miał już zaatakować, powstrzymał go młody dowódca Turksów.

 

„Zaczekaj. Ja zajmę się tym kutasiarzem. Leć, może uda ci się jeszcze złapać tych Rycerzy Cienia. Dużo bym dał by wyciągnąć od nich co planują i czemu się tutaj panoszą."

 

„Zgoda." Owoc bohater wystrzelił do góry, wylatując z komnaty.

 

„Dobra, dorwę go innym razem." Pomasował się po mordzie Osama, gdzie ostatnio dostał od banana. „Teraz muszę zajebać tego okularnika, tak jak życzy sobie moja pracodawczyni. Brać ich!"

 

Cieniasy rzuciły się na obrońców dobra.

 

„Ognia!" Rozkazał pułkownik i Turski zaczęli strzelać. Rozpętała się niezła strzelanina. Nasza paczka w tym czasie podbiegła do Kubasa, bo razem czuli się raźniej. Nie zmienia to faktu, że od kilku jak nie kilkunastu stron, są jedynie obserwatorami frajerami.

 

To znaczy frajerami są od zawsze, ale teraz większymi.

 

Podczas całej tej strzelaniny, Turksi mieli przewagę (pewnie dlatego, że tylko oni mieli broń) dlatego też cieniasy padały jak muchy. W międzyczasie jednak Osama wyjął nie wiadomo skąd wyrzutnie rakiet i wycelował ją w Kubasa. Cel zasłonił mu jednak pułkownik.

 

„Ja jestem twoim przeciwnikiem arabie."

 

„Spoko." Powiedział Osama po czym wystrzelił rakietę. Zanim jednak doleciała do celu, pułkownik wystrzelił z ręki coś na wzór ognistej strzały.

 

„Flare Arrow!" Wykrzyczał i rakieta zderzyła się z ogniem.

 

BUM

 

Po zderzeniu nastąpił wybuch po środku, gdzie nikt nie był w polu rażenia.

 

„Mam tego więcej." Osama zaczął wyjmować drugą rakietę i przeładowywać, ale trochę mu to zajęło.

 

„Wybacz, ale nie poczekam. Fire Ball!" Wystrzelił kulę ognia, która strawiła Osamę i jego sprzęt.

 

BUM

 

Wybuch rozwalił nie tylko taliba, ale również kilku cieniasów. Niedługo potem reszta wystrzelała ostatnich. W KOŃCU wszystko się uspokoiło.

 

***

 

Turksi zaczęli przeszukiwać komnatę a raczej to co z niej zostało by zobaczyć czy nie czają się jeszcze gdzieś jakieś potworasy. Natomiast odważny pułkownik podszedł do Kubasa i jego sługusów a raczej kolegów.

 

„Kim ty właściwie jesteś?" Zapytał elegancik.

 

„Kubas. Obrońca dobra!" Zawołał dumnie frajer.

 

„A tak naprawdę?" Nie uwierzył rozmówca. „Dobry czy zły, jak nie powiesz kim jesteś, to wsadzę was do pierdla albo Azkabanu." Zagroził.

 

„Co kurwa?" Zdenerwował się Kubas.

 

„Poczekaj. Ja ich znam." Podszedł jeden z żołnierzy w prostokątnych pinglach, włosach postawionych na żel i kozią bródką. Wydawał się znajomy Kubasowi i reszcie.

 

„Jak to ich znasz?" Zapytał pułkownik.

 

„Pamiętasz? Mówiłem ci, że jakiś czas temu mieliśmy złapać tego bandziora Totemiarza i o tym jak nas załatwił a także, że jakieś pojeby nas uratowały. No to właśnie one." Znajomym okazał się porucznik Max, którego Kubas i reszta spotkali w poprzedniej części podczas walki z czarnuchem Totemiarzem.

 

„A to pan. Nie myślałem, że będzie pan ważną postacią to nawet nie starałem się zapamiętać imienia." Wykazał się szczerością Kubas.

 

„Jestem porucznik Max jakby ktoś z was zapomniał. A to jest nasz pułkownik i nazywa się James. Widzę, że jednak nie jesteś zwykłym dzieciakiem."

 

„Już mówiłem. Jestem obrońcą dobra a to moi koledzy." Ponownie zapowiedział się Kubas.

 

„Ciekawe czemu ta cała Diablica chce twojej śmierci." Zastanowił się pułkownik James.

 

„Właśnie! Kim ona jest!?"

 

„W super skrócie, to zła baba, która od wielu, wielu lat robi złe uczynki, nikt nie wiem po jaki chuj. Nasi badacze twierdzą, że ciągle ma okres i dlatego jest taka pojebana itd." Zdradził dowódca.

 

„A przepraszam, pan to ma jakieś super moce, czy też runę jak Kubas?" Nie mógł powstrzymać się od pytania Oluś, który wpatrzony był w Turksów jak w obrazek.

 

„Moc runa? Jesteś runinem?" Zapytali James i Max.

 

„No jacha!" Wskazał na czoło Kubas by przyjrzeli się jego bliźnie.

 

„O jebany. Teraz się nie dziwie, że pokonaliście Totemiarza." Rzekł Max.

 

„To runa szału." Wyjaśnił Kubas popisując się blizną, bo ryjem nie mógł.

 

„No kto by pomyślał." James pokazał Kubasowi zewnętrzną część prawej dłoni, gdzie widniała czerwona blizna, która przypominała trochę z kształtu wstążkę żałobną tylko bardziej kanciastą. „A to moja Runa zwana Hisaki. Jak łatwo się domyśleć to Runa Ognia."

 

Wszyscy spojrzeli się na rękę Jamesa i zaczęli jarać (w sensie zachwycać się a nie jarać fajki). Gdy pułkownik wyhaczył, że brzydkie dzieciaki lampią się na jego łapę to zaczął czuć dyskomfort, ale speszył się i pożegnał dopiero gdy dostrzegł Dereka wietnamca. „Zwijamy się. Żegnam dzieciaki."

 

„Kurczę jeszcze na początku tej części się podniecałem, że jestem taki fajny i specjalny, bo jestem runinem a teraz kurwa najebało się ich jak mrówków." Posmucił się Kubas. „A właśnie. Super Banan też jest runinem zgadza się?" Zapytał porucznika Maxa zanim odszedł.

 

„Tak. Jego runa nazywa się chyba Kaizen. To runa potęgi, dlatego jest takim koksem." Powiedział Max zanim odszedł.

 

„Widzisz Kubas tylko ty masz jakąś chujową te runę." Stwierdził Konrad.

 

„A ty ryj." Zripostował okularnik.

 

=====================================================================

Świątynia Multiwita Miny

=====================================================================

Przenieśmy się do miejsca, które owiane jest tajemnicą. Mimo, że mogę się tam pojawić, nie wiem, gdzie to jest. Całe pomieszczenie jest ciemne. Oświetlają je pochodnie. Na środku tej sali stoi kamienny tron, na którym siedzi pewna postać oczywiście złowieszcza jak całe to miejsce. W powietrzu czuć zło i pieczoną wieprzowinkę.

 

Na tronie siedzi złowieszcza postać. Tym razem jednak słyszymy jej prawdziwy głos. Wiemy, że jest to kobieta a dokładniej Diablica Martwica. Dalej jednak nie znamy jej wyglądu ani tym bardziej zamiarów (znaczy oprócz tego by zajebać głównego bohatera tej powieści).

 

„Osama ty debilu. Miałeś jedno zadanie." Rzekła zdenerwowana. „Skoro tak się sprawy mają, wystawię jednego ze swoich najpotężniejszych pionków."

 

Po tej mrocznej chwili, wróćmy do Kubasa i jego przydupasów, którzy po całej akcji w jaskini (razem z Kupizzzem) wrócili do pałacu lordów.

 

***

 

„A więc poznałeś jej imię. Diablica Martwica." Chłodno odpowiedział lord Tom'Ash, gdy usłyszał raport o misji odzyskania runy. „Ale misję zjebałeś."

 

„Kim ona jest?" Zmienił temat Kubas, żeby nie zostać zbesztanym.

 

„Wiemy jedynie, że jest zła i od czasu do czasu wykonuje akty zła na całym świecie. Można rzec, że to takie główne źródło zła na ziemi."

 

„To, skoro wiedzieliście, że to ona to czemu mi nie powiedzieliście?" Kubas pytając oto, przegryzał fasolkę Sensu, którą dostał od lordów. Dzięki temu jego Worywoku, siły oraz zdrowie wróciły do normy i to w jedną chwilę.

 

„A co ci po jej imieniu? Nawet my nie wiemy, gdzie się ukrywa a tym bardziej dlaczego chce cię zajebać." Odrzekł lord Ski-O.

 

„Coś czuje, że ten babsztyl się ode mnie nie odpierdoli. Co ja jej kurwa zrobiłem."

 

„Może po prostu chce cię zajebać, bo jesteś zjebany?" Zaproponował Włodek.

 

„Wtedy chciała by też zabić was wszystkich." Zauważył wafel Kupizzz.

 

„I ciebie też." Dodał lord P.Ter.

 

Niestety Kubas doczekał się reprymendy i przezwisk za to, że zjebał zadanie. Za karę w przyszłości miał wyczyścić pałacowe kible. Teraz jednak chłopaki zostały odesłane do domu.

 

***

 

Gdy kible były już wyczyszczone (na co Kubas stracił kilka dni) nasz bohater odpoczywał w domu i nudził się niemiłosiernie. Cieszył się, że nie musi chodzić do szkoły (bo ta była rozjebana) ale brakowało mu akcji. Dodatkowo jego treningi nie przynosiły zbytnich efektów, bo trochę uodpornił się na drwiny kolegów. Włodek pomagał przybranym starym w domu więc akurat teraz przypadał czas na komputer Kubasa.

 

Szkoda tylko, że nie mieli komputera.

 

Postanowił więc przejść się po ulicach warszawy. Przypomniał sobie, że miał zapytać lordów o jeszcze jedną rzecz, ale przez te sprawę z czyszczeniem sraczów, kompletnie o niej zapomniał.

 

„Będzie jeszcze okazja." Powiedział na głos przechodząc kolejnymi dzielnicami miasta.

 

Ale żeby tradycji stała się zadość, coś zaatakowało Kubasa znienacka. Kubas dostał po plecach od czegoś co spadło z nieba. Poleciał kilka metrów do przodu i upadł na ulicę. Najpierw pomyślał, że jakieś drechy go zaczepiają, ale gdy się odwrócił ujrzał dziwną osobę w dziwnym stroju. Zamiast opisywać, jak wygląda, powiem kim jest to se go wyobrazicie sami.

 

Wyobrażacie sobie już jakoś Super Banana?

 

To teraz wyobraźcie sobie Super Pomarańcze, bo to właśnie on zaatakował Kubasa.

 

„Co jest kurwa? Nie słyszałem o żadnej Super Pomarańczy. Czego chcesz?" Podniósł się na nogi Kubas.

 

„Musze cię zabić." Powiedział trochę jak zombie pan owoc. W tym momencie Kubas poczuł troszkę jak jego blizna zaczęła pulsować.

 

„Kurwa, ile tych runinów się pojawi w tej części?" Powiedział pod nosem. Super Pomarańcza jednak nie leciał w klocki. Od razu podleciał do Kubasa i zaczął go atakować gradem ciosów. Okularnik uniknął tylko kilka z nich. Gdy przestał atakować, Kubas dalej się trzymał na nogach, ale miał obity ryj. „Ała. W poprzednich częściach szło mi zdecydowanie lepiej." Wyznał okularnik.

 

Zanim jednak pomarańcza zaatakowała ponownie, jakiś młodzieniec z krzywym ryjem i jednym zębem wystającym z mordy wyszedł z za rogu i zaczął ich obserwować. Gdy owoc to zobaczył, złapał się za głowę jakby bił się z myślami, po czym odleciał. Młodzieniec zaś podbiegł kilka kroków i krzyknął.

 

„Super Pomarańczo! Zaczekaj!" Kubas złapał go jednak za rękę.

 

„Ty go znasz?" Zapytał wycierając krew z rozwalonego nosa.

 

Chłopak popatrzył na Kubasa. Wyglądał jakby zastanawiał się czy z nim gadać czy biec za Super Pomarańczą. Po chwili jednak zluzował zwieracze i rzekł.

 

„Tak. Znam go i ciebie też Kubas."

 

„Co? A niby skąd? Czytałeś powieści o mnie?"

 

„To ja. Super Banan, tylko bez kombinezonu." Przyznał się chłopak.

 

„Serio!? W sumie podobny masz ryj i faktycznie teraz czuje od ciebie Worywoku. Co ty tutaj robisz i to w cywilu?"

 

„Pilnuje cię."

 

„Jak to?"

 

„Turksi stwierdzili, że dzieją się wokół ciebie podejrzane rzeczy. A to ataki tej całej Diablicy, a to pojawiają się Rycerze Cienia. Poprosili mnie bym miał na ciebie oko."

 

„Aha. Czyli nie udało się złapać tych rycerzy."

 

„Niestety nie. Ale przyznam, że Super Pomarańcza to ostatni gość, jakiego spodziewałem się tutaj zobaczyć."

 

„Dlaczego?"

 

„Bo byłem pewien, że od roku nie żyje."

 

Kubas i Super Banan postanowili trochę pogadać więc poszli do jakiejś kawiarenki, gdzie usiedli wygodnie przy stoliku w rogu.

 

„Super Pomarańcza to mój najlepszy przyjaciel, ale myślałem, że zginął rok temu podczas walki z naszym arcywrogiem – Półwysowym Penisem"

 

„Kurwa nawet nie chce wiedzieć kim on był. I co się stało?" Zapytał Kubas popijając kakao, które kupił mu nowy kolega.

 

„To była duża akcja. Ja, Pomarańcza i oddziały Turksów. Wszystko działo się tak szybko. Po tej bitwie, po Super Pomarańczy słuch zaginął."

 

„Może po prostu was olał i sobie wyjebał na wakacje czy coś."

 

„Nie. Co prawda Super Pomarańcza nie ma takiego parcia na szkło jak ja i dlatego nie jest tak znany, ale to dalej super bohater. Tak nas wychowano i wyćwiczono."

 

„To, dlaczego pojawił się znikąd i do tego chciał mnie zabić Super Bananie?"

 

„Cii!" Uciszył Kubasa banan. „Nie mów tak do mnie jak jestem bez kombinezonu. Nazywam się Wlazły. Nie zdradzaj mojej tożsamości."

 

„Sorry."

 

„Ale odpowiadając na twoje pytanie, nie mam zielonego pojęcia czemu chciał cię zabić, ale wiem jedno. Muszę się dowiedzieć co mu odbiło i jakoś mu pomóc."

 

„No to poproś o pomoc Turksów."

 

„Nie." Zastanowił się Wlazły. „To sprawa osobista." Popatrzył na Kubasa. „A jednak ty jesteś w nią wmieszany. Chciałbym, żebyś udał się ze mną w jedno miejsce."

 

„Gdzie?" Zapytał zaciekawiony Kubas. W końcu coś się działo.

 

„Do świątyni bogini Multiwita Miny w Tybecie."

 

„Czemu akurat na takie wypizdowie?"

 

„To tam, ja i pomarańcza otrzymaliśmy swoje moce oraz tam przechodziliśmy trening. Chce cię mieć przy sobie, bo czuje, że zaatakuje cię ponownie. Wtedy będę miał okazję z nim pogadać."

 

„Ale czemu akurat tam?"

 

„Bo ostatnio w końcu kupiłem sobie komputer przez Internet i mają mi go podłączyć popołudniu. Muszę tam być!" Wlazły całe życie nie miał kompa i zawsze wszyscy się z niego śmiali, ale w końcu za zarobione pieniądze sprawił sobie jakiś fajny.

 

„Aha, ok." Kubas nie miał powodu by odmówić. Pomijając brzydki ryj Wlazłego i śmieszny kombinezon banana to okularnik bardzo podziwiał jego wyczyny oraz moce. On również chciałby w przyszłości zostać takim bohaterem jak Super Banan, tylko że bez tak obciachowego stroju.

 

***

 

Podróż do świątyni w Tybecie nie należała do najmilszych. Gdy Wróżka Wali Gruszka powiedziała Kubasowi, że w dupie ma gdzie spędza urlop i że nie będzie robiła za jego teleporter last minute, okularnik musiał lecieć razem z Super- tzn. Wlazłym.

 

Trzymał go więc za kark i siedział na jego plecach (wyglądali jak brzydkie pedałki). Trochę trwało zanim dolecieli do jakiejś dżungli, gdzie wypatrzyli stojącą w odosobnieniu świątynie, która przypominała japońskie dojo. Wylądowali na placu, który był dość zniszczony.

 

„Co tu się stało?" Zapytał Kubas, zeskakując na ziemie.

 

„Nie przejmuj się. Tutaj miałem sparingi z Bogusiem. To znaczy właśnie z Super Pomarańczą." Zakręciła się łezka w oku Wlazłego przez wspomnienia.

 

„A kto z was był silniejszy?" Kubas był bardzo ciekawy. Nie zdążył ujrzeć mocy pomarańczy, ale wiedział jak silny jest banan.

 

„Ja! I nie mówię tego przez próżność. Nasza moc dana nam przez święte owoce Multiwita Miny jest równa. Ale ja dodatkowo mam runę potęgi!" Pochwalił się Wlazły.

 

„A jaką runę ma Super Pomarańcza? Czułem od niego małe Worywoku."

 

„O czym ty mówisz. O nie miał nigdy żadnej runy."

 

„Serio?" Zdziwił się Kubas. „Może mi się coś pojebało." Stwierdził, bo wiedział, że sam jest pojebany.

 

„Tylko ja z naszej dwójki mam runę i to przez przypadek, bo usiadłem na kamień z jej mocą, o sam zobacz." Wlazły ściągnął spodnie i pokazał Kubasowi dupę, gdzie na lewym pośladku miał bliznę (przypominającą uproszczoną pięść) ale ten odwrócił wzrok twierdząc, że wierzy mu na słowo.

 

„Już myślałem, że wszyscy kurwa mają te runy." Podzielił się swoimi dyrdymałami z Wlazłym.

 

„Nie wiem, czy wiesz, ale jest tylko 20 run." Wykazał się wiedzą Super Banan.

 

„Serio?" O tym lordowie nie wspominali.

 

„Tak. W dodatku każda runa ma jakby inną która jej odpowiada, jest z nią w parze albo jest jej odwrotnością. Np. pułkownik James ma runę ognia, założę się więc że jest też runa wody. Albo ty posiadasz runę szału więc pewnie jest coś w stylu runy nie wiem kurwa łagodności albo spokoju."

 

„A już myślałem, że mam najchujowszą." Pocieszył sam siebie Kubas. „Ale skąd ty to wszystko wiesz? Bo przecież nie z Internetu, skoro nie masz komputera."

 

„O dobrze, że mi przypomniałeś. Ogarnijmy najpierw komputer, bo zaraz przyjdą informatycy."

 

Gdy Wlazły wpuścił monterów którzy cudem znaleźli to miejsce pośrodku dzikiej i niebezpiecznej dżungli, chłopaki wrócili do rozmowy przyglądając się pracy speców.

 

„Pytałeś skąd wiem o takich rzeczach. Z pradawnych kronik dziejów świata napisanych przez Geja Anonima."

 

„I co w nich było?"

 

„Fragment, który posiadam znalazłem razem z Bogusiem, czyli właśnie Super Pomarańczą. Znajdował się w tej opuszczonej od dawna świątyni, dopóki niechcący nie znaleźliśmy jej podczas wycieczki szkolnej, gdy zabłądziliśmy w dżungli. Kroniki czekały tutaj razem ze świętymi owocami, które, gdy je zjedliśmy, przemieniły nas w super bohaterów. Dzięki nim poznaliśmy znaczenie dobra i zła w dodatku mogliśmy dzięki nim latać i się bić a także przyzywać nasze zajebiste stroje na zawołanie."

 

„Ale co z tymi kronikami?" Przerwał mu wywód Kubas.

 

„A no tak. W dużym, dużym skrócie o to co w nich było. Dajesz narrator."

 

Jakoś wiedziałem, że ja będę musiał tłumaczyć. A więc w dużym skrócie, kroniki opowiadały o pewnej czarodziejce-amatorce zwanej Miną. Żyła ona jeszcze w czasach, gdy bóg Colonel walczył z bogiem Ronaldem McDonaldem. Gdy ten pierwszy wygrał i podzielił swoje moce na trzy (podarował je trzem lordom), jego wyczerpane ciało zaczęło umierać. Wtedy zaopiekowała się nim właśnie ta czarodziejka. Przed śmiercią Colonel podarował jej resztkę swojej mocy przez co stała się kimś w rodzaju pomniejszej bogini.

 

„Dziena narrator, dalej ja dokończę" Powiedział Wlazły przerywając mi. „A więc, mimo że stała się boginią to jednak więcej było w niej człowieka więc bardzo powolutku, ale jednak zestarzała się i umarła ze starości. Żal jej było mocy, którą miała od Colonela więc przed śmiercią przesłała ją do dwóch owoców: banana i pomarańczy. Tak powstały święte owoce, które opierdoliliśmy z Bogumiłem.

 

„O bogu Colonelu od dawna słyszałem, bo często jadam w świątyniach KFC jak stary sypnie groszem, ale o Multiwita Minie jakoś nie."

 

„No bo, pomimo że miała dobre intencje, i czyste serce to była magiem amatorem i nie potrafiła dobrze wykorzystać danej jej mocy. Tworzyła jakieś dziwne rzeczy jak np. Królika Wielkodusznego lub Paczkę Nieskończonych Orzeszków Ziemnych więc pewnie chcieli ją wymazać z historii czy coś."

 

„No kumam. A słuchaj może dasz mi jakieś rady, no wiesz ja też chcę zostać kiedyś bohaterem takim jak ty." Poprosił wpatrzony w banana Kubas. Wlazły pomyślał chwilę po czym rzekł.

 

„Pamiętaj, że z wielką mocą wiąże się..."

 

„...wielka odpowiedzialność!?" Dokończył Kubas.

 

„Co? Nie. Chodziło mi, że z wielką mocą wiąże się dużo napierdalania."

 

Gdy Wlazły skończył pierdolić, monterzy powiedzieli, że wszystko jest już ok po czym pożegnali się i wrócili do dżungli, walczyć o życie z dzikim zwierzętami. Wlazły powiedział Kubasowi, że kiedyś dostał od Turksów dostęp do ich bazy danych więc teraz będzie mógł je przeglądać w domu.

 

„To może sprawdzimy co Turksi wiedzą o tej całej Diablicy Martwicy, co ty na to?" Poprosił Kubas a Wlazły chętnie zgodził się, bo bardzo chciał przetestować nowy sprzęt.

 

„Jak się to włącza?" Zastanawiał się Wlazły, bo nigdy nie używał czegoś tak skomplikowanego jak komputer. Kubas używał komputerów na lekcji informatyki w szkole więc pomógł mu włączyć tajemnicze urządzenie. „Ok, ale czemu nic się nie wyświetla?"

 

„Musisz włączyć monitor."

 

„A czyli ten telewizor? Ok." Bohaterom przed oczami pojawił się bios. „Technologia gna naprzód jak skurwysyn. Co tutaj pisze? Windows? A wiem to z angielskiego okno. Kubas weź otwórz okno."

 

„Ale to nie oto..." Kubas nie zdążył dokończyć, bo na ekranie pojawił się pulpit.

 

„Ło matko co się dzieje!" Przeraził się Wlazły, ale po kilku sekundach się uspokoił.

 

„Teraz musisz kliknąć na folder, który się nazywa Tajna Baza Danych Turksów." Wlazły zaczął dotykać palcem ekran, gdzie znajdował się ten folder. „Ale myszką kurde."

 

„Ale tutaj nie ma żadnych zwierząt. Może ta mysz gdzieś spadła?" Wlazły pochylił się i zaczął szukać. „Chyba klops, uciekła czy coś."

 

„Ale myszkę od komputera, to szare coś z kablem co masz pod ręką." Wskazał Kubas.

 

„Aha no ok." Wlazły jakimś cudem dostał się do bazy danych, ale w między czasie wyskoczyło mu okienko z komunikatem, że został zalogowany do komunikatora TLEN. „Tlen? Że niby mam oddychać teraz?" Wlazły wziął parę oddechów. „A mówią, że komputery psują zdrowie." Po chwili znowu wyskoczył komunikator z napisem, że komputer może być zagrożony. „Grozisz mi kutasiarzu, parówkarzu niedorobiony cwelu ty!?" Wlazły przypierdolił z całej siły w monitor rozwalając go w drobny mak. „Mało brakowało."

 

Super Banan znowu uratował dzień a Kubas złapał się za głowę.

 

***

 

Gdy Wlazły zaczął narzekać, że sprzedali mu jakiś zepsuty model, coś wpierdoliło się w świątynie rozwalając jedną ze ścian.

 

„Co jest kurwa!? Komornik mnie tutaj dorwał!?" Przeraził się Wlazły, ale po chwili wyjaśniło się kto ich zaatakował i był to Super Pomarańcza.

 

„Proszę, miałeś rację." Powiedział przygotowany do walki Kubas.

 

„Muszę zabić Kubasa." Znowu powiedział pomarańcz jakby był odurzony lub zaćpany.

 

„Super Pomarańczo! Boguś! To ja Wlazły! Porozmawiaj ze mną!" Ten jednak nie chciał gadać ze starym przyjacielem tylko od razu rzucił się na Kubasa. Wlazły zaś stanął pomiędzy nimi i przemienił się w Super Banana.

 

„Boguś!" Krzyknął banan. „Dlaczego chcesz jego śmierci!"

 

„Zejdź mi z drogi." Zażądał pomarańcz.

 

„Dziwnie się zachowuje, jakby wyprali mu mózg." Zauważył Super Banan.

 

„A już myślałem, że po prostu jest taki zjebany." Dodał swoją uwagę Kubas chwile przed tym jak pomarańcza starał się ominąć banana i napaść na okularnika. Super Banan jednak złapał go za nogę i wypierdolił na zewnątrz. Następnie poleciał za nim.

 

Walka przeniosła się na plac, a raczej nad plac.

 

Gdy Kubas wybiegł na dwór, zobaczył jak Super Banan i Super Pomarańcza walczą w powietrzu. Wymieniali się ciosami, jednocześnie ich unikając. Gdy się przemieszczali, okularnik ledwo mógł ich dostrzec (chociaż to akurat mogła być wina tego, że był ślepy jak śmieć albo mogła być to wina Tuska) Zastanawiał się jak pomóc bananowi, ale na nic nie potrafił wpaść, bo ogólnie nie był zbyt łebski. W końcu jednak banan skopał pomarańcze na ziemie i to tak mocno, że ten wbił się w nią i powstała dziura.

 

„Nie chce zrobić ci krzywdy!" Krzyknął Super Banan, który nadal był w powietrzu. Jednak pomarańcza nie słuchał. Wydostał się z dziury i zaatakował Kubasa, ale ten był na to przygotowany i już wcześniej naładował Worywoku wokół głowy.

 

„Hammer Head!" Kubas przyjebał Pomarańczy w pysk, rozwalając mu i tak już krzywy nos. Jednak ten o dziwo nie zaprzestał ataku. Dorwał się do Kubasa i zaczął go dusić. „P...puszczaj!" Starał się szarpać Kubas, ale uścisk pomarańczy był mocniejszy. Wtedy to Super Banan podleciał od tyłu i chciał oderwać swojego przyjaciela od naszego głównego bohatera jednak bezskutecznie.

 

„Puść go!" Banan zaczął okładać pomarańczę po ryju i rękach, ale ten był w zabójczym szale i dalej dusił Kubasa.

 

„Pomocy!" Krzyczał błagalnie Kubas. Wtedy to Super Banan cofnął się, rozpędził i z rozbiegu z całej siły przywalił z kopa w ryj pomarańczy rozwalając mu całą twarz. Wtedy dopiero ich przeciwnik puścił Kubasa i padł na ziemię. Kubas mógł w końcu złapać powietrze. Super Banan zaś uklęknął przy pokonanym przyjacielu.

 

„Coś ty zrobił Boguś." Zasmucił się Super Banan.

 

„Wybacz Wlazły. Nie mogłem nic... zrobić." I tak Super Pomarańcza zmarł na rękach swojego przyjaciela. „Super Pomarańczo, wybacz mi."

 

Kubas stanął nad nimi patrząc na te smutną scenę. Nie wiedział, czy wypada teraz poprosić Wlazłego, żeby odstawił go na chatę.

 

=====================================================================

Walka na czarnej wieży

=====================================================================

Jakiś czas później, po przygodach w tybecie, Kubas i jego kumple stawili się przed wzrokiem trzech lordów w ich pałacu w górach Rolling Stones.

 

„Widzę, Kubas, że coraz więcej osób chce cię zabić." Uśmiechnął się mówiąc to lord P.Ter. „Jak tam twoja przygoda z Super Bananem?"

 

Kubas opowiedział wszystkim o swoim małym wypadzie do świątyni Multiwita Miny. Najwięcej zajęło mu opowiadanie jak Super Banan nie ogarniał komputera. Kubas był pewien, że jeżeli na pulpicie pojawiło by się słonko z aplikacji gg, Wlazły zacząłby się przed nim opalać. Zakończył swoją opowieść w sumie tak jak było na prawdę, czyli śmiercią Super Pomarańczy.

 

„Jesteś pewien, że ci się to nie śniło?" Zapytał Konrad.

 

„Nie. Szkoda mi tylko tego Super Pomarańczy. Wydaje mi się, że ktoś zrobił mu pranie mózgu a skończył jak zwykły bandzior." Zasmucił się Kubas. W dodatku nie dawało mu spokoju to, że czuł od pomarańczy Worywoku a jednak ten nie używał runy. Podejrzana sprawa.

 

„Cóż, jeżeli ci to pomoże to wiedz, że jego dusza odzyskała spokój i nie trafiła do Ołtarza Złych Dusz." Pocieszył go lord Tom'Ash.

 

„Do czego?" Zapytali gnoje.

 

„Ach no tak. O tym też zapomnieliśmy ci powiedzieć." Kontynuował lord.

 

„Kupizzz!" Zawołał lord Ski-O a wafel odpowiedział na wezwanie.

 

„Co?" Zapytał, gdy przylazł.

 

„Zabierz ich na piętro 221 i pokaż ołtarz." Rozkazał lord Ski-O.

 

„Za mną lamusy." Kupizzz i reszta weszli do windy, która nagle pojawiła się w pałacu, ale tak naprawdę tutaj była od zawsze. Chwilę jechali do góry aż w końcu wyszli z windy. Znaleźli się w niedużym pokoju, gdzie na samym środku stała olbrzymia butelka po wódce (tak z 3 razy większa od bohaterów) na której napisane było „Żołądkowa Gorzka".

 

„To na pewno dobre piętro?" Zapytał Oluś.

 

„Taa... To właśnie Ołtarz Złych Dusz." Powiedział sługus.

 

„To, dlaczego wygląda jak wódka? Dla niepoznaki?" Zapytał Derek, który dołączył do kolegów, gdy weszli do windy.

 

„Nie. Ołtarz to jeden z dziwacznych tworów Multiwita Miny i dlatego tak wygląda."

 

„Słyszałem, że była trochę zjebana." Kubas przypomniał sobie słowa Wlazłego.

 

I właśnie wtedy zobaczył ją.

 

Zupełnie przeciętną dziewczynę ze zmrużonymi oczami i uśmiechniętą twarzą o rozpuszczonych włosach sięgających do ramion w kolorze zgniłego brązu. Dziewczyna nie pojawiła się nagle. Wcześniej stała za ołtarzem i chłopacy jej nie widzieli. Teraz jednak postanowiła pokazać się gościom.

 

„To prawda, że miała trochę dziwny gust. Ale mimo wyglądu, ołtarz spełnia swoje zadanie." Dziewczyna poklepała butelkę z dumą w głosie.

 

Kubas gapił się na nią jak na ostatnią rolkę papieru w super markecie.

 

„Kocham cię!" Wykrzyczał Kubas. Widocznie zakochał się w dziewczynie od pierwszego wejrzenia. Czy to znaczy, że Kubas to lesbijka?

 

„Eee... to miło." Dziewczyna nie wiedziała, jak zareagować. Kubasa zaś ogarnęli koledzy, żeby nie robił przypału i zatkali mu ryj.

 

„To jest Magda. Pracuje tutaj na umowie zlecenie jako strażnik Ołtarza Złych Dusz." Przedstawił ją Kupizzz dłubiąc w nosie.

 

„Witam." Uśmiechnęła się i pomachała.

 

„To jak działa ten ołtarz?" Zapytał Włodek zanim Kubas znowu dojdzie do głosu.

 

„Kiedy ginie ktoś zły, jego dusza ląduje w ołtarzu. Dla przykładu niedawno wessał duszę Osamy The Bill Ladena. Dzięki temu, mamy pewność, że te złe postacie, nie wrócą za sprawą nekromancji i innych czarów-marów." Wyjaśniła Magda. „Ja pilnuję by nic się nie stało ołtarzowi."

 

„Wow, masz takie moce? Ale jesteś super!" Wyrwało się Kubasowi.

 

„Nie, nie. Ja tu tylko pilnuję. Przenoszeniem dusz zajmuje się Królik Wielkoduszny, ale on mieszka gdzie indziej." Poprawiła Kubasa Magda. Zanim okularnik ponownie wydarł japę, na piętro wbiegł Rumun i to on wydarł japę zamiast Kubasa.

 

„Szybko! Zjeżdżamy do lordów na dół!" Rumun zaciągnął Kubasa na siłę i wszyscy oprócz Magdy zjechali do lordów. Dereka wyjebali za drzwi jak zawsze.

 

„Czemu rozdzielacie mnie od mojej ukochanej?" Powiedział zezłoszczony Kubas.

 

„Stul japę to się dowiesz." Uciszył go Rumun gdy powrócili do głównej sali.

 

„Wysłaliśmy Rumuna by pomyszkował w miejscach w których pojawiali się Rycerze Cienia i odkryliśmy, że budują coś co wygląda jak czarna wieża." Przedstawili sprawę lordowie.

 

„I co dopiero teraz ktoś ogarnął, że po środku miasta ktoś pierdolnął wysoką wieże?" Zastanowił się Konrad.

 

„Tak. Dopóki ktoś ich nie odkryje, pozostają niewidzialne." Wytłumaczył lord Ski-O. „Co więcej wygląda na to, że Turksi też wpadli na jej trop. Super Banan już tam leci."

 

„Zmierzyć się z Rycerzami." Dodał lord P.Ter.

 

„No to chyba dobrze. Niech spierze im dupy." Dochodził do zmysłów Kubas.

 

„Tylko, że banan i Turksi nie wiedzą jednego. Czarna wieża to nie zwykła wieża. Ona wysysa moc ze wszystkiego co żyje i wzmacnia kilkukrotnie Rycerzy Cienia." Wyjaśnił lord Tom'Ash.

 

„Co!?" Przeraził się Kubas, który uważał, że rycerze i tak są bardzo potężni.

 

„Serio. Gdy ją znalazłem sam byłem trochę jakby osłabiony. Zwykli ludzie pewnie nawet nie odczuwają tego efektów, a jednak dzięki temu, rycerze stają się potężniejsi."

 

„A skąd my to wiemy?" Zapytał Włodek i uzyskał odpowiedź od Rumuna.

 

„Bo jak byłem pod wieżą to na drzwiach było napisane jak działa."

 

„Aha."

 

„Musimy mu o tym powiedzieć! Inaczej Super Banan będzie w niebezpieczeństwie!" Zawołał Kubas.

 

„Dokładnie. Wyruszajcie niezwłocznie." Rzekli lordowie. „Wróżko. Zabierz ich stąd." Po tych słowach pojawiła się WWG i jednym ruchem różdżki sprawiła, że Kubas i jego koledzy zniknęli.

 

Środek nocy.

 

Księżyc oświetlał warszawę a na jego tle było widać wieżowce oraz czarną wieżę. Kubas i reszta pojawili się troszkę dalej od niej niż myśleli.

 

„Czemu tak daleko?" Zdziwił się Kubas.

 

„To przez te wchłanianie energii. Nie mogłam teleportować was wyżej." Broniła się wróżka.

 

„Pospieszmy się! Chce pomóc bananowi! Czym szybciej to zrobimy, tym szybciej będę mógł wrócić do swojej ukochanej Magdy!" Kubas, Włodek, Konrad, Oluś i Derek ruszyli z buta w stronę czarnej wieży.

 

My natomiast przenieśmy się do góóóóóry na szczyt czarnej wieży, gdzie Rycerze Cienia stanęli naprzeciwko Super Bananowi już po raz kolejny.

 

***

 

„Miałem nadzieję, że zjawisz się jako pierwszy." Powiedział Yoghurt.

 

„Do usług. Niezłą chatę sobie jedbneliście w środku miasta." Udawał zachwyconego Super Banan.

 

„Cieszę się, że ci się podoba, bo wieża będzie też działać jako twój grób." Yoghurt przygotował swoją lancę a Samsone miecz.

 

„Widzę, że nie jesteście dzisiaj rozmowni." Super Banan podniósł gardę. „I bardzo dobrze, bo chciałbym zdążyć jeszcze by obejrzeć odcinek Na Wspólnej." W jednej chwili Yoghurt użył Surfowania Cienia i znalazł się za plecami banana. Tylko teraz był jeszcze szybszy niż kiedykolwiek. „No proszę!" Banan odskoczył i nie dostał z lancy. „Ktoś chyba tutaj zjadł jogurt z witaminami. Jesteś dużo szybszy niż ostatnio."

 

„Zamknij japę!" Yoghurt widocznie łatwo się wkurzał, gdy ktoś mówił o jogurtach więc ponownie zaatakował lancą, tym razem kilka razy. Banan ledwo, ale unikał pchnięć a na końcu przywalił rycerzowi w mordę. Jednakże zadał mniejsze szkody jego twarzy niż myślał.

 

„Co jest?" Zdziwił się banan, ale zanim rozkminił tajemnicę, Yoghurt upuścił lancę i złapał go za rękę, którą wcześniej dostał w ryj. „Puszczaj!" Krzyknął Super Banan a za plecami miał już Samsona, który zamachiwał się by uderzyć mieczem. Wlazły w ostatniej chwili kucnął (miecz obciął kawałek jego kombinezonu) po czym podciał Yoghurta i Samsona jednocześnie. Następnie poleciał do góry by wydłużyć dystans między nimi. „Są jakby silniejsi? A może to ja jestem zmęczony?" Zastanawiał się na głos banan, ale Yoghurt nie dał mu na to dużo czasu. Wziął bowiem swoją lancę i rzucił w banana. Ten oczywiście uniknął, ale to była tylko zmyła bowiem rycerz pojawił się nad bananem i złapał rzuconą lancę. Zaatakował z góry, ale banan obronił się i przyjebał mu znowu w twarz. „Może i jesteście silniejsi, ale dalej przewidywalni."

 

„Mogę być przewidywalny, jeżeli twoje ciosy nic mi nie robią." Okazuje się, że znowu jego uderzenie dużo nie zdziałało.

 

„Ach tak. A wyjaśnisz jakim cudem pojawiłeś się w powietrzu? Przecież twoja technika polega na odbijaniu się od cienia i jego przydeptywaniu w miejscu, w którym chcesz się pojawić."

 

„To popatrz w dół." Okazuje się, że Samsone przydepną cień Yoghurta który pada na wieżę. Ale tak naprawdę banan w dupie miał jego technikę. Chodziło mu o odwrócenie uwagi i udało mu się to zrobić bowiem tylko młodszy brat spojrzał w dół na swój cień. W tej chwili banan poleciał do góry, naładował Worywoku które wypełniło jego nogę i z całej mocy spadł na Yoghurta przywalając mu nogą aż tak, że ten poleciał do dołu i wbił się głęboko w wieżę.

 

TRACH

 

„To też ci nic nie zrobiło?" Zapytał banan, który wylądował do na wieży. „Ty jesteś następny Samsone." Wskazał na niego palcem w bohaterskim geście. Jednak jego popisywanie się przerwał Yoghurt który obolały wydostał się z dziury.

 

„Ugh." Wypluł krew i otrzepał się rycerz. „Zapłacisz za to." Złapał się za bolące plecy.

 

„Yoghurt. Pamiętaj, jak za bardzo uszkodzimy wieżę to wyleci w powietrze." Napomniał go brat.

 

„Przecież wiem!"

 

„Jeszcze żyjesz? Nieźle." Banan zaskoczony był jego wytrzymałością. Włożył naprawdę wiele Worywoku i siły w ten atak.

 

„Za to ty już niedługo." Powiedział Samsone i wskazał na kombinezon banana. Tam, gdzie wcześniej trafił go mieczem, zaczął się rozpadać na kawałki.

 

„Co jest!?" Banan musiał dezaktywować strój po czym wezwać go podobnie, żeby cały się odtworzył. „Co to było?"

 

„Nie spodziewałem się, że potrafisz coś takiego. Następnym razem trafię w ciało." Samsone wyjął miecz.

 

„Rozumiem, to sprawka twojej runy. Co to za moc?"

 

„Runa Hakkai, runa destrukcji." Powiedział Samsone po czym wystartował do banana. W przeciwieństwie do brata, on rzadziej używał techniki Surfowania Cienia. Po prostu zaatakował go mieczem, ale banan uniknął.

 

„To nie brzmi dobrze. Nie mogę dać się trafić ani razu." Banan zrobił obrót i przykopał starszemu rycerzowi, ale mało mu to zrobiło.

 

„Nie masz z nami szans. Nie tutaj." Ciachnął mieczem, ale Super Banan znowu uniknął.

 

„Na czarnej wieży jesteśmy kilkukrotnie silniejsi niż zazwyczaj. " Podniósł się Yoghurt, który zregenerował obrażenia. „I dopóki na niej jesteśmy, możemy się regenerować."

 

„Kurde." Super Banan zaczął kombinować co by tutaj zrobić. Nie dość, że było dwóch na jednego, to jeszcze byli od niego silniejsi, szybsi a starszy posiada moc niszczenia wszystkiego co dotknie. Jedyna jego szansa jest w tym, że rozwali te wieżę, ale wspominali coś, że wtedy wybuchnie i mieszkańcy miasta będą zagrożeni. W takim razie musi odciągnąć ich od wieży albo ich zrzucić. „No to do roboty." Wystartował jak z bicza strzelił i złapał za twarz i Samsona i Yoghurta i przygniótł ich do podłogi. Zaczął dociskać ich coraz mocniej do podłoża. Gdyby nie to, że użyli Surfowania Cienia, ich głowy by zostały zgniecione, bo w ręku banana pozostały jedynie rozwalony melonik i hełm. „Nara frajerzy!" Po tym manewrze wyjebał z wieży by odlecieć jak najdalej od niej, ale coś złapało go za nogę, gdy był poza nią. „Co jest?" Odwrócił się i zobaczył, że wokół jego nogi owinięta jest macka jak u ośmiornicy.

 

„Gdzieś się wybierasz?" Yoghurt przemienił swoją rękę w długą mackę i jednym szarpnięciem przyciągnął bohatera z powrotem aż walną o wieżę.

 

„Ugh!" Banan szybko stanął na nogi. „No tak zapomniałem o twojej mocy." Ręka Yoghurta powróciła do normalności. „Nie dacie mi odlecieć z wieży co?"

 

„Nie. Dzisiaj to zakończymy." Rzekł poważnie Samsone „I to już niedługo. Yoghurt od teraz walczymy razem. To pewnie kwestia czasu, gdy Turksi przybędą do czarnej wieży."

 

„Skoro tak ładnie prosisz." Uśmiechnął się młodszy z braci. Oboje przygotowali swoja broń. Super Banan zrozumiał, że żarty się skończyły. Jeżeli chce wyjść z tego cało, będzie musiał użyć maksimum swoich mocy i przekroczyć własne granice. Podniósł gardę po czym w jednej chwili nagromadził wokół siebie tyle Worywoku, że aura wokół niego była dostrzegalna gołym okiem. Poza tym odepchnęło przeciwników do tyłu.

 

„Co jest? Ile on ma Worywoku!" Przeraził się przed chwilą co pewny siebie Yoghurt.

 

„Używa maksimum mocy. To nie tylko aura. Zobacz na jego mięśnie." Wskazał mieczem na banana i faktycznie można było dostrzec u niego powiększone bice.

 

„Kilka uderzeń i kopniaków? Naprawdę myśleliście, że runa potęgi potrafi tylko tyle?" Zapytał skupiony do granic możliwości Super Banan.

 

„Przygotuj..." Zanim Samsone miał dokończyć to co chciał powiedzieć, Super Banan już przeleciał dystans i znalazł się tuż przy nim po czym uderzył go tak mocno, że cała jego zbroja pękła i się rozwaliła a on sam wyrzygał obiad razem z krwią.

 

„Samsone!" Zawołał Yoghurt i rzucił się by mu pomóc, ale nie potrzebnie się fatygował bowiem to banan podleciał do niego równie szybko jak do jego brata. „O ty w mordę kopany..." Zdążył powiedzieć zanim dostał z kopa w ryj, że aż mu prawie skręciło kark.

 

Trwało to kilka sekund a dwójka Rycerzy Cienia leżała pokonana.

 

W tym samym czasie, Kubas i jego koledzy byli już pod czarną wieżą. Gdy Super Banan odpalił full power mode'a, Kubas aż prawie zemdlał z wyczucia takiej ilości mocy, ale koledzy ocucili go, dając mu z kopa w brzuch i to kilka razy. Chłopaki zastanawiali się jak dostaną się na szczyt wieży, w której nie ma schodów, ale problem rozwiązało to, że znajdowała się tam winda. Zaciągnęli tam Kubasa po czym zaczęli jechać do góry.

 

Czekała ich długa podróż. Wyprzedzę ich i zajrzę ponownie na szczyt.

 

Tutaj jednak nic się nie zmieniło. Rycerze dalej poturbowani a nad nimi stoi triumfalnie Super Banan. Jednak to jeszcze nie koniec walki. Samsone i Yoghurt powolutku zaczęli się podnosić a ich rany regenerować.

 

„Chyba zapomniałeś o naszej rege..." Tym razem to Yoghurt nie miał szczęścia dokończyć, bo dostał z łokcia w ryj od banana i wrócił do pozycji leżącej. Za plecami banana jednak pojawił się jeszcze do końca nie zregerowany Samsone ze swoim mieczem i chciał zadać cios. Nasz bohater jednak uklęknął, podparł się o ziemie i wykopał Samsone w powietrze.

 

„Szansa!" W końcu bananowi udało się oderwać rycerza od wieży. Od razu wystrzelił w niebo za Samsonem i zaczął go okładać gradem ciosów. Regeneracja przeciwnika nie nadążała z leczeniem. Zanim jednak wykończył rycerza, drugi z nich już trochę wyleczony zaatakował go swoją lancą od tyłu. Banan skupił się i wypuścił z ciała falę Worywoku co odepchnęło braci, broniąc go przed ciosem. Jednakże ponownie Yoghurt i Samsone znaleźli się na wieży. Banan również na nią zleciał, widocznie zmęczony.

 

„To jakiś pierdolony żart. Robi z nami co chce i to na czarnej wieży." Wkurwił się Yoghurt, który pomógł bratu wstać.

 

„Posłuchaj mnie." Ranny Samsone podniósł się do ucha Yoghurta i coś mu szepnął. Zapewne mieli jakiś pomysł. Banan postanowił nie dać im jednak więcej czasu i ponownie wystrzelił w ich stronę. Wtedy Yoghurt odepchnął brata i zasłonił się lancą. Czekał na cios. W ostatniej chwili jednak zniknął, a na jego miejscu pojawił się Samsone z ustawionym mieczem w taką stronę by Banan nadział się na niego jak szaszłyk. Natychmiastowo musiał podjąć decyzję by zboczyć z kursu co wybiło go z równowagi. Sprawy nie ułatwiało to, że Yoghurt pojawił się nad nim i również chciał zadać atak lancą. Samsone też użył Surfowania Cienia by zaatakować mieczem z drugiej strony. W jednej chwili mieli go w kleszczach w dodatku dzięki ich technice, mogli dorównać mu w szybkości. Jedynym wyjściem było przyjęcie jednego ciosu i wybicie któregoś z nich w powietrze. Decyzja była prosta, przyjmie atak Yoghurta, ponieważ atak tego drugiego byłby śmiertelny.

 

Jak pomyślał, tak zrobił. Ustawił się bliżej młodszego z rycerzy po czym poczuł ból w brzuchu. Po przyjęciu ataku zaatakował z pięści w brodę przeciwnika by wyrzucić go do góry. Ale tym razem jego cios zadał dużo mniejsze szkody, ponieważ nie był wypełniony Worywoku.

 

„Czyżbym wyczerpał całe?" Zdziwił się banan. Cała trójka zleciała na wieże. Super Banan nie mógł się ruszać i nie wiedział, dlaczego. Rana w brzuchu od lancy nie była przecież aż tak poważna. I wtedy właśnie zobaczył, że to co jest w jego bebechach to nie lanca a dziwne urządzenie przypominające mały, ręczny odkurzacz. „To jest?"

 

„Nie miałeś szans bo oba ataki były śmiertelne." Wyjaśnił Samsone sparaliżowanemu bananowi, któremu cała moc i aura w jednej chwili zniknęła.

 

Mniej więcej w tym samym czasie usłyszeliśmy.

 

DINK

 

Winda wjechała na szczyt a z niej wybiegli Kubas i jego ziomy. To co zobaczyli to Super Banan, który opada na ziemię, całkowicie bez życia. Zszokowało to bohaterów.

 

„Przybyliście za późno gówniarze." Zaśmiał się Yoghurt, który trzymał dziwny odkurzacz w ręce. Gdy tylko Kubas zdał sobie sprawę co się stało, jego znak od razu zaczął pulsować. Nie ma chyba potrzeby opisywać co działo mu się w głowie i jak łatwo odpalił Szał Bojowy. Teraz to wokół głowy Kubasa pojawiła się aura Worywoku. Od razu rzucił się na Rycerzy, mimo, że koledzy próbowali go zatrzymać.

 

„Kubas nie!" Zawołał Włodek. Nawet on rozumiał, że Rycerze Cienia nie są dla niego przeciwnikami. Pamiętał też, to, że na czarnej wieży mają przewagę. Zanim jednak Kubas dopadł któregoś z nich, odezwał się Yoghurt.

 

„Na razie." Po tych słowach, Rycerze zniknęli a Kubas nie miał w kogo uderzyć swoją mocą. Upadł więc na kolana przy ciele banana po czym zaczął krzyczeć i wyć jak bestia do księżyca. Jego przyjaciele nie wiedzieli, jak zareagować. Darcie japy Kubasa trwało trochę, ponieważ wkurw mu nie przechodził.

 

Wtedy to jego przyjaciele usłyszeli kolejny DINK za sobą.

 

Ktoś również przybył na wieżę.

 

***

 

Był to oddział Turksów z młodym pułkownikiem Jamesem na czele. Szybko rozejrzał się po wieży po czym jego wzrok zatrzymał się na martwym kompanie. Mniej więcej wtedy Kubas przestał drzeć mordę.

 

„Co się stało?" Zapytał spokojnie pułkownik.

 

„To byli Rycerze Cienia. Zajebali go." Zaraportował Oluś. James podszedł do Kubasa.

 

„Przybyłem za późno." Stwierdził okularnik, mimo że nie był o nic pytany.

 

„Był najsilniejszym bohaterem jakiego znałem. Rycerze zapłacą za to." Rzekł pułkownik, który zaczął oglądać ranę na brzuchu banana. Wtedy dopiero czymś się zmartwił. „Jak go zabili? Widzieliście?" Kubas otarł łzy i powiedział.

 

„Jakąś dziwną bronią, która wyglądała jak odkurzacz chyba."

 

„Szlag." Zaniepokoił się James.

 

„Co jest?" Tym razem pojawił się porucznik Max z oddziału Jamesa.

 

„Użyli Wysysacza." Pułkownik wstał i podszedł do Maxa. „Mają runę Kaizen."

 

„Cholera." Teraz i Max się zaniepokoił.

 

„Co to jest wysysacz? Jakaś męska dziwka?" Zapytał Kubas, również podnosząc dupę. Pułkownik machnął do jednego ze swoich ludzi by ten pokazał dzieciakom właśnie takie urządzenie, jakim zabito banana. Był to mały ręczny odkurzacz nie wyróżniający się prawie niczym. Jedynie na boku było logo T-Corporation.

 

„Czy to odkurzacz ręczny?" Zapytał Derek.

 

„Tylko dla niepoznaki. Zobacz, ma nawet pojemniczek na kurz i paproszki ale właśnie to jest wysysacz. Potężne urządzenie stworzone przez Turksów." Objaśnił porucznik Max.

 

„To załatwiło banana?" Zapytał Konrad.

 

„Dokładnie tak. To urządzenie wysysa całkowicie Worywoku z ciała runina po czym tworzy nową runę."

 

„To można tak przenosić runy!?" Zdziwił się Kubas.

 

„No można..., ale." Max popatrzył na ciało banana. „...ale runin zazwyczaj nie przeżywa tego procesu."

 

„Dlatego stworzono tylko kilka sztuk tego urządzenia." Wyjaśnił James. „I mają je do dyspozycji tylko członkowie Turksów o wysokiej randze. Skąd do licha oni go wytrzasnęli?"

 

„Może dorwali kogoś z naszych? Dowiem się." Powiedział Max odchodząc. James również chciał coś dodać, ale gdy spojrzał na rozpacz na ryju Kubasa, po prostu odszedł. Nie był dobry w pocieszaniu.

 

Chłopaki stali tak przez chwilę. Obserwowali jak ekipa Turksów zabiera ciało banana z należytym szacunkiem. Gdzieś im wpadło w ucho, że wieża zostanie ostrożnie zdemontowana.

 

***

 

Od walki na czarnej wieży minęły dwa dni. Kubas od tamtej pory przeleżał smutny w swoim pokoju. Nawet Włodek nie potrafił go pocieszyć. Koledzy starali się jakoś poprawić mu humor, ale w sumie szybko zrezygnowali, bo uznali, że aż tak go nie lubią. Kubas został wiec sam ze swoimi myślami. Bardzo szanował banana nawet jeżeli był brzydki i dziwnie pachniał. Obwiniał się, że przybył za późno.

 

Pewnego dnia pojawiła się przed nim Wróżka Wali Gruszka.

 

„Hej Kubas. Lordowie chcą żebyś przybył do pałacu."

 

„Wybacz, ale nie mam ochoty by robili sobie ze mnie jaja."

 

„W sumie nie wiem czemu pytam cię o zdanie." Kubas w jednej chwili zniknął i pojawił się u lordów w głównej komnacie.

 

„No kurwa!" Krzyknął bohater i ogarnął dupę.

 

„Podobno jakieś smuty walisz w powieści, która ma bawić?" Zapytał lord Tom'Ash.

 

„Nie wasza sprawa!"

 

„Trochę nasza, bo jak ciągle będziesz ryczał to jak będziesz ratował świat?" Tym razem odezwał się lord Ski-O.

 

„Nie potrafiłem uratować nawet Super Banana." Znowu posmutniał Kubas.

 

„Nie będziemy ci mówić, że to nie twoja wina w końcu mogłeś czekać szybciej w tej windzie, ale WWG ma dla ciebie prezent." Dodał lord P.Ter.

 

„Prezent?" WWG powiedziała tylko.

 

„Spójrz za siebie." Gdy Kubas to zrobił ujrzał swoich przyjaciół oraz strażniczkę ołtarza Magdę.

 

„Magduś?" Olał kolegów Kubas. „Co ty tutaj robisz?"

 

„Przybyłam cię pocieszyć. Poprosili mnie żebym poprawiła ci nastrój. Nie możesz się obwiniać o śmierć tego banana, czy jak mu tam. Musisz walczyć dla innych, stać się nowym bohaterem, godnym kontynuowania ścieżki, którą podążał banan." Magda czytała z kartki, którą przygotowali jej lordowie.

 

Do Kubasa podbiegli koledzy.

 

„Wierzymy w ciebie Kubas. Nawet jeśli masz taki ryj." Rzekł Włodek.

 

„Pokazałeś nam jak silny jesteś." Konrad pochwalił okularnika.

 

„Nie możesz się poddać!" Wykrzyczał Oluś.

 

„Liczymy na Ciebie." Powiedział Derek a raczej powiedziałby, gdyby nie stał za drzwiami.

 

„Koledzy. Magduś. Wasza szczerość chwyciła za moje serce oraz wątrobę." Wyprostował się jebany królewicz. „Przepraszam, że musieliście się martwić. Prawie zapomniałem o co toczy się gra."

 

Kubas nie poddał się. Dalej chciał bronić słabszych, stawać się silniejszy, zaimponować Magdzie a także spełnić w końcu swoje marzenie. Nikt nie powiedział, że droga obrońcy dobra będzie łatwa (szczególnie z takim ryjem i takimi kolegami).

 

Z wielką mocą, wiąże się wielka odpowiedzialność. Tak mówił mu Super Banan.

 

Chyba.

 

Kubas odzyskał zapał co nas już mało interesuje, bo na tym kończy się opowieść. Co w następnej części?

 

Już w następnym odcinku Kubas pozna nowych towarzyszy broni, którzy pomogą mu zmierzyć się z potężnym zagrożeniem. Czego dotyczyć będzie groźna przepowiednia? Kto cofnie się w czasie? Czy ziemia przetrwa inwazje kosmitów? I czym jest wielki, metalowy, latając penis? Przed wami: Kubas Adventure 4 i Efekt Masy.

 

Nic, tylko złapać się za głowę.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania