Poprzednie częściLabirynt strachu cz. 1

Labirynt strachu cz. 2

2. O tym jak zachwyt przemienił się w strach.

Następnego dnia po lekcjach sam przyszedłem do domku na drzewie. Wyjąłem kanapki z plecaka, już trochę zgniecione i mało apetyczne po szkolnej podróży. Usiadłem przy małym okienku i zacząłem jeść. Przyszedłem tu po to, aby zabrać tą grę i ją po prostu wyrzucić. Byliśmy pewni, że już nie będziemy w nią grać. Trochę nam się znudziła. Kończyłem kanapkę, kiedy nagle zobaczyłem błysk. W pierwszej chwili myślałem, że to z ulicy, albo słońce. Jednak mrugnięcie światła się powtórzyło, tym razem dwukrotnie. Spojrzałem na rzuconą w kąt grę. To od niej biło to światło. Przerażony odruchowo wstałem i pobiegłem do drzwi, aby jak najszybciej stamtąd wyjść. Uspokoiłem się mimo wszystko. Przecież to tylko gra, przedmiot martwy, nieszkodliwy. Na pewno coś mi się zdawało. Może to było odbite światło. Wziąłem do ręki plansze. Nagle rzuciłem ją. Była gorąca jak żywy ogień! Wybiegłem z domku, zostawiając grę na podłodze. Wróciłem zdyszany do domu. Natychmiast zadzwoniłem po moich przyjaciół, którzy jednocześnie byli moimi sąsiadami. Dawid i Kacper od razu przyszli na miejsce. Tomek niestety w tym czasie źle się czuł i nie przyszedł. Opowiedziałem chłopakom o moim odkryciu. Byli zdumieni. Myśleli, że sobie z nich zartuje. W trójkę pobiegliśmy do domku ma drzewie. Kiedy weszliśmy, naszym oczom ukazała się rozłożona plansza. Wyglądała inaczej niż wtedy, gdy w nią graliśmy. Wokół niej płonął ogień, ale nic sie nie paliło. Unosił się kilka centymetrów od drewnianej podłogi. Cała plansza była pokryta mchem, a na niektórych polach stały trochę w powiększeniu samochodziki i żołnierzyki z kolekcji Dawida. Oprócz nich pionki stanowiły przeróżne krasnoludy, smoki. Pojawiła się nawet jedna księżniczka przy napisie „meta”. To wszystko wyglądało bardzo realistycznie i przerażająco. Kacper chciał wybiec, bardzo się bał. Jednak przytrzymaliśmy go. Weszliśmy w to razem, to poradzimy sobie z tym wspólnie. Na stole leżały kości. Świeciły bardzo jasnym światłem. Zrozumiałem, że to niema propozycja zagrania.

- Musimy znów zagrać. Ten jeden ostatni raz. Może wtedy się pozbędziemy tego z domku raz na zawsze.

- Wszedzie jest ogień! Jak możemy w takiej sytuacji po prostu grać sobie w grę? Chodźmy po naszych rodziców. Powiedzmy im o tym. Oni na pewno nam pomogą. – w tym momencie kiedy Kacper wypowiadał te słowa, kierował się do wyjścia. Nacisnął na klamkę. Drzwi okazały się zamknięte. A Kacpra ręka zrobiła się cała czerwona. Dopiero po czasie zauważył i zaczął syczeć z bólu. Poparzył się.

- Widzisz, nie mamy innego wyjścia. – zdecydowałem i przeskakując ogień, wziąłem do rąk kości.

Wszyscy, naśladując mnie usiedli wokół gry. Płomienie ognia raz po raz zasłaniały nasze twarze. Byłem zaskoczony, ponieważ ogień był gorący, ale nas nie parzył. Ponad to nie było duszacego dymu. Mogliśmy swobodnie grać. Atmosfera nie była jednak tak luźna i miła, jak wtedy gdy graliśmy beztrosko w tę grę pierwszy raz. Wtedy jeszcze nie zobaczyliśmy jej w całej okazałości. Nie znaliśmy możliwości tej starej tektury. Wkrótce mieliśmy się przekonać o jej mocy. Już na tym etapie, przed grą wszystko wyglądało przerażająco.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania