Laboratorium 2 - część IV
Zawiązali mi oczy. Przez to straciłam poczucie czasu i terenu, po którym mnie prowadzili. Jednak czując te szorstkie ściany, ocierające moje ramiona do krwi, wiedziałam że to placówka od dawna nie używana, lub nawet nie oddana do użytku. Nagle poczułam silne szarpnięcie, które zwaliło mnie z nóg.
- Wstawaj, głupia. - Yous pociągnął mnie mocno za włosy, krzyknęłam z bólu, wbrew sobie stając na drżących ze strachu nogach. Jednym mocnym ruchem zerwał mi opaskę z oczu, co doprowadziło do kolejnego krzyku. - Zamknij się... - Mruknął rozgniewany, po czym pchnął mnie do przodu. Spojrzałam na miejsce, gdzie się znajdowałam. Długi, ciasny korytarz, oświetlany tylko jedną starą żarówką. Po jego dwóch stronach znajdowało się dużo starych, mosiężnych drzwi. Każde były ponumerowane, od 71, do 101. Zaprowadzono mnie pod jedne z nich, oznakowane numerem 98. Strażnik uśmiechnął się złowieszczo, otwierając je dużym kluczem.
- Tylko się nie przestrasz mała. - Zaśmiał się pogardliwie, łapiąc mnie za szyję, i wpychając do środka. Od razu je zamknął, szczęk zamka był głośny i jedynie on przeszkodził w ciszy jaka nagle zapadła. Rozejrzałam się po podłodze, i niemal krzyknęłam z przerażenia. Pod moimi stopami piętrzyły się kości, a przez ciemność nie mogłam stwierdzić czy należą do zwierząt, czy ludzi. Zrobiłam krok do przodu, gdy nagle poczułam na szyi czyjś oddech. Odwróciłam się, napotykając dzikie spojrzenie Hyuka. Wyciągnęłam rękę, dotykając delikatnie jego policzka, jednak od razu ją cofnęłam, czując jak spod palców, wycieka krew. Chłopak złapał mnie za nadgarstek, składając na nim czuły pocałunek.
- Nic ci nie zrobili? - Wyszeptał głosem wytartym od krzyku. Pokręciłam tylko głową, przypatrując się jemu w tym marnym świetle żarówki. Połamane żebra i obicia niemile deformowały jego ciało, a przypalona skóra wydawała nieprzyjemny zapach. Nacięcia na całym ciele zaczynały się pokrywać okropnymi strupami i ropą. Ślad po sznurze z porwania, zamienił się w bordowo fioletowy obrzęk, co pewnie utrudniało oddychanie. Po mojej twarzy spłynęły łzy, które on szybko usunął wierzchem dłoni. Powoli, by nie potęgować bólu, przysunęłam się do niego, głaszcząc jedną ręką jego nienaruszoną o dziwo głowę. Czułam jego urywany oddech, jego każdy ruch i gest.
- Cii... - Wyszeptałam starając się o niego zatroszczyć. - No już spokojnie... jesteś przy mnie bezpieczny. - Mówiłam cicho, jednak w moi głosie pobrzmiewała rozpacz i nienawiść do tej pieprzonej organizacji. - Przetrwamy. - Pomogłam mu usiąść na szmacie, która służyła mu jako legowisko, po czym ułożyłam się do snu obok niego. - Wytrwamy. Przeżyjemy... - To były ostatnie słowa, po których nas przemocą rozdzielono. Teraz była kolej na mnie.
Komentarze (10)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania