Laboratorium 2 - Prolog
Właśnie wróciłam ze szkoły, zmęczona po całodziennym wysiłku umysłowym. Kiwnęłam głową siostrze, leżącej na moim niezasłanym łóżku. Leniwe usiadłam przy biurku, słysząc, jak za ciekną ścianą pokoju, matka chodzi zdenerwowana w tę i z powrotem po naszej malutkiej kuchni.
- Co się stało? - Spytałam cicho, wyczuwając dziwną atmosferę. Letaliss, w skrócie wyjaśniła mi, że tata jest w areszcie za pobicie i zrobienie krzywdy jakiejś niewinnej kobiecie, i teraz czekamy na telefon z policji. - A co to znaczy, że zrobił jej krzywdę? - Spytałam naiwnie, rozpakowując swój ciężki plecak.
- Dowiesz się, jak będziesz duża. - Siostra najwyraźniej się speszyła, a chwilę później usłyszałyśmy dźwięk wyczekiwanego telefonu. Letaliss od razu poszła podsłuchiwać, a ja spokojnie układałam książki i zeszyty na specjalnych półkach. Gdy wróciła, jej szara twarz zdradziła mi, że nie były to dobre wieści. Cichy płacz matki tylko mnie upewnił.
- Co z tatą? - Spytałam cichym głosikiem, czując jak drżą mi ręce.
- Tata już nie wróci. - W jej głosie brzmiał smutek, drżąca warga zdradzała rozterkę.
- Taty już nie będzie?! - Krzyknęłam przerażona tą nagłą wieścią, jednak umilkłam słysząc płacz naszej matki, a zaraz po tym trzask szkła.
- Zamknijcie się, zaplute bękarty! - Krzyczała, idąc krok po kroku w stronę naszego pokoju.
- Mamo! - Siostra zatkała mi uszy, choć i tak wszystko usłyszałam.
- Jaka mamo! Wasz ojciec zrobił was z każdą, bez mojej wiedzy... - Tu zrobiła krótką pauzę. - Wiecie ile razy budziłam się w ich obecności, niczym jedna z nich?! Tak właśnie wasz ojciec szanował mnie, tą która was przygarnęła! - Weszła do naszego pokoju, cała zapłakana, ze zbitą butelką w ręku.
- Mówisz to przy małym dziecku! - Siostra dzielnie broniła mnie przez tą przemową, jednakże żadna z nas nie przewidziała tego, co matka zrobiła.
Rzuciła się na mnie, dzierżąc szkło w jednej z rąk. Zamknęłam oczy, chroniąc się rączkami. Słyszałam krzyk, a zaraz po tym całkowitą ciszę, przerywaną ciężkim oddechem. Odważyłam się otworzyć oczy, moja siostra, leżała pod ścianą, z zakrwawioną bluzką. Ciemna ciecz brudziła beżowy dywan, a ja ponownie zaczęłam płakać, by potem skupić się na matce. Patrzyła na zakrwawioną butelkę, nie dowierzając temu, co widzi. Spojrzała następnie na mnie, kulącą się na środku pokoju. Uniosła rękę, by mnie zaatakować, jednak zanim to zrobiła, rozległ się ogłuszający strzał. Wrzasnęłam, płacząc w niebo głosy pewna, że zaraz mama zrobi mi krzywdę, jednak gdy po paru minutach otworzyłam oczy, dojrzałam chłopaka, dzierżącego pistolet. Kucał przy ciele leżącej przede mną matki. Nie widziałam jego twarzy, zasłaniał ją szaro czarną bandaną. Czując na sobie moje spojrzenie, odezwał się cicho, nie podnosząc na mnie wzroku.
- Chodź, zaraz przyjadą gliny. Zaufaj mi, zaopiekuję się tobą.
Wcale nie miało to tak zabrzmieć, ale w jednej chwili moje dziecięce serduszko mu uwierzyło.
~ Przepraszam że tak dawno nic nie dodawałam. Dopadło mnie lenistwo... niestety. Ale postaram się poprawić. ~
Komentarze (21)
"Bandamą" - bandaną
Niestety, nie czytałem pierwszej części i niezbyt ogarniam fabułę, dlatego zawracam w tył i lecę czytać. Piątka
"szaro czarną bandamą." - bandaną
No, no... zaczynasz wreszcie trochę więcej robić w formie przekazu subiektywnego. Może być ciekawie... Pzdr. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania